-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik2
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać30
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant3
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2024-06-09
2024-06-02
Dzisiaj Belzagor, dawniej Świat Holmana to odległa planeta zamieszkana przed dwa gatunki: nildory i sulidory. Dawniej istniały plany na zagospodarowanie Świata Holmana na wzór planety dobrze znanej człowiekowi. Kiedy okazało się, że pierwotni mieszkańcy nowo odkrytego świata, czyli wielkie nildory i sulidory to istoty inteligentne, posiadające własne zwyczaje, kulturę i tradycje, korporacje zarządzane ręką człowieka wycofały się ze Świata Holmana i oddały go w pełne posiadanie jego autochtonicznym mieszkańcom. Mijają lata. Na Belzagor wyrusza Edmund Gunderson, administrator z czasów Świata Holmana. Mężczyzna przybywa na planetę, by odwiedzić garstkę pozostałych na niej ludzi oraz... odbyć podróż do świętego miejsca wszystkich nildorów i poszukać odkupienia swoich wcześniejszych win.
Autorem "W dół do ziemi" jest Robert Silverberg. Niedawno przeczytałem "Księgę czaszek", inną powieść tego autora. Tym razem w nasze ręce trafia książka przenosząca nas na inną planetę. "W dół do ziemi" w odróżnieniu od "Księgi czaszek" to klasyczna powieść sf. Czytając tę książkę Silverberga nie musimy wcale doszukiwać się elementów charakterystycznych dla tego gatunku. Jesteśmy nimi stale otoczeni!
Wraz z Gundersonem przybywamy na odległą planetę zamieszkałą przez istoty inteligentne, posiadające własną kulturę oraz zwyczaje. Poznajemy obyczajowość wielkich nildorów oraz przeciwstawnych im sulidorów. Wyruszamy w podróż do krainy mgieł, świętego miejsca każdego nildora. Miejsca kultu, przeobrażenia, narodzenia na nowo. Po drodze nasz bohater spotyka garstkę osób, które pozostały na planecie po tym, jak ludzkość ją opuściła. Poznajemy również wpływ obcej planety na kilkoro pozostałych na niej ludzi.
"W dół do ziemi" już na samym początku została porównana do "Jądra ciemności", klasycznej powieści Josepha Conrada. Autor nakreśla również podobieństwo do powieści Kiplinga. Kiedy tylko przeczytałem, że "W dół do ziemi" autor stara się porównać do książki Conrada, to moja ciekawość tej powieści jeszcze dodatkowo wzrosła. Poprzez porównanie do klasycznych i cenionych powieści, autor stara się postawić swoją powieść w tym samym rzędzie co wspomniane klasyki. Nadać jej klasy i wartości.
"W dół do ziemi" to książka, która wciąga czytelnika już od samego wstępu. Wraz z odkrywaniem jej kolejnych rozdziałów nasze zainteresowanie tą powieścią jedynie wzrasta! Powieść Roberta Silverberga po prostu nie pozwala nam się od siebie oderwać dopóki wraz z Edmundem Gundersonem nie dobrniemy do jej nieoczywistego finału.
Na dodatkowe oklaski zasługuje również świetne wydanie tej książki. Powieści ukazujące się nakładem Wydawnictwa Vesper to za każdym razem naprawdę pięknie wydane książki. Nie inaczej jest w przypadku "W dół do ziemi"! Świetna, twarda okładka, klimatyczna wklejka oraz dedykowana zakładką robią robotę. Do pełni szczęścia brakuje jej jedynie kilku ilustracji w środku.
"W dół do ziemi" to rewelacyjna książka, którą czyta się jednym tchem! Powieść wciąga i uzależnia! Polecam nie tylko fanom standardowych powieści spod znaku sf. Z przyjemnością sięgnę po pozostałe książki tego autora!
Dzisiaj Belzagor, dawniej Świat Holmana to odległa planeta zamieszkana przed dwa gatunki: nildory i sulidory. Dawniej istniały plany na zagospodarowanie Świata Holmana na wzór planety dobrze znanej człowiekowi. Kiedy okazało się, że pierwotni mieszkańcy nowo odkrytego świata, czyli wielkie nildory i sulidory to istoty inteligentne, posiadające własne zwyczaje, kulturę i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-06-01
Kto z Was chciałby być nieśmiertelny? Trzeba przyznać, że to bardzo kusząca propozycja! Jak zareaguje na nią grupka znajomych w powieści Roberta Silverberga? Przenieśmy się do lat 70 i poszukajmy odpowiedzi na to pytanie!
Ameryka, lata 70. Olivier, Timothy, Ned i Eli to czwórka totalnie różniących się od siebie studentów. Pewnego dnia jeden z nich znajduje w uczelnianej bibliotece manuskrypt, opowiadający o tajemniczej Księdze Czaszek i rytuale, który gwarantuje nieśmiertelność. Warunkiem zdobycia tego daru jest przejście odpowiedniej próby, do której potrzeba właśnie czterech osób. Ceną nieśmiertelności jest jednak śmierć dwojga z nich. Jedynie wtedy pozostała przy życiu dwójka zyskuje nieśmiertelność. Przyjaciele postanawiają wyruszyć w podróż przez niemal całe Stany Zjednoczone, by na pustkowiach Arizony odnaleźć siedzibę tajemniczego bractwa wspomnianego w manuskrypcie.
Seria "Wymiary" Wydawnictwa Vesper ma zawierać zbiór najważniejszych książek o tematyce science fiction. Czy "Księga czaszek" wpisuje się w ten nurt? Jak mogę ocenić powieść Silverberga?
"Księga czaszek" została pierwszy raz wydana w latach 70 ubiegłego wieku. Cofamy się więc wiele lat aby sprawdzić jak w tamtych czasach ówcześni ludzie patrzyli i odbierali wiele spraw. Już od samego początku wraz z czwórką przyjaciół wyruszamy w drogę po nieśmiertelność. Wyruszamy również w podróż po całej liście stereotypów! Autor już od samego początku zarzuca nas wybujałymi wyobrażeniami na w zasadzie chyba każdy temat. Czytając jego kolejne niestworzone uwagi po pewnym czasie mamy ich dość, a kilka zaczynamy odbierać jako wyjątkowo niesmaczne. Bardzo nie lubię tego wyrażenia ale jeden cytat, którego tutaj raczej nie przytoczę zasługuje w pełni na takie miano. Stereotyp tutaj goni stereotyp! W latach 70 jeszcze nie było mnie na tym świecie i nie wiem jakie wtedy panowały przekonania na wiele tematów, jednak nie wydaję mi się aby ludzie na przestrzeni lat zmienili się aż tak bardzo. Do pewnego momentu jesteśmy zasypywani niestworzonymi opisami autora oraz najwyraźniej jego obsesją na temat seksu.
Czy "Księga czaszek" to standardowa powieść science fiction? Otóż nie. W książce Silverberga klimatom sf odpowiada jedynie wspomniana nieśmiertelność. Gdybym miał odpowiedzieć na pytanie do jakiego gatunku zaliczę "Księgę czaszek" to miałbym z tym spory problem. Książka zawiera elementy powieści obyczajowej, powieści drogi, dramatu. Jest to dosyć nieoczywisty miks kilku gatunków.
Ale czy "Księga czaszek" faktycznie była aż tak zła? Powieść zyskuje w momencie kiedy jej bohaterowie w końcu trafiają do bractwa położonego na pustyni gdzieś w Arizonie. Do tej pory autor bardzo mocno zapoznawał nas z każdym z bohaterów, z ich przeszłością oraz szeroko opisywał poczynania czwórki studentów w drodze do Arizony. Silverberg zastosował narrację z pozycji każdego z bohaterów. Co rozdział skaczemy więc od jednego z chłopaków do drugiego i poznajemy ich przeszłość oraz spojrzenie na wiele spraw z perspektywy każdego z nich.
Kiedy w końcu docieramy na miejsce zaczyna robić się wiele ciekawiej. Akcja co prawda dalej nie przypomina nam klimatów jakie standardowo kojarzymy z hasłem - science fiction. W tym momencie prawdziwą robotę zaczyna tworzyć klimat powieści. Zaczynamy odczuwać atmosferę zamknięcia, izolacji. Gdzieś podskórnie wyczuwamy, że za chwilę wydarzy się coś złego. Zastanawiamy się kim tam naprawdę jest opisywane w starym manuskrypcie bractwo i co kryje się za obietnicami nieśmiertelności. Wisienką na torcie jest tutaj sama końcówka!
"Księga czaszek" to w mojej ocenie świetnie wydana książka. Treść powieści Silverberga znacznie odbiega od nurtu science fiction, a na jej niekorzyść działa regularne obrzucanie czytelnika kolejnymi stereotypami. Powieść posiada jednak w sobie pewien magnetyzm, który nas przykuwa i podsyca naszą ciekawość dopóki nie dobrniemy do samego rozwiązania całej historii. "Księga czaszek" nie jest powieścią science fiction, nie pozwala również zamknąć się w sztywne ramy jednego określonego gatunku. Po zapoznaniu się z opisem książki spodziewałem się czegoś na wzór thrillera i niestety tego nie otrzymałem. "Księga czaszek" jednak w pewien sposób mnie wciągnęła, więc nie mogę jej ocenić jednoznacznie źle. Powieść Silverberga wciąga ale nie jest tym, co sugeruje jej opis i dorobek literacki tego autora. Powieść na samym początku mnie regularnie irytowała, potem równie mocno wciągała. Możemy ją podzielić na dwie części - pierwszą, tę w drodze oraz drugą, dużo lepszą już po dotarciu na miejsce właściwej akcji. Wtedy dopiero autor udowadnia co tak naprawdę potrafi i prowadzi nas do naprawdę bardzo dobrego zakończenia! "Księgę czaszek" uważam za wstęp do innych powieści Silverberga, po które zdecydowanie w przyszłości sięgnę.
Kto z Was chciałby być nieśmiertelny? Trzeba przyznać, że to bardzo kusząca propozycja! Jak zareaguje na nią grupka znajomych w powieści Roberta Silverberga? Przenieśmy się do lat 70 i poszukajmy odpowiedzi na to pytanie!
Ameryka, lata 70. Olivier, Timothy, Ned i Eli to czwórka totalnie różniących się od siebie studentów. Pewnego dnia jeden z nich znajduje w uczelnianej...
2024-05-28
Uwaga! Trafiamy w sam środek apokalipsy! Bo jak inaczej można nazwać prawdziwy wysyp żywych trupów?!
Dawniej temat zombie był mi totalnie nie na rękę! Wersje filmowe zamiast straszyć jedynie mnie śmieszyły, książkowych nawet nie próbowałem. Do zombiaków najwyraźniej musiałem dorosnąć, bo kilka ładnych lat temu horrory z żywymi trupami w rolach głównych kupiły mnie po całości! A najbardziej udało się to nie tym najbardziej znanym, kinowym filmom, na których reklamy mogliśmy trafić wszędzie, ale tym bardziej niszowym, niskobudżetowym filmom z lat 70-80! Słuchajcie! Te stare filmy, niejednokrotnie tragicznie słabej jakości leciały u mnie na okrągło :D
Od tamtego okresu minęło już parę lat i dzisiaj na filmy mam niestety o wiele mniej czasu. Kiedy zobaczyłem, że ukazuje się książka o żywych trupach, a z okładki bije do nas nazwisko Georga A. Romero to wiedziałem, że muszę mieć tę książkę w swoich rękach! Na dodatkowy plus składały się również gabaryty tej książki! Mówiąc krótko - w nasze ręce trafi konkretna cegiełka licząca nieco ponad 850 stron!
Do pewnego prosektorium trafiają zwłoki zastrzelonego przypadkowo człowieka. Kiedy dwójka lekarzy przeprowadza sekcję zwłok, martwy mężczyzna zaczyna okazywać oznaki życia! Już po chwili całe prosektorium zapełnia się żywymi trupami! Cały kraj ogarnia epidemia zombie! Bitwy o życie na parkingu pełnym przyczep, walki na lotniskowcu, z którego nie ma ucieczki, próby zwalczania rozpoczynającej się apokalipsy zombie oraz nadawanie jej w telewizji to codzienność bohaterów książki. Garstka ocalałych postanawia wyruszyć na północ, gdzie według legend znajduje się miejsce całkowicie wolne od zombie.
Do przeczytania tej książki skusił mnie nie tylko temat, nie tylko zapowiedź krwawej akcji ale również nazwisko bijące do mnie z okładki - George A. Romero! Przecież to legenda w tematyce zombie! Szybko się jednak okazało, że autorem książki jest drugi Pan znajdujący się na okładce, czyli Daniel Kraus. Kraus przyznaje, że jest wielkim fanem legendarnego Romero i zawsze był ciekawy jak wyglądałaby książka napisana przez reżysera. Romero jednak nigdy żadnej książki nie napisał, więc w ukłonie dla swojego mistrza to Pan Kraus oddaje w nasze ręce książkę bardzo mocno zainspirowaną twórczością reżysera oraz wieloma innymi filmami o tej tematyce. Ciekawy zabieg trzeba przyznać ;)
"Żywe trupy" już od samego początku rzucają nas w wir akcji i nie pozwalają na żadne w sumie niepotrzebne wprowadzenia! Już sama atmosfera panująca w prosektorium na samym początku powieści mnie kupiła! Jest zimno, mrocznie no i niezwykle konkretnie! Autor serwuje nam bardzo ciekawy opis sekcji zwłok, po czym bardzo szybko przechodzi do tej właściwej akcji, kiedy pokrojony na kawałki trup ożywa! Jeszcze ciekawiej zaczyna się robić kiedy z sali obok zaczynają dochodzić do nas kolejne odgłosy powstających żywych trupów! Cóż to był za wstęp! Muszę przyznać, że byłem nim naprawdę zachwycony! Atmosfera, konkrety, trupy! A co było dalej?
A dalej tego wszystkiego było o wiele, wiele więcej! Już w kolejnych rozdziałach trafiamy do kolejnych lokalizacji, w których osoby pozostałe przy życiu muszą walczyć z całymi hordami zombie! Mamy parking przyczep, lotniskowiec, stację telewizyjną i wiele więcej! Zombiaków tutaj zdecydowanie nie brakuje! Jest krwawo, akcja brnie stale do przodu, a wszystkiemu towarzyszy ogromny apokaliptyczny chaos!
Z początku wydawało mi się, że chyba trafiłem na zbiór opowiadań o żywych trupach, jednak z czasem wszystko łączy się w jedną, spójną całość! No właśnie - spójność! To chyba słowo klucz w tej książce. Od samego początku, do końca autor utrzymuje swoją opowieść na jednym poziomie. Co prawda byłem zauroczony akcją w prosektorium ale w dalszych rozdziałach akcji również nam nie brakuje!
Czy jednak "Żywe trupy" to książka, która nie posiada żadnych wad? O nie! I tutaj możemy znaleźć odpowiedź na pytanie - jak to się stało, że książka jest aż tak gruba?! A to dlatego, że Pan Kraus miliard razy opisując historię kolejnych bohaterów postanowił odbijać od wątku głównego i rozpisywał się niezwykle szeroko wątkami dotyczącymi postronnych osób, historii, które kiedyś się wydarzyły itd. Tego typu wycieczek w tej książce było naprawdę mnóstwo i regularnie ją czytając miałem na ustach - "autorze, do brzegu!" Trafiamy tutaj na wątki, które mogły być opisane znacznie krócej albo na takie, które nie wnoszą nic do całej historii. Kiedy tylko uzbroimy się w spore dawki cierpliwości trafiamy na nagrodę w postaci kolejnej wartkiej akcji!
"Żywe trupy" oceniam bardzo pozytywnie! Bardzo dobrze bawiłem się podczas lektury tej książki! Co prawda opisane wyżej odskocznie od głównego tematu troszkę mnie irytowały, ale nie wpłynęły na negatywny odbiór tej książki jako całości. Akcja tutaj wre! Apokalipsa zombie rozpanoszyła się na dobre, a my śledzimy kolejne zmagania bohaterów powieści w kolejnych starciach z hordami żywych trupów. Jeśli jesteście fanami tematyki żywych trupów, jeśli tego typu horrory to Wasza bajka, to będziecie zachwyceni!
Uwaga! Trafiamy w sam środek apokalipsy! Bo jak inaczej można nazwać prawdziwy wysyp żywych trupów?!
Dawniej temat zombie był mi totalnie nie na rękę! Wersje filmowe zamiast straszyć jedynie mnie śmieszyły, książkowych nawet nie próbowałem. Do zombiaków najwyraźniej musiałem dorosnąć, bo kilka ładnych lat temu horrory z żywymi trupami w rolach głównych kupiły mnie po...
2024-05-21
"Pakt milczenia" to konkretny i pełnokrwisty horror ekstremalny, który przywodził mi na myśl kilka bardzo dobrych kinowych klasyków! Będzie to lektura obowiązkowa dla każdego fana horroru ekstremalnego!
Do małego miasteczka położonego nad jeziorem przybywa Steven Foster wraz ze swoją narzeczoną Evelyn. Celem mężczyzny są odwiedziny w domu wujka Earla, którego Steven widział ostatnio będąc dzieckiem. Podczas spotkania odczytany ma zostać testament niedawno zmarłej matki Stevena. Ponure miasteczko Ely wita parę mrokiem, chłodem i mało przychylnymi spojrzeniami jego mieszkańców. Po pewnym czasie Steven zauważa, że wujek Earl zachowuje się całkiem inaczej, niż mężczyzna zapamiętał z dzieciństwa. Na domiar złego okoliczni mieszkańcy zaczynają opowiadać dziwne historie o tajemniczym Wilczym Zalewisku. Okazuje się, że wiele lat temu miasteczko przeżyło niewyobrażalny dramat, który odbija się echem wśród mieszkańców aż do dzisiaj. Małe Ely po raz kolejny będzie musiało zmierzyć się z krwiożerczymi istotami z piekła rodem.
Uwaga! Uwaga! "Pakt milczenia" to zdecydowanie opowieść dla czytelników o mocnych nerwach!
No ale od początku!
Michał Ferek oddaje w nasze ręce historię, której początek bardzo przypominał mi swoim klimatem stare, dobre horrory z lat 80tych. Steven i Evelyn przybywają do miasteczka w celu odczytania testamentu matki mężczyzny. Przy okazji gubią się, a następnie z pomocą tajemniczego mieszkańca miasteczka trafiają wprost na próg wujka Stevena, Earla. Początek jest bardzo typowy dla horrorów. Mamy szaro bury zimowy klimat, parkę, która przybywa do raczej mało przyjaznego miejsca. Szybko okazuje się, że domek wujka Earla to rozpadająca się ruina, sam wujek zachowuje się delikatnie mówiąc dziwnie, dookoła krąży legenda o tajemniczym Wilczym Zalewisku, a Steven i Evelyn już od początku mają wrażenie, że ktoś lub coś obserwuje ich z ukrycia. Do pewnego momentu mamy do czynienia z tradycyjnie rozpoczynającym się horrorem, którego początek przyprawia nas o ciarki i wnosi sporo niepewności. W pewnym momencie, kiedy tylko rozpoczynamy kolejny rozdział, autor odbija w całkowicie innym kierunku i wrzuca czytelnika wprost w spiralę samo nakręcającego się szaleństwa, makabry i ohydy. Od tej pory nie ma już tematów tabu, nie ma żadnych świętości! Za to krew leje się pełnymi wiadrami, wnętrzności fruwają nam przed oczami, klimat gore staje się praktycznie już normą. Trafiłem na kilka opisów, które na chwilę wbiły mnie w fotel! Do tej pory pewne rzeczy były w horrorach omijane, ale dla Michała nie ma tematów tabu!
Lektura "Paktu milczenia" regularnie przywodziła mi na myśl klasyki horroru! Autor wrzuca nas w akcję idealnie plasującą się gdzieś pomiędzy "Teksańską masakrą piłą mechaniczną" a "Domem 1000 trupów". Aby wszystko dodatkowo urozmaicić Michał Ferek dorzuca nam całe stado żywych trupów. Niektóre fragmenty morderstw, gdzie ofiary zostają widowiskowo rozszarpane na strzępy przypominają akcję jaką mogliśmy oglądać w "Hellraiserze"!
Otrzymujemy całe hektolitry krwi, rozrywanie na kawałki, nekrofilię i taplanie się w krwawej i zarazem tragicznej przeszłości małego Ely. Fakty z historii miasteczka zostają nam podrzucane po trochę. Wraz ze Stevenem odkrywamy warstwa po warstwie prawdę o tragedii, jaka rozegrała się lata temu w Ely. Taki zabieg autora powoduje, że dodatkowo czujemy się zainteresowani i tak już świetną lekturą i brniemy dalej, by jak najszybciej dokopać się do ukrytej w opowieściach mieszkańców prawdy o tragedii w Ely.
Naszemu odkrywaniu historii miasteczka oraz prawdy o wujku Earlu sprzyja również rewelacyjne wydanie książki. Wydawca zastosował podobny pomysł jak twórcy legendarnej opowieści o Leatherfaceie. Twórcy "Teksańskiej masakry..." już na samym wstępie starali się zrobić wszystko, by historia wyglądała na taką, która faktycznie kiedyś miała miejsce. Podobny zabieg zafundował nam Wydawca "Paktu milczenia". Otrzymujemy mapkę i zbiór fotografii, które mają nas przekonać do autentyczności opowiadanej historii. Akcja powieści rozgrywa się w Ely nad jeziorem Shagawa. Dokładnie takie samo miejsce faktycznie istnieje w Stanach Zjednoczonych.
No i jeszcze fenomenalna okładka stylizowana na wzór obrazu Francisa Bacona, "Figure with meat". Strzał w dziesiątkę!
Podsumowując - "Pakt milczenia" to świetnie napisany, pełnokrwisty horror ekstremalny, który zafunduje nam prawdziwą jazdę bez trzymanki! Wraz z parą bohaterów trafiamy w sam środek piekła na ziemi! Podczas lektury cały czas czytelnikowi towarzyszy poczucie izolacji i niepokoju. Niewielkie miasteczko Ely, staje się areną, na której rozgrywają się wydarzenia rodem z najkrwawszych koszmarów. Autor buduje stałą atmosferę zagrożenia, wciąga nas od samego początku, zaskakuje kolejnymi faktami z historii miasteczka, zarzuca kolejnymi krwawymi opisami i dosłownie przykuwa nas do swojej książki już od samego wstępu. "Pakt milczenia" to rewelacyjnie napisany horror, który bardzo mocno mogę Wam polecić! Wraz z bohaterami powieści wybierzcie się na przejażdżkę po Ely, zajrzyjcie na Wilcze Zalewisko i odkryjcie jego mroczną historię! Polecam gorąco!
"Pakt milczenia" to konkretny i pełnokrwisty horror ekstremalny, który przywodził mi na myśl kilka bardzo dobrych kinowych klasyków! Będzie to lektura obowiązkowa dla każdego fana horroru ekstremalnego!
Do małego miasteczka położonego nad jeziorem przybywa Steven Foster wraz ze swoją narzeczoną Evelyn. Celem mężczyzny są odwiedziny w domu wujka Earla, którego Steven...
2024-05-14
Ludzkość zostaje zmuszona do opuszczenia swojej planety i szukania nowego domu i za sprawą Ericka Elisa trafia do galaktyki Andromedy. Okazuje się, że przyszłość jaka w wyniku działań zarządzających czeka na ludzi, którzy dotarli na nową planetę, nie jest jednak tak różowa jakby się wcześniej wydawało. Pewnego dnia pracownik Wydziału Weryfikacji i Monitorowania Danych, Alexander Brand trafia do wioski położonej poza granicami miasta, w której żyją osoby wyjęte spod każdej ewidencji i niezgadzające się z porządkiem narzucanym przez władze. Brand nie wie, że jego wycieczka do osady jest stale monitorowana przez system bezpieczeństwa, w wyniku czego wioska zostaje zniszczona a niemal wszyscy jej mieszkańcy zamordowani. Szybko okaże się jednak, że wśród mieszkańców miasta jest coraz więcej osób, które nie zgadzają się z narzucanymi normami. Wśród Branda narasta coraz większa liczba buntowników. Grupa postanawia rozpocząć rewolucję.
Erick Elis przenosi nas na planetę położoną w galaktyce Andromedy. Przenosi nas w dosłownie każdym znaczeniu tego słowa! Autorka włożyła w karty swojej książki całe tony magii, która sprawi, że zostaniemy porwani w wir wydarzeń i żywcem przeniesieni do akcji, która właśnie się przed nami rozgrywa. Każda z tych wypraw będzie dla Was jedną, wielką przyjemnością! "Andromeda" przedstawia świat zaprojektowany przez Autorkę w najmniejszych detalach! Otrzymujemy całkiem inne gatunki roślin i zwierząt niż znaliśmy dotychczas i każdy z nich trafia do nas idealnie opisany dosłownie w każdym detalu! Do tego atmosfera, w jakiej utrzymana jest cała powieść! Powoli poznajemy wszystkich bohaterów, ich słabe i mocne strony, problemy i słabości. Poznajemy ich historię. Z początku trochę problemu sprawiła mi ilość osób, które przewijają się przez całą historię i co jakiś czas musiałem wracać myślami, aby przypomnieć sobie kim jest osoba, o której właśnie czytam. Jednak z czasem poznajemy je wszystkie bardzo dobrze i bardzo mocno zakorzeniamy się w czytanej właśnie historii i mnogość postaci przestaje sprawiać nam problemy. Wtedy na pierwszy plan wysuwa się świetnie napisana opowieść rozgrywająca się w świecie zaprojektowanym w najmniejszym szczególe.
Styl autorki i jej język sprawi, że tę książkę czyta się naprawdę rewelacyjnie! Autorka w mistrzowski sposób wiąże nas ze swoją historią i bohaterami i nie pozwala się od niej oderwać dopóki nie dobrniemy do samego końca. Podróż przez całą "Andromedę" jest dla czytelnika wielką przygodą i przyjemnością. Jest podróżą w całkiem obcy świat. Problemy z jakimi mierzą się bohaterowie książki są nam bardzo dobrze znane. Jednak cały świat zaprojektowany przez autorkę to po prostu magia!
Czy "Andromeda" posiada jakiekolwiek słabe strony? Ja się takich nie doszukałem i chyba musiałbym się wyjątkowo mocno czepiać, aby jakiekolwiek teraz przywołać. Lektura "Andromedy" stanowiła dla mnie całkowite oderwanie się od swoich spraw i przeniesienie do całkiem innego świata, do którego wracałem z przyjemnością, kiedy tylko brałem tę książkę do ręki. "Andromeda" jest sporą cegiełką. Jednak styl autorki, język, barwność postaci i ciągle rozwijająca się akcja nie pozwalają się nam nudzić ani przez chwilę. Ta książka porywa czytelnika już od samego początku i wciąga dopóki jej nie skończymy. Nie ma tutaj mowy o nudzie, przegadanych lub niepotrzebnych fragmentach. W "Andromedzie" cały czas coś się dzieje!
Lekturę "Andromedy" zdecydowanie polecam każdemu fanowi fantastyki. Jeśli jednak do tej pory podobnie jak ja czytaliście całkiem inne książki, a chcielibyście spróbować czegoś całkiem nowego, to ta książka również będzie bardzo dobrym rozwiązaniem.
Ludzkość zostaje zmuszona do opuszczenia swojej planety i szukania nowego domu i za sprawą Ericka Elisa trafia do galaktyki Andromedy. Okazuje się, że przyszłość jaka w wyniku działań zarządzających czeka na ludzi, którzy dotarli na nową planetę, nie jest jednak tak różowa jakby się wcześniej wydawało. Pewnego dnia pracownik Wydziału Weryfikacji i Monitorowania Danych,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-10
Powieść Macieja Lewandowskiego to jedna z książek, które w ostatnim czasie na nowo obudziły we mnie radość czytania i recenzowania! Mało tego! "Grzechót" szturmem wdarł się do ścisłej czołówki najlepszych książek tego roku, a nawet wspiął się na sam jego szczyt! Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że to jedna z najlepszych książek ostatnich lat! "Grzechót" mnie bawił, rozczulał, zaskakiwał i powodował gęsią skórkę. Horror Pana Lewandowskiego to książka idealna po każdym względem!
Małe miasteczko na wybrzeżu, okres beztroskich wakacji. Grupka dzieci właśnie gra w piłkę. Jeden niecelny strzał i piłka ląduje na podwórku sąsiada uważanego za dziwaka i odludka. Jakub, najodważniejszy z grupki znajomych przeskakuje płot w poszukiwaniu utraconej piłki. Uwagę chłopca zwraca położona w zarośniętym sadzie stara szopa. Ciekawski chłopiec po wejściu do środka odkrywa pozbawiony kół stary, czarny samochód. Jeden nieprzemyślany ruch, kropelka krwi, która niezauważona wycieknie z malutkiej rany obudzi stare demony. Już za chwilę na miasteczko padnie cień strachu.
Powiem już na wstępie - "Grzechót" to papierowa perfekcja! Powieść Macieja Lewandowskiego to książka wręcz idealna! Horror, który przeniesie Was do całkiem innego wymiaru i zapewni wiele wrażeń. Mnie "Grzechót" zainteresował już w momencie kiedy tylko dowiedziałem się o wydaniu tej książki. Nie pomyślałem jednak, że będzie to aż tak dobra, idealna wprost powieść, która od razu zawita na pierwszym miejscu mojej prywatnej listy najlepszych książek tego roku. No ale po kolei! Pierwsze co przyszło mi do głowy to ogromne zaskoczenie! Z wielu tak naprawdę powodów. Jeszcze nie tak dawno temu książki, w których głównymi bohaterami były dzieci tak naprawdę omijałem szerokim łukiem. Nie umiałem wczuć się w ich lekturę i odczuć tego, co właśnie przeżywają dziecięcy lub nastoletni bohaterowie. Z czasem zaczęło się to zmieniać, a "Grzechót" pod tym względem po prostu zmiótł mnie z planszy. Kolejnym zaskoczeniem była atmosfera panująca w powieści, która przypominała klimat żywcem wyrwany z powieści Kinga! Tak właśnie! Wiele razy mówiłem, że z Kingiem w moim przypadku bywa naprawdę różnie i podchodzę do jego książek dosyć chłodno. Jednak w "Grzechocie" znalazłem wszystko to, co w Kingu uważałem za najlepsze! Każdy fan autora okrzykniętego mistrzem horroru będzie w przypadku powieści Macieja Lewandowskiego z pewnością w siódmym niebie! Kiedy tylko zacząłem lekturę książki, zapytałem sam siebie - czy właśnie trzymam w rękach polski odpowiednik "Christine"? Jednak szybko akcja ucieka w całkiem innym, i zdecydowanie jeszcze lepszym kierunku.
Kolejna wartość jaką niesie lektura "Grzechotu" to porcja wzruszeń i wspomnień z dziecięcych lub nastoletnich lat. Gra w piłkę, beztroskie zabawy z kolegami, codzienne problemy dzieci, malutka dawka strachu kiedy piłka wpada na ogród sąsiada i trzeba po nią pójść... Kto tego nie pamięta?! :) Podobnie jak bohaterowie książki pochodzę z mniejszego miasteczka i dorastałem na jego obrzeżach. Czytając "Grzechót" jak rzadko kiedy potrafiłem wczuć się w to, co właśnie robi i przeżywa Jakub i jego znajomi. Ta powieść wiele razy powodowała, że sam wracałem myślami do szczeniackich czasów. Autor sprawił, że wiele razy sam rozpływałem się nad jego książką.
Jednak atmosfera panująca w "Grzechócie" nie jest wyłącznie sielanką, która sprawi, że rozrzewnieniem będziecie wspominali dzieciństwo. Trzeba pamiętać, że powieść jest horrorem! I mimo, że krew raczej się tutaj nie leje, efektów gore nie spotkamy to i tak z całą pewnością każdy z nas odczuje na swojej skórze ciarki i gęsią skórkę! Autor otoczy nas typowo horrorową atmosferą, będzie regularnie pobudzał naszą wyobraźnię kolejnymi idealnie trafionymi opisami i zapachami! W tej powieści nic nie jest jednowymiarowe! Autor będzie perfekcyjnie działał na nasze zmysły i wyobraźnię!
Maciej Lewandowski przedstawia nam historię, która nawiązuje do miejskiej legendy, jaka krążyła wśród ludzi z pokolenia naszych rodziców. I tutaj kolejne skojarzenie! W pewnym momencie podczas lektury na myśl zaczął przychodzić mi "Koszmar z ulicy Wiązów"! W klasyku horroru nastoletni bohaterowie muszą mierzyć się z powracającym złem, któremu kres dawniej położyli ich rodzice. W "Grzechócie" młode pokolenie musi walczyć z upiorami, które również zostały pokonane lata temu.
"Grzechót" zapewni Wam wartką akcję, wciągającą historię, wiele zaskoczeń i wzruszeń. Jest to książka po prostu perfekcyjna. Idealnie napisana i pięknie wydana. Maciej Lewandowski czaruje, zaskakuje i powoduje w nas gęsia skórkę. "Grzechót" pozostanie z Wami jeszcze na długi czas po przeczytaniu książki i odłożeniu jej na regał. To powieść, którą z ogromną przyjemnością Wam polecam!
Powieść Macieja Lewandowskiego to jedna z książek, które w ostatnim czasie na nowo obudziły we mnie radość czytania i recenzowania! Mało tego! "Grzechót" szturmem wdarł się do ścisłej czołówki najlepszych książek tego roku, a nawet wspiął się na sam jego szczyt! Myślę, że nie przesadzę jeśli powiem, że to jedna z najlepszych książek ostatnich lat! "Grzechót" mnie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-11
Piotr Nowacki to były policjant pracujący w jednej z krakowskich redakcji. Pewnego dnia na biurko redaktora trafia list z jednej z górskich miejscowości, który nawiązuje do zagadkowych wydarzeń jakie miały tam miejsce tuż po zakończeniu II wojny światowej. Wyjazd w góry w pogoni za historią sprzed lat jest Piotrowi całkowicie nie na rękę, jednak po ustaleniach w redakcji redaktor wyrusza, by zebrać materiały do napisania artykułu. Miejscowa ludność nadal żyjąca przeszłością, tajemnice sprzed lat, miejscowe legendy. Z pomocą Olgi, córki właściciela pensjonatu, w którym zatrzymał się Piotr, bohater wyruszy w podróż do wydarzeń ze schyłku II wojny światowej, a nawet XVII wieku.
"Styria" zafundowała mi podróż w moje ukochane góry do małej i przytulnej mieściny, w której najchętniej sam zatrzymałbym się na jakiś czas. Jednak zanim przejdziemy do treści książki, chcę powiedzieć co nieco moim poszukiwaniu gatunku, w jakim powieść się obraca. Zapoznając się pobieżnie ze "Styrią" zanim właściwie zacząłem ją czytać, miałem wrażenie, ze w moje ręce trafi horror. Może nawet otrę się o nieco gotyckie klimaty, które nie ukrywam, uwielbiam. Jednak kiedy tylko zacząłem czytać tę książkę dotarło do mnie, że nie mam w rękach powieści, która chociaż trochę przypominać będzie horror, a czytam kryminał! Po zapoznaniu się z tym co o powieści mówi Internet, wyczytałem, że "Styria" to kryminał lub thriller. W sumie to też dobrze, bo przecież po wszystkich tych gatunkach poruszam się zwinnie niczym tygrys. Po pewnym jednak czasie zacząłem się zastanawiać, co właściwie właśnie czytam! Czy to kryminał, thriller, książka obyczajowa? Wszystkie te odpowiedzi będą w pewien sposób trafne, bo "Styria" w jednej powieści miksuje wszystkie te gatunki.
Podczas lektury spotykamy Piotra Nowackiego, bohatera, który przemawia do nas już od samego początku i podczas czytania książki nie mamy najmniejszego powodu aby go nie polubić. Więź z bohaterem to przecież bardzo dobra sprawa! Wraz z Nowackim trafiamy do małej, górskiej mieścinki, w której czas się zatrzymał. Kiedy Piotr zaczyna interesować się zagadnieniami z przesłanego do redakcji listu, okazuje się, że nasi bohaterowie nadal żyją przeszłością i wydarzeniami jakie miały miejsce podczas II wojny światowej, tuż po jej zakończeniu, w latach 50tych. Okazuje się, że wśród mieszkańców ciągle żywa jest również legenda o pewnym watażce, który w XVII wieku rabował okolice miejscowości, po czym został schwytany i zamordowany. Początek książki zwiastuje rozpoczynający się kryminał i naprawdę wciąga! Momentami klimat jaki stworzył autor jest naprawdę bardzo, bardzo dobry!
Następnie książka nieco zmienia swój charakter i zaczyna bardziej przypominać thriller! Trafiamy na przesłuchania i katownie UB, gwałty dokonywane przez "wyzwalających" Polskę Rosjan oraz strach jaki wywołują wśród miejscowej ludności. Aby jednak nie było zbyt ponuro, powieść co pewien czas zmienia ponownie swój charakter i otrzymujemy trochę nawiązań do miejscowych legend oraz atmosfery czysto obyczajowej. Co pewien czas jednak trafiamy na rozdziały, które totalnie wyprowadzą nas w pole. Podczas ich lektury wielokrotnie zastanawiałem się, co ja właściwie czytam, o co chodzi i co właściwie mają one wnieść do tej powieści.
Mariusz Maszczyk w swojej powieści nie owija niczego w bawełnę i pisze w sposób bardzo bezpośredni. Stosuje język, który sprawa, że mamy wrażenie, że czytamy opowieść swojego kumpla.
Mimo, że "Styria" to książeczka o dosyć małych gabarytach, bo opowieść zamyka się w nieco ponad 200 stronach, to trzeba przyznać, że dzieje się w niej dosyć sporo. Autor zastosował dosyć krótkie rozdziały, za to napełnił je akcją po same brzegi.
"Styria" to książka, która co pewien czas kazała mi zastanowić się nad tym, co tak naprawdę czytam. Nie umiem w żaden sposób zaklasyfikować jej do jednego wybranego gatunku. Powieść łączy w sobie kryminał, thriller, miejscowe legendy i treści czysto obyczajowe. Autor kilka razy podkładał mi kłody pod nogi i fundował rozdziały totalnie oderwane od treści książki. Mimo to, "Styrię" czytało mi się całkiem dobrze! Mariusz Maszczyk przedstawił nam bohatera, którego nie sposób nie polubić oraz historię, która w pewien sposób nas absorbuje. Książka jest napisana bardzo lekkim językiem i nie stanowi wielkich gabarytowo powieści, dzięki czemu możemy połknąć ją w jeden wieczór.
Piotr Nowacki to były policjant pracujący w jednej z krakowskich redakcji. Pewnego dnia na biurko redaktora trafia list z jednej z górskich miejscowości, który nawiązuje do zagadkowych wydarzeń jakie miały tam miejsce tuż po zakończeniu II wojny światowej. Wyjazd w góry w pogoni za historią sprzed lat jest Piotrowi całkowicie nie na rękę, jednak po ustaleniach w redakcji...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-29
Irlandia. Zabytkowa placówka opiekuńcza położna w jednym z małych miasteczek. To tutaj w ramach wolontariatu przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, chłopak dorastający w jednej z wsi pod Poznaniem, który już od wczesnej młodości marzył, by wyrwać się z rodzinnego domu. Na miejscu chłopak spotyka rezydentów ośrodka: Johna, Fionę i Michaela oraz dwójkę innych wolontariuszy i ich kierownika. Młodzi szybko zaprzyjaźniają się ze sobą, jednak w domu stale panuje dziwna atmosfera. Tajemnicze symbole na tynku, zakaz wnoszenia czerwonych przedmiotów do ośrodka oraz żelastwo kryjące się we wnętrzu ścian to tylko jedne z dziwnych rzeczy, na które trafiają wolontariusze. Z czasem światło dzienne ujrzy przeszłość każdego z mieszkańców ośrodka a do głosu dojdą dawno pogrzebane miejscowe legendy.
Marek Zychla to autor obok którego nie można przejść obojętnie. Jego charakterystyczny styl, unikatowe pióro za każdym razem przenoszą czytelnika wprost do opisywanych historii. Marek w mistrzowskim stylu nawiązuje do tematów bardzo ważnych i trudnych, przez co często omijanych przez innych twórców w ich powieściach. Charakterystyczny styl Marka Zychli znajdziecie również w jego najnowszej "Strychnicy". Nazwisko autora bijące do nas z rewelacyjnej okładki daje nam gwarancję jakości! Ten autor jest prawdziwą obietnicą bardzo dobrej lektury! "Strychnica" również nie zawiedzie żadnego z czytelników! Ale po kolei! Pierwsze co rzuci się Wam w oko to wspomniana już rewelacyjna okładka! Powiedzieć mistrzostwo, to jak nic nie powiedzieć! Wydanie "Strychnicy" to prawdziwe arcydzieło, które będzie zdobiło Wasze regały! Piękna twarda okładka, barwione brzegi, charakterystyczna ilustracja zaczynająca każdy rozdział - to po prostu nie miało prawa się nie udać! No dobrze! Tyle o okładce! A co spotkamy w jej wnętrzu?
Marek Zychla tym razem zabiera nas do Irlandii. Przenosimy się do położonego na uboczu zabytkowego domu opieki i poznajemy jego lokatorów. Powoli trafiamy do przeszłości każdego z mieszkańców ośrodka oraz zatrudnionych w nim wolontariuszy. Przenosimy się do ich dzieciństwa i poznajemy każdy najmniejszy sekret. I powiem Wam otwarcie, że chyba ta część wciągnęła mnie najbardziej! Gmeramy i rozbieramy na czynniki pierwsze często bardzo trudną przeszłość każdego z bohaterów i ich niełatwe relacje z innymi osobami. Każdy jednak rozdział zbliża nas do czegoś zupełnie innego. Gdzieś pod skórą przeczuwamy, że to jedynie wstęp do większej historii. Czujemy, że za chwilę coś się wydarzy. Muszę przyznać, że po raz kolejny Marek totalnie mnie zaskoczył! Po raz kolejny w pewnym momencie wszystko zmieniło się diametralnie i poszło w całkiem innym kierunku niż przewidywałem. Zarówno okładka jak i narracja do pewnego momentu podpowiadała mi, że mam do czynienia z horrorem. Jednak już po chwili wszystko idzie w całkiem innym kierunku i ze ścieżki, która wiodła mnie ku horrorowi trafiłem na fantastykę! Co prawda momentami dosyć mroczną ale jednak fantastykę!
I w tym momencie przyszło jedno, wielkie zdziwienie, bo książka, która wcześniej raczej tego nie sugerowała powędrowała w klimaty momentami nieco zbliżone do "Przesmyku" - jednej z poprzednich książek autora. Mimo, że to całkiem inna historia, to chwilami wyłapywałem smaczki, które są charakterystyczne dla obu tych powieści.
Ogromnym plusem jest również bardzo mocne nawiązanie do miejscowych legend!
"Strychnica" to jedna z książek, których lektura sprawi Wam ogromną przyjemność. Jest to dosyć mroczna powieść łącząca w sobie elementy horroru i fantastyki. Podobnie jak w przypadku poprzednich książek Marka, nie jest to jednowymiarowa powieść dotycząca tylko jednego tematu. Autor bardzo mocno skupia się na problemach mieszkańców ośrodka, nawiązuje do bardzo trudnych treści. Mimo pewnego mroku, który towarzyszy "Strychnicy" jest to również powieść o dorastaniu, a wprawdzie dojrzewaniu, o przyjaźniach, zaufaniu, budowaniu relacji. Wszystko to jest utrzymane w charakterystycznym dla autora wyśmienitym stylu!
Marek Zychla po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w swoim fachu! "Strychnica" to bez wątpienia jedna z najważniejszych książek tego roku.
Irlandia. Zabytkowa placówka opiekuńcza położna w jednym z małych miasteczek. To tutaj w ramach wolontariatu przyjeżdżają młodzi ludzie z całej Europy. Wśród nich znajduje się Bartek, chłopak dorastający w jednej z wsi pod Poznaniem, który już od wczesnej młodości marzył, by wyrwać się z rodzinnego domu. Na miejscu chłopak spotyka rezydentów ośrodka: Johna, Fionę i Michaela...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-16
Po debiuty sięgam bardzo chętnie. Lubię szukać nowych autorów, sprawdzać co nowego mogą wnieść do gatunku, czy będą opierali się na klasycznych rozwiązaniach, czy raczej będą szukali własnych rozwiązań. Tym razem w moje ręce wpadł kolejny debiut i pomyślałem sobie - czemu nie?! Przecież trafiałem do tej pory na same udane "starty", więc pora dać szansę kolejnej autorce :) Poczułem się jeszcze bardziej zaciekawiony tematem kiedy przeczytałem, że za napisanie książki wzięła się prawdziwa Pani prokurator! Powiedzcie - kto może powiedzieć więcej o sprawach kryminalnych niż osoba, która ma z nimi do czynienia na co dzień?! Mowa tutaj o Natalii Kruzer i jej "Confessio".
Pewnego dnia zostają odnalezione zwłoki małego chłopca. Wszystko wskazuje na to, że dziecko zostało zamordowane przez własną matkę. Kobieta utrzymuje, że jest niewinna, a o śmierć chłopca obwinia studentkę dorabiającą jako opiekunka do dzieci. Kto zamordował niepełnosprawne dziecko? Ile okrucieństwa trzeba w sobie skrywać, aby dopuścić się tak odrażającej zbrodni? Za rozwiązanie sprawy zabiera się prokurator Paulina Wilczyńska. Kobieta, która codziennie musi mierzyć się z kryminalnymi sprawami w pracy oraz dramatem we własnym domu. Czy Paulina będzie na tyle silna by rozwiązać zagadkę śmierci dziecka?
Natalia Kruzer wkłada w nasze ręce prawdziwy kryminał z krwi i kości! Otrzymujemy kolejny świetny debiut oraz powieść dopracowaną w każdym szczególe. Autorka bardzo bezpośrednim przekazem, wciągającą historią oraz idealnie skrojonymi bohaterami wciąga nas w całości w swoją powieść. Poznajemy prokurator Paulinę Wilczyńską, kobietę idealnie skrojoną do swojej roli! Autorka przedstawia nam bohaterkę wprost wyjętą z prawdziwego świata! Nie jest to sztucznie wykreowana, papierowa postać bez żadnego tła! Paulina Wilczyńska to postać z krwi i kości! Kobieta, która codziennie mierzy się z morderstwami, zagadkami kryminalnymi i różnego rodzaju złem. Mało tego! Autorka zbiera nas wprost do domu swojej bohaterki i zaznajamia z jej problemami osobistymi. Potrzebujący stałej opieki i terapii syn, problemy z przeszłości oraz wymagająca ciągłego skupienia praca to codzienność naszej bohaterki. Nawet tak twarda osoba jak prokurator ma jednak swoje granice. Kobieta część problemów topi w alkoholu i lekach. Jak długo jednak można tak ciągnąć? Czy Paulinie Wilczyńskiej wystarczy siły by stale mierzyć się z narastającymi problemami?
"Confessio" to świetnie napisany kryminał, który wciąga już od samego początku. Dzięki wciągającej akcji oraz płynnemu i bezpośredniemu przekazowi autorki książkę czyta się jednym tchem. Natalia Kruzer serwuje nam kryminał, do którego naprawdę nie można się przyczepić ani nic mu zarzucić. Wartka akcja, brak czasu na jakąkolwiek nudę, prawdziwi bohaterowie po prostu przywiążą Was do tej książki!
"Confessio" to kolejny bardzo udany debiut! Już nie mogę się doczekać kolejnych powieści Pani Kruzer! Do jakich spraw zaprowadzi nas autorka w swoich kolejnych kryminałach? Czekam niecierpliwie!
Po debiuty sięgam bardzo chętnie. Lubię szukać nowych autorów, sprawdzać co nowego mogą wnieść do gatunku, czy będą opierali się na klasycznych rozwiązaniach, czy raczej będą szukali własnych rozwiązań. Tym razem w moje ręce wpadł kolejny debiut i pomyślałem sobie - czemu nie?! Przecież trafiałem do tej pory na same udane "starty", więc pora dać szansę kolejnej autorce :)...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-14
"Conan" po raz kolejny udowodnił mi jak dobrze jest odstawić na chwilę tematykę, którą do tej pory czytałem na co dzień i sięgnąć po coś nieco innego. Bohaterów kryminałów zamieniłem więc na walecznych bohaterów, akcje w mrocznych i siejących grozę miejscach zamieniłem na dżungle i pustynie i wiecie co? Byłem tą wyprawą w jeszcze nie do końca znane klimaty naprawdę zachwycony! Co takiego zdziałał Robert E. Howard, że jego książka była aż tak dobra?
Przenosimy się całe wieki wstecz, przechodzimy przez pewnego rodzaju magiczny portal i trafiamy do świata totalnie nam nieznanego! To tutaj przez mroczne krainy, gęste dżungle, pradawne budowle, piaski pustyni, zapomniane miasta i owiane złą sławą bagna, przechodzi Conan. Legendarny wojownik, barbarzyńca, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Conan przemierza krainy opanowane przez czarownice, różnego rodzaju demony i potwory. Żadna z tych istot nie jest w stanie sprostać sile nieustraszonego bohatera. Czy w świecie opanowanym przez potwory, w którym prawo stanowi siła pięści istnieje jeszcze miejsce na sprawiedliwość?
Pierwszym skojarzeniem jakie nasunęło mi się na myśl kiedy tylko zobaczyłem, że Wydawnictwo Vesper planuje wydać "Conana" były legendarne filmy z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej. Przyznam otwarcie, że żadnego z tych filmów nie widziałem! Już dawno temu stały się one prawdziwą legendą i każdy, mimo, że tych filmów nie widział, słyszał o nich tak wiele razy, że na stałe wryły się one w grunt popkulturowego świata. Zabierając się za książkową wersję Conana byłem pewny, że w moje ręce trafi książka przygodowa opowiadająca o losach walecznego bohatera o sile i wielkości Hulka. W dużej mierze moje przewidywania były bardzo trafne, jednak autor serwuje nam nieco więcej niż jedynie okraszoną licznymi walkami przygodę.
Na samym początku autor bardzo szczegółowo zaznajamia czytelnika z każdą krainą i każdym ludem, na który trafimy podczas lektury książki. Mamy tutaj szeroki opis powstawania różnych plemion, grup społecznych, miast oraz kontynentów. Wprowadzenie Howarda było niezwykle szczegółowe i mimo tego, że z początku czytało mi się je bardzo dobrze, to z czasem kolejne opisy zaczynały mnie nieco nudzić. Chyba sam początek książki, mimo ,że na początku fascynuje, to z czasem zaczyna się mocno przedłużać i stanowi największy i chyba jedyny jej problem. Już po chwili przenosimy się wprost do opowiadań gdzie nie będziemy nudzić się ani przez chwilę i trafimy do takiego mnóstwa różnych lokalizacji, w których spotkamy cały szereg potworów i przeciwników Conana, że książka dosłownie nas pochłonie!
Opowieść o przygodach wielkiego wojownika nie jest jedynie zwykłą książką przygodową! Trafimy tutaj na opowiadania, w których oprócz standardowej wartkiej akcji przygodowej otrzymamy lekki powiew grozy! Mroczne budowle, krew lejąca się strumieniami podczas walk, unosząca się dookoła atmosfera zapewni nam malutki przeskok w stronę horroru, co było dla mnie dodatkową zaletą. Jedno z opowiadań przeniesie nas również w klimaty bliższe kryminałom i suspensowi!
"Conan" należy do książkowych cegiełek. Jest to niewątpliwie objętościowo waga ciężka wśród lektur. Jednak opowiadania o przygodach wojownika czyta się naprawdę bardzo, bardzo szybko! Przeskakujemy od jednego opowiadania do drugiego, mijamy kolejne światy, likwidujemy kolejne potwory i ciągle chcemy więcej! Od tej książki po prostu nie sposób się oderwać! "Conan" wciąga już od pierwszego opowiadania i utrzymuje swój wysoki poziom aż do samego końca. Przyznam otwarcie - nie ma tutaj słabych opowiadań! Niektóre z nich śmiało mogę wymienić jako swoje ulubione z całego zbioru, jednak nie trafiłem na ani jedno, które chciałbym ominąć lub które było nudne i nijakie. Tutaj każde opowiadanie jest bardzo, bardzo dobre!
Opowiadania będą przenosić nas w kolejne lokalizacje. Trafimy do zamków, zapomnianych miast, na bagna, do dżungli i na pustynie. Będziemy musieli zmierzyć się z kolejnymi potworami, mitycznymi bogami, piratami, tajnymi zgromadzeniami, czarownicami i demonami. Autor regularnie będzie kazał Conanowi odgrywać kolejne role. Raz nasz bohater będzie legendarnym barbarzyńcą, raz dowódcą wojsk pewnej królowej, innym razem przywódcą Kozaków, a jeszcze innym razem wyrzutkiem przemierzającym pustynie. W każdej z obieranych ról naszemu bohaterowi będzie towarzyszyć niezwykła siła, odwaga i bezproblemowość w pokonywaniu napotkanych przeciwności. Conan niczym agent 007 będzie również zdobywcom niewieścich serc.
Tyle o treści książki. A jak przedstawia się jej wydanie? Wydawnictwo Vesper jak zawsze nie zawodzi! Książka jest wydana naprawdę rewelacyjnie! Twarda, konkretna okładka, mapka tak bardzo oczekiwana w tego typu książkach oraz genialne rysunki towarzyszące każdemu opowiadaniu od razu windują to wydanie bardzo, bardzo wysoko w mojej ocenie.
Świetne pióro Howarda i rewelacyjne wydanie Vespera to bardzo dobry duet!
Nie pozostaje mi nic innego jak bardzo mocno polecić Wam lekturę "Conana". Książka jest konkretną cegiełką ale nie musicie się ani trochę obawiać jej objętości. Genialne opowiadania Howarda tak bardzo Was wciągną, że nie obejrzycie się a już będziecie kończyć ostatnie. "Conan" to świetnie napisana książka, która będzie idealną propozycją dla każdego fana przygody, fantastyki, książek spod znaku walki i miecza. Jako fan kryminałów i horrorów również jestem zachwycony tymi opowiadaniami! Pozwólcie Conanowi porwać się w wir wydarzeń, przenieście się do świata, w którym rządzi magia i prawo pięści! Będzie to na pewno jedna z lepszych wypraw!
"Conan" po raz kolejny udowodnił mi jak dobrze jest odstawić na chwilę tematykę, którą do tej pory czytałem na co dzień i sięgnąć po coś nieco innego. Bohaterów kryminałów zamieniłem więc na walecznych bohaterów, akcje w mrocznych i siejących grozę miejscach zamieniłem na dżungle i pustynie i wiecie co? Byłem tą wyprawą w jeszcze nie do końca znane klimaty naprawdę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-08
Każdy z nas ma listę swoich ulubionych Wydawnictw! Każdy czytelnik posiada Wydawców, po których książki sięga wyjątkowo chętnie lub które stanowią swojego rodzaju książkowe pewniaki! Nie inaczej jest ze mną! Do listy moich ulubieńców od dawna należy również Wydawnictwo IX, którego książki stanowią dla mnie gwarancję jakości. To przecież IX-tka wydawała powieści i opowiadania, które bardzo szybko windowały się do mojej ścisłej czołówki danego roku. Mało tego! IX-tka wydaje niebywale charakterystyczne książki, których klimat nieraz jest tak gęsty, że czytelnik z powodzeniem może kroić go nożem. Książki tego Wydawnictwa za każdym razem dopieszczają i głaszczą moją depresję, która podczas lektury skacze jak radosny szkrab! IXtka działa cuda! To magia zawarta w papierze. Tym razem opowiem Wam krótko o zbiorze opowiadań zawartych w corocznie wydawanym roczniku weird fiction - "Sny umarłych".
Widzicie tę okładkę? Co możecie o niej powiedzieć? Że jest mroczna? Depresyjna? Ciężka? Zgodzę się z każdym z tych stwierdzeń! Mroczna okładka, z której wyziera komin pewnej równie mrocznej fabryki, cegielni lub innego industrialnego tworu jest idealnym odwzorowaniem klimatu, na który trafimy podczas lektury tej książki. Każde opowiadanie sprawi, że otoczy nas mrok i gęsty dym wydobywający się z komina na okładce. Każda historia pozwoli nam na własnej skórze odczuć powoli opadającą sadzę. Każde zaprowadzi nas do samego serca mroku.
Tak naprawdę w tej opinii mógłbym opowiadać pokrótce o każdym przeczytanym opowiadaniu. Nie ma tutaj słabszych i mocniejszych historii. Każde z opowiadań jest duszne, mroczne, diabelnie depresyjne i szaro bure! Każde jest tak samo uzależniające! Bardzo ciężko jest mi wskazać opowiadania, które najbardziej zapadną mi w pamięci, bo każde na to zasługuje. Jeśli miałbym koniecznie wybrać to jedno jedyne to przychylę się do historii o pewnej głodującej Irlandzkiej rodzinie. Ta historia chyba najbardziej rozbudziła moją wyobraźnię.
Tegoroczny zbiór "Sny umarłych" czytałem na raty. Nie dlatego, że ta książka była nudna lub dla mnie za ciężka! Co to, to nie! Bo po pierwsze nie ma książek dla mnie zbyt ciężkich. Po drugie, temu zbiorowi naprawdę daleko do jakiekolwiek nudy! "Sny umarłych 2023" czytałem na raty tylko dlatego żeby jak najdłużej móc cieszyć się tymi historiami, chłonąć ich atmosferę.
IX-tka jak zawsze idealnie wstrzeliła się w mój gust i potrzeby. "Sny umarłych" przeniosą Was do swojego unikalnego, mrocznego i depresyjnego świata. Przeniosą Was do czasów tak bardzo nam odległych. Nie ma tutaj żadnych słabych fragmentów. Nie ma opowiadań, które chcielibyśmy ominąć. Przeciwnie! Te opowiadania sprawią, że będziecie chcieli podobnie jak ja cieszyć się nimi jak najdłużej. "Sny umarłych" to fenomenalny zbiór, który już dzisiaj umieszczam bardzo wysoko na liście najlepszych książek tego roku. Tę książkę mogę zdecydowanie Wam polecić! IX-tka jak zawsze pokazała klasę!
Każdy z nas ma listę swoich ulubionych Wydawnictw! Każdy czytelnik posiada Wydawców, po których książki sięga wyjątkowo chętnie lub które stanowią swojego rodzaju książkowe pewniaki! Nie inaczej jest ze mną! Do listy moich ulubieńców od dawna należy również Wydawnictwo IX, którego książki stanowią dla mnie gwarancję jakości. To przecież IX-tka wydawała powieści i...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-07
Do tej pory pióro Pani Katarzyny Bondy było mi znane jedynie z dwóch bardzo dobrych książek napisanych w duecie z Panem Bogdanem Lachem. "Zbrodnia niedoskonała" i "Motyw ukryty" to true crime o jakich możemy marzyć. Obie książki odnoszą się do prawdziwych zbrodni, opisują je i potrafią nieźle zaskakiwać. Obie spodobały mi się na tyle, że kiedy dowiedziałem się, że autorka wypuszcza kolejną książkę opartą na faktach, to byłem pewny, że będzie to coś dla mnie. Okazało się jednak, że tym razem w nasze ręce nie trafi książka napisana w formie dokumentu czy reportażu, a klasyczy kryminał, którego treść opierać się będzie na prawdziwych zbrodniach. Liczyłem na coś innego ale i tak z zaciekawieniem zasiadłem z książką w rękach. Czy kryminał chociaż trochę dorównywał wcześniej wspomnianym true crime?
Adam Szulc to mężczyzna, do którego wzdychać może każda kobieta. To facet, który pięknymi słowami i obietnicami może zdobyć każdą z nich. Mężczyzna, który przedstawia się jako biznesmen z zasobami gotówki i głową pełną pomysłów na kolejne interesy szturmem zdobywa jedną kobietę za drugą. Nie wiedzą one, że za obietnicami pięknego i udanego związku, za obietnicami luksusu, miłości, ucieczki od długów, kryją się jedynie puste słowa. Niedługo okaże się, że mężczyzna, który stanowić miał dla wielu kobiet ucieczkę od problemów, który przynosić miał pełnię szczęścia i spełnienie marzeń to oszust, który w dodatku nosi krew na rękach. Niektóre bowiem z kobiet szukających miłości, znajdują jedynie śmierć.
Od czego powinienem zacząć? "Krew w piach" od samego początku sprawiała mi problem! Z jednej strony był to rasowy kryminał, który potrafił przykuć moją uwagę. Z drugiej była to książka, która co chwilę wybijała mnie z rytmu i wprowadzała zamieszanie. Pani Bonda przedstawia nam kryminał oparty na prawdziwych wydarzeniach. I na początku kiedy czytasz tę książkę masz wrażenie, że to kryminalna wersja "Och, Karol". W obu przypadkach mamy ten sam schemat, w którym pewien mężczyzna nie może opędzić się od całego tłumu kobiet. I o ile w przypadku tej komediowej wersji na naszych twarzach pojawia się uśmiech i towarzyszy nam dobry humor, to w przypadku kryminału Pani Bondy jest całkowicie odwrotnie. Już od samego początku mimo, że starałem się wgryźć w tę powieść na tyle, ile tylko będzie to możliwe to mnogość postaci i ciągłe skoki w czasie co chwilę wytrącały mnie z rytmu. Co pewien czas musiałem zastanawiać się kto tutaj jest kim, kim była dana kobieta i kiedy coś się rozegrało. Czytając masz wrażenie, że autorka przesadza, że przecież to o czym pisze to opowiastki, które możemy włożyć między bajki. Bo przecież jakim cudem bohater powieści, Adam Szulc potrafi kilkoma słowami, jakimiś gestami lub paroma obietnicami aż tak przewrócić kobietom w głowach?! Jednak szybko przypominasz sobie, że czytasz książkę, która dotyka prawdziwych wydarzeń. Przypominasz sobie, że to faktycznie miało miejsce i że jeszcze nie tak dawno temu słyszałeś o tej sprawie w wiadomościach.
Plusem kryminału Pani Bondy jest jego wydanie. Matowa i szorstka w dotyku okładka to bez wątpienia bardzo dobry pomysł. Autorce udało się również kilka razy zastosować bardzo chłodny i powściągliwy opis zdarzeń, co bardzo mi się podobało. Jednak lektura tej książki w większej mierze była ciągłym szukaniem w pamięci tego, kto jest kim, kiedy coś się rozegrało. Mimo, że wiele razy powieść mnie wciągała, to za chwilę i tak coś wybijało mnie z rytmu. Nie jest to książka, którą mogę jednoznacznie ocenić. Było w niej coś interesującego, jednak nie był to kryminał, który wbijał mnie głęboko w fotel. Jeśli jesteście fanami pióra Pani Bondy to z pewnością "Krew w piach" trafi w Wasz gust. Ja wolę jednak pozostać pod bardzo dobrym wrażeniem "Zbrodni niedoskonałej" i "Motywu ukrytego".
Do tej pory pióro Pani Katarzyny Bondy było mi znane jedynie z dwóch bardzo dobrych książek napisanych w duecie z Panem Bogdanem Lachem. "Zbrodnia niedoskonała" i "Motyw ukryty" to true crime o jakich możemy marzyć. Obie książki odnoszą się do prawdziwych zbrodni, opisują je i potrafią nieźle zaskakiwać. Obie spodobały mi się na tyle, że kiedy dowiedziałem się, że autorka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-02
Dzisiaj mam dla Was recenzję książki autora, którego na pewno nikomu nie trzeba szeroko przedstawiać. "Próba sił" Tomasza Sablika świeżo wznowiona przez Wydawnictwo Vesper właśnie wpadła w moje ręce! Przyszedł już czas abym wtrącił swoje parę groszy i opowiedział co o tej książce myślę.
Na samym wstępie muszę się wytłumaczyć! Przyznaję bez bicia, że do niedawna byłem pewny, że debiutem Tomka Sablika była bardzo dobrze napisana "Winda"! Tymczasem okazało się, że jego debiutanckim horrorem była "Próba sił" wydana pod pseudonimem w całkiem innym wydawnictwie. Aktualnie powieść została odświeżona, wymieniono jej okładkę (na oczywiście miliard razy lepszą), pseudonim T.S. Tomson został zastąpiony szyldem Tomasz Sablik. Czy te zmiany wniosły coś dobrego? Jak ocenię debiutancką "Próbę sił"?
Tensas to małe miasteczko w Luizjanie. Mieszkańcy mieściny właśnie mierzą się z zimą jakiej jeszcze nie przeżyli. Nadchodzi Boże Narodzenie jakiego Tensas na pewno nigdy nie zapomni!
W miasteczku zaczyna dochodzić do tajemniczych wydarzeń. Niepełnosprawną Rose nawiedzają koszmarne sny, jeden z jej sąsiadów popełnia samobójstwo, na wnuczkę kobiety napada wataha wilków.
W tym samym czasie w podróż do miasteczka wyrusza młoda Sam ścigana przez swojego szefa, żądnego zemsty na dziewczynie. Do miasteczka zbliża się jednak coś o wiele gorszego, a wszyscy bohaterowie będą musieli wykazać się prawdziwą próbą sił.
Tomasz Sablik oddaje w nasze ręce swoją debiutancką powieść. Horror całkowicie inny niż jego późniejsze książki. Już na samym wstępie autor przyznaje, że "Próba sił" będzie wędrowała bardzo głęboko w klimaty legendarnego Kinga. I trzeba mu przyznać rację! Kiedy tylko zacząłem czytać tę powieść miałem wrażenie, że przeniosłem się właśnie na karty powieści legendy literackiego horroru. "Próba sił" już od samego początku sprawia, że czytelnik przesiąka klimatem małego miasteczka, które mierzy się z zimą wszech czasów. Czytając mamy wrażenie jakbyśmy naprawdę przechadzali się zaśnieżonymi chodnikami Tensas, zaglądali do domów jego mieszkańców lub brnęli przez zaspy. Nie wiadomo skąd w miasteczku zaczyna pojawiać się tajemnicza mała dziewczynka, równie zagadkowy starszy mężczyzna, który nie zostawia za sobą śladów na śniegu, a także wataha wilków! I tutaj muszę się na chwilę zatrzymać! Przyznam otwarcie -
"Próba sił" to rewelacyjna książka, ale akcji ze Scarlett za żadne skarby autorowi nie wybaczę! :)
"Próba sił" charakteryzuje się bardzo dobrym klimatem, dobrze zarysowanymi bohaterami oraz wciągającą fabułą! Nie ma tutaj ani jednego nudnego fragmentu, nie ma przegadanych i ciągniętych na siłę scen! W tej książce praktycznie cały czas coś się dzieje! Mamy poczucie izolacji w odciętym od świata miasteczku zasypanym przez śnieg (czy nie przypomina to troszkę atmosfery znanej nam dobrze ze "Lśnienia"?!), mamy zjawiska paranormalne, pojawiające się znikąd postacie, których historii możemy się jedynie domyślać.
No dobrze! Mamy świetnie napisany debiut. Ale czy naprawdę nie ma tutaj ani jednego nawet najmniejszego minusika? Czy tutaj wszystko rzeczywiście jest takie idealne? Szczerze mówiąc, aby znaleźć jakieś minusy trzeba naprawdę zacząć się tutaj czepiać szczegółów. Gdybym miał wskazać coś, co mnie zaskakiwało albo zdumiało to wybrałbym jedynie dziwne i czasami nielogiczne decyzje bohaterów. Ale nie zapominajmy o tym, że jest to horror, każdy bohater panicznie się czegoś boi no i że jest to debiut autora, a w takim przypadku na wiele rzeczy warto przymknąć oko.
"Próba sił" to rewelacyjny debiut, którego możemy bardzo mocno autorowi gratulować! Książka jest utrzymana w całkiem innym stylu niż kolejne powieści Tomka Sablika, ale zdecydowanie warto się z nią zapoznać. Fani Kinga będą tą powieścią oczarowani! Wybierzcie się do zasypanego śniegiem małego Tensas, zmierzcie z watahą wilków, brnijcie przez zaspy regularnie nawiedzani przez tajemnicze postaci. To będzie Wasza próba sił!
Dzisiaj mam dla Was recenzję książki autora, którego na pewno nikomu nie trzeba szeroko przedstawiać. "Próba sił" Tomasza Sablika świeżo wznowiona przez Wydawnictwo Vesper właśnie wpadła w moje ręce! Przyszedł już czas abym wtrącił swoje parę groszy i opowiedział co o tej książce myślę.
Na samym wstępie muszę się wytłumaczyć! Przyznaję bez bicia, że do niedawna byłem...
2024-03-24
Pamiętacie jeszcze cykl o Wikingach autorstwa Daniela Komorowskiego? Autor dał nam naprawdę świetnie napisany i diabelnie wciągający cykl książek poświęconych walecznym Wikingom, który wciągał, interesował i przenosił nas w czasie. Tym razem przyszła pora na kilka zmian. Daniel Komorowski zakończył już opowieść o swoich wojownikach z północy i zabrał się za przybliżenie nam historii dużo nam bliższej. Tym razem padło na Piastów. Autor zmienił głównych bohaterów, wydawnictwo i tym razem wkłada w nasze ręce całkiem nową powieść. Czy znajdziemy w niej coś z poprzedniej świetnie przyjętej serii? Czy książka okazała się równie udana, jak poprzedniczki?
Księstwem Piastów włada książę Siemomysł. Zbliża się ślub jednego z jego synów, Czcibora. Wkrótce po ślubie syna, Siemomysła dopada dziwna choroba, w wyniku której książę umiera. Na łożu śmierci ma jeszcze jedno, ostatnie życzenie - władzę w księstwie po jego śmierci ma przejąć nie Czcibor, lecz wygnany lata temu Mieszko. Czcibor wraz ze swoim bratem Prokułem wyrusza na poszukiwanie Mieszka. Tymczasem przez okoliczne grody, niszcząc je i grabiąc przewala się grupa pod dowództwem okrutnego Dagome.
Chciałbym napisać, że Daniel Komorowski tym razem mnie bardzo zaskoczył, jednak nie będzie to do końca prawda. Autor w ogóle nie zaskoczył mnie swoim warsztatem, który poznałem podczas czytania jego poprzednich książek - on był, jest i na pewno będzie na bardzo wysokim poziomie! Z kolei jestem bardzo zaskoczony tym, w jaki sposób Daniel przedstawił nam swoją nową historię! Nie chcę rozpisywać się zbyt szeroko, aby nie odbierać nikomu przyjemności z czytania i odkrywania tej książki, jeśli jej lektura jest jeszcze przed Wami. Jednak autor przedstawił postać Mieszka w sposób, który był dla mnie nieco zaskakujący i ani na chwilę przez głowę mi nie przeszło, że może zostać zastosowany taki, zabieg, jakim posłużył się Daniel. Co do samej powieści i warsztatu - tutaj nie ma żadnych zmian! Autor daje nam nową historię, która sytuuje się na tak samo wysokim poziomie, jak jej poprzedniczki nawiązujące do walecznych Wikingów. Książka wciąga, interesuje, zaskakuje! Są tutaj bardzo dobrze zarysowane wątki obyczajowe, cały szereg walk, bitew oraz nieco okrucieństwa, które sieje w powieści grupa tajemniczego Dagome!
Dodatkowym smaczkiem w tej powieści jest niewątpliwie sięgnięcie do świata bóstw i mitologii słowiańskiej. Autor swoją opowieść umieszcza w czasach jeszcze przed przyjęciem chrześcijaństwa i serwuje nam szereg ówczesnych zwyczajów, sakramentów oraz zaznajamia nas z wieloma bóstwami zarówno naszymi, jak i z dalekiej północy.
Co prawda wkradł się zaledwie jeden malutki minusik - autor bardzo chętnie wrzuca w wypowiedzi swoich bohaterów słowa, bardzo mocno staropolskie, których już dzisiaj zdecydowanie się nie używa. Z jednej strony to przecież nic dziwnego, bo akcja książki przenosi nas całe wieki wstecz. Z drugiej jednak strony to bardzo stare słownictwo chwilami mnie delikatnie irytowało. Dobrze, że to odczucie towarzyszyło mi tylko na samym początku lektury tej książki. Potem magicznie znika, bo historia nas pochłania i przenosi wprost do opisywanych wydarzeń.
Gdybym miał się czepiać to powiedziałbym jeszcze, że autor zbyt szybko ujawnia nam kim tak naprawdę jest Dagome. Co prawda domyślamy się tego od samego początku, jednak gdybyśmy jeszcze dłużej pozostali trzymani w niepewności, to moim zdaniem książka by na tym jeszcze zyskała.
"Mieszko. Wyjście z cienia" to książka napisana bardzo, bardzo dobrze! Jeśli czytaliście poprzednie książki autora, to jego nową powieścią nie będziecie ani trochę zawiedzeni, a wręcz przeciwnie - ta książka na pewno również trafi w Wasz gust. Co prawda w opowieści o Wikingach otrzymaliśmy trochę więcej krwawych bitew, jednak tutaj również takiej akcji nie zabraknie. Grupa pod przewodnictwem Dagome zapewni nam wiele tego typu smaczków.
Nową powieść Daniela Komorowskiego śmiało mogę polecić każdemu fanowi jego poprzedniej serii. Jeśli jednak jeszcze nie mieliście przyjemności, aby zapoznać się z jego Wikingami, to "Mieszko. Wyjście z cienia" również będzie bardzo dobrym sposobem na poznanie pióra tego autora. Śmiało mogę Wam polecić podróż do świata Wikingów, jak i pierwszych Piastów.
Pamiętacie jeszcze cykl o Wikingach autorstwa Daniela Komorowskiego? Autor dał nam naprawdę świetnie napisany i diabelnie wciągający cykl książek poświęconych walecznym Wikingom, który wciągał, interesował i przenosił nas w czasie. Tym razem przyszła pora na kilka zmian. Daniel Komorowski zakończył już opowieść o swoich wojownikach z północy i zabrał się za przybliżenie nam...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-23
"Nie bój się ciemności.
Bój się tego co kryje."
Właśnie rusza nowy cykl kryminałów spod pióra Marka Stelara!
Dzisiaj mam przyjemność opowiedzieć Wam o pierwszej części nowej serii!
Hasłem przewodnim bijącym do nas z okładki jest ciemność. To właśnie w nią będziemy zaglądali czytając "Ptasznika". A co w niej znajdziemy? Czego tak naprawdę powinniśmy się obawiać? No i czym tak właściwie jest wspomniana ciemność?
Marek Stelar to autor, który już dawno wdarł się na listę moich książkowych pewniaków. Kryminały i thrillery tego Pana to gwarancja bardzo dobrej książki! "Ptasznik" jest kolejną pozycją, która po raz kolejny utwierdziła mnie w tym przekonaniu i spowodowała, że pozycja tego autora na liście gwarantów jedynie się umocniła. Z jaką sprawą tym razem zapozna nas Marek Stelar?
Henryk Ptasznik, a właściwie, mówiąc aktualnie Heinrich Vogel to człowiek, którego życie pewnego dnia wywróciło się do góry nogami. Młody, ambitny człowiek, którego życie na dobrą sprawę dopiero się zaczyna pewnego dnia podjął decyzję, która zaważyła o jego dalszym losie. Minął czas, który zmienił Henryka w całkiem innego człowieka oraz utwardził jego charakter. Kiedy Heinrich w końcu znajduje spokój dowiaduje się, że jego ojciec zginał w tajemniczym wypadku śmigłowca. Niedługo potem przy burcie swojej łodzi odnajduje ciało kobiety, która jak się okazuje blisko współpracowała ze zmarłym ojcem Vogela. Na domiar złego do Heinricha dociera Misza, bezwzględny człowiek, z którym Vogel miał wcześniej do czynienia. Nękany przez Miszę i we współpracy z komisarz Iwoną Banach z CBŚP, Heinrich wyrusza tropem przeszłości swojego ojca.
Marek Stelar po raz kolejny oddaje nam świetnie napisany thriller, który już od pierwszych stron przygwoździ nas do fotela i nie pozwoli odłożyć się na półkę dopóki nie rozwikłamy przedstawianej historii i nie dobrniemy do finału książki. W "Ptaszniku" znajdziemy świetnie zbudowaną historię, która zmusi głównego bohatera do grzebania w głębokiej przeszłości znienawidzonego ojca. Żeby utrudnić sprawę autor systematycznie będzie nakazywał Heinrichowi, aby zmierzył się również ze swoją przeszłością i demonami, które mimo upływu lat wcale nie stały się mniej przerażające.
No i jeszcze bohaterowie powieści - oni są po prostu mistrzowsko skrojeni pod swoje role!
Heinrich Vogel to facet, bardzo mocno stąpający po ziemi. Pewnego dnia życie naszego bohatera wywraca się do góry nogami. Na kilka lat trafia do więzienia, gdzie będzie musiał zmierzyć się z realiami, o których wcześniej nie miał pojęcia. Na swojej drodze Vogel trafia na Miszę, bezwzględnego i niemal demonicznego faceta, który "trzęsie" całym więzieniem. Wyobraźcie sobie minę Heinricha kiedy wydawało mu się, że w pewien sposób pozamykał wcześniejsze problemy i poukładał sobie życie na nowo, a tymczasem w progu jego łodzi spotyka starego, dobrego Miszę.
Z kolei Misza to zimny i wyrachowany typ spod ciemnej gwiazdy! Manipulator, którego nikt z nas nie chciałby spotkać na swojej drodze oraz największe zło tej powieści.
"Ptasznik" to rewelacyjnie napisany thriller, w którym nie ma miejsca na nudę! W tej książce cały czas coś się dzieje, a my regularnie jesteśmy zaskakiwani nowymi faktami z życia ojca głównego bohatera. Grzebanie w rodzinnej przeszłości, mierzenie się z własnymi demonami, spoglądanie w ową ciemność to główne wątki "Ptasznika". Główny bohater jest wprost idealnie skrojony do swojej roli! Z jednej strony to twardo kroczący po ziemi facet, z drugiej człowiek, którego przeszłość stale się o niego upomina i która jak się okazuje ciągle nie jest zamkniętym tematem. Autor zarysował nam postać Vogela bardzo, bardzo dobrze! Mimo to pozostaje pewna dawka tajemnicy! Mamy wrażenie, że jeszcze wiele rzeczy możemy się o nim dowiedzieć. I pewnie z czasem się dowiemy, bo "Ptasznik" to pierwszy tom nowej serii! Już nie mogę doczekać się kolejnych części tego świetnie rozpoczętego cyklu!
Nie pozostaje mi nic innego, jak bardzo mocno polecić Wam lekturę "Ptasznika". Nowy thriller Marka Stelara bardzo mocno Wam rekomenduję!
"Nie bój się ciemności.
Bój się tego co kryje."
Właśnie rusza nowy cykl kryminałów spod pióra Marka Stelara!
Dzisiaj mam przyjemność opowiedzieć Wam o pierwszej części nowej serii!
Hasłem przewodnim bijącym do nas z okładki jest ciemność. To właśnie w nią będziemy zaglądali czytając "Ptasznika". A co w niej znajdziemy? Czego tak naprawdę powinniśmy się obawiać? No i czym...
2024-03-19
Tajson to młody i nabuzowany testosteronem "samiec alfa", który spełnia się w ringu. Podobnie jak jego największy idol Mike Tyson, chłopak trenuje boks i czerpie największą przyjemność z obijania cudzych twarzy. Tajsonowi bardzo daleko do jakiejkolwiek przyzwoitości. Kiedy nadarzy się okazja lubi coś ukraść, kogoś pobić, wypić z kumplami i zabawić się przy innych, mniej legalnych środkach. Pewnego dnia po całonocnej balandze Tajson budzi się w całkiem innej rzeczywistości. Okazuje się, że świat się zatrzymał! Dokładnie tak! Czas stanął w miejscu. Dla Tajsona będzie to niebywała okazja żeby rządzić jeszcze zuchwalej! Prawo? Moralność? Wszelkie zasady? W tym przypadku odłóżmy je daleko na bok.
"Zatrzymaj się" należy do grupy książek, które zadziwiają mnie najbardziej! Po przeczytaniu pierwszej części historii Tajsona musiałem zastanowić się, co tak naprawdę chcę napisać w swojej recenzji. Bo nie ukrywajmy - powieść Bartłomieja Malinowskiego nie należy do książek, które czytam najchętniej. No i tutaj pojawia się pierwszy problem! Kiedy czytam każdą jedną książkę sam łapię się na tym, że z uporem maniaka muszę każdą przeczytaną sztukę zaliczyć do jakiejś kategorii. Muszę przypisać ją do jakiegoś określonego gatunku! Koniecznie! W przypadku "Zatrzymaj się" - nic z tego! Tej powieści zwyczajnie nie da się zaszufladkować, nie da się włożyć między kryminały lub powieść obyczajową! Mamy tutaj zbitek kilku smaczków, które współpracują ze sobą nad wyraz dobrze! Książka zaczyna się jak typowa obyczajówka, potem lekko haczy o dramat, ociera się o problemy społeczne, by finalnie przeskoczyć przez sensację i zawitać do fantastyki! To dużo? Jasne, że tak! I wydawałoby się, że połączenie wszystkich tych kombinacji jest niewykonalne! Jak możecie przekonać się podczas lektury "Zatrzymaj się" tak jedynie może się wydawać, bo autor bardzo szybko udowodni Wam, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych!
Teraz skupy się na bohaterach książki! No dobrze, na jednym bohaterze! Kumpli Tajsona i osoby postronne zostawię w spokoju, bo sama postać głównego bohatera przyćmiewa je wszystkie! "Zatrzymaj się" już od samego początku wbije Was w paradoks nie do przeskoczenia! Z jednej strony autor zrobi wszystko abyście mieli jak największy problem z polubieniem Tajsona, a z drugiej tak wkręci Was w swoją historię, że nie spoczniecie dopóki nie dobrniecie do finału pierwszego tomu, a następnie prędko pobiegniecie łapać za kolejny! Tajson to typek, którego w realu nikt z nas nie chciałby spotkać. To przemądrzały, diabelnie irytujący złodziej, typek spod ciemnej gwiazdy, którego życiowym celem jest balanga, seks, udział w bójkach - a w zasadzie ich wszczynanie, oraz bicie jak popadnie. Nasz bohater w zasadzie będący antybohaterem będzie denerwował i irytował Was od początku do samego końca, ale autor ma tę unikatową umiejętność przywiązywania czytelnika do swoich historii. Abyście nie wiadomo jak bardzo się opierali, to i tak ta powieść pochłonie Was bez reszty! Do tego język autora! Tę książkę czyta się jak opowieść znajomego!
Mamy już pochwalony styl autora, kilka słów o głównym bohaterze i ogólny zarys książki. Teraz przyszła pora poszukać słabych punktów! Otóż jest tylko jeden! W moim odczuciu jest to okładka książki. Jestem okładkową sroką i okładka to dla mnie rzecz bardzo ważna. Mówi się, że nie ocenia się książek po okładce i w pełni się z tym zgodzę ale nie okłamujmy się - dobra okładka to przecież wartość dodana każdej książki i bardzo dobry wabik! Tymczasem w przypadku "Zatrzymaj się" okładka co prawda nawiązuje do treści książki, jednak nie jest to szablon, który przykuje uwagę czytelników. Gdybym decydował się na przeczytanie tej książki sugerując się jedynie okładką, to zdecydowanie bym sobie ją odpuścił. Zostałem jednak skuszony opiniami innych, więc zaryzykowałem i naprawdę nie żałuję!
Podsumowując - "Zatrzymaj się" to opowieść o bardzo dynamicznej akcji, która w zasadzie sama się nakręca. W powieści nie ma czasu na nudę! Tutaj ciągle coś się dzieje. Mimo, że głównego bohatera totalnie nie da się w żaden sposób polubić, to książka potrafi nas bardzo mocno wciągnąć. Nie ma mowy abyśmy odłożyli ją na regał zanim dobrniemy do końca. Ta powieść ma tę właściwość, która nie pozwala nam się od siebie oderwać dopóki nie dobrniemy do finału. Powieść Bartłomieja Malinowskiego oceniam bardzo dobrze i już nie mogę się doczekać kiedy zasiądę z drugim tomem w rękach!
Tajson to młody i nabuzowany testosteronem "samiec alfa", który spełnia się w ringu. Podobnie jak jego największy idol Mike Tyson, chłopak trenuje boks i czerpie największą przyjemność z obijania cudzych twarzy. Tajsonowi bardzo daleko do jakiejkolwiek przyzwoitości. Kiedy nadarzy się okazja lubi coś ukraść, kogoś pobić, wypić z kumplami i zabawić się przy innych, mniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-17
Paryż, 1830 rok. Valentin Verne to młody i zdolny inspektor a zarazem zapalony fan i student chemii i medycyny. Nowym zadaniem stróża prawa zostaje rozwiązanie zagadkowej śmierci młodego Dauvergne'a. Wszystko wskazuje na to, że chłopak popełnił samobójstwo, jednak zamożna rodzina domaga się szczegółowych wyjaśnień tego, co skłoniło chłopaka do odebrania sobie życia. Szef miejscowej policji tworzy specjalną komórkę o nazwie "biuro do spraw tajemnych", na której czele staje Valentin. Szybko zaczyna dochodzić do kolejnych tajemniczych zgonów. Aby rozwikłać tę sprawę Verne będzie musiał sięgnąć do cudów szybko rozwijającej się nauki.
"Biuro do spraw tajemnych" to książka wręcz fenomenalna! Od dłuższego czasu nie mogę narzekać na jakość książek, które trafiają w moje ręce i śmiało mogę je ocenić jako dobre i bardzo dobre! Jednak już od dawna żadna z przeczytanych książek nie sprawiła mi takiej przyjemności, jak kryminał w klimacie retro spod pióra Erica Fouassiera! Każde sięgnięcie po tę powieść sprawiało mi nie lada przyjemność. Ta książka posiada magiczną umiejętność przenoszenia w czasie! Biorąc ją do ręki trafiacie wprost na gwarne ulice XIX Paryża! Odwiedzacie pogodne skwerki, gwarne ulice, ciemne zaułki i brudne rynsztoki! Atmosfera jaką autor oddaje nam w swojej powieści to prawdziwe cudo, a sama książka staje się niesamowitym rarytasem!
Podobne właściwości do tej pory zauważałem u kilku innych autorów. Jednak Fouassierowi zdecydowanie najbliżej do mistrzowskiego stylu Zafona, który genialnym piórem i idealnie, mistrzowsko i unikatowo zbudowanym klimatem starej Barcelony potrafił dosłownie przenosić czytelnika wprost w akcję czytanej właśnie książki. Czytając "Biuro do spraw tajemnych" miałem nieodparte wrażenie, że Fouassierowi bardzo blisko do genialnego stylu mistrza Zafona.
Klimat i atmosfera zasługują więc na najwyższe uznanie! Jednak to jeszcze nie koniec zalet tej książki! Kolejną cechą jaka ciśnie mi się na usta jest - klasa! Powieść Fouassier to nie byle kryminalik, tylko książka napisana z niebywałą klasą! Autor w mistrzowskim stylu potrafi posługiwać się słowem. Jego opisy to małe mistrzostwa świata! Czytając powieść wiele razy łapiemy się na tym, że mamy wrażenie jakbyśmy podziwiali najlepsze pejzaże.
Całości idealnie dopełnia styl retro w jakim pisze autor. Eric Fouassier akcję swojej książki umieścił w pierwszej połowie XIX wieku i stworzył bohaterów idealnie wprost skrojonych do ówczesnych realiów! Jego Valentin Verne to młody człowiek, który do szpiku kości przesiąknięty jest stylem starego, dobrego detektywa charakterystycznego do starych powieści kryminalnych. Mamy tutaj idealnie zarysowanych bohaterów, pięknie zakrojone opisy, elementy powieści detektywistycznej. Autor równie umiejętnie sięga tutaj do świata tajemnych zgromadzeń, klasycznych pojedynków, nowinek ze świata naukowego oraz ezoteryzmu.
"Biuro do spraw tajemnych" to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie miałem przyjemność w tym roku przeczytać. Książka porywa swoim klimatem, wciąga i wprost przenosi do akcji rozgrywającej się właśnie na kartach powieści. Piękne słowo, styl, który na myśl przywodzi książki sprzed wielu lat to kolejne z zalet powieści Fouassiera. "Biuro do spraw tajemnych" to nie tylko dobry kryminał. Książka daje prawdziwą przyjemność czytania! Już nie mogę doczekać się kolejnych powieści tego autora! Klasyczny kryminał Fouassiera zdecydowanie Wam polecam i wpisuję do kanonu najlepszych książek tego roku!
Paryż, 1830 rok. Valentin Verne to młody i zdolny inspektor a zarazem zapalony fan i student chemii i medycyny. Nowym zadaniem stróża prawa zostaje rozwiązanie zagadkowej śmierci młodego Dauvergne'a. Wszystko wskazuje na to, że chłopak popełnił samobójstwo, jednak zamożna rodzina domaga się szczegółowych wyjaśnień tego, co skłoniło chłopaka do odebrania sobie życia. Szef...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-09
Czy jest jeszcze ktoś, dla kogo nazwisko - Bundy - brzmi obco? O krwawych poczynaniach Teda Bundiego słyszał chyba każdy! Jeden z najsłynniejszych (o ile jest to dobre stwierdzenie) morderców Ameryki doczekał się już całego szeregu filmów dokumentalnych, książek czy seriali. Wyrachowany potwór, manipulator, bestia - to chyba najbardziej pasujące do niego określenia. Bundy przyznał się do zamordowania 30 kobiet, z których część była jeszcze dziećmi. Powszechnie twierdzi się, że liczba ofiar mordercy była znacznie większa. Co poszło nie tak, że student prawa, osoba angażująca się politycznie oraz działająca w instytucjach zajmujących się ofiarami przemocy nagle stanęła po drugiej stronie barykady? Po raz kolejny okazało się, że człowiek, którego wygląd i sposób mówienia potrafią budzić zaufanie, jest w prawdzie wilkiem w owczej skórze. Tym razem za przedstawienie historii bestii zabrał się Max Czornyj! Z jakim efektem?
Max Czornyj dał się poznać jako autor, który nie przebiera w środkach podczas opisów kolejnych bestialskich mordów. Autor wielu krwawych thrillerów wydał również niezwykle kontrowersyjny cykl przedstawiający sylwetki najbardziej znanych i krwawych nazistów. Kontrowersje budziło przede wszystkim zastosowanie narracji pierwszoosobowej, która do tej pory nie znajdowała wykorzystania w tego typu książkach. Max Czornyj poszedł na całość! Przedstawił nam historie nazistowskich potworów opowiedziane "z pierwszej ręki". O kontrowersjach nazwijmy się "okołoksiążkowymi" nie chcę się wypowiadać. Skupmy się na lekturze.
Tym razem w nasze ręce trafia historia jednego z najbardziej krwawych seryjnych morderców wszech czasów. Tym razem Czornyj przybiera maskę Teda Bundiego i z jego perspektywy dokładnie opisuje wszystkie krwawe poczynania potwora. Uwaga! Uwaga! Książka to nie tylko opis zbrodni! "Umysł mordercy" czytamy niemal jak pamiętnik Bundiego! Pamiętnik bardzo dokładnie opisujący wszystkie marzenia, żądze, emocje. Nie będzie to łatwa lektura! Co to, to nie!
Czornyj przedstawia nam książkę, która opisuje życie Bundiego od dzieciństwa, po samą celę śmierci. Czytamy o jego dorastaniu i o tym jak powoli budziła się w nim bestia. Fragment z psem mnie rozwalił na strzępy! Powiem otwarcie - podczas lektury już na samym niemal wstępie, dosłownie mnie trafiło! Jak każdy może się domyślać - było to jedynie mocne preludium do naprawdę konkretnej rzezi! Już za chwilę autor rzuci nas w wir morderstw. Będziemy świadkami każdej kolejnej zbrodni, każdego kolejnego ohydnego opisu! Tak - ohydnego! Tutaj tego typu opisów i nekrofilii nie braknie! Będziemy świadkami cynicznych zagrywek, ucieczek, manipulacji! Emocji zdecydowanie tutaj nie zabraknie!
Max Czornyj oddaje w nasze ręce historię wyjątkowego zwyrodnialca. Autor posługując się pierwszoosobową narracją przedstawia nam niemal pamiętnik mordercy. Opisuje jego emocje, również te najbardziej przerażające. Krwawe opisy, potworne zbrodnie, nekrofilia - to rzeczy, z którymi będziecie na bieżąco obcować podczas lektury tej książki. "Umysł mordercy" jest niezwykle mocną pozycją, która wbije Was w fotel już od samych słów wstępu. Tutaj nie ma tematów tabu! Autor "wali prosto z mostu" i masakruje nas kolejnymi opisami rzezi. Opowieść o Bundiem wciągnie Was od samego początku i nie pozwoli odłożyć się na półkę dopóki nie dobrniecie do samego końca. Ale to jeszcze nie koniec! Ta książka zostanie z Wami jeszcze na długo po lekturze! Szereg potwornych zbrodni nie potrafi wywietrzeć z głowy tak prędko.
Z okładki książki bije do nas opinia Jana Gołębiowskiego - "Lektura zdecydowanie dla ludzi o stalowych nerwach". Zgadzam się z nią całkowicie. Książka jest niezwykle mocną lekturą, która na długo zostanie w Waszych głowach. Zdecydowanie polecam!
Czy jest jeszcze ktoś, dla kogo nazwisko - Bundy - brzmi obco? O krwawych poczynaniach Teda Bundiego słyszał chyba każdy! Jeden z najsłynniejszych (o ile jest to dobre stwierdzenie) morderców Ameryki doczekał się już całego szeregu filmów dokumentalnych, książek czy seriali. Wyrachowany potwór, manipulator, bestia - to chyba najbardziej pasujące do niego określenia. Bundy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-03-02
Niektóre książki i filmy kojarzą mi się z pewnymi czasami. Cała seria o potworach z kosmosu kojarzy mi się cały czas z moim dzieciństwem i szczeniackimi czasami. Pamiętam jakby to było wczoraj jak wszyscy wyczekiwaliśmy kiedy telewizja pokaże kolejną część przygód Ellen Ripley. Wtedy to było coś! To było wydarzenie! Przecież nie bez przyczyny jeden z kanałów telewizyjnych nazwał pasmo emitujące kolejne części "Obcego" - Mega Hitem! Mówię oczywiście o wcześniejszych częściach. Moja przygoda z tą serią zakończyła się wtedy na czwartej części. Potem przyszła bardzo długa przerwa. Cykl o morderczych Ksenomorfach przyciągał przed telewizory a potem zmuszał do rówieśniczych porównań wrażeń z seansu. Szybko doszliśmy do tego, że twórcy chyba tworzą coraz słabsze potwory skoro w pierwszej części wystarczył tylko jeden (poprawcie mnie jeśli było inaczej) aby zafundować konkretny horror na Nostromo, a już w kolejnych częściach było ich znacznie więcej i... okazało się, że wcale nie są takie niezniszczalne. W "Morzu Boleści" będziemy mieć do czynienia z całymi hordami Obcych! Wyruszamy!
Planeta LV178 - Nowy Galveston. Terraformowanie nowej planety trwa. Powstały już trzy miasta i rozwinęła się infrastruktura. Przed budowniczymi kolejnego miasta wyłania się jednak problem. Na horyzoncie pojawia się połać czarnego toksycznego piasku, który uniemożliwia powstanie w tym miejscu czegokolwiek. Owe czarne plamy na mapie planety nazywane są Morzami Boleści. Alan Decker, zastępca komisarza w Międzynarodowej Izbie Handlowej przez przypadek odkrywa, że pod piaszczystą powierzchnią kryje się nieeksploatowana od lat kopalnia. Decker zostaje uprowadzony i wraz z najemnikami wynajętymi przez korporację Weyland-Yutani zapuszcza się w głąb opuszczonej kopalni. Olbrzymia korporacja wie, że Morze Boleści skrywa żywe ksenomorfy. Zadaniem grupy jest "upolowanie" chociaż jednego egzemplarza. Szybko okazuje się, że polowanie właśnie się rozpoczyna jednak jego przedmiotem będzie grupa wysłana przez Weyland-Yutani.
Akcja "Morza boleści" rozgrywa się (o ile dobrze pamiętam) trzysta lat po tym, jak z kolejnymi ksenoformami mierzyła się legendarna Ellen Ripley. Bohaterki całego cyklu już z nie ma, ale nie znaczy to, że Obcy o niej zapomnieli. Co to,to nie! Szybko okaże się, że potwory zwane przez najemników robalami bardzo dobrze pamiętają Ripley i z przyjemnością okrutnie zemszczą się na każdej żywej osobie, zwłaszcza takiej, która nosi w sobie krew Ellen. A jak się okaże wśród grupy ludzki jest taki rodzynek.
Kiedy zabierałem się za lekturę "Obcego. Morze Boleści" wiedziałem, że książka mi się spodoba. Nie spodziewałem się jednak, że pochłonie mnie aż w takim stopniu! Słuchajcie, "Morze Boleści" to świetnie napisany horror sf, który nie pozwala czytelnikowi na ani chwilę nudy! Mało tego! Książka przenosi w czasie! Mnie przeniosła do szczeniackich czasów, o których już wspomniałem powyżej i przypomniała mi o legendarnych monstrach z kosmosu, o przypominających pająki lub kraby cudach wyskakujących z oślizgłych jaj i wskakujących prosto na twarze swoich ofiar oraz o wielu innych rzeczach znanych bardzo dobrze z filmowych wersji.
Podczas lektury pozwoliłem sobie na podkręcenie klimatu i włączyłem sobie grający cicho w tle mroczny ambient nawiązujący atmosferą do czytanej właśnie książki. I to był strzał w dziesiątkę. Mroczna muzyka w tle była idealnym podkładem podczas marszu przez pogrążone w ciemności tunele, w których systematycznie oczekiwały na nas całe hordy Obcych!
Książkę Moora mimo, że nie jest najkrótszą powieścią, czyta się bardzo szybko. Czyta się wprost wyśmienicie! "Obcy" mnie porwał! Powieść kryje tyle akcji, że nie mamy czasu nawet pomyśleć o nudzie, a tym bardziej nie mamy ochoty odłożyć jej ani na chwilę. Po prostu cały czas chcemy więcej! Chcemy brnąć dalej i okrywać co jeszcze skrywają mroczne tunele.
Zakończenie książki pozwala nam przypuszczać, że szybko może powstać jej kontynuacja. A mnie nie pozostaje nic innego jak tylko ocenić "Morze Boleści" bardzo dobrze i oczekiwać kolejnej na pewno równie dobrej książki z uniwersum Obcego. Polecam!
Niektóre książki i filmy kojarzą mi się z pewnymi czasami. Cała seria o potworach z kosmosu kojarzy mi się cały czas z moim dzieciństwem i szczeniackimi czasami. Pamiętam jakby to było wczoraj jak wszyscy wyczekiwaliśmy kiedy telewizja pokaże kolejną część przygód Ellen Ripley. Wtedy to było coś! To było wydarzenie! Przecież nie bez przyczyny jeden z kanałów telewizyjnych...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Okres II wojny światowej zawsze znajdował miejsce na moich regałach. Spośród książek opisujących ten przerażający okres na pewno śmiało wyróżnić mogę te napisane przez Marka Koprowskiego. Za każdym razem w ręce czytelnika trafiają książki napisane w sposób niebywale rzeczowy i konkretny. Są to w każdym przypadku książki historyczne z najwyższej półki. Nie ma w nich miejsca na przypuszczenia, domysły, opieranie się na mało wiarygodnych źródłach. Są za to fakty, szczegółowo opisane wydarzenia z przeszłości i po prostu same konkrety.
Tym razem Marek Koprowski po raz kolejny zabiera nas na Wołyń. Temat Zbrodni Wołyńskiej zawsze mnie przyciągał. Pewnie dlatego, że wydarzenia do jakich tam doszło po prostu nie mieszczą mi się w głowie. W żaden sposób nie mogę sobie wyobrazić, że nawet w czasie wojny ktokolwiek mógł dopuścić się takich rzeczy! Można powiedzieć, że to okropności z czasów wojny. Ale nie! Okropnościami z czasów wojny mogę określić wydarzenia do jakich dochodziło na froncie. W przypadku zbrodni na Wołyniu mamy do czynienia z masową eksterminacją całych wiosek, w których najczęściej pozostawali starcy, kobiety i dzieci, bo młodsi walczyli wtedy na wojnie. Ukraińcy, będący sąsiadami Polaków z czasem zaczęli sięgać po kosy, sierpy, siekiery, piły i inne narzędzia gospodarcze i dopuścili się zbrodni, o których nawet nie marzyli najbardziej krwawi zwyrodnialcy dopuszczający się tortur.
W przypadku "Katów Wołynia" autor jednak nie przedstawia nam tych najbardziej krwawych wydarzeń, nie opisuje bestialskich mordów. Tym razem Marek Koprowski zabiera nas do pewnego rodzaju "galerii", w której spotkamy osoby odpowiedzialne za wymordowanie Polaków. Poznajemy bardzo szczegółowo sylwetki poszczególnych osób, które zarządzały, organizowały i przewodniczyły Rzezi Wołyńskiej.
Mimo, że książka bardzo mocno dotyka najbardziej przerażającego okresu w naszej historii, to nie czytamy w niej o morderstwach, krwawych zbrodniach. Tym razem autor w sposób niezwykle rzetelny, dokładny przedstawia nam życiorysy kolejnych ludobójców.
Książkę uzupełnia naprawdę piękne wydanie. Co tu dużo mówić! Wydawnictwo Replika za każdym razem oddaje w nasze ręce świetnie wydaną książkę Pana Marka! W środku znajdujemy również bardzo dużo zdjęć, co również bardzo mocno doceniam w przypadku tego typu książek.
Podsumowując - "Kaci Wołynia" to bardzo rzeczowo napisana i mistrzowsko wydana książka, która będzie lekturą obowiązkową każdej osoby zainteresowanej tą tematyką. Śmiało mogę polecić Wam tę książkę i przyznać jej jak najwyższą ocenę.
Okres II wojny światowej zawsze znajdował miejsce na moich regałach. Spośród książek opisujących ten przerażający okres na pewno śmiało wyróżnić mogę te napisane przez Marka Koprowskiego. Za każdym razem w ręce czytelnika trafiają książki napisane w sposób niebywale rzeczowy i konkretny. Są to w każdym przypadku książki historyczne z najwyższej półki. Nie ma w nich miejsca...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to