-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1191
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-23
2024-03-09
2024-05-03
Do koreańskich tytułów musiałam się nieco przekonywać, choć dużo ciepłych słów pod adresem ogólnie azjatyckiej literatury słyszałam. Nie ukrywam, że bałam się - głównie faktu, że oto oberwę kolejną "przytulną książką o piciu kawki", od której odbiłam się już po przeczytaniu blurba. Kompletnie nie mój klimat. Jednak "Witajcie w księgarni Hyunam-dong" było po pierwsze, książką koreańskiej autorki, po drugie, opis brzmiał o tyle intrygująco, że mnie skusiło. No i nie ukrywam - jestem fanką "mojej ulubionej księżniczki Disneya" czyli Wioli z kanału "Pierogi z kimchi" , że no sama myśl, że może będą opisane jakieś smakowite ciekawostki z "kraju Samsunga", że nie dało się mi przejść obojętnie... Cóż. Może dlatego w koszyku mam kolejnych kilka książek z tego fascynującego kraju i już proszę znajomą, która się tam wybiera, o jakąś książkę prosto z Seulu? :D Zapraszam!
https://kaginbooks.blogspot.com/2024/05/272024-247-hwang-bo-reum-witajcie-w.html
Do koreańskich tytułów musiałam się nieco przekonywać, choć dużo ciepłych słów pod adresem ogólnie azjatyckiej literatury słyszałam. Nie ukrywam, że bałam się - głównie faktu, że oto oberwę kolejną "przytulną książką o piciu kawki", od której odbiłam się już po przeczytaniu blurba. Kompletnie nie mój klimat. Jednak "Witajcie w księgarni Hyunam-dong" było po pierwsze,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-19
Kiedy życie daje ci gwoździa, nie czekaj, tylko owijaj trumnę firanką... czy jakoś tak. Absolutnie świetna, lekka, nieco irracjonalna komedia pełna czarnego humoru? Ja to kupuję!
Zainteresowani? Zapraszam1 https://kaginbooks.blogspot.com/2024/02/112024-232-monika-wawrzynska-gwozdz-do.html
Kiedy życie daje ci gwoździa, nie czekaj, tylko owijaj trumnę firanką... czy jakoś tak. Absolutnie świetna, lekka, nieco irracjonalna komedia pełna czarnego humoru? Ja to kupuję!
Zainteresowani? Zapraszam1 https://kaginbooks.blogspot.com/2024/02/112024-232-monika-wawrzynska-gwozdz-do.html
2024-01-14
Luźny, lekki i zabawny obyczaj z nutą kryminalną, przy którym bawiłam się nieźle, ale nie idealnie. Szybka fabuła, lekkie pióro - no i oczywiście - Gucio. To przepis na dwa lekkie i przyjemne popołudnia, które pozwoliły zachować higienę kryminału, ale rzuciły też nieco światła na romans ;)
Więcej? Zapraszam! https://kaginbooks.blogspot.com/2024/01/052024-224-marta-matyszczak-morderstwo.html
Luźny, lekki i zabawny obyczaj z nutą kryminalną, przy którym bawiłam się nieźle, ale nie idealnie. Szybka fabuła, lekkie pióro - no i oczywiście - Gucio. To przepis na dwa lekkie i przyjemne popołudnia, które pozwoliły zachować higienę kryminału, ale rzuciły też nieco światła na romans ;)
Więcej? Zapraszam!...
2023-05-09
2017-06-23
Opinia w całości do przeczytania tu: http://kaginbooks.blogspot.com/2017/07/125-chopcy-z-ulic-miasta-halina-gorska.html
Lwów lat trzydziestych ubiegłego wieku, tuż na ostatnie lata beztroski przed wybuchem wojny. Dzieciaki, w zasadzie chłopcy z biednych rodzin, którzy śnią o lepszych latach, a pracują jako gazeciarze - i widzą, jak bardzo życie jest ciężkie. Jednak los się do nich uśmiecha - znajdują życzliwych i łagodnych ludzi ze świetlicy miejskiej i powoli odzyskują swe dzieciństwo.
Ale czy na pewno? A może dorastają i przekonują się, jak okrutne może być jednak życie...?
[...]
Opinia w całości do przeczytania tu: http://kaginbooks.blogspot.com/2017/07/125-chopcy-z-ulic-miasta-halina-gorska.html
Opinia w całości do przeczytania tu: http://kaginbooks.blogspot.com/2017/07/125-chopcy-z-ulic-miasta-halina-gorska.html
Lwów lat trzydziestych ubiegłego wieku, tuż na ostatnie lata beztroski przed wybuchem wojny. Dzieciaki, w zasadzie chłopcy z biednych rodzin, którzy śnią o lepszych latach, a pracują jako gazeciarze - i widzą, jak bardzo życie jest ciężkie. Jednak los się...
2016-08-12
Nie ocenia się książki po okładce.
I dokładnie tak było z tym, bardzo niepozornym tomikiem, zatytułowanym niemal infantylnie. Niemal. Patrząc na czasy, w których została ta książka wydana, oraz jakoś opowieści, można wiele wybaczyć. Zwłaszcza w przypadku dwóch, może trzech słabych opowiadań.
Większość zaś tekstów, jakie znalazłam tutaj, okazało się nie tylko frapujących, ale i solidnie mnie wciągnęło. Nie ma co ukrywać. Fabuła niemal banalnie prosta, oczywista. Rozgrywająca się "tuż za drzwiami", nieomal w sąsiedztwie. Wiadomo, wielu zapewne odrzuci styl powieści – swoisty, „antyczny”, pozbawiony lekkiego wdzięku współczesnych pisarzy. Miłośnicy Kinga i jego twórczości – nie macie tu czego nawet szukać, więc zapomnijcie o tej pozycji. To zdecydowanie coś innego, głębszego, działającego na poziomie tylko umysłu, niczym w opowieściach Lovecrafta. Ale… to jest to, dzięki temu te opowieści faktycznie nabierają tego „dreszczyku” grozy! Różne style, różni pisarze, cel ten sam – ta antologia (śmiał użyję tego słowa tu) świetnie spełnia się w podstawowym pomyśle: wzbudza na dnie umysłu cień niepokoju.
Opowiadania są bardzo zróżnicowane. Są lepsze (Loteria, absolutnie mój faworyt! czy choćby Płowy pies, który zupełnie zbił mnie z pantałyku) i gorsze (Dziecinada – zgodnie z tytułem, dość dziecinna i w żaden sposób nie porywająca), ale spokojnie każdy znajdzie dla siebie coś, co go zdumieje, poruszy i sprawi, że oderwie się od książki z cichym „wow”. Z pewnością jest tu kilka opowiadań, które zapadają w pamięć, a autorzy tych krótkich tekstów z pewnością znajdą uznanie na moich półkach. Choćby z ciekawości, czy rozbudzenie moich czytelniczych potrzeb miało podstawy, czy nie.
Ciężko jest mi oceniać tą króciutką dla mnie książeczkę. Czytało się ją szybko, miło i przyjemnie, choć momentami strasznie się dłużyła. Jest jednak solidnie zróżnicowana, od psa, który do końca chyba psem nie był, przez laleczki voo-doo i karły, mgłę i kucharki a kończąc na klasycznych duchach – zapewnia więc to dobrą zabawę, pozwala zaspokoić kaprysy na konkretne historyjki. I z pewnością, gdy znów będę chciała „poczuć dreszczyk nieoczywisty” to po tą pozycję sięgnę.
//Opinia do przeczytania również tu: http://kaginbox.blox.pl/2016/08/Nie-ocenia-sie-ksiazki-po-okladce-I-dokladnie-tak.html
Nie ocenia się książki po okładce.
I dokładnie tak było z tym, bardzo niepozornym tomikiem, zatytułowanym niemal infantylnie. Niemal. Patrząc na czasy, w których została ta książka wydana, oraz jakoś opowieści, można wiele wybaczyć. Zwłaszcza w przypadku dwóch, może trzech słabych opowiadań.
Większość zaś tekstów, jakie znalazłam tutaj, okazało się nie tylko frapujących,...
2016-08-23
Oto przykład, jak NIE tłumaczyć książki, albo jak ZROBIĆ ZŁO i tak złej książce.
Ben-Hura czytałam lata temu, jako gówniarz w zasadzie, bo jeszcze w okolicach, gdy "naście lat" miałam. Czyli jak jeszcze dinozaury po świecie maszerowały całkiem dziarsko ;) Z tamtego czytania zapamiętałam tylko wyścig rydwanów między głównym bohaterem i rzymianinem. Błogo nieświadoma zatem tego, na co się skazuję, a skuszona nową, filmową adaptacją postanowiłam... tak, mając w pamięci klasykę filmową z lat, bodajże 60tych, odświeżyć sobie powieść.
Strzał w stopę, dziękuję, przepraszam, obiecuję więcej nie powielać błędu rzucania się "na hurra, bo trzeba przed filmem poczytać, poza tym, to przecież klasyka, to każdy choć raz winien w życiu świadomie i z pełnią zaangażowania ją przeczytać", czyż nie tak? No właśnie... Tedy, wyciągam sobie włócznię ze stopy, bandażuję ranę i...
Zacznijmy od wątku... ummm... historyczności. Albo jej zdecydowanego braku. Ja rozumiem, autor to amerykanin, który żył w XIX (głównie) wieku. Uczestnik wojny meksykańskiej i secesyjnej, gubernator stanu Nowy Meksyk, minister pełnomocny USA w Turcji na dworze sułtana Abdula Hanimdea II... Ja to rozumiem. I zerżnęłam z okładki opis. Jednak... na litość bosko! Historycznie ta opowieść leży i kwiczy. Wyobrażenia XIX-wiecznego pisarza o tamtych czasach są wręcz bolesne. A kto choć odrobinę słuchał o historii czasów Cesarstwa Rzymskiego i jego działaniu nie tylko na półwyspie Apenińskim... może robić taaakie oczy, czytając te... no bzdury. Pomijając już opisy galer, mieszanek wystrojów i w ogóle, wszystkiego. Dramat drobny przeżywałam, gdy były opisy. Ale jeszcze większym dramatem dla mnie było, niemal co strona, wypominanie, że "jedyny jest Bóg i wszechmocny i kocha nas i w ogóle, och ach" - no chrześcijańska ideologia pełną, za przeproszeniem, gębą. Co bardzo mi przeszkadzało w odbiorze lektury. Jeszcze bardziej przeszkadzało mi to, że autor ze ślepą wiara przytaczał dosłownie wydarzenia z Nowego Testamentu. Dosłownie opisał narodziny Jezuska, trzech mędrców, anioły... wisienką na torcie było to, że WSZYSCY (wszyscy, serio serio) Żydzi w powieści byli święcie przekonani, że "oto narodził się król, który ich wybawi". Albo mi się coś majaczy, albo to jest kompletną bzdurą. Bardzo męczący i specyficzny temat, którego nie zamierzam rozgrzebywać - zainteresowanych odsyłam do internetów ;) no, mniejsza z tym. Dość, że za wiele tego było, za bardzo wałkowane i zbyt dosłownie przyjęte. Zarówno narodziny, mędrcy ze wschodu, cuda obowiązkowe, i w ogóle... no nie. Nie kupuję tego, jak nie kupuję szkolnych jasełek i obowiązkowej nauki religii. Nie i basta. Zresztą... to drażniąca kwestia, mniejsza z tym. Na swój sposób ta książka ośmiesza wręcz chrześcijaństwo teraz, ale obawiam się, że nie taki był zamysł autora...
A ostatnią kwestią byli sami bohaterowie. Mówiąc uczciwie... zupełnie nie umiem ich scharakteryzować! Nic, null, zero. Kompletnie nie wiem, co i jak. Choć... dobrze, sam Ben Hur mnie drażnił swoją iście plastyczną dwulicowością. Jako galernik przyjmuje pomoc i adopcję rzymianina, ale potem przyznaje się, że jest Żydem, i przypomina, że był adoptowany tylko wówczas, jak mu wygodnie. Nie mówiąc o wielu innych, iście absurdalnych przykładach braku myślenia, lenistwie... I choć wielu uważa, że jest to postać idealna, to jednak ja go nie kupuję. Widać w tym zresztą logikę czasów, w których powieśc powstawała: autor kierował się własnymi zasadami moralnymi i wcyhowaniem, oraz subiektywnością, nie licząc się z niczym i nikim. Postacie drugoplanowe też nie są wiele lepsze. Wszystkie starają się albo Ben Hurowi zaszkodzić albo pomóc. I stereotypowo w przypadku żydów: zbijać na tym majątek. W przypadku arabów: też. W przypadku rzymian: zabić. Niewolnictwo też potraktowane jest w tej książce po macoszemu, kompletnie bez zastanowienia: ja jestem niewolnikiem, ale zostanę uratowany i adoptowany, ty jesteś niewolnikiem, to twoje dzieci też są niewolnikami i tyle. A kobiety zaś mają tylko "pięknie wyglądać i służyć mężczyźnie" bez dodatków. No cholera, już Łęcka była bardziej... naturalnie żywa!
A ogólnie? Pomijając już przekład, w mojej książce bazujący na pierwszym przekładzie z 1901 roku, gdzie poprawiono co najwyżej nieco błędy stylistyczne, ortograficzne i nieco poprawiono język... co samo w sobie jest iście piekielne, to styl autora jest bardzo męczący, wtórny. Nie wnosi nic, nie skłania do refleksji, po prostu czyta się dla czytania, i śmiało można pomijać spore akapity, mówiące o bogu albo o "suny Hura". I nie, nie wiem, dlaczego uważa się tą właśnie powieść za coś w rodzaju "amerykańskiego Quo Vadis". Ni jedno ni drugie nie są czymś, co mnie porusza, wzrusza czy nawraca - wręcz przeciwnie nudziło mnie, dłużyło się, a postaci praktycznie nie pamiętam żadnych już w 10 minut po zamknięciu książki. jasne, coś z pewnością znajdzie się w tej książce mądrego, jednak... Nie. Za wiele chrześcijaństwa, za wiele zbyt naleciałości z XIX wieku... i jak nie mam nic przeciwko książkom z tego okresu, tak tu...
Nie, nie polubiliśmy się z Ben Hurem. I niech każdy poczyta i oceni podle własnego gustu, dla mnie po prostu to książka słaba. Liczę, że filmowa wersja, ta nowa - dorówna starej. Wycięte wiele niepotrzebnych scen nadawało lekkości adaptacji filmowej. A tu... spokojnie połowę by można było również wyciąć, zrobić z tego lżejszą nowelkę... i byłoby dobrze. I miast opierać się mocno na przekładzie Karola Miarki, sięgnąć po oryginał i na nowo go przetłumaczyć - choć w latach 70tych i 80tych mogło nastręczać to pewnych problemów. Jasne. Ale... dałoby pewnie radę. A tak jest ciężko i bardzo niestrawnie.
Zmarudziłam. Bardzo zmarudziłam, dlatego koniec. O!
//Opinia do przeczytania również tu: http://kaginbox.blox.pl/2016/08/Ben-Hur.html
Oto przykład, jak NIE tłumaczyć książki, albo jak ZROBIĆ ZŁO i tak złej książce.
Ben-Hura czytałam lata temu, jako gówniarz w zasadzie, bo jeszcze w okolicach, gdy "naście lat" miałam. Czyli jak jeszcze dinozaury po świecie maszerowały całkiem dziarsko ;) Z tamtego czytania zapamiętałam tylko wyścig rydwanów między głównym bohaterem i rzymianinem. Błogo nieświadoma zatem...
2016-10-11
Jeśli jest jakaś książka, która poruszy mnie tak, że poryczę się jak małe dziecko i zaskoczy, że o krojeniu trupa można mówić tak, jak Leśmian o miłości wiersze pisał... to właśnie to TA książka.
Książkę wygrałam w konkursie - przyznaję się bez bicia. I gdy już ją otrzymałam (swoją drogą, dziękuję raz jeszcze wspaniałej księgarni Nieprzeczytane.pl! Wasza zakładka jest absolutnie obłędna a przesyłka jak zawsze cudownie błyskawiczna!) przez chwilę w zadumie oglądałam, co ja właściwie w dłoniach mam. Strony grube, czcionka duża... Wydawnictwo Literackie, czym ty mnie uraczyłeś!? Ale gdy przeczytałam opis na okładce, w te pędy, po pracy, usiadłam... i książkę przeczytałam w jeden wieczór, rycząc przy okazji jak bóbr.
Paul Kalanithi - wzięty neurochirug, stojący u progu swej kariery ma wszystko. Cudowną żonę, wspaniałych przyjaciół, piękny dom i pracę, która przynosi mu długo wyczekiwany prestiż. Ma też mały szczegół, o którym dowiaduje się przypadkiem - ma raka płuc. Zaczyna się niewinnie, od bólu pleców. A gdy zostaje wydania diagnoza... Wciąż ciężko mi pisać o tej pozycji bez emocji. Dlaczego?
Dlatego, że autor pisał swoją książkę w sposób szczególny. Opisywał w niej swoje życie, od czasu, gdy rodzice przenieśli się gdzieś w Stany, do małego miasteczka między dwoma pasmami gór, aż do chwili, gdy ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Opisywał swe życie jednak w sposób niezwykłe lekki i prosty, z pasją i sympatią. Jego powołanie: medycyna i pisarstwo stworzyły świetny styl, w którym nawet śmierć wydaje się być miła i łaskawa. Kalaithi opisuje swoją drogę przez studia, jako rezydent - wszystkie szczeble swojej kariery, nie pomijając niczego. Nawet sekcji zwłok. W jakiś sposób jednak te opisy po prostu przygotowywały na nieuchronny koniec. Lekko, prosto, przyjemnie, mimo wyraźnego bólu.
Niezwykły był sam proces oswajania się z rakiem - diagnozą choroby wszak trudnej nie tylko dla pacjenta ale i całej rodziny. Zwłaszcza takiego raka, jakiego miał autor... Opisuje trudne etapy depresji, zaprzeczenia, a w końcu pogodzenia się z losem i łagodnego odejścia w gronie najbliższych. W pewien sposób temat oswoił, sprawił, że stało się to o wiele przystępniejsze, jednak te chwile, w których opisywał ból po lekach, problemy z chemioterapią... Ciężko nie śledzić tych zmagań młodego studenta, potem rezydenta, a na koniec pacjenta onkologii bez ściśniętego gardła. Zwłaszcza wzruszający był opis porodu córeczki autora, w którym uczestniczył, choć dość biernie. No i końcówka, na której wyłam już oficjalnie, opisana przez wdowę, przybliżającą ostatnie - ciężkie ale w pewien sposób piękne ostatnie godziny, spędzone w otoczeniu najbliższych.
I ten kontrast - gaworzące niemowlę i umierający, wycieńczony mężczyzna...
Tak. To książka bardzo zapadająca w pamięć, ale jednocześnie - poza faktem, że tragiczna i wzruszająca, to niosąca sporą dawkę nadziei - na to, że będzie lepiej, że medycyna robi wciąż kroki w przód w walce z tak trudną chorobą, że warto walczyć... bo te małe sukcesy potrafią osładzać porażkę.
Paul Kalanithi opisał trudną i ciężką kwestię w sposób lekki i piękny. To żadna fikcja, ale prawda. Wzruszająca, nieoczywista, zaskakująca i poruszająca. Pouczające świadectwo walki z chorobą, przegranej... ale i w jakiś sposób wygranej.
W jaki?
Przeczytajcie sami. Urońcie kilka łez... i wówczas będziecie wiedzieć, co miałam na myśli...
//Opinia do przeczytania również na: http://kaginbooks.blogspot.com/2016/10/jeszcze-jeden-oddech-paul-kalanithi.html
Jeśli jest jakaś książka, która poruszy mnie tak, że poryczę się jak małe dziecko i zaskoczy, że o krojeniu trupa można mówić tak, jak Leśmian o miłości wiersze pisał... to właśnie to TA książka.
Książkę wygrałam w konkursie - przyznaję się bez bicia. I gdy już ją otrzymałam (swoją drogą, dziękuję raz jeszcze wspaniałej księgarni Nieprzeczytane.pl! Wasza zakładka jest...
2016-04-18
"Fascynujące, subtelne i głębokie studium miłości i zazdrości. Jedna z najlepszych opowieści o ludzkich uczuciach, jak powstała w XX wieku."
Czy aby na pewno?
André Maurois przedstawia w swej powieści punkt widzenia dwóch osób: Filipa i Izabeli, małżeństwa, które rozpadło się, ale i znów do siebie potem wróciło. Osią całej historii jest Odyla, miłość Filipa.
Akcja powieści podzielona jest własnie na te dwie postacie, książkę dzieli niemal na połowę. Pierwsza częśc, to opowieść Filipa. O tym, jak poznaje Izabelę, narzeka, że rodzina widzi narzeczeństwo w przyjaźni jego i jego kuzynki. A potem wprowadza Odylę, kobietę w jego wyobraźni fascynującą, piękną i niezwykłą, która... no właśnie. Która zafascynowana jest innym mężczyzną. Maurois przedstawia więc wcale nie takie znów bardzo subtelne, studium miłości i zazdrości; miłości do kobiety, która tego uczucia nie odwzajemnia i zazdrości o to, że uczucie to skierowano w inną stronę. Filip wydaje się być mężczyzną zagubionym w początkach XX wieku, choć kieruje fabryką papieru, nie jest zadowolony z tego, co ma i co osiągnął. Odyla miesza mu w głowie, jest niczym piękny kwiat: warto podziwiać go na grządce, w domu marnieje. Im bardziej poznajemy związek jej z Filipem (nazywanym przez Odylę "Dickiem"), im mocniej zagłębiamy się w fakt, że ta kobieta wybiera "fascynującego" Franciszka, tym mocniej mamy poczucie współczucia dla bohatera.
Z drugiej strony mamy jednak Izabelę. Nieszczęśliwie, wręcz tragicznie zakochaną w Filipie kobietę o trudnym i smutnym, jak wynika z jej opowieści dzieciństwie. kobietę tak po prawdzie miałką, nijaką i pozbawioną czegoś, co przykuwałoby do niej uwagę na dłużej. A jednak - jakimś cudem udaje się autorowi przykuć naszą uwagę, gdy wciela się w rolę kobiecą narratorki i prowadzi nas meandrami uczuć, przez wielką i gorliwą miłość, przez smutek, a na koniec pogodzenie się z faktem, że nigdy nie będzie "tą wyśnioną Odylą", z która konkurowała.
Książka jest niezwykłym, zmuszającym do refleksji studium, pokazanym przez pryzmat lat 20-tych i 30-tych XX wieku, kiedy w Europie opadł kurz I Wojny Światowej ale wyczuwało się pewne niepokoje. Pozorne rozluźnienie obyczajowego gorsetu XIX wieku, zmiana epoki... ale i specyficzny sposób myślenia osób będących w związkach - świetnie obrazuje, jak skomplikowaną kwestią jest miłość do drugiej osoby, jak nie brak wiele do wybuchu zazdrości - tej cichej, skrytej na dnie jak i tej gwałtownej. Maurois przedstawił doskonały tekst obrazujący walkę między rozumem a sercem - i nic nie jest pewne, nic nie jest do końca takie, jakie winno się wydawać. Odcieni, barw i kolorów jest taka mnogość, że wręcz można się zdumieć.
A po lekturze - usiąść z kubkiem herbaty w dłoni i snuć rozmyślania o własnych emocjach, jakie w nas trwają...
"Fascynujące, subtelne i głębokie studium miłości i zazdrości. Jedna z najlepszych opowieści o ludzkich uczuciach, jak powstała w XX wieku."
Czy aby na pewno?
André Maurois przedstawia w swej powieści punkt widzenia dwóch osób: Filipa i Izabeli, małżeństwa, które rozpadło się, ale i znów do siebie potem wróciło. Osią całej historii jest Odyla, miłość Filipa.
Akcja...
Zmęczyłam - i nie boję się tego słowa, bo zmęczyłam, tak, jak ta książka zmęczyła mnie - "Biedne istoty" i sama czuję się biednie. Tak trudnej i dziwnej pozycji nie pamiętam, kiedy czytałam... Nie mniej, chętnie przyszłościowo znów po nią sięgnę. Zdecydowanie.
Chcecie wiedzieć więcej? Zapraszam!
https://kaginbooks.blogspot.com/2024/03/182024-238-alasdair-gray-biedne-istoty.html
Zmęczyłam - i nie boję się tego słowa, bo zmęczyłam, tak, jak ta książka zmęczyła mnie - "Biedne istoty" i sama czuję się biednie. Tak trudnej i dziwnej pozycji nie pamiętam, kiedy czytałam... Nie mniej, chętnie przyszłościowo znów po nią sięgnę. Zdecydowanie.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toChcecie wiedzieć więcej?...