Kroczący wśród cieni Jarosław Kukiełka 7,5
Ja naprawdę nie rozumiem tych zachwytów nad tą pozycją.
Osobiście ją porzucam, bo czytanie tego, to była męczarnia.
Dialogi są ciekawe? Przecież te dialogi wyglądają, jakby dorosłe osoby udawały dzieci. Są żałośnie napisane i mało wiarygodne. Mam uwierzyć, że gość, który nocą idzie do groźnej dzielnicy portowej, gdzie ktoś przemyca kontrabandę, czyli w domyśle są to ludzie niebezpieczni, na pytanie czego tu szuka, odpowiada, że przyszedł "po pierniki"? A groźny facet z bronią itp. odpowiada mu, że ma niewyparzoną gębę, zamiast mu zagrozić za taką głupotę. Uczona kobieta z jakiejś innej rasy, czy czym ona tam była mówi "Dlaczego miałbyś nas uwalniać, choć mogłeś czmychnąć samotnie w radosnych podskokach hops, hops, hops". No proszę was, to nie jest śmieszne, to nie jest realistyczne, to jest... żałosne a jest takich sytuacji multum. Dodatkowo odpowiedzi na poprzednie pytania są niespójne. Tu ktoś się kłóci - jakaś starsza babka - jest tak na gościa zła, że nie wytrzymuje z tej złości, a potem bez żadnej odpowiedzi od gościa, czy nawet opisanej jego reakcji, ta sobie mówi, że ktoś ją śledził. Tak o, magicznie do tego przechodzi.
Dodatkowo autor zrobił z bohatera jakiegoś wsiowego gościa. Nie mam nic do osób ze wsi, żeby nie było, jednak osobiście nie muszę lubić, jak te osoby używają języka. Tutaj mamy wyrażanie się w trzeciej osobie "Po pierwsze mniej gada i nie przeszkadza, jak nie ma nic do powiedzenia", "wychodzi, byle szybko", "co robi?" Itp. itd. Na dłuższą metę jest to bardzo męczące. Czemu osoby nie mogą posługiwać się normalną polszczyzną - Gdzie idziesz, co robisz, wychodź, byle szybko... Rozumiem coś takiego u gosposi głównego bohatera, ale żebym musiał to czytać na okrągło, patrząc na super realistyczne wypowiedzi głównego bohatera? Nie dziękuję.
Jednak dobrze zostawmy dialogi. Świat.
Świat, w którym bohater spotyka cienie. Może je przejmować. Ok, fajny motyw. Obserwowanie zmagań bohatera z cieniem, który uświadamia sobie, że nie żyje, a na sprawy patrzy właśnie z perspektywy umarlaka - wyglądają nawet ciekawie. Jednak dlaczego jest tego tak mało w książce? Autor skupia się na religii świata - którą przedstawia po macoszemu. Ja nie wiem kto jest kim i na czym ta religia w ogóle polega. Raz, że to jakaś imitacja dawnego chrześcijaństwa, czyli palenie na stosie, inkwizycja itp. a dwa, że to nie jest Tolkien, przez co religia, choć tak ważna dla książki, jest przedstawiona jak tło, mało rozwinięte, mało interesujące, mało oryginalne. Religia jest zrobiona tak, żeby była, a gra główną rolę w książce. Czytając opis, wyobrażałem sobie detektywa, który za pomocą cieni rozwiązuje sprawy kryminalne w świecie fantasy, a dostałem coś zmieszanego w żołądku, a potem zwróconego na światło dzienne. To cienie miały być siłą tej historii. A pojawia się ich malutko. A jak się pojawiają, to na chwilę. Dlaczego jakiś cień nie zostanie z bohaterem na dłużej? Nie będzie więcej dialogów z nimi? Dlaczego bohater nie trafi na jakiś cień, który jest tak silny, że nie może go od razu usunąć ze swojego ciała - co dzieje się w sposób jeszcze mniej realistyczny niż dialogi. Dlaczego dostajemy tak mało czegoś, co w opisie historii wydaje się tak ciekawe, a zamiast tego mamy pseudo kryminał o zleceniu przez kościół dowiedzenia się, czemu ludzie sobie znikają. Przez pierwszych 200 stron działo się bardzo mało, mimo że działo się dużo. Niby cały czas była jakaś akcja, jednak było to wszystko chaotyczne, a z kryminału było bardzo niewiele w tej części książki. Mamy walkę, mamy przejęcia cieni, mamy więzienie, mamy śledzenie, mamy kłótnie, mamy coś jeszcze, ale nie mamy jednego - postępu w historii. Gdzie zniknęli ludzie? Nie wiadomo, autor nie dał nam nawet jednej poszlaki, która sprawiłaby, żebyśmy przypomnieli sobie o tym najważniejszym zadaniu w książce, bo ciągle mamy coś innego, nieistotnego. Czułem się, jakbym grał w grę RPG, gdzie zamiast głównej misji, postać robi ciągle zadania poboczne, typu eskortuj moją żonę, kiedy będzie na polu zbierała ziemniaki.
Chaos. Chcę zapomnieć, że w ogóle miałem tę książkę w rękach. Wiem, że jest to debiut, ale nie wiem, czy ktoś w ogóle w tym wydawnictwie czytał tę historię, czy dał się wrobić ciekawemu opisowi. Mam ochotę sprzedać tę książkę za byle jaką cenę, by odzyskać coś z 30 straconych złoty. Nie polecam tego nikomu. Jednak jak zawsze jest to tylko moje zdanie. Możliwe, że będziecie należeć do tych osób, które się zachwycają tym czymś. Jednak ja mam o wiele ciekawsze rzeczy do czytania. Sięgnąłem po tę książkę po zakończeniu trylogii Jay'a Kristoffa o Nibynocy, gdzie bohaterka faktycznie władała cieniami i korzystała z ich mocy w ciekawy sposób. Może to był błąd, ponieważ przez to oczekiwałem po tej pozycji, po tym debiucie czegoś podobnego, jednak w otoczce kryminału. Nie dostałem niczego z kryminału i wykorzystywania cieni w większym stopniu. Na samą myśl i w trakcie pisania tej "recenzji" przechodzi przeze mnie złość. Ponieważ to mogło być coś wyjątkowego dla mnie, a okazało się to być tylko stratą moich pieniędzy i czasu. Może jeszcze sięgnę po tego autora, jeśli cokolwiek więcej stworzy, ale dzięki temu debiutowi będzie to za kilka lat, kiedy kunszt autora będzie na tyle ustanowiony, że będę wiedział, czy ten debiut to był wypadek przy pracy i początek kogoś interesującego na rynku, czy raczej preludium do klęski w moich oczach.
Oceńcie sami. I sami żałujcie, albo się zachwycajcie. Dla mnie to koniec z tą serią, tym światem, tym bohaterem i tymi nieszczęsnymi dialogami.
Nie zwleka, sprawdza sobie książkę sam, a potem marudzi, że nie ma racji, albo że rację ma. Idę po jakieś pierniki do portu...