-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać1
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać392
Biblioteczka
2024-05-09
2019-02-23
2019-02-24
Urzekające to fantasy, oparte na rosyjskim folklorze. Na pewno jest to coś oryginalnego na tle innych powieści fantasy przepełnionych rycerzami i smokami. Czekam na drugą część.
Urzekające to fantasy, oparte na rosyjskim folklorze. Na pewno jest to coś oryginalnego na tle innych powieści fantasy przepełnionych rycerzami i smokami. Czekam na drugą część.
Pokaż mimo to2019-04-11
Doceniam siłę i kunszt tej powieści. Powieści, w której syrena jest metaforą, symbolem. Pięknie to autorka wymyśliła. Są tutaj zarazem zawiedzeni, którzy spodziewali się powieści fantastycznej, a dostali powieść historyczno-obyczajową. Pod tym względem ja również czuję się nieco zawiedziona, bo choć nie spodziewałam się fantasy, to oczekiwałam czegoś innego. Tymczasem "Syrena i Pani Hancock" to - na takim podstawowym poziomie - opowieść o XVIII-wiecznych londyńskich prostytutkach, kobietach zmuszonych do tego, by zadbać o same siebie. A za taką tematyką nie przepadam. Książka mnie trochę nudziła, czytałam ją właściwie z rozpędu, a nie dlatego, że byłam faktycznie ciekawa losów bohaterów. Podoba mi się koncept tej powieści, ale z mojego punktu widzenia, szkoda, że autorka nie wybrała innych bohaterów i innego środowiska, do przekazania tego, co chciała przekazać.
Doceniam siłę i kunszt tej powieści. Powieści, w której syrena jest metaforą, symbolem. Pięknie to autorka wymyśliła. Są tutaj zarazem zawiedzeni, którzy spodziewali się powieści fantastycznej, a dostali powieść historyczno-obyczajową. Pod tym względem ja również czuję się nieco zawiedziona, bo choć nie spodziewałam się fantasy, to oczekiwałam czegoś innego. Tymczasem...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-05-25
2019-07-28
Miłośniczką psów nie jestem, dlatego do lektury podeszłam ostrożnie, ale ta powieść wcale nie jest o psie. Owszem, ten pies niby jest głównym bohaterem, ale jest bardzo zantropomorfizowany. Tak naprawdę to powieść o upływie czasu, przemijaniu. Nie wiem też dlaczego jest ona zaliczana do lektur "młodzieżowych".
Miłośniczką psów nie jestem, dlatego do lektury podeszłam ostrożnie, ale ta powieść wcale nie jest o psie. Owszem, ten pies niby jest głównym bohaterem, ale jest bardzo zantropomorfizowany. Tak naprawdę to powieść o upływie czasu, przemijaniu. Nie wiem też dlaczego jest ona zaliczana do lektur "młodzieżowych".
Pokaż mimo to2019-09-08
Powiem tak: książka wciąga jak bagno. Jedna z niewielu książek, które porwały mnie tak, że im bliżej był koniec, tym wolniej czytałam, żeby przyjemność trwała dłużej. Nie spodziewałam się tego po poowieści nieznanego mi dotąd polskiego autora (jako, że powieści grozy co do zasady nie czytuję). No i właśnie, jeszcze ten zupełnie "nie mój" gatunek literacki. Ale przestraszona się nie czułam - takie tam strachy na lachy... I jestem zła na autora, że nie dał odpowiedzi na wszystkie pytania, a w posłowiu jeszcze je mnoży...
Powiem tak: książka wciąga jak bagno. Jedna z niewielu książek, które porwały mnie tak, że im bliżej był koniec, tym wolniej czytałam, żeby przyjemność trwała dłużej. Nie spodziewałam się tego po poowieści nieznanego mi dotąd polskiego autora (jako, że powieści grozy co do zasady nie czytuję). No i właśnie, jeszcze ten zupełnie "nie mój" gatunek literacki. Ale przestraszona...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-09-14
Kryminał w konwencji fantastyki? Pomieszanie stylów? Ja myślę, że autor wpadł na pomysł tej książki grając w jakąś grę komputerową. Bohater ma 8 wcieleń, aby odgadnąć kto jest mordercą. Wszystko misternie poukładane, niestety dla mnie kompletnie nie mialo to sensu. Brak logicznego ciągu zdarzeń, brak następstwa czasowego, w książce panuje jeden wielki chaos, zrozumiały chyba tylko dla autora. Dlaczego np. bohater będąc w ciele postaci nr 2 rozmawia w tym samym dniu z samym sobą, będącym w postaci nr 4 (przykładowo) - przecież w danym dniu miał on być tylko w jednm wcieleniu??? Akcja w ogóle mnie nie wciągnęła, męczyłam się czytając tę powieść. Nie wspomnę, że wcielenia bohatera zlewają się ze sobą i się mieszają, bo nic o nich nie wiemy (podobnaie zresztą jak o głównym bohaterze). Nie, przekombinowanym książkom mówię nie.
Kryminał w konwencji fantastyki? Pomieszanie stylów? Ja myślę, że autor wpadł na pomysł tej książki grając w jakąś grę komputerową. Bohater ma 8 wcieleń, aby odgadnąć kto jest mordercą. Wszystko misternie poukładane, niestety dla mnie kompletnie nie mialo to sensu. Brak logicznego ciągu zdarzeń, brak następstwa czasowego, w książce panuje jeden wielki chaos, zrozumiały...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-11-16
2019-12-16
Wielkie oczekiwania i co? Rozczarowanie. Nie wiem dlaczego ta książka aż tak zachwyca tyle osób. Mnie męczyła. Długaśne opisy, wlekąca się akcja, zupełnie nie w stylu Kinga, a w dodatku nawet przez chwilę nie czułam grozy, czy przerażenia.
Wielkie oczekiwania i co? Rozczarowanie. Nie wiem dlaczego ta książka aż tak zachwyca tyle osób. Mnie męczyła. Długaśne opisy, wlekąca się akcja, zupełnie nie w stylu Kinga, a w dodatku nawet przez chwilę nie czułam grozy, czy przerażenia.
Pokaż mimo to2019-12-19
Ogółem na plus. Zamysł fajny, no i autor potrafi wykreować ten klimat, że ciarki przechodzą. Niestety trochę brakuje warsztatowo. Irytujący główny bohater też nie poprawiał w tej powieści sytuacji.
Ogółem na plus. Zamysł fajny, no i autor potrafi wykreować ten klimat, że ciarki przechodzą. Niestety trochę brakuje warsztatowo. Irytujący główny bohater też nie poprawiał w tej powieści sytuacji.
Pokaż mimo to2020-01-05
2020-03-07
2020-03-28
2020-04-03
Urzekająca. Autorka wykazała się dużą wyobraźnią, ale też talentem gawędziarskim. Trochę co prawda trzeba przyszlifować jeszcze ten nowo narodzony brylant, bo „Czarne miasto” jest odrobinę chaotyczne i zagmatwane, ale to jedyne co. Nie będę się nawet czepiać tego, że autorka bardzo stereotypowo kojarzy ze Śląskiem jedynie węgiel i górnictwo - zazwyczaj mnie to bardzo denerwuje, bo Śląsk już dawno przestał taki być. Ślązaków może to denerwować, tak samo jak, w istocie słabo oddany śląski klimat. To nie jest jednak powieść realistyczna, więc takie zastrzeżenia uważam trochę za brak zrozumienia konwencji tej książki. To jest literatura piękna, a powieść traktuje nie tyle o Śląsku, ale o pewnej wyobrażonej, magicznej rzeczywistości, która jest jedynie inspirowana Śląskiem (dawnym dodajmy, nie obecnym). „Normalna śląska rodzina” przecież raczej nie żyje w tunelach pod miastem... Mam nadzieję, że Marta Knopik to nowy talent na naszej scenie literackiej.
Urzekająca. Autorka wykazała się dużą wyobraźnią, ale też talentem gawędziarskim. Trochę co prawda trzeba przyszlifować jeszcze ten nowo narodzony brylant, bo „Czarne miasto” jest odrobinę chaotyczne i zagmatwane, ale to jedyne co. Nie będę się nawet czepiać tego, że autorka bardzo stereotypowo kojarzy ze Śląskiem jedynie węgiel i górnictwo - zazwyczaj mnie to bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-13
Lubię książki Victorii Schwab. Ta wprawdzie się wolno rozkręca, ale potem nie można oderwać się od czytania.
Lubię książki Victorii Schwab. Ta wprawdzie się wolno rozkręca, ale potem nie można oderwać się od czytania.
Pokaż mimo to2020-04-19
Czytałam już kilka książek Roberta Harrisa i wszystkie, oprócz jednej, podobały mi się. W większości były to powieści historyczne, dziejące się w różnych epokach. Tym razem mamy powieść „historyczną inaczej”, gdyż akcja rozgrywa się w przyszłości, przyszłość ta jednak nie wygląda tak, jak sobie na ogół wyobrażamy, ale tak, jakbyśmy cofnęli się 300-400 lat (nie do średniowiecza, jak sugeruje opis, ale raczej do wielu XVII-XVIII). To dosyć oryginalny świat postapo. Jego mieszkańcy żyją zgodnie z przykazaniami Kościoła, który jest najwyższą władzą i z rzadka tylko zastanawiają się, co stało się przed laty z ich przodkami, gdyż wszelkie próby tropienia ich śladów nazywane są herezją..
Moje wrażenia z tej lektury są pozytywne, albo raczej byłyby pozytywne, gdyby nie fakt, że towarzyszył mi duży poziom niepokoju. Czułam się po prostu niekomfortowo, czytając o apokalipsie i końcu naszej cywilizacji, która w istocie jest bardziej krucha, niż nam się wydaje. W powieści pada kilka hipotez nt. potencjalnych przyczyn takiej apokalipsy i są one niestety - więcej, niż prawdopodobne. Z jednej strony podniesienie poziomu życia i wszelkich wygód i technologie, pomagające nam w funkcjonowaniu, z drugiej jednak strony zabija nas własna pycha, oderwanie od rzeczywistości i niszczenie środowiska, w jakim żyjemy. Niestety, ale lektura „Drugiego snu” skłania do przemyśleń, jak długo to wszystko jeszcze potrwa, zwłaszcza w obecnym, bardzo niepewnym czasie pandemii.
Z drugiej strony nie do końca przekonała mnie wizja czasów postapokaliptycznych, w których ludzkość nie tylko zatrzymała się w rozwoju, ale nawet w nim cofnęła, włączając w to powrót do mentalności sprzed wieków, fanatycznej religii i rządów Kościoła, powstrzymującego postęp (ten to zawsze jakoś przetrwa, hę?). O ile technologia może zostać unicestwiona, to czy zniknąć mogą całe stulecia myśli i postępu moralnego? Czegoś tu zabrakło, także w samej warstwie fabularnej, która, choć nie jest zła, to mogłaby być lepsza i - mam wrażenie, że - bardziej przemyślana. Rozczarowuje szczególnie zakończenie. W sumie wolę „prawdziwe” powieści historyczne (a gatunek postapo nie należy do moich ulubionych). Cóż, tak czy siak warto to przemyśleć, a nie traktować tę powieść tylko w kategoriach lepszego lub gorszego thrillera fantastycznego.
Czytałam już kilka książek Roberta Harrisa i wszystkie, oprócz jednej, podobały mi się. W większości były to powieści historyczne, dziejące się w różnych epokach. Tym razem mamy powieść „historyczną inaczej”, gdyż akcja rozgrywa się w przyszłości, przyszłość ta jednak nie wygląda tak, jak sobie na ogół wyobrażamy, ale tak, jakbyśmy cofnęli się 300-400 lat (nie do...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-04-22
Tajemnicze miasteczko, oderwane od współczesności, żyjące własnym rytmem, rządzące się własnymi prawami, do których należy po pierwsze zakaz zajmowania się historią. Zasiedlone (przynajmniej kiedyś) wyjątkowo uzdolnionymi ludźmi. Pewnego dnia przybywa doń obcy - milioner, pragnący wyremontować opustoszały pałac. I zaczynają się kłopoty...
Nie, nie i nie. Za tą piękną okładką kryje się powieść fantastyczna, której inspiracje być może sięgają do twórczości Neila Gaimana, czy Joanne K. Rowling, jednak cała historia jest wyjątkowo udziwniona. Na pierwszy rzut oka idą imiona i nazwiska bohaterów: Jonah Oblong, Veronal Slickstone, Marmion Finch, Orelia Roc, Vixen Valourhand, i tak dalej. Litości - Vixen - co to za imię?? Veronal - brzmi jak nazwa środka na uspokojenie. Oczywiście sprawia to, że te postaci o dziwacznych imionach trudno jest spamiętać - wielokrotnie podczas lektury zastanawiałam się, kim u licha jest osoba, o której właśnie czytam, zwłaszcza, że postacie w tej książce mają tendencje pojawiania się, ni stąd, ni zowąd, jak królik z kapelusza i wpadania na różne rozwiązania niczym Archimedes z jego "eureką". Sprawy nie ułatwia mnogość bohaterów oraz fakt, że są oni wyjątkowo słabo skonstruowani - charaktery ledwie zarysowane, nie wiadomo jakie mają motywacje, w zasadzie określa ich tylko imię i funkcja. Przez to trudno dopasować te postaci jakoś do tej układanki. Układanki, która jest tak absurdalna, że przypomina jakiś sen, w którym rzeczy wydarzają się z powodów sobie tylko wiadomych - a po obudzeniu z którego nie możemy się nadziwić, skąd w naszej głowie się to wszystko wzięło. Widziałam tu podobieństwo nie do Harry'ego Pottera, a raczej do Alicji w Krainie Czarów, z jej Szalonym Kapelusznikiem i znikającym kotem. Zapowiadana w nim "apokalipsa" to też apokalipsa taka, jak z Koziej Wólki trąba. Magiczny świat stworzony przez Caldecotta jest po prostu groteskowy.
Problem z tą powieścią polega też na tym, że wszystko w niej jest jakieś mętne, zbyt ogólne, enigmatyczne, jakby autor miał jakąś ogólną wizję, ale nie potrafił jej opisać w szczegółach. Przez długi czas brakowało mi w niej jakiejś myśli przewodniej, konkretów, czegoś, czego można by się uchwycić, by się wciągnąć w fabułę. Na przykład: do miasteczka kiedyś przywieziono dziesięcioro wyjątkowo uzdolnionych dzieci - i od tego wszystko się zaczęło. Jednak jakie talenty miały te dzieci (i dlaczego zostały one uznane za niebezpieczne) - tego się nie dowiadujemy. Od tych dzieci zaczynają się wszystkie opisy (i recenzje), a tak naprawdę to ich jest w tej powieści najmniej, są one mało znaczącym epizodem. Nie wiadomo skąd wziął się w miasteczku świat równoległy - nazwijmy go na mój własny użytek - światem "po drugiej stronie lustra". Kim był jego czarny charakter i o co właściwie mu chodziło? Zamiast skupić się na nakreśleniu postaci i faktów, autor woli szczegółowo i rozwlekle opisywać tzw. "okoliczności przyrody" - domy, ulice, krajobrazy, czy stroje mieszkańców. Wiele fragmentów tej pozycji jest zwyczajnie zbędnych. Im bardziej zbliżałam się do końca, tym bardziej mnie to wszystko irytowało i męczyło. Generalnie retrospekcje dotyczące czasów elżbietańskich są najsłabszą częścią tej książki. A nie, stop, najgorsze jest zakończenie całej tej kabały - wczytajcie się dokładnie, bo możecie je przeoczyć. Wyobraźcie sobie, że Lord Voldemort zostaje pokonany przy pierwszej lepszej okazji jednym machnięciem czarodziejskiej różdżki...
Do lektury tej powieści skłonił mnie tylko opis fabuły i blurby, i teraz myślę sobie, że powinnam była być bardziej czujna. Nie wszystko złoto, co się świeci. Powiedziałabym, że „Miasteczko” jest niedopracowane, gdyby nie ilość stron, jakie sobie liczy oraz to, że autor przyznaje, że wielokrotnie przerabiał swoje dzieło. Cóż, zapewne chciał stworzyć coś oryginalnego, niestety - moim zdaniem - nie potrafi on pisać.
Tajemnicze miasteczko, oderwane od współczesności, żyjące własnym rytmem, rządzące się własnymi prawami, do których należy po pierwsze zakaz zajmowania się historią. Zasiedlone (przynajmniej kiedyś) wyjątkowo uzdolnionymi ludźmi. Pewnego dnia przybywa doń obcy - milioner, pragnący wyremontować opustoszały pałac. I zaczynają się kłopoty...
Nie, nie i nie. Za tą piękną...
Przyznaję, że bardzo ciekawa powieść. Niby fantastyka, a tak mocno zakorzeniona w rzeczywistości, m.in. przez fizykę, która tu rządzi. Może to być ciut meczące, bo tej fizyki jest dużo, może nawet za dużo - i to łącznie z fizyką kwantową. Ale totalnie rozwaliło mnie zakończenie, które było dla mnie niczym tragifarsa. Bardzo jestem ciekawa, co będzie w kolejnych częściach.
Przyznaję, że bardzo ciekawa powieść. Niby fantastyka, a tak mocno zakorzeniona w rzeczywistości, m.in. przez fizykę, która tu rządzi. Może to być ciut meczące, bo tej fizyki jest dużo, może nawet za dużo - i to łącznie z fizyką kwantową. Ale totalnie rozwaliło mnie zakończenie, które było dla mnie niczym tragifarsa. Bardzo jestem ciekawa, co będzie w kolejnych częściach.
Pokaż mimo to