Jestem śmiercią Chris Carter 7,9
ocenił(a) na 72 tyg. temu Po przeczytaniu tego thrillera czuję się, jakbym dopiero co z piekła wyjrzał, przez które mnie autor przeczołgał.
O tym, że Carter nie należy do tych wysublimowanych autorów, którzy napomkną ogólnie, że znaleziono zmasakrowane zwłoki i na tym poprzestanie- wie dobrze każdy, kto zna jego twórczość. On jest raczej z tych, którzy drobiazgowo opiszą każdy wypruty flaczek i obcięty paluszek.
Ale to, na co się nadziałem do tej pory w jego cyklu o detektywach z LA, to jeszcze nic nic w porównaniu do książki ,,Jestem śmiercią".
Mroczna wyobraźnia Cartera dostała tu ostrego kopa, rozkręciła się w kosmos. No po prostu przeskoczył sam siebie- poszły w ruch bicze do poskramiania zwierząt, szlifierki, a takoż oprzyrządowanie do patroszenia ofiar.
W taki sposób powstała historia- koszmarek, który czytałem na zasadzie szybkiego przewracania kartek z najbardziej szokującymi fragmentami, których nie byłem w stanie przetrawić.
Nie, żeby historia sama w sobie była zła. Wprost przeciwnie, jak każda pozycja Cartera wciąga i pochłania niesamowicie. Detektywów Huntera i Garcię niezmiennie lubię. Trochę mniejszą sympatią darzę oporną na wyciąganie własnych wniosków kapitan Blake. Jej aktywność umysłowa ogranicza się do pocierania w namyśle czoła, mrużenia w namyśle oczu, tudzież zadawania pytań retorycznych. Ogólnie mam wrażenie, że kapitan Barbara zapełnia wakat, żeby nie pozostawał nieobsadzony i nic poza tym.
Co więc twórca thrillera nam tu zaserwował?
Tym razem seryjny morderca z Los Angeles zasadza się na niczemu niewinne młode kobiety, porywa je, więzi i torturuje. Po czym z najwyższym okrucieństwem morduje. Policji zostawia wiadomość, w której podpisuje się ,,Jestem śmiercią" (stąd też taki tytuł).
Wszystkiemu przygląda się małoletni chłopak, którego potwór porwał, zmusza go do obserwacji krwawej jatki- w ten sposób niszczy go psychicznie i odziera z człowieczeństwa.
Zakończenie jest zaskakujące, plot twist przewraca dosłownie wszystko do góry nogami. Nie wpadłem na to, któż to taki jest seryjnym, ani jakie motywy nim kierowały. A były takowe. Nie był to po prostu bezmyślny impuls mordercy. Ktoś odpowiadał za stworzenie takiej bestii.
Dochodzenie jest niebezpieczne i trudne. Sprawca wydaje się być nieuchwytny, zawsze kilka kroków do przodu przed policją, z którą sobie bezczelnie pogrywa. W celu popchnięcia śledztwa do przodu i potwierdzenia swoich podejrzeń, Hunter zmuszony jest do skorzystania z pomocy komuś, kto wisi mu przysługę. A wszystko przetykane jest nieznośnie brutalnymi scenami zabójstw i maltretowania, od których włos się jeży, lub wręcz człowiek broni się przed ich czytaniem.
Gdyby nie ekstremalnie krwawa łaźnia, z którą pisarz wyskoczył, to dałbym ,,ósemkę".
Książka tylko dla najbardziej nieustraszonych czytelników o stalowych nerwach.