-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
2024-05-08
2024-02-02
Kiedy słyszymy, że ktoś dopuścił się okrutnego czynu, zamordował kogoś z zimną krwią, zwłaszcza niewinne dziecko, łatwo jest nam krzyczeć, że bydlak powinien zginąć, żądamy dla niego kary śmierci. Lecz przez moment zatrzymajmy się i zastanówmy nad tym, co musi czuć osoba, która wydaję taką decyzję. Musi ona być w stu procentach pewna wyboru, musi mieć twarde dowody. Tu nie ma miejsca na pomyłkę. Co jeśli jednak okaże się, że posłano na śmierć niewinnego człowieka? Czy da się z tą myślą dalej żyć? Z drugiej strony, czy da się żyć z szykanowaniem przez wściekłych obywateli, którzy żądają kary śmierci, podczas gdy oskarżony zostaje skazany na dożywocie?
Justine jest prokuratorką, którą spotkała właśnie taka sytuacja. Dysponując dowodami w sprawie o brutalne morderstwo kilkuletniego chłopca, wniosła o najwyższy wymiar kary. Z czasem jednak zaczyna ją dopadać niepewność, co jeśli podjęła złą decyzję? Grozi jej nie tylko dręczące poczucie winy do końca życia, lecz również… śmierć przez egzekucję na krześle elektrycznym. W prawie zostały wprowadzone zmiany, które polegają na straceniu osoby, która apelowała o karę śmierci, w przypadku gdy dowiedzione zostanie, iż popełniła błąd i zginęła niewinna osoba. Taka osoba nie ma prawa do procesu. Co zatem zrobi Justine, gdy zaczną pojawiać się nowe dowody w sprawie, którą wydawało się, że ma już za sobą?
Początek mnie trochę zmęczył, lecz szybko akcja nabrała tępa, a ja się wciągnęłam bez reszty. Czułam emocje, jakie biły z tej historii. Na myśl o tym, co muszą czuć niewinni ludzie, skazani na karę śmierci, czekający już tylko na wykonanie wyroku, serce biło mi mocniej. Zastanawiam się, jakim cudem istnieją osoby, które z ciekawością oglądają egzekucję na żywo. Ja nie dałabym rady, nie dałabym rady również być osobą, która skazuje człowieka na ten najwyższy wymiar kary. Bałabym się, że popełnię błąd, zwłaszcza jeśli tak, jak w przypadku Justine na szali stanęłoby moje życie.
Zakończenie mnie zaskoczyło, całkowicie nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i jak zawsze żałuję, że nie mogę z Wami podyskutować na ten temat, gdyż musiałabym Wam zdradzić to, co się wydarzyło, a tak zasieję w Was ciekawość z nadzieją, że sięgniecie po „Wyrok” i samych Was zaszokuje końcówka.
Nie sklasyfikowałabym tej książki jako dreszczowiec, choć dreszcze podczas jej lektury rzeczywiście przechodziły mnie po plecach. Dla mnie był to raczej dramat. Dramat dla osoby, która została być może niewinnie skazana, dramat dla jej rodziny, dramat dla osoby, która podjęła taką decyzję. Jestem ciekawa Waszego zdania na ten temat. Czy moglibyście być prokuratorem w kraju, gdzie dopuszczalna jest kara śmierci?
Kiedy słyszymy, że ktoś dopuścił się okrutnego czynu, zamordował kogoś z zimną krwią, zwłaszcza niewinne dziecko, łatwo jest nam krzyczeć, że bydlak powinien zginąć, żądamy dla niego kary śmierci. Lecz przez moment zatrzymajmy się i zastanówmy nad tym, co musi czuć osoba, która wydaję taką decyzję. Musi ona być w stu procentach pewna wyboru, musi mieć twarde dowody. Tu nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-25
Emma wyszła za mąż za swoją wielką miłość, chciała z nim spędzić resztę życia i myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Dogadywali się ze sobą i byli dla siebie idealnym dopełnieniem, do czasu aż Jesse zaginął i został uznany za zmarłego. Bohaterka ciężko to przeżyła, lecz w końcu stanęła na nogi. Postanowiła ułożyć sobie życie na nowo i zaręczyła się z Samem, człowiekiem, który czuł coś do niej od kiedy ją poznał w wieku nastoletnim. Całe jej życie burzy się, jak domek z kart, kiedy nagle odbiera telefon i słyszy głos Jessego, który mówi jej, że żyje i wraca do domu.
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co może czuć osoba, która znalazła się w takiej sytuacji. Co innego rozwieźć się i ponownie założyć związek, a co innego myśleć, że ukochany człowiek, partner, przyjaciel, mąż nie żyje, przez długi okres oswajać się z tą sytuacją, otworzyć serce na nowo, pozwolić sobie zakochać się, aż nagle dostać wiadomość niemal zza światów. W pierwszym momencie pomyślałam, że musiałabym się rozstać i z jednym i z drugim, ponieważ nie potrafiłabym wybrać, lecz wtedy również byłabym nieszczęśliwa. Doprawdy nie wiem, jak bym postąpiła.
Pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy, jeszcze nie spotkałam się z podobną tematyką. „Jedyne prawdziwe miłości” są pierwszą książką Taylor Jankins Reid, którą przeczytałam i nabrałam ochoty na pozostałe jej dzieła. Od razu do gustu przypadł mi jej styl, a powieść pochłonęłam dosłownie w dwa wieczory. Jestem pewna, że jeśli lubicie czytać pozycje z gatunku literatury obyczajowej, pięknej oraz romansu, to ta przypadnie Wam ona do gustu.
Bohaterów jest dosłownie garstka i nie ma nikogo, kogo nie dałoby się lubić. Jestem ciekawa, czy Wy dopingowalibyście bardziej Jessego, czy bardziej Sama. Nie jest to łatwy wybór, gdyż oboje są sympatyczni, przystojni, zaradni i zabawni. Jeśli interesuje Was, jaki finał miała ta historia, koniecznie musicie sięgnąć po książkę, ponieważ ze mnie nic nie wyciągniecie! Gdyby nie to, że ja już znam zakończenie, chętnie bym wzięła udział w ankiecie na ten temat.
À propos zakończenia… Czy mnie zaskoczyło? Nie. Czułam, że do tego zmierza ta historia, lecz się nie zawiodłam. Z całą pewnością „Jedyne prawdziwe miłości” trafią na półkę z moimi ulubionymi książkami i będą miały specjalne miejsce w moim sercu. Ta powieść wstrząsa, wzrusza oraz zmusza do refleksji. Czy warto po nią sięgnąć? Zdecydowanie!
Emma wyszła za mąż za swoją wielką miłość, chciała z nim spędzić resztę życia i myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Dogadywali się ze sobą i byli dla siebie idealnym dopełnieniem, do czasu aż Jesse zaginął i został uznany za zmarłego. Bohaterka ciężko to przeżyła, lecz w końcu stanęła na nogi. Postanowiła ułożyć sobie życie na nowo i zaręczyła się z Samem, człowiekiem,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-14
2023-12-18
W małej miejscowości położonej w Karkonoszach w wigilijną noc po pasterce dochodzi do morderstwa. W studni znalezione zostaje ciało młodej, lubianej, spokojnej dziewczyny. Mieszkańcy wierzą w Marę, która przychodzi najeść się, zostawiając po sobie krwawe zbrodnie. Podporucznik Jan Ryś, który znajduje się na miejscu, ponieważ przyjechał spędzić święta w gronie rodziny, nie wierzy w duchy. Wie, że morderca jest wśród mieszkańców Osady.
Akcja książki położona jest na dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwsza z nich tyczy się 1978 roku i zimy stulecia. Jej narratorem jest Michał, chłopak z ambicjami, który zamierza oświadczyć się swojej dziewczynie, a po szkole wstąpić do milicji. Jest świadkiem tragicznych wydarzeń, które miały miejsce w Osadzie. Druga dzieje się w czasach współczesnych. Jan Ryś, który był w Osadzie ponad czterdzieści lat temu, gdy dochodziło do tajemniczych morderstw, opowiada historię dwójce policjantów, którzy chcą wznowić sprawę.
Ta opowieść ma niesamowity klimat, taki jak lubię najbardziej. Za tło robi dotkliwa zima, która odcina od świata mieszkańców małej miejscowości, pozostawiając ich na pastwę losu mordercy, który z zimną krwią morduje swoich sąsiadów. Najprawdopodobniej jest to jeden ze „swoich”, ktoś, kogo mijają na co dzień, rozmawiają, być może nawet piją kawę. Czy jego zbrodnie mają jakiś cel, czy zabijanie stało się dla niego zabawą w ten trzaskający mróz, gdy ludzie nie dostaną znikąd pomocy?
Mieszkańcy są typowymi małomiasteczkowymi bohaterami, którzy wszystko o wszystkich wiedzą. Nic w tym dziwnego, w Osadzie znajduje się tylko kilka domów. Za rozrywkę młodych chłopaków służy stara stodoła, w której piją ukradziony rodzicom bimber i opowieści o tajemniczej Marze, która co jakiś czas wraca i zbiera krwawe plony. Z drugiej strony mamy Janka – stryja Michała, który niegdyś był dla niego autorytetem, teraz jest emerytowanym policjantem, który dzieląc się z młodszymi kolegami historią z 1978 roku, chce raz na zawsze uspokoić swoje sumienie. Czy było ono do końca czyste? Czy czytelnicy dowiedzą się, co wydarzyło się przed laty? Koniecznie musicie przekonać się o tym sami.
Książka wciągnęła mnie od pierwszych stron. Prócz wyśmienitego klimatu, o którym wspomniałam już wyżej, spodobała mi się również dobrze uknuta intryga oraz zakończenie, którego w żaden sposób nie dałam rady przewidzieć. Uwielbiam się zaskakiwać, choć po tylu latach czytania dreszczowców, nie jest to łatwa sprawa, jednak Michał Śmielak tego dokonał.
Jeśli szukacie czegoś mrocznego, umiejscowionego w polskiej, mroźnej scenerii i lubicie kryminały, to zdecydowanie jest to powieść dla Was!
W małej miejscowości położonej w Karkonoszach w wigilijną noc po pasterce dochodzi do morderstwa. W studni znalezione zostaje ciało młodej, lubianej, spokojnej dziewczyny. Mieszkańcy wierzą w Marę, która przychodzi najeść się, zostawiając po sobie krwawe zbrodnie. Podporucznik Jan Ryś, który znajduje się na miejscu, ponieważ przyjechał spędzić święta w gronie rodziny, nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-16
Pewien ko dowiedział się od szczura, że głęboko w klonowych lasach porających pewną dolinę, rośnie prastara sosna, a każdy, kto pod nią usiądzie, osiągnie spokój i zrozumienie. Zatem bohater postanowił niezwłocznie udać się w podróż, a po drodze spotkał zająca, wronę, żółwia, tygrysa, wilczycę, małpę oraz małego kociaka. Każdemu z nich miał do przekazania ważną naukę. Kot potrafił w swój filozoficzny sposób dać ukojenie innym, lecz nie potrafił go dać sobie. Czy w końcu uda mu się odnaleźć spokój?
Po przygodach Wielkiej Pandy i Małego Smoka, już wiedziałam, że kolejna książka autora będzie dla mnie piękną przygodą, tak też właśnie było. Z każdej strony bije stoicyzm i harmonia, niczym miód na moje serce i skołatane nerwy. Do tego ilustracje, które również wykonał James Norbury, przyciągają wzrok, wprost nie można oderwać wzroku od jego kreski i użytych przez niego barw. Część z nich została wykonana japońską techniką malarską oddającą ducha filozofii zen.
Jest to pozycja idealna na prezent dla osób w każdym wieku. Swym wyglądem i formą może przypominać książkę dla dzieci, jednak przypowieści w niej zawarte dają głęboko do myślenia i sprawiają, że mimo małej ilości treści, czyta się ją długo, gdyż żeby w pełni zrozumieć sens, trzeba się zatrzymać oraz dać ujście swoim myślom. Ponadto jest pięknie wydana. Prócz wspomnianych przeze mnie wyżej ilustracji, posiada twardą oprawę z błyszczącymi, złotymi wstawkami, a także wstążkę w tymże kolorze.
Dajcie się porwać i wzruszyć Kotu, dołączcie do jego podróży, kiedy poczujecie się smutni, zmęczeni, zrezygnowani, nie uleczy Was ona, ale jestem pewna, że doda otuchy, Całą książkę można przeczytać w dziesięć, piętnaście minut, ale nie o to w niej chodzi. Warto zatrzymać się na każdej stronie, chwilę „podumać”, obejrzeć rysunki oraz zinterpretować całość po swojemu. Ja lubię losować stronę, spędzać z nią chwilę czasu, po czym odłożyć na półkę i wracać do niej za jakiś czas.
Na koniec dodam mój ulubiony cytat: „Słyszałem kiedyś, jak ktoś powiedział, że to nie droga ani cel są najważniejsze, lale towarzystwo w podróży”. Ta pozycja, to skarbnica inspirujących cytatów. Jeśli zatem lubicie owiane nieco filozoficzną formą życiowe treści, to jest to zdecydowanie pozycja dla Was.
Pewien ko dowiedział się od szczura, że głęboko w klonowych lasach porających pewną dolinę, rośnie prastara sosna, a każdy, kto pod nią usiądzie, osiągnie spokój i zrozumienie. Zatem bohater postanowił niezwłocznie udać się w podróż, a po drodze spotkał zająca, wronę, żółwia, tygrysa, wilczycę, małpę oraz małego kociaka. Każdemu z nich miał do przekazania ważną naukę. Kot...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-11-02
Osiemnaście pasażerów, trzy osoby z obsługi, siedem stacji i jeden zabójca. To miała być spokojna podróż pociągiem sypialnianym. Roz jest policjantką w stanie spoczynku, jedyne, o czym marzy, to by jak najszybciej dostać się do córki, u której zaczął się poród, niestety nie będzie jej to dane, gdyż pociąg się wykoleja, a w jednym z przedziałów zostają znalezione zwłoki. Bohaterka ponownie wciela się w rolę funkcjonariuszki i próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa. Czy jej, albo innym pasażerom grozi niebezpieczeństwo?
Uwielbiam taki klimat! Odcięte od świata przez warunki atmosferyczne miejsce akcji, wąskie grono bohaterów, a wśród nich ktoś, kto ma złe zamiary. My, jako czytelnicy możemy wcielić się w rolę detektywa oraz typować potencjalnego mordercę. Jestem ciekawa, czy udałoby Wam się odgadnąć, kto stoi za intrygą. Mnie się nie udało, ale cieszy mnie to! Uwielbiam, gdy autorom udaje się mnie zaskoczyć i wystrychnąć na dudka!
Co do postaci, to mamy tu prawdziwy misz-masz. W pociągu śmierci jedzie celebrytka, wraz ze swoim władczym narzeczonym, który nie stroi od kobiet, rodzina z dwójką nastolatków i dwójką małych szkrabów, czwórka studentów zafiksowanych na punkcie quizów, starsza rozrywkowa pani podróżująca z synem oraz kotem, a także była policjantka, kobieta w czerwonym płaszczu, pracownik prokuratury oraz obsługa pociągu. Do jednych łatwo pałać sympatią, do innych wręcz przeciwnie. Jedno jest pewne, wszyscy mają swoje tajemnice.
Jesienno-zimową porą chętnie sięgamy po świąteczne powieści, kto jednak powiedział, że muszą się one tyczyć literatury obyczajowej, pięknej lub romansów? Myślę, że dla miłośników dreszczowców ta pozycja będzie idealną lekturą ze świętami i śniegiem w tle. Tym bardziej jeśli na pokładzie mamy miłośników Agaty Christie. Już sam tytuł nawiązuje do jej twórczości. Kto czytał lub oglądał „Morderstwo w Orient Expressie”, zauważy również podobieństwo w fabule.
Zakończenie mnie zaskoczyło, nie dałam rady odgadnąć ani sprawcy, ani motywu i szczerze powiedziawszy, nie jestem pewna, czy komukolwiek uda się to zrobić, jednak muszę przyznać, że pobudki ku zbrodni były duże, a samo wyjaśnienie wstrząsające. Nie ciągnijcie mnie jednak za język, nic więcej Wam nie zdradzę, musicie sami przeczytać tę książkę, jeśli chcecie poznać spektakularny finał.
Niewątpliwie jest to jedna z lepszych historii, spośród przeczytanych przeze mnie w tym roku i o wiele bardziej podobała mi się ona od poprzedniej powieści Alexandry Benedict, choć „Świąteczna mordercza gra” również miała swój klimat, bardzo podobny do tego, choć miejsce akcji się różni, to w tej książce również znaleźć możemy wąskie grono bohaterów, święta i miejsce akcji odcięte od reszty cywilizacji. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do zapoznania się z twórczością autorki, ja zdecydowanie będę wyczekiwać kolejnej jej książki.
Osiemnaście pasażerów, trzy osoby z obsługi, siedem stacji i jeden zabójca. To miała być spokojna podróż pociągiem sypialnianym. Roz jest policjantką w stanie spoczynku, jedyne, o czym marzy, to by jak najszybciej dostać się do córki, u której zaczął się poród, niestety nie będzie jej to dane, gdyż pociąg się wykoleja, a w jednym z przedziałów zostają znalezione zwłoki....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-09-20
Amy w wyniku wypadku traci częściowo pamięć. Nie ma pojęcia, co działo się przez ostatnie pół roku jej życia. Dlatego, gdy dowiaduje się, że ma chłopaka, który jest przystojnym, zaradnym, opiekuńczym lekarzem, jest bardzo zdziwiona. Wszystkie dowody wskazują na to, że rzeczywiście jest w związku. W swoim telefonie ma smsy od niego, w domu znajduje bukiet kwiatów, jej media społeczościowe przepełnione są tajemniczymi zdjęciami z randek. Coś jej jednak nie pasuje, gdy mężczyzna zjawia się w Alpach, gdzie bohaterka świętuje z matką i przyjaciółkami swoje trzydzieste urodziny, czuje się zagubiona i podejrzliwa. Czy rzeczywiście jest on jej partnerem, czy dzieje się coś dziwnego?
Uważam, że jest to jeden z lepszych thrillerów tego roku. Z książkami Michelle Frances raz jest mi po drodze, a raz nie, lecz tym razem muszę przyznać, że warto sięgnąć po tę książkę. Ma ona niesamowity klimat. Wyobraźcie sobie chatkę w górach, która jest odcięta od świata. Dookoła nie widać nic poza grubą warstwą śniegu, nie macie jak się z niej wydostać do cywilizacji, zaczynacie mieć podejrzenia względem mężczyzny, który twierdzi, że spotykacie się od kilku miesięcy, a na domiar złego, wasi najbliżsi uważają, że wpadacie w wyniku wypadku w paranoję.
Wciągnęłam się bez reszty i gdybym tylko mogła, połknęłabym tę powieść za jednym zamachem, niestety świat rzeczywisty wzywał, więc musiałam sobie tę przyjemność dawkować, może to i lepiej, gdyż dłużej mogłam pobyć w tym tajemniczej, intrygującej, nieco mrocznej historii.
Co do samych bohaterów nie ma ich zbyt wielu. Prócz głównej bohaterki i jej tajemniczego chłopaka, występuje tu również jej ekscentryczna matka, która myśli, iż czepiając się jej, troszczy się o nią oraz dwie przyjaciółki, z których jedna wyraźnie ma do niej żal, lecz Amy za nic nie może sobie przypomnieć, co takiego wydarzyło się przed wypadkiem.
Równolegle poznajemy losy pewnego mężczyzny, który łapie się pracy w barze, tylko po to, by móc opłacić czynsz i by właściciel się od niego odczepił. Z góry budzi niezbyt pozytywne odczucia. Co wspólnego ma z tą historią?
Jeśli lubicie dreszczowce ze stopniowo dozowanym napięciem, których kluczowym elementem jest rozgrywanie akcji w jednym miejscu z dala od ludzi, to jestem pewna, że „Mój chłopak” będzie dobrym wyborem na te coraz dłuższe wieczory. Ja chętnie wymazałabym sobie pamięć i przeczytała tę książkę jeszcze raz.
Amy w wyniku wypadku traci częściowo pamięć. Nie ma pojęcia, co działo się przez ostatnie pół roku jej życia. Dlatego, gdy dowiaduje się, że ma chłopaka, który jest przystojnym, zaradnym, opiekuńczym lekarzem, jest bardzo zdziwiona. Wszystkie dowody wskazują na to, że rzeczywiście jest w związku. W swoim telefonie ma smsy od niego, w domu znajduje bukiet kwiatów, jej media...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-21
Gabriela przyjeżdża z Gdańska do Krakowa po tym, jak jej matka, wielka artystka, trafia do szpitala w stanie ciężkim. Nikt nie wie, co się stało i dlaczego Zu ma poranioną rękę. Kobiety nie miały dobrych relacji, Gabriela czuje do matki niechęć. Po tym, jak w dzieciństwie w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął jej ojciec, miała wrażenie, że to ona stała się matką, a była jedynie dzieckiem spragnionym miłości. Kobieta twardo stąpa po ziemi i mimo swej niechęci do rodzicielki, postanawia jej pomóc, jednocześnie próbując rozwikłać zagadkę, na którą przypadkiem natrafiła. Czy Mała G i Zu dadzą radę odbudować dawno utracone relacje?
Książka bardzo mi się podobała, choć czytało mi się ją długo. Zawiera w sobie wiele opisów, przemyśleń, powrotów do przeszłości, psychologicznych akcentów. Akcja jest wolna, lecz przemyślana w najdrobniejszych szczegółach. Gabriela może się wydawać niewdzięczną osobą, lecz to tylko pozory, Tak naprawdę musiała szybko dorosnąć i w pełni rozumiem jej żal. Kiedy był czas na beztroską zabawę, ona cierpiała po utracie ukochanego ojca, a matka kompletnie odpłynęła w wir swojej rozpaczy. Zu, to specyficzna kobieta, nieco roztrzepana artystka, która w oczach niektórych postrzegana jest jako wariatka. Wciąż przygarnia jakieś zwierzęta, pisze, maluje, tworzy, lecz w tym wszystkim zabrakło miejsca na rodzicielstwo. Obie uniosły się honorem, przez co na wiele lat pozostały bez kontaktu.
Nie znałam dotychczasowej twórczości autorki, skusił mnie tytuł oraz zarys fabuły. Nie żałuję poświęconego na tę książkę czasu, wręcz przeciwnie, mam ochotę na pozostałe tytuły, które przewinęły mi się przed oczami, a po które to nie miałam okazji do tej pory sięgnąć. Ciężko mi sklasyfikować „Wszystkie winy mojej matki” do konkretnego gatunku, gdyż dostrzegam tu zarówno nuty literatury obyczajowej, dramatu, jak i thrillera.
Temat, choć nieco oklepany, w końcu ile razy czytaliśmy już o zerwanych więzach rodzinnych, żalu skrywanym głęboko w sercu, próbie odbudowania utraconych relacji, to powieść stworzona została w lekki, prosty, przystępny, a co najważniejsze niezwykle interesujący sposób. Od samego początku czuć, że za tą historią kryje się coś więcej i my czytelnicy mamy okazję wraz z bohaterką odkryć mroczny sekret, jaki skrywają ściany domu rodzinnego Gabrieli.
Jeśli lubicie powieści obyczajowe z mocno zarysowanym aspektem psychologicznym, gdzie na jaw wychodzi mroczna przeszłość, to jest to zdecydowanie powieść dla Was. Ja czasem lubię oderwać się od literatury, którą czytam na co dzień i sięgać po takie perełki. Mam nadzieję, że i Wy spędzicie przy niej miło kilka wieczorów.
Gabriela przyjeżdża z Gdańska do Krakowa po tym, jak jej matka, wielka artystka, trafia do szpitala w stanie ciężkim. Nikt nie wie, co się stało i dlaczego Zu ma poranioną rękę. Kobiety nie miały dobrych relacji, Gabriela czuje do matki niechęć. Po tym, jak w dzieciństwie w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął jej ojciec, miała wrażenie, że to ona stała się matką, a była...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-08-02
Podróżniczek mieszka wraz ze swoimi rodzicami, którzy go przygarnęli w niegdyś pięknej, przyjaznej wszystkim krainie. W miejscu tym roślinność przybiera wszystkie odcienie zieleni. Można tam znaleźć Szumiące Drzewa oraz Szalone Wodospady, a także całe mnóstwo cudownej urody motyli. Sielanka kończy się, gdy wśród ptaków, pojawia się podstępny Sępnik, który przejmuje nad wszystkimi władzę, budzi strach i grozę. Pawie Oczku traci swe barwy oraz urok. Lecz nieznośny sęp zapomniał o Podróżniczku, który umie nieźle namieszać.
Tytułowy bohater jest rezolutnym ptaszkiem, który nie lubi nudy. Jego rodzice zabraniają mu ruszać się z gniazda, kiedy wylatują na polowanie, ale on nie może usiedzieć na miejscu. Jest do wszystkich przyjaźnie nastawiony i gdy jego opiekunowie o tym nie wiedzą, wyrusza na spotkania z Panem Edwinem, będącym bardzo mądrą sową. Nieposłuszeństwo Podróziczka sprowadzi wielkie niebezpieczeństwo, lecz również tak bardzo potrzebne zmiany.
W tej książeczce padły słowa, które mnie bardzo poruszyły: „Świat nie ma granic. On należy do wszystkich po równo”. Jakie to prawdziwe, czyż nie? Te słowa skłoniły mnie do refleksji na temat tego, że bez względu na to kim jesteśmy, jest wystarczająco miejsca dla nas i dla zwierząt. Nie musimy sobie wchodzić w drogę. Niestety tak, jak w tej pięknej opowiastce z morałem, zły Sępnik chce, by wszyscy mu byli ulegli, tak i w realnym świecie znajdą się ludzie, którzy nie mają dobrych zamiarów, którymi kieruje pycha, chciwość i żądza władzy. Niestety nie da się tego uniknąć, co napawa mnie niezmiernym smutkiem.
Jestem zachwycona „Podróżniczkiem”. Jest to przepięknie wydana historyjka, niosąca za sobą ważne przesłanie, nie można wierzyć we wszystko, co słyszymy, ponieważ wiele możemy stracić, biorąc za pewniak czyjeś słowa. Książeczka jest przepięknie wydana. Ma twardą oprawę, wygodny format, uroczą wklejkę i cudowne ilustracje wykonane przez Małgorzatę Masłowiecką. Wprost nie można oderwać wzroku od malowniczych ptaszków, które wyszły spod jej ręki. Na końcu autorka umieściła garść informacji na temat gatunków, które wystąpiły w książce. Jest to cenna nauka dla naszych pociech.
Serdecznie polecam Wam „Podróżniczka”, skrycie marząc o tym, by spodobał się Wam on tak jak i mnie. Co prawda nie był on posłuszny, więc dzieci nie koniecznie muszą z niego brać przykład, lecz przyniósł sobie, swojej rodzinie i przyjaciołom wiele dobrego.
Podróżniczek mieszka wraz ze swoimi rodzicami, którzy go przygarnęli w niegdyś pięknej, przyjaznej wszystkim krainie. W miejscu tym roślinność przybiera wszystkie odcienie zieleni. Można tam znaleźć Szumiące Drzewa oraz Szalone Wodospady, a także całe mnóstwo cudownej urody motyli. Sielanka kończy się, gdy wśród ptaków, pojawia się podstępny Sępnik, który przejmuje nad...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-23
Sage przypadkiem dowiaduje się, że jej siostra bliźniaczka żyje i wcale nie zmarła na zapalenie płuc, jak to jej do tej pory wmawiano, tylko od sześciu lat przebywa w Szkole Publicznej w Willowbrook na Staten Island, gdzie mieszkają pensjonariusze z zaburzeniami psychicznymi. Rosemery znika, a kiedy Sage przyjeżdża na miejsce, by pomóc w jej poszukiwaniach, zostaje zamknięta na oddziale i nikt nie chce jej słuchać. Uparcie przekonuje wszystkich, że nie jest Rosemery, tylko jej siostrą bliźniaczką, ale nikt jej nie wierzy, twierdząc, że cierpi między innymi na zaburzenia osobowości. To, co dziewczyna przeżyje w tym miejscu, próbując uwolnić się i dowieść prawdy, można nazwać czystym koszmarem.
Historia zawarta w książce pt. „Zaginione w Willowbrook” została oparta na prawdziwych wydarzeniach, co mną wstrząsnęło dogłębnie, aczkolwiek postać Sage i jej rodziny jest fikcyjna, a byłam święcie przekonana, że skoro opowieść zawiera autentyczne rzeczy, to właśnie ta część, choć nieprawdopodobna, była rzeczywista. Prawdą natomiast jest to, że szpital w Willowbrook istniał naprawdę i był prawdziwą gehenną dla przebywających w nim pensjonariuszy. Budynek był przepełniony, a przebywający w nim ludzie, byli niedożywieni, umazani własnymi fekaliami, zaniedbani. Autorka oparła swą powieść również na legendzie o tzw. Cropseyu oraz prawdziwym seryjnym mordercy Andre Rande, który pracował w tym miejscu i który porywał oraz mordował dzieci.
Nie czytałam poprzednich dzieł Ellen Marie Wideman, ale słyszałam na ich temat wiele pochlebnych opinii, jednak po lekturze „Zaginionych z Willowbrook” zapisałam sobie tytuły i chętnie je również przeczytam. Jestem pod ogromnym wrażeniem tej pozycji. Zdecydowanie jest to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję czytać w tym roku. Pochłaniałam ją z otwartą buzią, podziwiając pisarkę za mistrzowsko skonstruowaną fabułę oraz intrygę. Plot twist na sam koniec całkowicie mnie zdezorientował. Co prawda czegoś się domyślałam, ale w pewnym momencie zwątpiłam w swoją teorię.
Kreacja bohaterów jest na wysokim poziomie, lecz to tło akcji robi całą robotę. Wyobraźcie sobie, że jesteście zdrowi, a ktoś zamyka Wam w psychiatryku z piekła rodem. Nikt Was nie słucha, nikt nie odwiedza, nie możecie na nikim polegać i choć próbujecie ze wszystkich sił uwolnić się z tych katuszy, oczami wyobraźni widzicie kres swego życia w tym miejscu. Miejscu, gdzie szprycują Was otumaniającymi lekami, do jedzenia macie wyłącznie rozwodnione papki, które musicie jeść rękoma, śpicie w brudnych pościelach, pod którymi kryją się karaluchy, na pacjentach odbywają się eksperymenty, w tym (o zgrozo) lobotomie, które na zawsze zmienia ludzi w rośliny. Sage jest postacią wymyśloną, ale ten koszmar za zamkniętymi drzwiami przeżywały tysiące osób z różnymi chorobami umysłowymi.
Jest to niewątpliwie mocna, poruszająca, przerażająca historia. Wzbudza wiele przeróżnych emocji, z których na pierwsze miejsce wysuwa się szok. Zdecydowanie na długo zapamiętam tę książkę i czuję, że jeszcze kiedyś do niej powrócę. Tymczasem pragnę Wam ją polecić, jeśli tylko lubicie czytać thrillery oraz powieści zawierające w sobie podłoże autentyczne.
Sage przypadkiem dowiaduje się, że jej siostra bliźniaczka żyje i wcale nie zmarła na zapalenie płuc, jak to jej do tej pory wmawiano, tylko od sześciu lat przebywa w Szkole Publicznej w Willowbrook na Staten Island, gdzie mieszkają pensjonariusze z zaburzeniami psychicznymi. Rosemery znika, a kiedy Sage przyjeżdża na miejsce, by pomóc w jej poszukiwaniach, zostaje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-17
Z całą pewnością znacie filmy, takie jak „Dzień świstaka”, „Śmierć nadejdzie jutro”, czy „Looper”, są to tytuły, których motywem przewodnim jest pętla czasu. Emilie, bohaterka „Lepiej niż wczoraj” doświadcza właśnie takiej rzeczy, jej dzień powtarza się w kółko, a dziewczyna nie wie, w jaki sposób ma przerwać tę męczarnię. Na domiar złego tym dniem są fatalne walentynki, w czasie których wjeżdża swoim samochodem, w samochód gburowatego znajomego ze szkoły, okazuje się, że nie dostanie stypendium, gdyż nastąpiła pomyłka w liczeniu punktacji, jej idealny chłopak ją zdradza, a ojciec oświadcza, że wraz z nową rodziną wyprowadza się na drugi koniec kraju. Kto chciałby w nieskończoność powtarzać taki scenariusz?
Jestem zauroczona tą pozycją i żałuję, że tak szybko się ją czyta. Bardzo zżyłam się z bohaterami, wprost nie mogąc się z nimi rozstać. Ta powieść była dla mnie miłą odskocznią, od dreszczowców, które czytam zdecydowanie najczęściej. „Lepiej niż wczoraj”, to lekka historia, przy której uśmiech nie schodził mi z twarzy, choć bardzo współczułam Emilie tego pechowego dnia. Występuje w niej również parę trudniejszych tematów, ale co mam na myśli, musicie przekonać się sami.
Główną bohaterką jest przede wszystkim wspomniana przeze mnie Emilie, która lubi planować, porządkować, wszystko ma przemyślane i skrzętnie wykreśla kolejne wykonane rzeczy z listy. Zdecydowanie brakuje jej spontaniczności, buntowniczego pierwiastka i odrobiny walki o swoje prawa. Skoro jednak utknęła w pętli czasu, co ma do stracenia? Może trochę poszaleć, prawda? Jest jeszcze tajemniczy Nick, który za maską gruboskórnego nastolatka, kryje wrażliwą duszę, poczucie humoru i traumę, która nie pozwala mu normalnie żyć. Podobnie, jak Emilie nie zmienia niczego w swoim ściśle zamkniętym świecie, ponieważ najzwyczajniej w świecie się boi. Po co zaczynać coś, co zaraz może się skończyć?
Teoretycznie rzecz biorąc, jest to pozycja z gatunku literatury młodzieżowej, ale ja, mimo iż lata nastoletnie mam już dawno za sobą, bawiłam się przy niej idealnie. Pozwoliła mi na moment oderwać się od rzeczywistości oraz problemów i zacząć marzyć. Nie zazdroszczę bohaterce tego, czego doświadczyła, ale miło było na moment wejść w jej buty, chodzić do szkoły, robić szalone rzeczy, czerpać z danej chwili jak najwięcej.
Jeśli lubicie sięgać po niezobowiązujące, lekkie historie, których fabuła nie jest zbyt wymagająca, lecz doskonale sprawdza się, jako relaks po ciężkim dniu, to dobrze trafiliście.
Z całą pewnością znacie filmy, takie jak „Dzień świstaka”, „Śmierć nadejdzie jutro”, czy „Looper”, są to tytuły, których motywem przewodnim jest pętla czasu. Emilie, bohaterka „Lepiej niż wczoraj” doświadcza właśnie takiej rzeczy, jej dzień powtarza się w kółko, a dziewczyna nie wie, w jaki sposób ma przerwać tę męczarnię. Na domiar złego tym dniem są fatalne walentynki, w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-07-06
Mallory po traumatycznym wydarzeniu popadła w uzależnienie od leków i narkotyków. Na szczęście z pomocą innych ludzi, udało jej się wyjść na prostą, zerwać z uzależnieniem oraz zawalczyć o swoją przyszłość. Podejmuje się wakacyjnej pracy jako opiekunka do dziecka. Teddy wydaje się normalnym chłopcem, który ma wymyśloną przyjaciółkę. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy zamiast króliczków i kwiatków na jego rysunkach pojawiają się przerażające sceny, przedstawiające mężczyznę ciągnącego zwłoki przez las, które następnie zakopuje. Każdy kolejny rysunek kryje w sobie wielki mrok. Bohaterka próbuje rozwikłać tajemnicę, choć w oczach innych wychodzi na osobę, która wróciła do nałogu.
Wow! Jestem pod ogromnym wrażeniem klimatu tej książki! Z jednej strony mamy tu miłe małżeństwo, które zatrudnia Mallory do pomocy na kilka tygodni, piękne przedmieścia New Jersey, klimatyczną chatkę na podwórku. Z drugiej natomiast mamy pierwiastek paranormalny, uroczego, nieśmiałego chłopca, który rysuje przerażające rzeczy, parę która zdecydowanie coś ukrywa i mroczną legendę, którą znają wszyscy rodowici mieszkańcy. Czy to możliwe, że kobieta, która niegdyś mieszkała w chatce bohaterki, nawiedza ją i próbuje jej zrobić krzywdę?
„Tajemne rysunki” zdecydowanie trafią na listę najlepszych, przeczytanych przeze mnie pozycji w tym roku. Ma niepowtarzalny, niepokojący klimat, ciekawie wykreowanych bohaterów, dobrze napisaną intrygę i nieszablonową fabułę. Sporą część tej powieści zajmują rysunki. Ciekawym zabiegiem jest to, że my jako czytelnicy możemy zapoznać się z pracami, o których mowa jest w książce. Przyznam szczerze, że ciężko mi teraz będzie sięgnąć po coś innego. Jason Rekulak wysoko postawił poprzeczkę.
Zakończenie w pewnym stopniu mnie zaskoczyło, choć niektórych rzeczy się domyśliłam. W takich momentach zawsze z bólem serca staram się ograniczyć jedynie do konkretów, by nie zdradzić Wam zbyt wiele i nie zniszczyć przyjemności z czytania, choć mam tak wiele do powiedzenia. Dodam jedynie, że finał zrobił na mnie wrażenie, choć obawiałam się, jak autor zakończy tę świetną moim zdaniem historię. Na szczęście udało mu się sprawić, że całość w moich oczach wyszła wybitnie.
Jeśli jesteście miłośnikami thrillerów psychologicznych, delikatnych wątków paranormalnych, niezbyt krwawych dreszczowców oraz klimatycznego tła, to zdecydowanie jest to pozycja idealna dla Was.
Mallory po traumatycznym wydarzeniu popadła w uzależnienie od leków i narkotyków. Na szczęście z pomocą innych ludzi, udało jej się wyjść na prostą, zerwać z uzależnieniem oraz zawalczyć o swoją przyszłość. Podejmuje się wakacyjnej pracy jako opiekunka do dziecka. Teddy wydaje się normalnym chłopcem, który ma wymyśloną przyjaciółkę. Wszystko zaczyna się zmieniać, kiedy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-31
Każdy z nas, a przynajmniej większość, straciła w swoim życiu kogoś bliskiego i zna to obezwładniające uczucie smutku, bólu, tęsknoty, jakie za sobą niesie żałoba. Mama Katy – bohaterka „Pewnego włoskiego lata”, po wyczerpującej chorobie umiera i choć było wiadomo, że to nastąpi, Katy nie była na to przygotowana. Bardzo ją kochała oraz czuła się z nią silnie związana, do tego stopnia, że nie wyobraża sobie dalszego życia bez niej. Miały razem jechać do Włoch, by poznać miejsce, do którego Carol miała sentyment. Katy nie wie, co ma zrobić, lecz w końcu decyduje się na tę wycieczkę, a na miejscu spotyka trzydziestoletnią wersję swojej matki.
Jestem świeżo po lekturze tej powieści. Niech ktoś mi powie, jak teraz mam dalej żyć? Mocno związałam się z bohaterami i mam legendarnego „kaca książkowego”. Uwielbiam dzieła napisane przez Rebeccę Serle. Kiedy biorę do ręki jej książkę, wiem, że będzie to cudownie spędzony czas. Tak było i tym razem. To, co uwielbiam w jej powieściach to wplatanie w opowieść obyczajową wątków paranormalnych, z innego świata, lecz nie na tyle nachalnych, by przydzielić je do gatunku fantasy lub science fiction.
Tło powieści jest również ciekawe. Wyobraźcie sobie włoskie, przepiękne krajobrazy, jedzenie o obłędnym smaku, wino, które w tym miejscu rozlewa się litrami, przyjaznych miejscowych, ciepłe wieczory z morską bryzą na twarzy i gorącym piaskiem pod stopami. Brzmi, jak prawdziwy raj, prawda? Zazdrościłam Katy, że znalazła się w tak cudownym miejscu, lecz jeszcze bardziej zazdrościłam jej tego, że jeszcze raz mogła spotkać mamę, którą straciła przed kilkoma tygodniami. Co prawda w nieco innej, młodszej wersji, niż miała okazję ją znać do tej pory, lecz to w dalszym ciągu jej mama. Wiele bym dała, by móc spotkać mojego przyjaciela, który niestety odszedł z tego świata za szybko, wierzę jednak, że tam, gdzie teraz jest, jest szczęśliwy.
Bohaterowie są tu różnorodni. Wszystkich polubiłam z całego serca. Począwszy od głównych bohaterek, poprzez nieco ekscentrycznych, żywiołowych, gościnnych Włochów, aż do pozostałych postaci, które stanęły na drodze Katy. Ujęło mnie też ciepło bijące z tej historii, jest to zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w tym roku, a trochę ich było. Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z „Pewnym włoskim latem” oraz pozostałymi powieściami napisanymi przez autorkę. Zapewniam, że jeśli spodobał Wam się zarys fabuły, to nie będziecie zawiedzeni.
Każdy z nas, a przynajmniej większość, straciła w swoim życiu kogoś bliskiego i zna to obezwładniające uczucie smutku, bólu, tęsknoty, jakie za sobą niesie żałoba. Mama Katy – bohaterka „Pewnego włoskiego lata”, po wyczerpującej chorobie umiera i choć było wiadomo, że to nastąpi, Katy nie była na to przygotowana. Bardzo ją kochała oraz czuła się z nią silnie związana, do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-25
Myszonek, to jedna z moich ulubionych postaci literackich dla najmłodszych czytelników. Jest to mały chłopiec będący myszką, który mieszka ze swoją mamą. Jest ciekawy świata i w każdej historyjce poznaje nowe rzeczy. Tym razem pojechał na biwak pod namiotem, a żeby tam dotrzeć, musiał jechać tramwajem i płynąć promem. Na miejscu spacerował po lesie, słuchał odgłosów ptaków, pływał w morzu, zanurzał łapki w piasku oraz robił wiele innych ekscytujących rzeczy.
Niezmiennie, w każdej z książeczek należących do tej serii, zachwyca mnie prostota i zwyczajność historyjek, które mogą wydarzyć się w życiu dzieci. Widać tu również piękną relację między matką i synem. Choć mieszkają tylko we dwójkę, „Pani Myszonkowa”, zawsze ma czas dla swoje dziecka, dba o jego zdrowie, cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania, zapewnia mu rozrywki, poświęca się, mimo że bolą jej plecy i jedynie o czym marzy, to położenie się na sofie.
Do tej pory towarzyszyliśmy już Myszonkowi podczas tego, gdy pomagał w domu, wszystko chciał wykonywać sam, był na trzaskającym mrozie, przeżywał pierwszą gwiazdkę i swój urodzinowy prezent. Każda z tych historyjek niesie za sobą morał. Tym razem według mnie jest to potrzeba spędzania wspólnie czasu ze swoimi pociechami, tym bardziej na świeżym powietrzu. Takie przygody umacniają więzi, nie musi to być koniecznie wyjazd pod namiot (chyba źle bym się nocą czuła w lesie, sama z dzieckiem), ale może to być zwykły wypad do parku, gdzie można poznać mnóstwo nowych roślin, ptaków i przeróżnych odgłosów.
Jak zwykle muszę wspomnieć o pięknym wydaniu: twardej oprawie, grzbiecie w innym kolorze przy każdej z części, minimalistycznej wklejce oraz prostych, aczkolwiek bardzo urokliwych ilustracjach. Ja niezmiennie jestem oczarowana tą miejską myszką i mam nadzieję, że Wy również pokochacie ją tak samo mocno, jak ja.
Myszonek, to jedna z moich ulubionych postaci literackich dla najmłodszych czytelników. Jest to mały chłopiec będący myszką, który mieszka ze swoją mamą. Jest ciekawy świata i w każdej historyjce poznaje nowe rzeczy. Tym razem pojechał na biwak pod namiotem, a żeby tam dotrzeć, musiał jechać tramwajem i płynąć promem. Na miejscu spacerował po lesie, słuchał odgłosów ptaków,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-05-21
Od razu po przeczytaniu książki, poczułam, że jest mi ona niezwykle bliska. Byłam właśnie takim dzieckiem, jak Marcelinka, teraz jestem dorosłą kobietą, która jest wysoko wrażliwą osobą. Nie jest to choroba, lecz trzeba nauczyć się żyć z tą przypadłością. Nie wszyscy rozumieją, na czym to polega, kiedy ja chodziłam do szkoły, to pojęcie nie było nawet znane.
Być może kwestia ta dotyczy także Was, tylko o tym nie wiecie? Osoby WWO są kreatywne, spostrzegawcze, cenią czas spędzony w samotności, są nadwrażliwe na światło oraz dźwięki, dłużej podejmują decyzje, wszystko analizują, „zarażają się” odczuciami innych, na przykład, kiedy ktoś w ich otoczeniu jest smutny, one też stają się smutne. Każdy bodziec jest odczuwany przez nich bardziej, często muszą zmagać się z bólami somatycznymi, najchętniej pomagałyby całemu światu i cierpią, kiedy nie mogą kogoś wyciągnąć z opresji. Ludzie często zwierzają się im, podczas gdy oni sami mało o sobie mówią. Życie ich przytłacza i często towarzyszą im łzy. Wzruszenie może wywołać wszystko, przez co krzywdząco wyzywane są od mazgajów, do tego wszystkiego dochodzi podatność na stres. Niezła mieszanka prawda?
Marcelinka przeżywa trudny okres, po raz pierwszy idzie do szkoły i bardzo się boi. Bluzka, którą ma na sobie ją uwiera, plama którą zrobił na jej ubraniu piesek, wydaje się problemem nie do rozwiązania, myśli, że inne dzieci jej nie polubią są wręcz nie do wytrzymania. Czy wszyscy prócz niej się znają? Do tego ta nieznośna trema przed wystąpieniem i smutek, kiedy to jej braciszek się przewrócił. O tym właśnie opowiada ta cudowna książeczka. Na szczęście Marcelinka ma mamę, która rozumie jej zachowanie, przebodźcowanie, nadwrażliwość na niektóre faktury i dźwięki. Nic z tych rzeczy nie oznacza, że z dziewczynką jest coś nie tak. Wysoka wrażliwość czyni ją wyjątkową. To nic złego odczuwać emocje bardziej lub być najwyższym w klasie. To coś, na co nie mamy wpływu i nikt nie powinien z tego powodu nikogo wyśmiewać. Bardzo ważne jest, by od najmłodszych lat uczyć tego naszych dzieci.
Zachęcam do zapoznania się z tą pozycją wszystkich rodziców, zwłaszcza tych posiadających dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Być może ktoś w zachowaniu Marcelinki rozpozna swoją córkę lub syna? Może zainteresuje się tym tematem i zdecyduje poznać więcej szczegółów? Nie muszę wspominać również, że czytanie książek, to idealny sposób na spędzenie wspólnego czasu z dziećmi.
Od razu po przeczytaniu książki, poczułam, że jest mi ona niezwykle bliska. Byłam właśnie takim dzieckiem, jak Marcelinka, teraz jestem dorosłą kobietą, która jest wysoko wrażliwą osobą. Nie jest to choroba, lecz trzeba nauczyć się żyć z tą przypadłością. Nie wszyscy rozumieją, na czym to polega, kiedy ja chodziłam do szkoły, to pojęcie nie było nawet znane.
Być może...
2023-05-16
Ida – bohaterka „Spring fever”, po kilkuletniej przerwie w nauce, chce zacząć studia, ale zanim to zrobi, prosi brata, o możliwość spędzenia w jego mieszkaniu miesiąca, by przekonać się, czy życie w Krakowie jej odpowiada. Staszek początkowo nie zgadza się na ten pomysł, co wywołuje w jego siostrze wielki smutek, lecz w końcu jej ulega. Gdy dziewczyna przyjeżdża na miejsce, okazuje się, że nic, co tak szczegółowo przy każdej wizycie opowiadał jej i matce, nie jest prawdziwe, a on ułożył sobie życie na kłamstwie.
Bardzo mi się ta powieść podobała, podczas jej lektury robiło mi się ciepło na sercu. Ida jest dziewczyną, której nie da się nie lubić. Jest nieco wycofana, introwertyczna, ale przy tym bardzo inteligentna oraz wrażliwa. Prócz niej i Staszka, który za bardzo wziął do siebie rolę starszego brata i chcąc być opiekuńczym, bardzo uprzykrza Idzie życie, jest jeszcze Eryk – kompletne przeciwieństwo tej dwójki. Umięśniony miłośnik mocnych brzmień, którego znakiem rozpoznawczym są tatuaże oraz długie włosy. Początkowo między Idą a nim nie czuć niczego, prócz napięcia, lecz z czasem drobne uszczypliwości przemieniają się w przyjaźń, a może i w coś więcej? No i jest Gloria, to pies Eryka, który mimo swojego łagodnego usposobienia, przyprawia bohaterkę o dreszcze.
Podoba mi się motyw ukrywania spotkań przed Staszkiem. Co dodaje relacji Idy i Eryka tajemniczości, nuty pikanterii i adrenaliny. Ich wspólne spacery są niczym zakazany owoc, który jak wiadomo, smakuje najlepiej. Autorka w sposób umiejętny wplotła tu również problem, który często występuje wśród nastolatków, a mianowicie chodzi o naśmiewanie się z czyjegoś wyglądu lub upatrzenie sobie kogoś w roli ofiary. Temat ten znajduje się, gdzieś w tle, ale daje silny przekaz, zwłaszcza że trauma może rzutować na całe życie ofiary nękania.
Do tej pory nie miałam okazji poznać twórczości Natalii Brożek, ale słyszałam na jej temat wiele pozytywnych opinii i po przeczytaniu „Spring fever”, czuję się zachęcona, do poznania jej pozostałych książek. Spodobał mi się styl pisarki, a sama historia mnie urzekła oraz złapała za serce. Prezentowana przeze mnie powieść będzie odpowiednia dla tych czytelników, którzy zarówno na co dzień, jak i od święta sięgają po literaturę piękną, obyczajową lub po lekkie romanse. Gwarantuję Wam, że spędzicie przy tej pozycji miło czas, a po jej zakończeniu zatęsknicie za Idą, Erykiem, Staszkiem i Glorią.
Ida – bohaterka „Spring fever”, po kilkuletniej przerwie w nauce, chce zacząć studia, ale zanim to zrobi, prosi brata, o możliwość spędzenia w jego mieszkaniu miesiąca, by przekonać się, czy życie w Krakowie jej odpowiada. Staszek początkowo nie zgadza się na ten pomysł, co wywołuje w jego siostrze wielki smutek, lecz w końcu jej ulega. Gdy dziewczyna przyjeżdża na miejsce,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-16
Dwie linie czasowe: Przeszłość, rok 1999, młoda turystka przepada bez śladu na szlaku turystycznym. Młodzi ludzie, alkohol, narkotyki, niezobowiązujący seks. Czysta zabawa, do czasu kiedy jedna dziewczyna znika, a druga staje się świadkiem brutalnej sceny napaści. Nikt nie wie, co dokładnie wydarzyło się tej nocy. Maisie pojechała do Kanady, by spędzić beztroski czas na wędrówkach po górach, na miejscu poznaje Serę i Ricka – ekscentryczne rodzeństwo, beztroska zabawa zamienia się w koszmar, który będzie ją prześladował do końca życia. Sprawiła, że pewien człowiek trafił za kratki. Czy rzeczywiście był winny?
Teraźniejszość, rok 2019, Laura toczy spokojne życie, ma dwójkę cudownych dzieciaków, męża, psa oraz własną firmę. Choć wydarzenia sprzed dwudziestu lat siedzą cały czas w jej głowie, wychodzą na światło dzienne, dopiero kiedy okazuje się, że w pobliżu kanadyjskiego szlaku turystycznego zostają odnalezione zwłoki, z więzienia wychodzi posądzony o morderstwo mężczyzna, a ją zaczyna ktoś prześladować. Co ma zrobić? Przecież nie może o tym powiedzieć nikomu, ponieważ na jaw wyjdzie jej sekret.
Jenny Blackhurst jest jedną z moich ulubionych zagranicznych autorek thrillerów psychologicznych. Jej twórczość porównałabym do B.A. Paris czy Ruth Ware. „Morderstwo na szlaku” trzyma w napięciu, tak samo, jak wszystkie wcześniej przeczytane przeze mnie dzieła autorki. Wyobraźcie sobie, że toczycie zwyczajne życie, chcecie zapomnieć o przeszłości, odciąć się od tego, co było, aż pewnego dnia wszystko pęka, jak bańka mydlana. Misternie ułożony plan na życie, jest tylko zwykłą mistyfikacją. Ktoś czyha na życie Waszej rodziny, podrzuca groźby, śledzi każdy Wasz krok… Brzmi niepokojąco prawda? W takiej właśnie sytuacji znalazła się Laura.
Rozdziały naprzemiennie ukazują nam przeszłość oraz teraźniejszość. Raz znajdujemy się wśród górskich klimatów z Maisie, a raz w domowych pieleszach z Laura. Myślałam, że wszystko wiem, że jestem na bieżąco, że znam zakończenie… Ależ się myliłam! Zupełnie nie spodziewałam się tego, co pisarka przygotowała dla czytelników podczas ostatnich scen książki. Uwielbiam być tak zaskakiwana i jestem pewna, że Wy również!
Rozdziały są dość krótkie, a akcja dynamiczna, więc książkę można dosłownie połknąć w zawrotnym tempie, zwłaszcza że ciekawość sprawia, iż jak najszybciej chcemy poznać rozwiązanie. Uważam, że jest to jedna z najlepszych książek twórczości Jenny Blackhurst i warto po nią sięgnąć.
Dwie linie czasowe: Przeszłość, rok 1999, młoda turystka przepada bez śladu na szlaku turystycznym. Młodzi ludzie, alkohol, narkotyki, niezobowiązujący seks. Czysta zabawa, do czasu kiedy jedna dziewczyna znika, a druga staje się świadkiem brutalnej sceny napaści. Nikt nie wie, co dokładnie wydarzyło się tej nocy. Maisie pojechała do Kanady, by spędzić beztroski czas na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-13
Casey, bohaterka „Domu po drugiej stronie jeziora” została niejako przymuszona przez matkę do zaszycia się na odludziu. W wyniku problemów alkoholowych bohaterki dochodzi do skandalu, a reporterzy śledzą każdy jej krok, więc to wyjście wydaje się najlepsze, choć spędzanie czasu w miejscu, w którym w sposób tragiczny zginął jej mąż, może przynieść odwrotny skutek. Kobieta po części z nudy, a po części z ciekawości podgląda życie Toma i Katherine Royce’ów, sławnych sąsiadów mieszkających na przeciwległym brzegu. Ich życie wydaje się idealne, ale to tylko pozory. Kiedy była modelka znika, Casey zagłębia się w mroczne sekrety, by za wszelką cenę poznać prawdę.
Wow, co to była za książka! Przez całą długość historia trzymała jednostajne tempo, pełne klimatycznej atmosfery, mrocznych sekretów, niedomówień oraz poszlak, jednak to, co autor zafundował czytelnikom na sam koniec, jest prawdziwym mistrzostwem świata i kiedy już myślimy, że poznaliśmy wszystkie sekrety, okazuje się, że Riley Sager trzyma w rękawie kolejnego asa. Już rozumiem skąd dość skrajne opinie na temat tej pozycji i dość duża kontrowersja. Ja jednak jestem zachwycona tym, co otrzymałam. Po książki pisarza mogę sięgać w ciemno. Wszystkie mnie zachwycają.
Prócz dobrze skonstruowanego zakończenia, na uwagę według mnie zasługuje miejsce akcji. Wyobraźcie sobie bezkresną toń jeziora, gdzie dookoła jest jedynie przyroda i sąsiedzi, których możecie policzyć na palcach jednej ręki. Jest październik, na dworze panuje nieprzyjemna atmosfera ze względu na zbliżającej się burzę. Siedzicie na werandzie, do dyspozycji macie latarkę, z której macie idealny widok na dom sąsiadów, w którym widzicie coś, co Was niepokoi. Nie macie samochodu, jesteście odcięci od świata. Brzmi niepokojąco, prawda?
Historię poznajemy z dwóch perspektyw. Tego, co działo się przedtem, oraz wzmianek na temat tego, co dzieje się w czasie teraźniejszym. Autor przez te przebitki zdradza czytelnikom co nieco, ale za każdym razem zostawia nas z pytaniami. Myślę że nawet jeśli jesteście wprawionymi detektywami, ze względu na ilość przeczytanych dreszczowców, to i tak nie zdołacie wpaść na to, co wymyślił autor. Ja dałam się wykiwać.
Nie wiem jakie książki czekają na mnie jeszcze w najbliższym czasie, ale jestem pewna, że „Dom po drugiej stronie jeziora” jest pozycją, która trafi do grona moich ulubieńców tego roku. Gorąco zachęcam Was do zapoznania się z tą pozycją, zazdroszcząc Wam, że macie ją dopiero przed sobą.
Casey, bohaterka „Domu po drugiej stronie jeziora” została niejako przymuszona przez matkę do zaszycia się na odludziu. W wyniku problemów alkoholowych bohaterki dochodzi do skandalu, a reporterzy śledzą każdy jej krok, więc to wyjście wydaje się najlepsze, choć spędzanie czasu w miejscu, w którym w sposób tragiczny zginął jej mąż, może przynieść odwrotny skutek. Kobieta po...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-03-09
Nataszy w jednym momencie zawalił się cały świat. Jednego dnia ma pracę, narzeczonego, przyjaciółki, świeżo wyremontowane, nowe mieszkanie, kolejnego nie ma nic. Kiedy jej ojciec ginie w wypadku, a ona musi zająć się znienawidzoną matką, która okazuje się być chora na Alzheimera, jej narzeczony zostawia ją samą z problemami, twierdząc, że może wrócić, kiedy je rozwiąże. Cóż ma zrobić, kiedy została sama, bez pieniędzy i jakichkolwiek perspektyw na przyszłość?
Wstaję rano i myślę sobie, że nastał kolejny dzień, który niczym nie będzie się różnił od poprzednich. Oczami wyobraźni widzę już, jak za chwilę będę musiała walczyć o to, by moja kilkumiesięczna córka coś zjadła. Godzinami będę marzyć o tym, by usiąść na fotelu z kawą i poczytać książkę, co jest nierealne, ponieważ moje niemowlę jest bardzo absorbujące, a gdy w końcu zaśnie, muszę zająć się tym, czego nie dałam rady zrobić, mając je na rękach. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ mam zdrowe, rozwijające się dziecko, które wraz z każdym tygodniem robi kolejne postępy. Kiedyś jeszcze będę miała więcej czasu na książki i nie obudzę się z lękiem. Inaczej jest w przypadku osoby chorej na Alzheimera, ona wraz z każdym tygodniem „znika”. Boi się, nie wie, gdzie jest, nikogo nie poznaje, a choroba zabiera jej po kolei wszystkie podstawowe czynności życiowe. Jej opiekun praktycznie nie ma życia, chyba że stać go na prywatny ośrodek. Co dzień musi zmagać się z agresją, walką o to, by chory wziął leki, pozwolił się umyć lub usiadł na toalecie. Takie życie jest przerażające dla obu stron.
W pierwszym momencie chciałam napisać, że inaczej jest, gdy kogoś kochamy, ale patrzenie, jak ukochana osoba na naszych oczach zmienia się pod wpływem tej okrutnej choroby, musi być trudne oraz bolesne. Natasza nienawidzi swojej matki, ponieważ zrujnowała jej dzieciństwo i nastoletnie lata, wciąż utwierdzając w niej przekonanie, że jest głupia oraz nic niewarta. Jakby tego było mało, dalej zabiera jej wszystko, co miała. Kawałek, po kawałku. Jedyne, co bohaterkę powstrzymuje przed ucieczką, jest sumienie. Gdyby istniała naprawdę, chciałabym ją przytulić, bo nikt jej tego nie zaoferował.
Ciężko jest mi napisać, że była to dla mnie wciągająca lektura (choć była!), gdyż porusza tak trudne tematy, z którymi w realnym świecie naprawdę borykają się ludzie. Zżyłam się jednak z bohaterami: Nataszą, która jest odważniejszą i silniejszą osobą, niż myśli, jej sąsiadem Ernestem, z którym kobieta wiecznie toczy boje, z jego rezolutną córką, a nawet jej chorą matką. Ta książka zostawiła mnie z mnóstwem przemyśleń i nutą nostalgii. Życie jest nieprzewidywalne, nigdy nie wiemy, co nas spotka za chwilę. Dziś jesteśmy szczęśliwi, a jutro, ktoś nam to szczęście można wyrwać, więc należy cieszyć się każdym dniem, bo nie wiemy, co na nas czeka w przyszłości. Powieść bardzo polecam Wam przeczytać, jest to jedna z lepszych pozycji, które miałam w rękach na przestrzeni ostatnich miesięcy. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że najlepsza.
Nataszy w jednym momencie zawalił się cały świat. Jednego dnia ma pracę, narzeczonego, przyjaciółki, świeżo wyremontowane, nowe mieszkanie, kolejnego nie ma nic. Kiedy jej ojciec ginie w wypadku, a ona musi zająć się znienawidzoną matką, która okazuje się być chora na Alzheimera, jej narzeczony zostawia ją samą z problemami, twierdząc, że może wrócić, kiedy je rozwiąże. Cóż...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to