Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Tak się złożyło, że zaczynam serię o prokuratorze Kroonie Cyryla Sone od ostatniej części. Myślę jednak, że nadrobię zaległości, bo nie tylko spodobał mi się bohater, ale także sposób pisania przez autora. A ja bardzo lubię serie kryminalne, w których jest jeden lub kilku tych samych głównych bohaterów, lecz fabuła nie musi się ze sobą ściśle wiązać.
"Wszystko, co wiedziałeś" to wielowątkowy kryminał, dość wciągający i trzymający w napięciu. Miasto, w którym autor umieścił akcję, to Gdańsk i dla mnie to również jest na plus, gdyż to jedno z moich ulubionych miejsc. A tak w ogóle, to lubię, gdy fabuła powieści rozgrywa się w miejscach, które znam.

Edyta Volker jest nauczycielką geografii w renomowanym dziewiątym liceum ogólnokształcącym w Gdańsku. Zawsze wczesnym rankiem pieszo szła do szkoły, zawsze pierwsza, tak było również i tego czerwcowego ranka. Jednak tym razem omal nie upadła widząc w szkolnej bramie wiszące ciała trójki uczniów. Trzy nastoletnie ofiary zwisały bezwładnie, nienaturalnie wykrzywione, kilka centymetrów ponad schodami wejściowymi. Edyta poznała ich, uczyła całą trójkę, za kilka dni miały być już wakacje... Nie może tego zrozumieć, to przecież jeszcze dzieci, zawsze tak do nich nawet mówiła - "moje dzieci", do wszystkich uczniów liceum...

"Wszystko, co widziała przez całe swoje życie, przez długie pięćdziesiąt osiem lat, czego doświadczyła jako dziewczyna, kobieta, zona i matka, nie dało jej siły, by stawić czoła tej śmierci, tym trzem odebranym życiom, tym trzem skrzywdzonym przez diabła duszom."
Dlaczego te dzieci popełniły zbiorowe samobójstwo? Czy ktoś je do tego zmusił? Czy to miał być tylko jakaś głupia, nieprzemyślana i tragiczna w skutkach zabawa?
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Konrad Kroon, a że sprawa ta staje się coraz głośniejsza, tym trudniej zbierać w niej tropy.
Chociaż wszystko wskazuje na brak udziału osób trzecich, to prokurator ciągle ma jakieś wątpliwości.
Po kilku dniach okazuje się, że słusznie, bo pojawiają się podobne przypadki takich niby samobójstw. W dodatku przy ofiarach śledczy znajdują dziwne kartki z liczbami. Nie wiadomo kto i dlaczego zostawia te kartki. Czy mają one jakieś znaczenie?

Wracamy do początku roku szkolnego, gdy Norbert, Sara o Tomek zaczynają naukę w gdańskim dziewiątym liceum ogólnokształcącym. Jakie były ich początki w nowej i nieznanej szkole, okazuje się, że nie były najlepsze. Większość rówieśników niezbyt lubi zdolnych i pracowitych uczniów i potrafią nieźle uprzykrzać im życie.

"Lubili się uczyć, w podstawówce łapali same wysokie oceny. Ale rówieśnicy nie doceniali ich talentów."
"Liceum to nie przelewki. Nawet dobre liceum dla porządnej młodzieży. Właściwie takie szkoły są najgorsze."
Czy prokurator zdoła rozwiązać tajemniczą zagadkę "wysypu" samobójców? Kto za tym wszystkim stoi? Jakie znaczenie mają karteczki zostawiane przy ciałach?
Po lekturze tej książki zastanawiam się czasem jak trudne mogą być początki w nowej szkole. Mnie to już nie grozi, ale trójka moich wnuków właśnie rozpoczęła naukę w liceum...
To bardzo intrygujący, zaskakujący i chwilami wstrząsający kryminał.
Polecam, bo naprawdę warto.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

Tak się złożyło, że zaczynam serię o prokuratorze Kroonie Cyryla Sone od ostatniej części. Myślę jednak, że nadrobię zaległości, bo nie tylko spodobał mi się bohater, ale także sposób pisania przez autora. A ja bardzo lubię serie kryminalne, w których jest jeden lub kilku tych samych głównych bohaterów, lecz fabuła nie musi się ze sobą ściśle wiązać.
"Wszystko, co...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Wyzwanie LC czerwiec 2024

"Zaginiony sztetl" to debiutancka powieść Maxa Grossa, dość ciekawa i pomysłowa, zabawna, chociaż chwilami bardzo smutna i gorzka. I wydaje się nieprawdopodobna, to jednak udało się stworzyć autorowi pozory wiarygodności. Pewnie dlatego czyta się ją rewelacyjnie.
Max Gross fabułę książki umieścił w Polsce, w małej, odciętej od świata leśnej wioseczce zamieszkałej przez społeczność żydowską. Mieszkańcy sztetla nie wychodzą poza granice osady, uważając, że za lasem nic dobrego na nich nie czeka. A i o mieszkańcach i całej osadzie świat jakby zapomniał...
"Nawet w szczęśliwym, spokojnym miasteczku, takim jak nasze, może trafić się ktoś, z kim nie chcesz mieć do czynienia."
Dzieciom wpajano, że życie poza lasem, z dala od Kreskola, bo tak nazywa się ten zapomniany sztetl, jest niebezpieczne, a w lesie są różne zdradliwe miejsca i groźne zwierzęta.
A skoro urodzili się z dala od złego świata to są po prostu szczęśliwcami... Nikomu zatem nie przychodziło do głowy, żeby wychodzić za mury osady.
Małe żydowskie miasteczko trwało przez lata w izolacji a ludzie żyli błogiej nieświadomości nie mając żadnych wieści ze świata. Ani dobrych ani tych złych. Żyjąc swoimi codziennymi sprawami, nie wiedzą nic nie tylko o Holokauście, ale nawet nie mają elektryczności i bieżącej wody, nie mówiąc już o innych nowoczesnych sprzętach i urządzeniach.
Gdy jednak z miasteczka najpierw znika młoda mężatka a za kilka dni jej mąż, mieszkańcy są bardzo zaniepokojeni. Rada zdecydowała, że teraz muszą kogoś wysłać do miasta, żeby zgłosić odpowiednim władzom ich zaginięcie i prosić o pomoc w poszukiwaniach. Starszyzna postanowiła wysłać w nieznany świat Jankiela, który nie mając bliższej rodziny, więc traktowany był jak wyrzutek w tym społeczeństwie. Wydawał się wszystkim idealnym kandydatem, bo nikt po nim nie będzie płakał, gdyby i on zaginął.
Jankiel zaskoczony tym niby zaszczytem, w końcu wyrusza z obawą do najbliższego, nieznanego mu miasta. Udało mu się zabrać wraz z cygańskim taborem, więc nie musi sam pokonywać leśnych ścieżek. Na widok miasta aż otwiera oczy ze zdziwienia, nie wyobrażał sobie tego nawet w snach.

"Jestem pewien, że obyty czytelnik nie będzie pod wrażeniem widoków, które spotkały Jankiela w mieście."
"Nigdy wcześniej nie widział budynków, które miałyby więcej niż jedno piętro, dlatego przystanął przed pięciopiętrowym apartamentowcem, aby chłonąć ten widok."
W urzędzie nie potraktowano Jankiela poważnie, gdyż nikt nie słyszał o Kreskolu. Nawet ważny list napisany przez starszyznę sztetla nie przekonuje o istnieniu osady.
Po kilku miesiącach, gdy w Kreskolu są pewni już, że Jankiel gdzieś zaginął, w miasteczku ląduje helikopter... a zszokowani mieszkańcy widząc wysiadającego Jankiela nie wiedzą co o tym myśleć. Świat dowiaduje się o Kreskolu i teraz nic już nie będzie takie samo, bo i politycy zainteresowali się żydowskim miasteczkiem...

Autor przypomniał czasy, w których ludzie radzili sobie bez elektryczności i bieżącej wody, bez mediów społecznościowych i telefonów, ale byli wtedy chyba bardziej szczęśliwi.
W małej społeczności zawsze inaczej się żyło, pamiętam czasy, gdy jeździłam na wakacje do babci mieszkającej w maleńkiej wiosce, tam wszyscy się znali i razem spędzali czas.

A gdyby tak naprawdę istniał taki zaginiony sztetl czy inna osada w lasach? Chyba jest to obecnie niemożliwe, bo nawet w puszczy nie ma takiej możliwości, wszędzie teraz można spotkać człowieka.
Ale polecam książkę, warto ją poznać.

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Finebooks w ramach akcji recenzenckiej portalu Lubimy Czytać.pl.

Wyzwanie LC czerwiec 2024

"Zaginiony sztetl" to debiutancka powieść Maxa Grossa, dość ciekawa i pomysłowa, zabawna, chociaż chwilami bardzo smutna i gorzka. I wydaje się nieprawdopodobna, to jednak udało się stworzyć autorowi pozory wiarygodności. Pewnie dlatego czyta się ją rewelacyjnie.
Max Gross fabułę książki umieścił w Polsce, w małej, odciętej od świata leśnej...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

# Wyzwanie LC czerwiec 2024

"Kiedy byłem mały, dostałem w prezencie globus. Moją ulubioną zabawą było kręcenie nim z zamkniętymi oczami i zatrzymywanie go palcem."

"Nadbagaż, czyli opowieści podróżne" Michała Rusinka to zbiór felietonów z jego podróży, od roku 2019 publikowanych w miesięczniku "Twój styl". Zebrało się ich już tyle, że starczyło na zapakowanie w zgrabnie uformowany przewodnik - poradnik - pamiętnik, czy też po prostu reportaż. Nie jest to tylko jednak zwykły reportaż, autor znany jest tego, ze świetnie pisze i na dodatek ciekawie i z humorem. Aż chce się czytać.
Jego opowieści podróżne są nie tylko żartobliwe, lecz uczące, możemy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. I to nie tylko o autorze, ale o jego rodzinie i znajomych. Co jakiś czas pojawia się na kartkach wzmianka o Wisławie Szymborskiej, lecz to nic dziwnego, skoro Michał Rusinek był jej sekretarzem i towarzyszył w podróżach. Chociaż trzeba dodać, że nasza poetka - noblistka nie za bardzo lubiła podróże.

"Wisława Szymborska nie miała natury podróżniczki. Namówienie jej na wyjazd na spotkanie autorskie graniczyło z cudem. Jak udało się ją zaprosić do Izraela w 2004 roku? Nie wiadomo."
"Wisława Szymborska zapytana kiedyś, co najbardziej lubi w podróżach, odpowiedziała, że powroty do domu."
Autor przekonuje czytelnika, że my doceniamy podróże nie wtedy, kiedy je odbywamy, ale gdy po powrocie możemy o nich opowiedzieć innym, że potrafimy czerpać radość i przyjemność z tego, co umiemy przekazać, bo samo doznanie nam nie wystarcza, nie dostarcza tak silnych bodźców jak opowiadanie. Z pewnością coś w tym jest, bo gdy sama skądś wracam to lubię przekazać bliskim to, co widziałam. Również gdy oni wracają z wojaży to buzie im się nie zamykają...
Okazuje się, że są różne rodzaje podróży a nawet nie wszystkie rozgrywają się w czasie. Jakie? Sami do tego już dojść musicie, jeśli to Was interesuje.
Michał Rusinek przekazuje nam sporo swoich spostrzeżeń, które mogą nam ułatwić zagraniczne wojaże. Ostrzega przed kradzieżami, błędami językowymi czy gramatycznymi w innych krajach, uczy jak korzystać z kart i bankomatów w niektórych egzotycznych rejonach świata i wielu jeszcze innych kwestiach. Z takimi właśnie "przygodami" związanych jest kilka opowieści w książce. Nie sposób przytoczyć o czym jeszcze autor pisze, to po prostu trzeba przeczytać samemu.
Dodam jeszcze tylko, że autor wraca też do podróżowania w czasach PRL-u i do słynnego autostopu...

"Jednym z najbardziej fascynujących mnie - od dzieciństwa - urządzeń służących do podróżowania są schody ruchome."
Polecam tym bardziej, że książka jest bardzo ładnie i porządnie wydana i zawiera sporo ciekawych fotografii z dowcipnym komentarzem autora.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

# Wyzwanie LC czerwiec 2024

"Kiedy byłem mały, dostałem w prezencie globus. Moją ulubioną zabawą było kręcenie nim z zamkniętymi oczami i zatrzymywanie go palcem."

"Nadbagaż, czyli opowieści podróżne" Michała Rusinka to zbiór felietonów z jego podróży, od roku 2019 publikowanych w miesięczniku "Twój styl". Zebrało się ich już tyle, że starczyło na zapakowanie w zgrabnie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Nie może dać się złapać.
Już od roku włamuje się do domów.
Nie może dać się złapać."
Lubię czytać książki, które potrafią mnie oderwać od własnych problemów i wejść w rolę książkowych bohaterów, ale nie spodziewałam się, że lektura książki “Chłopak, który okradał domy. I dziewczyna, która skradła jego serce” tak bardzo mnie pochłonie a nawet niemal roztrzaska na kawałeczki moje serce..., a przecież to "tylko" młodzieżowa literatura.
Tak książka jest jednak dość wyjątkowa i to pod wieloma względami. Autorka poruszyła w swej powieści kilka naprawdę trudnych tematów wzbudzających silne emocje. Od trudnego dzieciństwa, przez alkohol i narkotyki oraz bezdomność małoletnich i problemy z radzeniem sobie w życiu, znęcanie się nad dziećmi oraz problemy z choroba autystyczną.

Sam i jego starszy brat Avery mieli dość trudne dzieciństwo, po odejściu matki ojciec nie miał czasu na zajmowanie się chłopcami, wolał imprezy w klubach a dzieci tylko mu przeszkadzały. Tryb ich życia znacząco wpłynął na dalsze postrzeganie przez nich świata, złe wzorce wracały do nich jak bumerang. Ciotka, u której zostawił swoich synów w ogóle nie zamierzała się nimi zbytnio zajmować, tym bardziej, że Avery mimo tego, że był starszy od Sama, ciągle potrzebował opieki. I to opieki Sama, bo nikt tak jak on nie rozumiał, że Avery jest inny, wyjątkowy, bardziej podatny na różne bodźce z zewnątrz i nie widzi świata w taki sposób jak to widzą pozostali ludzie. Jest osobą ze spektrum autyzmu, potrzebuje spokoju i wyciszenia, lecz nie ma w tej chwili na to szansy. Sam stara się chronić brata przed złymi ludźmi, a robi to w jedyny znany sobie sposób. Sam potrafi się bić..., jak ojciec.

"Gość był wielki, ale Sam potrafi się bić. W końcu to praktyka czyni mistrza."
Gdy chłopcy z wielu przyczyn trafiają na ulicę, to Sam nadal chce zapewnić starszemu bratu bezpieczeństwo. Zaczyna wkradać się do opuszczonych domów, żeby w nich przenocować i zjeść. Po to żeby przeżyć. Nie może zgłosić się o pomoc do nikogo, gdyż poszukuje go policja...
Początkowo wystarczało Samowi tylko krótkie korzystanie z opuszczonych domów, zabierał z nich tylko klucze na pamiątkę, miał ich sporą kolekcję w plecaku. Później jednak zaczął kraść pozostawione przez wypoczywających mieszkańców przedmioty a nawet pieniądze. Miał dość dobrą wprawę i nie dał się złapać. Do czasu...
Gdy pewnego dnia obudził się w domu, który z zostawionych na lodówce zapisków wynikało, że właściciele wracają w niedzielę, okazało się, że już są w domu i szykują śniadanie. Sam trafi na dom należący do wieloosobowej rodziny a w dodatku zjawiło się jeszcze kilka zaproszonych na śniadanie gości. Liczba osób przeraziła chłopca i nie wiedział w jaki sposób może się wymknąć niepostrzeżony...
Ta duża rodzina i ten dom jednak tak go przyciągał, bo całe życie o takim marzył, dla siebie i brata. W tym rodzinnym chaosie Sam poczuł, że nie chce uciekać, chociaż powinien.
W jaki sposób Sam wyjdzie niezauważony? Czy wpadnie w ręce policji? Co stanie się Z jego bratem? Czy wreszcie uda się im znaleźć rodzinne szczęście?

Piękna, ale jednocześnie bardzo smutna historia. Nie tylko o rodzinnej miłości, ale również o braterskiej przyjaźni, o pierwszej miłości, czy raczej zauroczeniu, o trudnej codzienności osób, które tak naprawdę nie mają swojego miejsca na ziemi, brakuje im nie tylko domu, ale także kogoś, kto by w tym domu witał ich z uśmiechem i radością...
Wyciskająca łzy opowieść i na długo zostanie w mojej pamięci.



Książkę otrzymałam od wydawnictwa Books4YA w ramach akcji recenzenckiej portalu Lubimy Czytać.pl.

"Nie może dać się złapać.
Już od roku włamuje się do domów.
Nie może dać się złapać."
Lubię czytać książki, które potrafią mnie oderwać od własnych problemów i wejść w rolę książkowych bohaterów, ale nie spodziewałam się, że lektura książki “Chłopak, który okradał domy. I dziewczyna, która skradła jego serce” tak bardzo mnie pochłonie a nawet niemal roztrzaska na kawałeczki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka "450 ściegów na drutach" przypomniała mi o ulubionym zajęciu mojej mamy, której atrybutami były właśnie druty i kłębki włóczki oraz książki...
Mamy już nie ma, ale jej robione "na zapas" skarpety wypełniają szuflady. Ja również bardzo lubię wszelkie tego typu robótki, chociaż wolę szydełko, gdyż to tylko... jeden drut.
Mam wiele różnych poradników na temat wzorów dziergania, lecz ten jest z pewnością bardziej kolorowy, więc zdecydowanie łatwiej można opanować nie całkiem łatwą technikę. Myślę, że nawet osoby nie mające wprawy, potrafią znaleźć coś dla siebie, bo opisy są bardzo przejrzyste i zrozumiałe nawet dla laików.

"Włóczka to termin ogólny, określający wiele rozmaitych gatunków grubszej przędzy."
"Włóczka najczęściej sprzedawana jest w motkach o określonej wasze, podanej w gramach. Niektóre gatunki, zwłaszcza bardzo grube, są czasami oferowane w pasmach do samodzielnego zwijania."
Autorzy po kolei nie tylko tłumaczą jakiej używać włóczki, jak nabierać oczka i jak je zamykać, ale także wyjaśniają bardziej skomplikowane wzory (ażurowe również) oraz jak łączyć różnokolorowe włóczki żeby stworzyć efektowne wzory.
Podstawowe są oczka lewe i prawe i chociaż dla wielu może się to wydawać czarna magią, to mimo wszystko jest to bardziej proste niżby się na pierwszy rzut oka zdawało.
Najprostszą z robótek na drutach jest oczywiście szalik lub opaska, ale nawet tu można korzystając z tego poradnika wyczarować najbardziej wymyślny i skomplikowany wzór.
Z doświadczenia wiem, że każda osoba inaczej trzyma druty i włóczkę, więc nie ma się co zrażać, jeśli nie będziemy ściśle stosować porad. Ważne, żeby praca z drutami i kłębkiem włóczki sprawiała nam przyjemność i po skończonej pracy zachwycali się nią wszyscy wokół. A nawet zazdrościli nam kreatywności. Samodzielnie zrobiony nawet prosty szalik może być podstawą do dumy a także zachętą do zrobienia czegoś większego.
Moją największą robótką wykonaną własnoręcznie był sweter dla męża z norweskimi wzorami..., ale wolałam robić mniejsze rzeczy jak: śpioszki dla dzieci, małe sweterki dla nich oraz skarpetki... Problem dla mnie stanowi jednak wykonywanie pięty, którą za mnie dziergała mama (szybciej i sprawniej), ale teraz muszę sobie poradzić sama.

"450 ściegów na drutach" to 96 stron kolorowych stron ze wskazówkami, informacjami, oraz ciekawostkami i różnymi instrukcjami dotyczącymi szybkiego przyswojenia wiedzy i nauczenia się prostych, podstawowych technik nabierania i przerabiania oczek na drutach.
Czytając książkę zobaczyłam, że jest mnóstwo wskazówek nie tylko dla tych co potrafią już nieźle śmigać drutami, ale nawet dla każdego laika. Od umiejętności czytania wzorów, schematów i symboli, a także podstawowych sposobów dodawania i upuszczania oczek, przez bardziej zaawansowane techniki. Przykładów ściegów jest tu naprawdę ogrom.
To skarbnica wiedzy na temat dziergania na drutach! Ten ilustrowany poradnik pomoże ci tworzyć wyjątkowe projekty!
Polecam książkę wszystkim, nie tylko początkującym, bo przecież nikt nie wie wszystkiego i zawsze można znaleźć wzór, o którym nie mieliśmy wcześniej pojęcia.

Pani Edycie z Wydawnictwa RM dziękuję za egzemplarz książki.

Książka "450 ściegów na drutach" przypomniała mi o ulubionym zajęciu mojej mamy, której atrybutami były właśnie druty i kłębki włóczki oraz książki...
Mamy już nie ma, ale jej robione "na zapas" skarpety wypełniają szuflady. Ja również bardzo lubię wszelkie tego typu robótki, chociaż wolę szydełko, gdyż to tylko... jeden drut.
Mam wiele różnych poradników na temat wzorów...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Przyznam już na początku, że zaskoczyła mnie ta książka, lecz pozytywnie. Spodziewałam się bardziej takiej powolnej fabuły z tęsknymi wspomnieniami z dawnych lat, a okazało się, że ta historia ma swoją rewelacyjnie szybką a nawet zabarwioną kryminalnie akcję. Szybko się w nią wciągnęłam i trudno było odłożyć książkę na później.
Tak naprawdę to nie znam Warszawy, ot, bywałam tylko kilkanaście razy w różnych celach. Albo turystycznie z grupą wycieczkową po znanych trasach lub (najczęściej) "uprawiałam" wędrówki po stołecznych szpitalach. Jednak podczas każdej wizyty starałam się zobaczyć chociaż część miasta taką mniej znaną turystom, więc wiem nawet gdzie autor umiejscowił swoją fabułę. Książka naprawdę jest poruszająca i byłby to świetny materiał na film...

"Wiosenny wiatr smagnął go zalotnie po twarzy i włosach, przynosząc zapachy dzieciństwa i młodości... Artur uśmiechnął się do siebie oraz do otaczającego go świata. Tego, który minął, tego, w którym żyje teraz, i tego, który dopiero nadejdzie."
Głównym bohaterem książki jest Artur, który dzieciństwo i młodość spędził na Marymoncie. Już w szkole podstawowej numer 53 otrzymał niezłą lekcję życia, która w przyszłości zaowocowała, że właśnie takim a nie innym człowiekiem jest teraz. Pamiętam tamte czasy dość dobrze i chociaż mojemu miasteczku daleko do Warszawy to u nas również nie brakowało chuliganów podobnych jak ci z marymonckiej szkoły i nie tylko. Wygłupy i zaczepki to normalność wtedy a nauczyciele często nie zauważali takich wybryków. Wagary również stanowiły stały element u niektórych uczniów. I to nie zawsze tych z rodzin zwanych patologicznymi...
Bardzo mi się podobały opisy warszawskiej dzielnicy, jej folklor i różne lokalne zasady panujące w niemal każdej dzielnicy czy nawet w mniejszych miejscowościach. Przyznam, ze niektóre akcje opisywane przez autora naprawdę były dość przerażające nawet. Nie jest to jednak książka tylko o przemocy, ale także opowiada o wieloletniej przyjaźni o rodzącej się miłości. Taka niby nostalgiczna, ale bardziej jednak intrygująca historia, która właściwie mogłaby zdarzyć się nie tylko na Marymoncie. Chociaż może to jednak bardziej specyficzne środowisko niż sądzę? Może i tak...

"Uciekających chuliganów goniły z mieszkania wrzaski Szczepańskiej. Następnego dnia milicja szukała w szkole winowajców. Nie znaleźli. Patologia? Nie. Marymont."
Jak wspomniałam, to mocna a chwilami wręcz drastyczna opowieść, więc zdecydowanie dla starszych czytelników. Młodzież może zbytnio znalazła by coś do naśladowania, a nie ma w tej książce zbyt dobrych wzorców.
Przemyślenia Artura, który wraca wspomnieniami do czasów dzieciństwa i młodości są bardzo wartościowe, ale także zawierają sporą dawkę humoru. I chociaż Artur nie chce już być takim zawadiaką, chce zacząć inaczej żyć. Chce się zmienić.
Lecz jak to mówią:

- "No cóż" - zadumał się. - "Korzeni nie wyrwiesz...!".
Książka "Wychowany na Marymoncie" nie tylko wywołuje refleksje i powrót do czasów dzieciństwa, ale także inspiruje i prowokuje. Momentów również w niej nie brakuje...
Polecam, naprawdę warto poznać tę ciekawą i dobrze opowiedzianą historię.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.

Dziękuję Wydawnictwu NOVAE RES za egzemplarz książki.

Przyznam już na początku, że zaskoczyła mnie ta książka, lecz pozytywnie. Spodziewałam się bardziej takiej powolnej fabuły z tęsknymi wspomnieniami z dawnych lat, a okazało się, że ta historia ma swoją rewelacyjnie szybką a nawet zabarwioną kryminalnie akcję. Szybko się w nią wciągnęłam i trudno było odłożyć książkę na później.
Tak naprawdę to nie znam Warszawy, ot, bywałam...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

#Wyzwanie LC maj 2024

"Stroiciel fortepianów" to opowieść o bezimiennym stroicielu w średnim wieku, którego życie zostało splecione muzyką z historiami kilku innych bohaterów.
Nostalgiczna, skłaniająca do przemyśleń na temat niespełnionych ambicji oraz przemijania i żalu.
Bezimienny stroiciel w średnim wieku opowiada o swoich niewykorzystanych szansach, gdyż mając wielki talent nie spełnił swoich marzeń. Czy tego żałuje? Czy jest rozczarowany swoim życiem? Niekoniecznie...

"Stroiciel to nie tylko znawca fortepianu, musi również znać wszystkie utwory, które pianista chce wykonać podczas koncertu, ponadto musi także rozpoznawać styl i sposób interpretacji muzyka."
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego ile osób stoi za sukcesem jednego artysty. Zachwycamy się grą pianistów, lecz zazwyczaj nie myślimy o tych, dzięki którym fortepian czy pianino wydaje czyste dźwięki. To właśnie stroiciel dba o instrument i niemal oddaje mu swoje serce a nikt o nim nie myśli ani nie docenia jego pracy. A przecież gdyby nie jego trud, pianista mógłby po prostu źle wykonywać swoje utwory, bo instrument nie brzmiałby tak jak powinien.
Można nawet powiedzieć, że to stroiciel łączy fortepian z pianistą w jedną, spójną całość.

„…każdy fortepian, nowy czy stary, ma duszę. Dopiero strojenie łamie zaklęcie i ją uwalnia, w innym przypadku pozostałaby uwięziona na wieki.”
Sięgnęłam po tę książkę bez żadnego zastanawiania, po prostu miałam ochotę na wysłuchanie lżejszego audiobooka i niezbyt długiego, w taki sposób wybór padł na tę powieść.
Pomysł na fabułę bardzo dobry, lecz niezbyt mi się podobał sam przekaz. Czasem gubiłam się w wątkach, które jakoś nagle się urywają a pojawiają się całkiem nowe, które nawet wprowadzały mnie z zakłopotanie, więc musiałam się cofać aby zrozumieć lepiej przekaz autora.
Stroiciel jest w tej powieści narratorem i sam o sobie mówi, że jest nikim, chociaż za chwilę podkreśla to, jaki jest genialny...

Nie wszystkich ta książka zachwyci, bo można w niej wyczuć brak szczerości, czasem sam bohater stwarza właśnie taką pozę nieszczerego człowieka.
Jednak ta krótka opowieść niesie ze sobą dużo emocji związanych ze stratą i pustką.

Jeśli lubicie krótkie i emocjonujące historie związane z muzyką, to polecam.

#Wyzwanie LC maj 2024

"Stroiciel fortepianów" to opowieść o bezimiennym stroicielu w średnim wieku, którego życie zostało splecione muzyką z historiami kilku innych bohaterów.
Nostalgiczna, skłaniająca do przemyśleń na temat niespełnionych ambicji oraz przemijania i żalu.
Bezimienny stroiciel w średnim wieku opowiada o swoich niewykorzystanych szansach, gdyż mając wielki...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Życie to nie jest eksperyment w laboratorium, tutaj trzeba improwizować."

Są takie książki, które pochłaniają czytelnika bez względu na wiek, mimo tego, że książka „Ciekawscy. Jurajska draka” przeznaczona jest dla dzieci, to z wielką ochotą i przyjemnością przeczytałam ją nawet trzykrotnie. Moje wnuki były zachwycone historią stworzoną przez Michała Łuczyńskiego i już dopytują o następne części...

Lubię przygodowe i fantastyczne opowieści a już sam tytuł tej książki od razu skojarzył mi się z "Parkiem Jurajskim", więc wiedziałam, że nie tylko ja będę usatysfakcjonowana, moje wnuki uwielbiają dinozaury i kolekcjonują różne przedmioty z nimi związane, dlatego zaprosiłam dzieci na weekend i czytaliśmy, czytaliśmy aż do wieczora...
Poznajemy dwóch ciekawskich kolegów, którzy mimo tego, że różnią się od siebie, to jednak zostają w końcu przyjaciółmi. Radek zafascynowany jest UFO i poświęca zgłębianiu informacji na ten temat każdą chwilę, szukając dowodów na jego istnienie, w szkole nazywany jest dziwakiem, lecz mu to nie przeszkadza. Maciek natomiast nie wierzy w istnienie pozaziemskich cywilizacji, jego pasją są za to dinozaury. Chłopcy sprzeczają się o swoje zainteresowania, jednak splot niespodziewanych i niewiarygodnych wydarzeń, w które zostaną obaj wciągnięci, spowoduje, że przeżyją niesamowitą przygodę.

"Radek był fanem zjawisk paranormalnych. Zaczytywał się raportami o bliskich spotkaniach trzeciego stopnia z przedstawicielami pozaziemskich cywilizacji i szukał ich potwierdzenia w faktach historycznych."
Profesor Kalinowski razem z asystentem Malcolmem próbują stworzyć ustabilizowany tunel czasoprzestrzenny. Szwajcarski fundusz inwestycyjny, finansujący niemałymi kwotami badania profesora i jego zespołu, zaczyna już powoli tracić cierpliwość, czy kiedykolwiek uda się wykonać to zadanie. A obiecany tunel czasoprzestrzenny nadal nie działał.

"Wszyscy poczuli ciarki na plecach. Tak daleko jeszcze nigdy nie zaszli, za chwilę miał się dokonać przełom. Byli świadomi, że uczestniczą w wiekopomnym wydarzeniu.
Ale wtem..."
Nie zdradzę Wam tego, co się wydarzyło, musicie sami się przekonać. Dodam tylko, że chłopcy razem z asystentem profesora wpadną w niezłe tarapaty i znajdą się tam, gdzie nie chcieli się znaleźć. Obawiają się nawet o swoje życie. A właściwie nie tylko o swoje...
Czy uda im się wydostać cało z opresji? Jak zakończy się ich niesamowita przygoda?
Znakomite połączenie epoki dinozaurów z pozaziemską technologią i portalem czasoprzestrzennym. Uważajcie, żeby nie wpaść do niego...

To jakby mniej drastyczna, dziecięca wersja Parku Jurajskiego, na dodatek z wątkiem podróży w czasie i elementami fantastycznymi.
Moim zdaniem nie tylko dla dzieci, bo ja także przeczytałam z ciekawością, ale to idealny prezent dla dzieci.

Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckiej Lubimy Czytać, bardzo dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa za egzemplarz recenzencki!

"Życie to nie jest eksperyment w laboratorium, tutaj trzeba improwizować."

Są takie książki, które pochłaniają czytelnika bez względu na wiek, mimo tego, że książka „Ciekawscy. Jurajska draka” przeznaczona jest dla dzieci, to z wielką ochotą i przyjemnością przeczytałam ją nawet trzykrotnie. Moje wnuki były zachwycone historią stworzoną przez Michała Łuczyńskiego i już...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

# Wyzwanie LC maj 2024

Do tej pory nie miałam okazji aby zaznajomić się z chorwacką literaturą, czytałam jakiś czas temu powieści różnych bałkańskich pisarzy, ale raczej nie trafiłam na chorwackich, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie książki ,,Cud w dolinie Poskoków". Z opisu wynikało, że to pełna humoru historia, którą napisał popularny chorwacki pisarz i komik Ante Tomić.
Opowiada o maleńkiej osadzie po Splitem, w której (podobno) rządzą mężczyźni. To mnie zachęciło...

"Wysoko w górach leży Dolina Poskoków. Trudno ją znaleźć, skryła się jak obwarowana twierdza, tylko z jedną drogą otwierającą się, wijącą niczym rzeka w parowie, który za jednym z zakrętów niespodziewanie rozszerza się w małe krasowe pole, a potem, zaledwie dwieście metrów dalej, zamyka wysoką, niemal pionową turnią."
Tuż pod turnią, ukryty wśród niezamieszkałych i opuszczonych domów mieszka w dużym domu Jozo Poskok wraz z czterem synami. Odkąd zmarła mu żona coraz gorzej sobie radzi nie tylko z synami, ale także z całym obejściem. Mężczyźni nie potrafią sami o siebie zadbać, pranie, sprzątanie i gotowanie to dla nich wyższa szkoła jazdy. Jednak Jozo stara się gospodarzyć tak jak umie a nawet zachwyciło go gotowanie... Zaczął gotować mamałygę i na różne sposoby ja modyfikuje. Synowie nie są tym zachwyceni, lecz z głodu jedzą to, co im ojciec przyrządzi, choćby im nie smakowało.

"Stary zawsze się rozanielał, odkrywając nowy smak mamałygi, nawet gdy niespecjalnie przypadł do gustu jego synom, którzy raz dostali sraczki po kaszy z kakao. Mimo to ojczulek się nie poddawał. On by mamałygę mógł jeść każdego dnia.
I rzeczywiście każdego dnia wszyscy ją jedzą."
Mężczyźni nie troszczą się płaceniem żadnych rachunków, niektórzy nawet o nich zapomnieli a inkasenci ze strachu omijają ich domostwo. Gdy jednak dwóch zapalczywych inkasentów z elektrowni zakłóca ich spokój, Jozo więzi ich w piwnicy, chociaż wcześniej chciał ich nawet zabić.
Odwiedzający rodzinę Poskoków ksiądz, proponuje synom, żeby chociaż jeden z nich poszukał dla siebie żony, będzie im wtedy łatwiej, tak jak wtedy, gdy żyła ich matka.
Kreszimir, najstarszy z braci postanawia udać się do Splitu na poszukiwanie żony. Piętnaście lat temu poznał tam pewną dziewczynę i ma nadzieję, że ją tam teraz spotka...
Nie zdaje sobie sprawy z tego, że ta decyzja może wywołać całą lawinę niespodziewanych wydarzeń i jak bardzo zmieni się ich życie gdy wróci do domu. Gdyby wiedział, pewnie by się wcale nie ruszył ze spokojnej Doliny Poskoków...

Lubię czasem poczytać takie nieoczywiste i absurdalne historie, lecz przeszkadzało mi w niej zbyt dużo wulgaryzmów.
Odrobina czarnego humoru nieco łagodziła tę wulgarność a szybka i zaskakująca fabuła sprawia, że czyta się lekko.

Polecam tym wszystkim mającym ochotę na dość przyjemną i sarkastyczną lekturę (z wulgaryzmami).

Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckiej Lubimy Czytać, bardzo dziękuję wydawnictwu Noir sur Blanc za egzemplarz recenzencki!

# Wyzwanie LC maj 2024

Do tej pory nie miałam okazji aby zaznajomić się z chorwacką literaturą, czytałam jakiś czas temu powieści różnych bałkańskich pisarzy, ale raczej nie trafiłam na chorwackich, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie książki ,,Cud w dolinie Poskoków". Z opisu wynikało, że to pełna humoru historia, którą napisał popularny chorwacki pisarz i komik...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"W mojej rodzinie każdy kogoś zabił. Mój brat, moja przybrana siostra, moja żona, mój ojciec, moja matka, moja szwagierka, mój wujek, mój ojczym, moja ciotka. Nawet ja. Niektórzy z nas, ci osiągający najlepsze wyniki, zrobili to nawet więcej niż raz.
Nie chcę zabrzmieć dramatycznie, ale taka jest prawda."
Już sam tytuł książki "Każdy w mojej rodzinie kogoś zabił" jest intrygujący i ja z pewnością dlatego po te książkę sięgnęłam. Pewnie nie tylko ja...
W dodatku to wyjątkowo zabawna komedia kryminalna, w której właściwie wszyscy są podejrzani.
Ernest Cunningham wybiera się na rodzinny zjazd zorganizowany w ośrodku narciarskim na odludziu. Niezbyt chętnie się tam udaje, ale chcąc jakoś poprawić relacje rodzinne, zmierza coraz bardziej zasypanymi śniegiem drogami do celu.

"Zimowa biel ma to do siebie, że zaburza percepcję głębi, więc gdyby nie garstka przysypanych śniegiem domków u podnóża góry, mógłbym nie zwrócić uwagi na stromość zbocza, do momentu aż poleciałbym na łeb na szyję z prędkością błyskawicy, próżno wdeptując hamulec. Wtedy co prawda straciłbym życie, ale przynajmniej mnie spóźniłbym się na obiad."
Głównym, a w zasadzie jedynym narratorem jest właśnie Ernest, który dokładnie analizuje wszystkie sytuacje i stara się dostrzegać obie strony medalu. A że dodatkowo bardzo lubi dygresje i schodzi z głównych tematów, więc fabuła jest niejako bardziej monologiem niż dialogiem, lecz można się do tego nawet przyzwyczaić.
Rodzina Cunninghamów od jakiegoś czasu kojarzy się z przestępczością, bo niemal każdy z nich miał coś na sumieniu a obecnie brat Ernesta odsiaduje wyrok w więzieniu. To ostatnie jego dni w zamknięciu i ma również pojawić się na zjeździe rodzinnym.
Mimo dość powolnie snującej się fabuły, cały czas czuje się napięcie i z niecierpliwością czeka na rozwiązanie zawikłanej zagadki kryminalnej. Kto jest zabójcą? Podejrzany może być każdy, bo każdy skrywa jakieś tajemnice, które nie są powodem do chwalenia się.
Problemem jest także śnieżyca, która odcięła ośrodek od świata i nie wiadomo przed kim należy się chronić, kogo się obawiać.
W tej powieści autor jakby prowadzi rozmowę z czytelnikiem i sprawdza jego czujność w trakcie lektury.
Zakończenie jest niejako zaskakujące, ale jednocześnie wyjaśnia wszelkie niedomówienia.
Okazuje się, że nawet w gatunku komedii kryminalnej można jeszcze coś nowego wymyślić.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

"W mojej rodzinie każdy kogoś zabił. Mój brat, moja przybrana siostra, moja żona, mój ojciec, moja matka, moja szwagierka, mój wujek, mój ojczym, moja ciotka. Nawet ja. Niektórzy z nas, ci osiągający najlepsze wyniki, zrobili to nawet więcej niż raz.
Nie chcę zabrzmieć dramatycznie, ale taka jest prawda."
Już sam tytuł książki "Każdy w mojej rodzinie kogoś zabił" jest...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Mroczne tajemnice Dolnego Śląska. Przewodnik po miejscach, które żyją sekretami do dziś Aneta Ormańczyk, Inessa Ormańczyk
Ocena 7,9
Mroczne tajemn... Aneta Ormańczyk, In...

Na półkach: , ,

Chociaż tytuł może brzmi dość mrocznie, to jednak od tej książki trudno się oderwać. Dolny Śląsk to miejsce niesamowite dla mnie od zawsze. Gdy po raz pierwszy byłam w okolicach Kłodzka, od razu niemal zakochałam się w tamtym regionie. Chociaż muszę dodać, że ja jestem zachwycona całym naszym krajem, bo jest tak różnorodny i tak wiele miejsc do zobaczenia i zachwytu. Pochodzę z Bieszczad, które również bardzo lubię, mieszkam na Mazurach i nie wyobrażam sobie innej miejscówki, a bardzo lubię morze i góry, no i ... Dolny Śląsk z tymi zamkami i ich tajemnicami.
Gdy kilka lat temu byłam w Dusznikach-Zdroju, odwiedziłam również Lewin Kłodzki, który przede wszystkim znany jest z tego, że mieszkała tam Wioletta Villas, a okazuje się, że ta niewielka miejscowość skrywa również wiele innych tajemnic. I związanych z czarownicami...

"Spacerując po Lewinie Kłodzkim, warto przypomnieć sobie, że setki lat temu wydarzyła się tam straszliwa historia. Dawna świątynia, z której gont posłużył za rozpałkę stosu czarownicy, nie istnieje, ale na placu po niej postawiono murowany kościół pod wezwaniem Michała Archanioła trwający do dziś."
"Mroczne tajemnice Dolnego Śląska. Przewodnik po miejscach, które żyją sekretami do dziś" to bardzo ciekawa książka, która ani nie jest typowym przewodnikiem, nie jest też typowym reportażem, ale to jakby mieszanka obu tych kategorii połączona klimatem baśni i legend. Dlatego jest tak zachwycająco wciągająca. Autorki dopracowały swoje opowieści perfekcyjnie obrazując jednocześnie pięknymi fotografiami. To wręcz prawdziwa kopalnia historii Dolnego Śląska i w dodatku opiera się na dowodach źródłowych. Autorki przeanalizowały je dokładnie a nawet rozłożyły na czynniki pierwsze szukając w każdej z nich choćby ziarenka prawdy. Okazało się to bardzo pomocne w zrozumieniu wielu legend i tych strasznych historii przytoczonych w tej książce.
Nie będę Wam zdradzać treści, bo naprawdę warto samemu przeczytać tę książkę. Jeżeli oczywiście interesują Was takie historie.
Ja czekałam na tę książkę dość długo, lecz było warto i z pewnością jeszcze nie raz do niej wrócę. A gdy powiedzie się mój planowany wyjazd w tamten region, to plan zwiedzania na pewno oprę o Szlak wampirów z tej książki, bo lubię odwiedzać takie mniejsze i mniej znane miejscowości, które nie są tak oblegane przez turystów. A jak podają autorki, te miejsca można bezpiecznie odwiedzać. A pozwoli mi to na poszerzenie swojej wiedzy dotyczącej Dolnego Śląska...

"Szlak wampirów powstał po to, aby każdy mógł podążyć ich śladami. Jest to sześć miejscowości: Lewin Kłodzki, Ziębice, Rybnica Leśna, Strzegom, Bolków i Siedlęcin. W każdym z tych miejsc grasował jakiś wampir zakłócający spokój żywych. Choć tak naprawdę to - w większości omówionych przypadków - żywi dręczyli umarłych."
Ciekawa przygoda i jednocześnie wnikliwe śledztwo historyczne.

Chociaż tytuł może brzmi dość mrocznie, to jednak od tej książki trudno się oderwać. Dolny Śląsk to miejsce niesamowite dla mnie od zawsze. Gdy po raz pierwszy byłam w okolicach Kłodzka, od razu niemal zakochałam się w tamtym regionie. Chociaż muszę dodać, że ja jestem zachwycona całym naszym krajem, bo jest tak różnorodny i tak wiele miejsc do zobaczenia i zachwytu....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Odwrócone niebo" to dwujęzyczny zbiór dość mocno poruszającej poezji i jednocześnie ciepłej, ale także mrocznej.
Lubię poezję, dzięki nie nie tylko się wyciszam i łagodnieję, poprawiam swój nastrój, tłumię swoje rozmaite lęki, ale również uwielbiam te momenty zaskakujące mnie przez nieznanych mi autorów. Lecz warto poznawać coraz to nowych poetów czy też innych pisarzy, i nie tylko rodzimych, ale również z innych krajów. Zapewnia to na ciekawe doświadczenia czytelnicze i oczywiście poszerza nasze horyzonty. Bo wiele jest takich krajów, o których wiemy zbyt mało a jeszcze tym bardziej trudno czasem nawet sobie wyobrazić jak żyją tam ludzie i jakie jest ich spojrzenie na świat.

"Odwrócone niebo to intrygujące przemyślenia pacyfistki, dla której wojna jest permanentnym stanem braku równowagi wszechogarniającym cały świat, nie tylko Bliski Wschód."
Chociaż syryjska poetka często nawiązuje do tematów związanych z wojną, to moim zdaniem nie jest to typowa poezja wojenna. Oczywiście, ze mogę się mylić, trudno bowiem często jest nie tylko zrozumieć poetę, ale także stwierdzić co miał na myśli, tworząc swoje wiersze.
Poezja Chulud Szaraf to nowoczesna poezja, chociaż można znaleźć w niej kontynuację tradycji arabskiej, zresztą to raczej oczywiste, skoro poetka przesiąknięta jest kultura Bliskiego Wschodu, a chociaż mieszka jako stypendystka w Krakowie, to i tak bliżej jej do Wschodu niż Zachodu.
Wiersze zawarte w tym tomiku to wiersze antywojenne, opowiadające o wielkich emocjach, pełne wrażliwości i bólu, o przeżyciach związanych z wojną, o ucieczce, o śmierci, o wielu nieszczęściach, jak również o tym, żeby mimo to być człowiekiem, nie poddawać się złu, ale za to czerpać jak najwięcej siły z każdego doświadczenia, po to, by dalej żyć...

" Potrafię chodzić po wodzie
Mówię w języku którego nie znacie
Poznałam bolesne tajemnice
Potrafię śpiewać
Mój głos niesie się po wodzie
I dociera do słowików ponad gałęziami..."
Mnie bardzo poruszył utwór zatytułowany "Kraków", lecz jakoś tak w tym zbiorze wydaje się zupełnie jako niepasujący i zbędny element. Chulud Szaraf przebywając w tym mieście pewnie chciała jakoś uwiecznić Kraków, ale moim zdaniem nie wyszło to najlepiej.
Poza tym wiersze bardzo życiowe, przyjemnie się czyta.

"Odwrócone niebo" to dwujęzyczny zbiór dość mocno poruszającej poezji i jednocześnie ciepłej, ale także mrocznej.
Lubię poezję, dzięki nie nie tylko się wyciszam i łagodnieję, poprawiam swój nastrój, tłumię swoje rozmaite lęki, ale również uwielbiam te momenty zaskakujące mnie przez nieznanych mi autorów. Lecz warto poznawać coraz to nowych poetów czy też innych pisarzy, i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Być może moja opinia nie będzie zbytnio obiektywna, bo nie mam już od jakiegoś czasu psa, lecz za to mam innego czworonoga chodzącego również na smyczy.
Mój kot jest niejako zmuszony, żeby na podwórku chodzić na smyczy. Dlaczego? Bo jest on typowym łowcą a moi sąsiedzi to hodowcy gołębi, więc muszę kotu nieco ograniczyć zasięg jego polowań...

Książka "Wędrówki z psem" Oliwii Dobrzyńskiej to dość nietypowy przewodnik turystyczny, gdyż autorka zaprasza czytelnika na różne wyprawy w kraju w miejsca, w których goście są zawsze mile widziani ze swoim pupilem. Dlatego myślę, że to praktyczna lektura i niespotykany chyba dotąd poradnik dla każdego posiadacza psa.
Chociaż myślę, że z tego przewodnika skorzystać może każdy turysta, nawet ten nieposiadający pieska. To tak, jak ja. I z pewnością będę z niego korzystała wielokrotnie.
Tym bardziej, że książka jest niesamowicie solidnie wykonana i nie rozsypie się nawet po kilkukrotnym użyciu.

"Są takie miejsca na mapie Polski, które znamy od dziecka."
"Często tak jest, że jak mamy dokądś blisko, to odkładamy wizytę, bo przecież miejsce nie ucieknie."
Wiem, że wiele osób woli wybierać się na wędrówki zagraniczne, lecz ja myślę, że nasz kraj jest tak zróżnicowanie położony, że każdy znajdzie dla siebie to co lubi, lub co chciałby zobaczyć. Mamy przecież i morze i góry i oczywiście...Mazury, gdzie mieszkam i wiem, że tu jest jeszcze wiele mniej znanych miejsc i szlaków.
Autorka pokazuje nam obrazowo za pomocą pięknych fotografii 87 miejsc, w które warto wybrać się ze swoim pupilem. Zwłaszcza, że wiele z tych miejsc nie jest aż tak bardzo popularnych wśród turystów, więc nie ma tłoku i kolejek.

"Z każdym kolejnym odwiedzonym miejscem w Polsce uświadamiam sobie, że nasz kraj jest bardzo różnorodny."
"Mazury to duża i tajemnicza kraina. W jej najbardziej wysuniętej na północny wschód części znajduje się Park Krajobrazowy Puszczy Romnickiej. To jedno z najspokojniejszych miejsc na mapie Polski, gdzie od pierwszej chwili można poczuć więź z naturą."
Oprócz fotografii i lokalizacji miejsc wartych odwiedzenia, znajdziemy również inne informacje, na przykład o noclegu, parkingach, miejsc do zwiedzania i cenach.

Polecam wszystkim czytelnikom, którzy zechcą podróżować po naszym pięknym kraju, i nie tylko z psem.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

Być może moja opinia nie będzie zbytnio obiektywna, bo nie mam już od jakiegoś czasu psa, lecz za to mam innego czworonoga chodzącego również na smyczy.
Mój kot jest niejako zmuszony, żeby na podwórku chodzić na smyczy. Dlaczego? Bo jest on typowym łowcą a moi sąsiedzi to hodowcy gołębi, więc muszę kotu nieco ograniczyć zasięg jego polowań...

Książka "Wędrówki z psem"...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Okładka książki Rada smoków Marcin Minor, Barbara Sadurska
Ocena 8,1
Rada smoków Marcin Minor, Barba...

Na półkach: , , ,

W poprzedniej części Matylda wyjechała na wakacje do dziadka mieszkającego na intrygującej i jednocześnie fascynującej wyspie. Zaprzyjaźniła się z Saszą i spędzała z nią miło czas. Dzięki dziadkowi poznała wiele tajemnic związanych ze smokami trudno będzie wrócić na stały ląd, do zwyczajnego życia...

"Wakacje szybko dobiegały końca i Matylda ze smutkiem myślała o opuszczeniu przyjaciółki, dziadka, jachtu i wyspy."
Tuż przed samym wyjazdem pada propozycja, żeby Matylda została na wyspie do następnych wakacji. Gdy dziadek zachęca dziewczynkę do tego, rodzicom Matyldy nie pozostaje już nic innego, jak tylko wyrazić na to zgodę. Sasza jest zachwycona i dziewczynki już snują różne plany.
Gdy ze snu zostaje wybudzony potężny smok Watatsumi, który zaszył się w głębinach, morze zaczyna gwałtownie z wielka siłą uderzać falami o brzeg. Pan mórz i oceanów bardzo się zdenerwował, gdyż nie poznał świata, który wcześniej tu istniał. Zbyt dużo ingerencji człowieka, zbyt dużo betonu, zbędnych mostów. Nie po jego myśli to wszystko. Chce zatopić te niepotrzebne dzieła stworzone przez człowieka. Jego złość potęguje na wspomnienie smoka ognia, przez którego stracił oko...
Wydaje się, że teraz nie ma ratunku dla świata.

"Kiedy dochodzi do starcia wielkich smoków, umiera jakaś część świata, cierpi wszystko, co żyje. Wojna jest porażką."
Dziadek Matyldy widząc jakie zagrożenie niesie ze sobą gniew potężnego smoka, chce zwołać na wyspę inne smoki żeby zaczęły rozmawiać i zaradzić nieszczęściu a także uspokoić gniew Watatsumi. Sam jednak nie może opuścić swojej wyspy. Trzeba ruszyć w długi rejs. Ktoś musi zwołać radę smoków
Matylda bardzo się obawia przed pójściem do nowej szkoły. Jak sobie w niej poradzi? Czy polubią ją dzieci?

"To miał być pierwszy dzień w nowej szkole. Co prawda dziadek mówił, że nauka na wyspie to prawdziwa przyjemność, to samo powtarzała Sasza, ale Matylda czuła niepokój."
Wbrew obawom Matyldę miło przyjęto w szkole, a tak w ogóle, to zupełnie inaczej wygląda nauka na tej niezwykłej wyspie.
Gdy pewnego dnia dziewczynka zauważa, że jej dziadek zniknął, decyduje się bez wahania na wielką wyprawę jachtem. Razem z Saszą muszą uratować nie tylko swoją wyspę przed gniewem smoka, ale także cały świat. Czy uda się dziewczynkom zwołać radę smoków? Czy smoki zgodzą się przybyć na wyspę, żeby porozmawiać o rozejmie? Gdzie zniknął dziadek Matyldy? Nie wolno mu było przecież opuszczać wyspy.

"Nic nie jest takie, jak się wydaje. To, co jest łatwe, może okazać się trudniejsze, niż myślisz.
To, czego się boisz, jest tym, czego szukasz."
Ciekawa fabuła i bohaterzy a dodatkowo niesamowicie piękne ilustracje, aż się chce je oglądać kilka razy. Moje wnuki były zachwycone lekturą. Zresztą musiałam przeczytać raz jeszcze część pierwszą i później tę drugą. Myślę, że to jeszcze nie koniec serii...

"Rada smoków" to baśniowa i niezwykła opowieść o smokach o sile przyjaźni i wielkiej odwadze dziewczynek a także o niesamowitej przygodzie, którą chciałoby się przeżyć.

Za możliwość przeczytania książki przed premierą dziękuję Wydawnictwu Agora i Pani Bognie Piechockiej z PRart Media.

W poprzedniej części Matylda wyjechała na wakacje do dziadka mieszkającego na intrygującej i jednocześnie fascynującej wyspie. Zaprzyjaźniła się z Saszą i spędzała z nią miło czas. Dzięki dziadkowi poznała wiele tajemnic związanych ze smokami trudno będzie wrócić na stały ląd, do zwyczajnego życia...

"Wakacje szybko dobiegały końca i Matylda ze smutkiem myślała o...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jeżeli jesteście gotowi się zmierzyć się fabułą nieco przypominającą film "Omen", to książka "Złe dziecko" jest właśnie dla Was. Przecież już tytuł wskazuje nam, że treść musi być związana za "złym dzieckiem", czyli nie raczej niegrzecznym, ale złym w tym innym znaczeniu...

Fabuła podzielona jest na dwa wątki, w których są inni narratorzy i chociaż obie części płyną tak obok siebie choć czasem się przeplatają, to z pozoru nic ich nie łączy. Nawet początkowo wydaje się, że to zupełnie inne historie, lecz później jakby rozrzucone klocki wskakują na swoje miejsca i wszystko jest spójne.

Po wielu latach starań o dziecko, wreszcie udaje się Beth zostać matką. Jej mąż Doug również jest szczęśliwy, bo tak naprawdę w życiu brakowało im tylko dziecka do szczęścia.
Często wielu osobom wydaje się, że to bardzo proste zostać rodzicami, nie zdają sobie jednak sprawy, że nie wszystkim to tak lekko przychodzi. A nie zawsze jest to przyczyna łatwa do wyjaśnienia, nawet specjaliści czasem rozkładają ręce, bo niby wszystko jest w porządku a jednak się nie udaje. Tak właśnie było przez kilka lat z Beth i Dougiem.

"Wiedziałam, że jest mnóstwo szczęśliwych bezdzietnych kobiet, które prowadzą w pełni satysfakcjonujące życie, ale ja do niech nie należałam. Odkąd pamiętam, marzyłam tylko o własnej rodzinie."
Hannah była zatem długo wyczekiwanym dzieckiem. Rodzice nie szczędzili jej miłości, ale Beth od początku wydawało się, że dziewczynka nie odwzajemnia uczuć. Jest jakaś zimna, nieczuła a jej spojrzenie jest wręcz lodowate. Nie spodziewała się jednak do czego może być zdolny taki mały słodko wyglądający aniołek...
Okazało się, że dziewczynka lubi krzywdzić inne osoby i wtedy dopiero się uśmiecha. Może to wydawać się dziwne, że dziecko w wieku przedszkolnym potrafi być tak okrutne.

"A jednak wiedziałam. W jakimś sensie już wtedy wiedziałam, że z moją córką coś jest nie tak. To był instynkt, najczystszy i najprawdziwszy, taki, dzięki jakiemu zwierzęta wyczuwają, że w ich stadzie dziej się coś złego."
Aż strach pomyśleć, do czego może być zdolne takie dziecko, gdy dorośnie...

W drugim wątku Clara zgłasza na policji zaginięcie swojego partnera. Luke nie wrócił na noc, a jego telefon został w domu. Początkowo Clara myślała, że jej chłopak zabalował dłużej na imprezie i zasnął u kumpla, lecz gdy nie pojawił się w pracy na ważnym spotkaniu, ogarnęły ją złe przeczucia. A gdy na jaw zaczynają wychodzić różne rodzinne tajemnice, sprawa zniknięcia chłopaka zaczyna wyglądać coraz poważniej.

Co lub kto łączy obie historie? Jak potoczą się losy Hannah? Do czego może się posunąć? Czy Clara odnajdzie swojego chłopaka?

"Złe dziecko" to fantastyczna historia i dający do myślenia thriller.

Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

Jeżeli jesteście gotowi się zmierzyć się fabułą nieco przypominającą film "Omen", to książka "Złe dziecko" jest właśnie dla Was. Przecież już tytuł wskazuje nam, że treść musi być związana za "złym dzieckiem", czyli nie raczej niegrzecznym, ale złym w tym innym znaczeniu...

Fabuła podzielona jest na dwa wątki, w których są inni narratorzy i chociaż obie części płyną tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

“Szczęście ma smak szarlotki” to ciepła i lekka opowieść obyczajowo-romansowa. Książka napisana jest prostym językiem, to jakby pamiętnik, który główna bohaterka zaczęła pisać dopiero przed trzydziestką. Mira jest samotną matką, wychowuje siedmioletnią Manię i chociaż ojciec dziewczynki pomaga je w tym, to jego lekkomyślny sposób życia spowodował to, że para się rozstała dość szybko. Mira pracuje jako nauczycielka, chociaż ostatnio jakby utknęła w jednym miejscu i wie, że zdecydowanie nie lubi już swojej pracy.

"Pamiętnika nie pisałam nigdy, nawet jako mała dziewczynka. Co mi się nagle stało? Chyba się starzeję."
Mira w swoim pamiętniku zapisuje swoje odczucia, wspomina zawody miłosne, trudności związane z pracą nauczycielki, ale przede wszystkim chce zrobić listę rzeczy, które przed trzydziestką chce zrobić wreszcie tylko dla siebie, nawet coś wręcz szalonego, bo wcześniej nigdy nie miała na to czasu lub chęci. Gdy lista jest gotowa - czas na realizację...
Nieudany związek z Jackiem wyrył na długi czas rysę w jej sercu. I pewnie dlatego nie potrafi zaufać mężczyźnie lub po prostu nie trafiła na bardziej odpowiedzialnego. Jednak jej matka jest tak zauroczona swoim niedoszłym zięciem, że ciągle próbuje ich na nowo połączyć. Mira wdzięczna jest swojej przyjaciółce Łucji za to, że jest, za to że zawsze podtrzymuje ją na duchu i zawsze ma dla niej nie tylko czas i potrafi pocieszyć, ale zawsze ma dobrą radę i za to, że często musi ją stawiać do pionu.

"Zawsze dziękowałam losowi za to, że postawił na mojej drodze cudowną przyjaciółkę, ale dziś miałam jeszcze ochotę skakać z radości."
"Łucja to jedyna osoba na świecie, którą czasem jednocześnie mam ochotę pogłaskać po głowie i rozszarpać na kawałki. Chociaż znamy się od podstawówki, ciągle mam wrażenie, że mogłybyśmy gadać godzinami i nie mamy dość."
Autorka zebrała w swojej powieści grupę ciekawych i sympatycznie nakreślonych bohaterów. Aż chce się niektórym mocno kibicować w realizacji ich życiowych planów, za to niektórym życzyć się chce tego, żeby im się nie powiodło...
I chociaż od początku niby wiadomo jak skończą się niektóre wątki, to i tak z ciekawością śledzimy rozwój fabuły i zachodzące między postaciami relacje. Zaskakujące zakończenie psuje niejako sielankową opowieść i sugeruje, że będzie ciąg dalszy, bo w taki sposób nie może się zakończyć ta historia. Jak ja nie lubię takich końcówek...
To opowieść o zwykłym, codziennym życiu, jakie większość z nas zna, o pragnieniach, marzeniach, o przyjaźni i miłości (nie tylko rodzicielskiej), o manipulacjach i zdradzie, o problemach, z którymi często sami się borykamy, ale jakże "przyjemniej" czyta się, gdy dotyka to inne osoby a nie osobiście nas...
A jaki związek ma z tą historią szarlotka? O tym już sami musicie przeczytać. Ja po lekturze tez musiałam zażyć lek w formie pysznej szarlotki...

Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy Czytać.pl
Dziękuję Pani Aleksandrze Kowalskiej z Wydawnictwa MUZA za otrzymaną książkę.

“Szczęście ma smak szarlotki” to ciepła i lekka opowieść obyczajowo-romansowa. Książka napisana jest prostym językiem, to jakby pamiętnik, który główna bohaterka zaczęła pisać dopiero przed trzydziestką. Mira jest samotną matką, wychowuje siedmioletnią Manię i chociaż ojciec dziewczynki pomaga je w tym, to jego lekkomyślny sposób życia spowodował to, że para się rozstała...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

#Wyzwanie LC maj 2024

"Brzeg Juno wciąż jeszcze był pusty, po nabrzeżnym piachu nie biegały dzieci, nie szczekały psy turystów, woda chlupotała na wietrze."
Znam nieco jezioro Juno i jego okolice, to zdecydowanie spokojniejsze miejsce i w dodatku bardziej czyste niż inne jeziora wokół Mrągowa...
Idealne miejsce odpoczynku dla osób pragnących uciec od zgiełku turystycznego, portowego miasteczka. Pewnie dlatego ten tytuł zachęcił mnie do sięgnięcia po książkę.

Nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki, lecz po lekturze "Juno" postaram się nadrobić zaległości.
W powieści poznajemy historię dwóch sióstr i jak to zazwyczaj bywa w baśniach, jedna z nich jest mądra a druga piękna... Siostry, ale zupełnie do siebie niepodobne, są jak ogień i woda i to nie tylko z wyglądu, ale także z charakteru.

"Aleksandra, jak to mówią, świetnie się zapowiadała. Była tym wiejskim dzieckiem, które stawiano za przykład - uczyła się pilnie, była pokorna i grzeczna, zamiast robić głupoty oddała się nauce, ostatecznie została siostrą mądrą, która na studiach przez cztery lata dostawała stypendium rektorskie, a potem znalazła pracę w ogólnopolskich mediach."
"Marianna z dwóch sióstr była tą - jak to w baśniach na przykład bywa - piękniejszą. Niby siostry, a zupełnie niepodobne, któreś z tych jaj doprawdy musiało być kukułcze, ha, ha. Tylko które?"
Aleksandra mieszka w Warszawie z mężem i trzema synami, ma dobrą pracę, której wiele osób jej zazdrości, próbuje też pisać powieści, ale chciałaby czegoś więcej, marzy jej się wielka sława jako uznanej pisarki. Marianna natomiast mimo tego, że została w rodzinnej wsi na Mazurach jest jakby bardziej znana w mediach od swojej starszej siostry. Lecz również nie jest do końca szczęśliwa, chciałaby zostać matką, a chociaż z Romanem ciągle się starają to nic z tego nie wychodzi. Kilka razy już poroniła i z tego powodu zmaga się z poczuciem winy. Tym bardziej, że ich matka zmarła po jej narodzinach, a niektórzy nawet obwiniają ją o jej śmierć... Siostry nie maja zbyt dobrych relacji, chociaż nie można ich jednocześnie nazwać złymi, tak naprawdę, to nie mają niemal żadnej relacji. Rzadko spotykają się ze sobą i mało rozmawiają...
Gdy ojciec obu kobiet zmaga się z chorobą nowotworową a w końcu ląduje w hospicjum, wydawać się może, że w końcu relacje sióstr mogą się zmienić. Czy jednak tak będzie?
Choroba to trudny temat. Znam go dobrze. Moja mama chorowała na raka a teraz ja walczę z tym wrednym skorupiakiem. Wiem więc, jak to jest, kiedy człowiek zmienia się diametralnie już nawet po usłyszeniu diagnozy lekarza.

"Choroba odkrawa z ciebie kawałek po kawałku, odbiera ci ciało, które stopniowo zapada się i niknie, umysł wyłącza się w narkotycznych wizjach, odpływa w krainę bredni i chorych snów, majątek już do niczego ci się nie przyda, bo leżysz w hospicjum i nawet łapówki nie masz jak dać, rodzina musi się nauczyć żyć, gdy ciebie już nie będzie."
Autorka znakomicie przedstawia historię sióstr a my dzięki temu możemy z innej perspektywy spojrzeć na własne życie przez pryzmat tej opowieści. Może nawet pozwoli na naprawienie niektórych błędów w relacjach z najbliższymi i nie tylko. Książka zmusza niejako do refleksji nad swoim życiem i być może nawet pozwoli na podjęcie bardziej trafnych życiowych decyzji.
Historia chociaż może smutna, ale znajdziemy w niej również sporą dawkę humoru i powody do uśmiechu.

Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy Czytać i Wydawnictwa Literackiego.

#Wyzwanie LC maj 2024

"Brzeg Juno wciąż jeszcze był pusty, po nabrzeżnym piachu nie biegały dzieci, nie szczekały psy turystów, woda chlupotała na wietrze."
Znam nieco jezioro Juno i jego okolice, to zdecydowanie spokojniejsze miejsce i w dodatku bardziej czyste niż inne jeziora wokół Mrągowa...
Idealne miejsce odpoczynku dla osób pragnących uciec od zgiełku turystycznego,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ostatnio wpadło w moje ręce kilka książek o tematyce szpiegowskiej, nie jestem może znawczynią tej tematyki, ale czytałam wcześniejsze powieści autorstwa Piotra Gajdzińskiego, więc wiedziałam, że i na tej się nie zawiodę. "Fabryka szpiegów" jest to trzecia część serii z dziennikarzem Rafałem Terleckim, to kryminalny thriller, który wciąga od pierwszych stron!
Wydawać by się mogło, że nic już w tej tematyce nie powinno czytelnika zaskoczyć, a jednak zaskakuje i niejednokrotnie. Nie jest to łatwa lektura, ale za to niesamowicie przykuwa uwagę i naprawdę bardzo trudno jest oderwać się od lektury. Tu nie ma ani chwili czasu na nudę czy znużenie. Niesamowity klimat tej historii i dobrze wykreowani bohaterzy.

Znany z wcześniejszych książek dziennikarz Rafał Terlecki, spotyka się z amerykańskim agentem, z którym wcześniej już współpracował. Tym razem John podsuwa Rafałowi nowy temat na reportaż i jednocześnie daje mu namiary na osoby, które mogą mu pomóc w zdobyciu informacji. Musi ponownie wrócić do rodzinnego Wolsztyna, bo właśnie w jego okolicznych lasach funkcjonowała szkoła nielegałów utworzona przez sowiecki wywiad.
Fabułę autor prowadzi w kilku płaszczyznach czasowych, obecnie, czyli w 2022 roku oraz w 1945 roku ale także w czasie późnego peerelu.

"Wojna to koszmarne doświadczenie, zmienia wszystko."
Terlecki ma spore szanse na prowadzenie swojego dochodzenia na temat szkoły produkującej niejako sowieckich szpiegów, bo jest jakby swój, ma tu jeszcze znajomych i przyjaciół, więc łatwiej mu pytać mieszkańców. Chociaż wielu zasłania się niepamięcią a inni w ogóle nic nie słyszeli. Zresztą znaczna część z pewnością nawet nie może nic wiedzieć, bo sprowadzili się tu już w późniejszych latach a ci, co mogliby pamiętać nie żyją...
Autor sprawnie przeplata teraźniejszość z minionymi wydarzeniami i tworzy jedną, spójną całość. I chociaż czasem wydaje się, że fabuła jest już dość przewidywalna, to jednak autor nie pozwala czytelnikowi zbyt łatwo zgadnąć dalszego ciągu i myli tropy.
Nie sprawdzałam czy akurat pod Wolsztynem była taka szkoła nielegałów, utworzona przez jednego z asów sowieckiego wywiadu, ale wiem, że tego typu szkoły funkcjonowały w naszym kraju. Wyszkoleni w nich szpiedzy przerzucani później byli na zachód do różnych krajów.

"Generał Jegor Jaszugin stworzył doskonały program szkolenia i przygotowania nielegałów do życia na Zachodzie, ale jak to często bywało w Związku Sowieckim, trwano przy nim, nie uwzględniając zmian zachodzących w amerykańskim i zachodnioeuropejskim społeczeństwie."
Rafał Terlecki to odważny dziennikarz i gdy już podłapie jakiś dobry temat, to drąży nie poddając się i nie daje się nawet nikomu zastraszyć. A tym razem również nie będzie łatwo, jednak chcąc doprowadzić swoje dziennikarskie śledztwo do końca, Terlecki gotów jest nawet narazić własne życie...
Mroczne sekrety, odkrywane tajemnice, różne dziwne doświadczenia i szkolenia agentów, to tylko kilka intrygujących tematów zachęcających do lektury. A dodam jeszcze, że autor wplata również wątki współczesnej polityki naszego kraju i wojnę w Ukrainie.

"Nie znam się na polityce, ale żyję już na tym świecie dostatecznie długo, aby wiedzieć, że ludzie nieustannie rozprawiający o patriotyzmie i Bogu często mają na sumieniu bardzo nieładne uczynki..."

Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckiej portalu Lubimy Czytać. Dziękuję Pani Mai Szczypińskiej i Wydawnictwu "MUZA" za egzemplarz książki.

Ostatnio wpadło w moje ręce kilka książek o tematyce szpiegowskiej, nie jestem może znawczynią tej tematyki, ale czytałam wcześniejsze powieści autorstwa Piotra Gajdzińskiego, więc wiedziałam, że i na tej się nie zawiodę. "Fabryka szpiegów" jest to trzecia część serii z dziennikarzem Rafałem Terleckim, to kryminalny thriller, który wciąga od pierwszych stron!
Wydawać by...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie jestem znawczynią powieści Marcela Mossa, bo to dopiero moja druga książka, którą przeczytałam, lecz bardzo mi się podobała i zapadła na dłużej w sercu.
Wpływ na to z pewnością mają główni bohaterzy "Polany", czyli bliźnięta... A że ja mam w rodzinie sporo takich rodzeństw, więc pewnie dlatego tak bardziej osobiście odebrałam tę historię, bo myślałam o konkretnych osobach.
Prolog wprowadza nas w tragiczne wydarzenia sprzed lat z udziałem Sambora i Lilii Malczewskich.
Następnie autor przenosi fabułę w czasie, dwadzieścia siedem lat później..

Mimo tego, że Sambor i Lilia są bliźniętami, to ich relacje nigdy jakoś nie były zbyt zażyłe, można nawet powiedzieć, że nie darzyli się nie tylko miłością, ale także i przyjaźnią. Żyli tak obok siebie i każde z nich miało różne żale i pretensje do siebie nawzajem. Po tragicznej śmierci rodziców, Sambor przekonał się, że lepiej dla niego, gdy będzie się trzymał od siostry jak najdalej, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, wyjechał z Runowa. Został policjantem, ożenił się i cieszył z narodzin córki. Lecz życie nadal go nie rozpieszczało, i ani praca ani tym bardziej rodzina nie dały mu szczęścia...

"Ludziom od dziecka wmawia się, że rodzina jest najważniejsza i choćby nie wiadomo co się działo, musi się zawsze wspierać. A potem niektórzy latami trzymają się toksycznych krewnych, gniją od środka, aż wreszcie kończą z pętlą na szyi lub podciętymi żyłami. Znam takie przypadki."
Gdy Sambor zerwał wszystkie kontakty z siostrą, nie chciał nawet słuchać tego, co o niej opowiada przyjaciel w czasie rozmów telefonicznych.
Gdy w Runowie zaginął Artur Krynicki, a miesiąc później z rzeki wyłowiono zwłoki kobiety, Albert informuje o tym Sambora. Tym bardziej, że śledczy podejrzewają, że to może być Lilia Malczewska, więc Sambor musi wrócić, żeby zidentyfikować ciało kobiety...
Były policjant dość niechętnie zgadza się wrócić, ale wie, że musi to zrobić, żeby w końcu zamknąć ten etap, jeśli to naprawdę jego siostrę znaleziono martwą w rzece.
Nielubiana we wsi Lilia, która żyła na uboczu i zachowywała się bardzo dziwnie, ciągle dostarczała mieszkańcom nie tylko tematów do plotek, ale również wywoływała różne skandale, nie przejmując się opinią kogokolwiek. Żyła tak, jak chciała, po swojemu.

"Zawsze czuł, że Lilia nie skończy dobrze, i latami się do tego przygotowywał."
Miejscowa policja wciąga Sambora w dochodzenie. Malczewski zdaje sobie sprawę z tego, że być może mroczny las i jego tajemnice miały wpływ na ostatnie wydarzenia. Nie chciałby wracać do wydarzeń sprzed lat, lecz chyba nie ma wyjścia. Gdy jeszcze zjawia się w Runowie jego młodzieńcza miłość, powoli wszystko zaczyna się układać...

Co łączy zaginięcie Krynickiego ze śmiercią Lilii? Jakie tajemnice skrywa leśna polana? Dlaczego ludzie boją się tego lasu? Czy Sambor zdoła ustalić przyczynę śmierci siostry?

Do tej książki przyciągnęła mnie okładka, która zapowiadała, że będzie mrocznie i tak właśnie było.
Zakończenie wskazuje na ciąg dalszy... ja z chęcią przeczytam następną część, gdy się ukaże.


Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.

Nie jestem znawczynią powieści Marcela Mossa, bo to dopiero moja druga książka, którą przeczytałam, lecz bardzo mi się podobała i zapadła na dłużej w sercu.
Wpływ na to z pewnością mają główni bohaterzy "Polany", czyli bliźnięta... A że ja mam w rodzinie sporo takich rodzeństw, więc pewnie dlatego tak bardziej osobiście odebrałam tę historię, bo myślałam o konkretnych...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

Tej autorki raczej nie trzeba przedstawiać a tym bardziej reklamować, bo chyba większość z nas przeczytała jakąś jej książkę. Agnieszka Lingas-Łoniewska jest mi również znana, i chociaż nie przepadam zbytnio za słodkimi romansami, ale jej książki potrafią często wzbudzić we mnie wiele emocji i zdecydowanie zmienić mój kiepski nastrój.
Tym razem sięgnęłam po tę książkę jednak jeszcze z innego powodu, książka ta bierze udział w Czytelniczym Wyzwaniu Tematycznym na 2024 rok, więc dlatego ją przeczytałam.

Chociaż wielu czytelników skrytykowało tę książkę, to czyta się ją bardzo dobrze. Może jest zbyt przekombinowana i zbyt słodka, jakby dla młodszych czytelników, lub bardziej czytelniczek, które wciąż marzą o księciu na białym koniu, ale mimo to, ta nieskomplikowana historia o miłości, uczy również o dawaniu drugiej szansy, nawet w takich wydawałoby się zupełnie beznadziejnych przypadkach...

"Bo kiedyś myślałem, że jutra nie będę miał, że jutro nic mnie nie czeka. A teraz wiem, że mam przed sobą sporo następnych dni, w których zawsze muszę być czujny i gotowy na to, aby bronić tego, co moje. Aby kochać. Aby żyć. Pełnią życia."
Prawdziwa miłość pokona wszystkie problemy, nie złamie jej upływający czas ani podstępne knowania zazdrośników i źle życzących ludzi.
Igor i Milena kochali sią bardzo, nie widzieli poza sobą świata, lecz nagle Milena wyjechała bez słowa. Igor długo nie mógł się pozbierać, obiecując sobie, że już więcej nie da się tak zranić. Jego życie nie było usłane różami, ale jakoś radzi sobie ze wszystkim. Równie nagle jak odeszła, tak niespodziewanie Milena wraca do miasta, lecz już jako gwiazda filmowa.
Właśnie w rodzinnym mieście ma być premiera jej nowego filmu...
Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że będzie trudno, bo traumy z młodości nadal ją męczą, mimo osiągniętej sławy i karierze aktorskiej, nie jest szczęśliwa.
Gdy do Igora docierają wieści o powrocie Mileny, jego względny spokój również zostaje naruszony, wzbiera w nim wściekłość.

"Przybrał maskę obojętności, starając się nie okazywać, jak wielkie zrobiła na nim wrażenie. Ona też szybko odzyskała równowagę i omiotła go wzrokiem, jakby był jednym z widzów, kimś, kogo nie znała. Kimś obcym. Bo był. Właśnie tak."
Czy w końcu byli kochankowie spotkają się i wyjaśnią sobie dawne zaszłości? Dlaczego Milena tak nagle wyjechała z miasta? Czym zawinił Igor w przeszłości?
Może trochę przejaskrawione w tej powieści postaci, ale autorka porusza w niej wiele istotnych i trudnych tematów, i to w sposób przystępny, to dobra lektura tak na jeden wieczór.

#Wyzwanie LC kwiecień 2024

Tej autorki raczej nie trzeba przedstawiać a tym bardziej reklamować, bo chyba większość z nas przeczytała jakąś jej książkę. Agnieszka Lingas-Łoniewska jest mi również znana, i chociaż nie przepadam zbytnio za słodkimi romansami, ale jej książki potrafią często wzbudzić we mnie wiele emocji i zdecydowanie zmienić mój kiepski nastrój.
Tym razem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to