rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , , ,

„człowiek ciągle za czymś pędzi, a w pewnym momencie zderza się ze ścianą i żałuje, że nie wycisnął z życia tyle, ile naprawdę chciał”

On - Oliwier ma 34 lata – właśnie dowiedział się, że jego obecna partnerka, Karolina, nie chce dłużej ciągnąć ich związku trwającego od dziesięciu lat. I to powiedziała teraz, gdy płyną promem wycieczkowym na Kretę. Oświadcza mu, że nie jest w stanie z nim być w sytuacji, jaka się wytworzyła w ich życiu. Jest to dla niego szokiem, ale z drugiej strony jest ją w stanie zrozumieć, bo wie, jaka przyszłość go czeka. W pewnym momencie dostrzega młodą dziewczynę, która wydaje się beztroska i bez problemów. W tym momencie zauważył, że zazdrości jej etapu, w którym ona teraz się znajduje, czyli czystej karty u progu dorosłości. Tą dziewczyną jest dwudziestoletnia Ania, która spędza czas ze swoją mamą na urlopie. Ona też dostrzega jego urok, ale oboje traktują to jako coś chwilowego. Wkrótce okazuje się, że ich drogi przecięły się w tym momencie nieprzypadkowo.

Delikatna okładka przyciąga wzrok obiecując romantyczną i słodką opowieść, ale tak do końca nie jest. Zaczyna się jak typowy romans, ale z czasem przemienia się w emocjonującą historię o miłości, która naznaczona jest przeszkodami. Bohaterowie mierzą się z życiowymi problemami, jakie mogą zdarzyć się u każdego. Zarówno Anna, jak i Olivier mają swój bagaż doświadczeń, z tym że ona zmaga się z traumą z przeszłości, a on martwi się przyszłością, gdyż przeżywa to, co może stać się z nim w każdej chwili. Balast, jaki nad nim wisi wpływa na jego ciało, ale też psychikę i z tego względu nie chce na nikogo zrzucać swego ciężaru. Jednak spotkanie Ani pokazuje mu, że zawsze, każdy ciężar dźwiga się z kimś, na kogo można liczyć w każdej sytuacji.

Pani Ewelina Dobosz stworzyła dwie bardzo charakterystyczne osobowości rewelacyjnie oddając ich nastroje, stan psychiczny umiejętnie nakreślając wszelkie emocje, jakie im towarzyszą. Poprzez doskonale dobrane słowa bez trudu wniknęłam w ich świat, umysły i wewnętrzne dylematy, kibicując, by im się udało. Postać Ani jest godna naśladowania, gdyż nie jedna osoba poddała by się w wyniku trudności, jakie pojawiają się w ich relacji i to takie, na które nie mają wpływu. Miłość Ani i Oliviera rozczula, gdyż są dla siebie wsparciem, opoką, pod którą zawsze mogą się schronić.

Musiałam trochę po niej ochłonąć, bo wzniosła moje emocjonalne doznania na wysoki poziom. Ogromnie kibicowałam bohaterom i trzymałam kciuki, by się nie poddawali. To piękna historia, w której jest wszystkiego po trochu, jeżeli chodzi o sferę uczuciową, z erotyką włącznie, ale jest ona bardzo subtelnie pokazana, bez wulgaryzmów i nadmiernych, anatomicznych szczegółów.

To przede wszystkim opowieść o uczuciu silniejszym niż lęk, strach, niepewność jutra i o chwytaniu chwil szczęścia między walką o zdrowie, a czasem spokoju. Temat przewlekłej choroby wysuwa się tutaj na plan pierwszy razem z motywem budowania trudnego związku. Autorka wykonała tutaj ogromną pracę dotyczącą poznania symptomów choroby i jej objawów oraz trudności w leczeniu. Wyraziście i boleśnie pokazała cierpienie człowieka, który ma świadomość jakie zmiany w nim zachodzą. Zmiany, które nie rokują dobrze. Wniknęła w umysł chorej osoby, ale też podkreśliła, jak ważne jest wsparcie kogoś bliskiego.

Poza tą warstwą wyłaniają się inne kwestie, z którymi z kolei społeczeństwo sobie nie radzi. Chodzi przede wszystkim o różnice wieku między mężczyzną i kobietą, którzy postanawiają być ze sobą na dobre i złe. Problem tkwi w stereotypach obecnych cały czas w normach społecznych i zbyt szybkim ocenianiu intencji ludzi będących w takich relacjach. Tymczasem okazuje się, że nie mają one racji bytu, gdy dwoje ludzi połączą silne więzi. Nie jest trudno być z kimś w związku, gdy wszystko układa się pomyślnie i nie ma większych problemów. Jednak dopiero trudne chwile pokazują prawdziwe oblicze danej relacji i nie raz bywa tak, że nie wszyscy zdają taki egzamin. Oliviera i Anię dzieli czternaście lat różnicy, ale gdy miłość wkracza w ich serca, nie ma to znaczenia. Podobało mi się, że potrafili stanąć jedno za drugim, byli szczerzy wobec siebie, bez fochów i niepotrzebnych starć. Po prostu ze sobą byli.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater

„człowiek ciągle za czymś pędzi, a w pewnym momencie zderza się ze ścianą i żałuje, że nie wycisnął z życia tyle, ile naprawdę chciał”

On - Oliwier ma 34 lata – właśnie dowiedział się, że jego obecna partnerka, Karolina, nie chce dłużej ciągnąć ich związku trwającego od dziesięciu lat. I to powiedziała teraz, gdy płyną promem wycieczkowym na Kretę. Oświadcza mu, że nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„czasem warto odważyć się na coś nowego”

Jeżeli dwoje ludzi jest w sobie zakochanych, to co w ich relacji może pójść nie tak i pokrzyżować im plany? Otóż przeszkodą może być to, co już Tadeusz Boy-Żeleński ujął w swoim dwuwierszu: „Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.”, a tak zdarzyło się w przypadku pary z książki „Fighting hard for me”, których uczucia nie zgrały się w czasie.

Sophie i Cole przyjaźnią się od dawna. Mogliśmy ich obserwować przy okazji poznawania historii dwóch innych par, o których opowiadały dwie pierwsze części trylogii „Finding Back to Us”. Autorka zdradziła w końcowym słowie, że nie miała zamiaru o nich opowiadać, gdy zaczynała pisać tę serię. Jednak ich pojawienie się w charakterze postaci drugoplanowych, wzbudziło zainteresowanie czytelników, którzy wręcz domagali się poświęcenia tej parze większej uwagi i dlatego powstała „Fighting hard for me”.

Już rok temu Sophie uświadomiła sobie, że jej uczucia wybiegają poza przyjacielską więź, jaka łączyła ją z Colem. Jednak wówczas wydawało się, że on jej nie zauważa, cały czas traktując jak dobrą kumpelę. I teraz, gdy miesiąc temu zakończyła swój dwunastopunktowy program odkochania się i wydaje się, że on jest jej obojętny, Cole nagle wyznaje jej, że się w niej zakochał. Zamiast się ucieszyć, ona jest przerażona i w efekcie proponuje mu, by podjął wyzwanie, które pomoże mu uwolnić się od uczucia, które on wobec niej czuje.

Za każdym razem, gdy sięgam po książkę pani Bianki Iosivoni wiem, że czeka mnie fascynująca opowieść i tak też było w przypadku trylogii „Cokolwiek się wydarzy”. Cała trylogia jest bardzo sympatyczną, opowieścią o przyjaźni, która łączy ze sobą młodych ludzi przebywających ze sobą ze względu na wspólne wynajmowanie mieszkania. Razem przeżywają różne perypetie, wspierają się, czasami sprzeczają, ale zawsze mogą na siebie liczyć. Bez względu na wszystko oni są ze sobą razem, są niezawodni i świetnie się czują w swoim towarzystwie. Jednych łączą tylko i wyłącznie koleżeńskie relacje, a niektórych trafia strzała Amora.

Sophie była według mnie mało dojrzała jak na dorosłą kobietę. Denerwujące było u niej ciągłe trzymanie się tezy o przyjaźni. Nie za bardzo rozumiałam jej toku myślenia dotyczące ewentualnego związku z Colem, w którym i tak się podkochiwała jeszcze rok temu. Teraz usilnie wciąż powtarza, że zależy jej na przyjaźni i boi się, że starci najlepszego kumpla, gdy połączy ich miłość. To jakieś pokręcone myślenie, gdyż dobry związek opiera się też na wartościach, które ważne są zarówno w przyjaźni, jak i związkach. Pod tym względem zupełnie nie zgadzałam się z podejściem Sophie do relacji z Colem. To co w niej mi się w niej podobało, to jej naturalność, bez zbędnego upiększania się i przesadnego dbania o sylwetkę, bo Sophie lubi pyszne jedzenie i nie żywi się tylko sałatkami, warzywami, czy korzonkami.

Cole z kolei pokazał, jak bardzo zależy mu na Sophie podejmując się przejścia przez dwunastostopniowy program wymyślony przez nią rok temu. Wydaje się być bardziej dojrzały i nie ma wątpliwości jeśli chodzi o to, co czuje. Jest gotowy zrealizować każde, nawet absurdalne zadanie, byleby tylko spędzić z nią jak najwięcej czasu. Bardzo podobał mi się w stałości swoich uczuć. Nie snuje niepotrzebnych rozważań, ale pragnie zrobić wszystko, by zdobyć serce dziewczyny.

„Dla niej ten cały program mógł służyć temu, bym się w nie odkochał. Ale ja chciałem spędzić z nią tyle czasu, ile tylko możliwe i w ten sposób udowodnić jej, jak nam razem dobrze.

W trylogii "Cokolwiek się wydarzy" poznaliśmy trzy pary: Callie i Keith’a, Teagan i Parkera oraz Sophie i Cole’a, ale w tej serii jest znacznie więcej ciekawych osób, którzy stanowią barwne tło dla głównych wydarzeń. Z tych trzech historii najbardziej podobała mi się pierwsza część czyli „"Finding. Back to us", druga odsłona serii kręciła się wokół gier komputerowych, więc był to dla mnie świat, w który mnie nie fascynuje, ale historia Parkera i Teagan była zabawna, podobnie, jak dobrze bawiłam się śledząc zmagania Sophie i Cole'a.

Pani Bianca Iosivoni stworzyła ujmującą, romantyczną i wciągającą opowieść o miłości, o którą trzeba się postarać, a która rządzi się swoimi prawami i nikogo nie można zmusić ani do zakochania się w kimś innym, ani odkochania się, jeżeli uczucie jest głębokie i szczere. To opowieść o odkrywaniu siebie na nowo, dojrzewaniu do poważnych związków i przyjaźni, z której na nowo rozkwita miłość.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar

„czasem warto odważyć się na coś nowego”

Jeżeli dwoje ludzi jest w sobie zakochanych, to co w ich relacji może pójść nie tak i pokrzyżować im plany? Otóż przeszkodą może być to, co już Tadeusz Boy-Żeleński ujął w swoim dwuwierszu: „Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.”, a tak zdarzyło się w przypadku pary z książki „Fighting hard for me”, których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„gdy się kocha, człowiek ma wrażenie, że jego serce jest przepełnione emocjami i że ukochanej osoby potrzebuje bardziej niż wszystkiego innego na świecie”

Błędy są wpisane w nasze życie i nie ma chyba nikogo, kto by ich nie popełniać. Wbrew pozorom uczymy się na nich jak powinniśmy postępować i co jest dla nas ważne, a przede wszystkim staramy się je naprawić i już więcej ich nie robić. Niektóre nasze niewłaściwe zachowanie można naprawić łatwo, ale są takie, które kładą się cieniem na naszym życiu i trzeba się bardzo postarać, by odkupić swoją winę. Przekonał się o tym jeden z bohaterów książki „The Mistake. Błąd”, która jest drugim tomem serii „Off-Campus”.

John Logan ma opinię lekkoducha, który zaliczył niemal każdą fankę hokeja zwanych króliczkami, ale też co atrakcyjniejsze dziewczyny z campusu. Odkąd w wynajmowanym przez niego i kumpli z drużyny pojawiła się Hannah, dziewczyna Garretta, Logan nie może spać spokojnie, bo Hannah mu się podoba. Jest jednak świadomy, że to Garrett z nią tworzy szczęśliwą parę, więc by nie być tego świadkiem, coraz częściej unika spędzania z nimi czasu. Jednego z takich dni wychodzi z zamiarem udania się do kumpla mieszkającego w akademiku Fairview House. Jednak zamiast do niego, przez pomyłkę trafia do pokoju 220, ale zamiast Danny’ego otwiera mu Grace Ivers.

O czymś takim ona nie marzyła w żadnym śnie i w żadnym momencie. Odkąd zaczęła chodzić na uniwersytet w Briar, sława o Loganie dotarła też do niej. No bo któż by nie słyszał o jednym z najsłynniejszym hokeiście ligii uniwersyteckiej i jego podbojach kobiecych serc. To ich nieoczekiwane spotkanie sam na sam jest początkiem ich wspólnej historii. Być może Logan szybko by zapomniał o nieśmiałej dziewczynie, gdyby nie błąd, jaki popełnił i postanawia go naprawić. Ich znajomość można podzielić na dwa etapy. Ich relacja wydaje się rozwijać w dobrym kierunku, ale Logan popełnia kolejny błąd, raniąc emocjonalnie dziewczynę. Dobiega właśnie jej pierwszy rok studiów i Grace wyjeżdża na wakacje do Paryża, do matki, a gdy wraca po kilku tygodniach, jest już zupełnie inną dziewczyną. Jest przekonana, że wyrzuciła z umysłu i serca przystojnego hokeistę. Jednak on nie zamierza tak łatwo się poddać.

Elle Kennedy w swoich miłosnych opowieściach zawsze przemyca trudne tematy i nie inaczej jest w tej części serii „Off-Campus”. Mimo że jest ona oparta na znanych schematach, ale i tak są to romanse o oryginalnej fabule, z dobrym pomysłem, ciekawymi bohaterami i dobrym tempem. Pozornie jest to lekka historia, w której obserwujemy próby naprawienia popełnionych błędów, głównie przez Logana, ale okazuje się, że pod tą niefrasobliwą powierzchnią kryje się emocjonalne bagno. Bagno, z którego Logan nie widzi wyjścia, to jego rodzinny dom. Nie ma w życiu łatwo, mimo że takie wrażenie sprawia, ale jest na tyle odpowiedzialny, że stara się sprostać trudnym obowiązkom, jakie dzieli z bratem. Tkwi więc w obecnej sytuacji pokazując światu twarz pewnego siebie człowieka, ignoranta, kobieciarza i imprezowicza, ale tak naprawdę nie widzi dla siebie przyszłości i możliwości spełnienia marzenia, jakim jest zostanie zawodowym hokeistą.

Powieść „The Mistake. Błąd” to drugie wydanie w Polsce. Po raz pierwszy została wydana w 2016 roku z inną okładką, ale uważam, że obecna grafika jest znacznie lepsza i przyciąga wzrok, a do tego sugeruje lekki styl i humor, a tych elementów w nie nie brakuje. W sumie seria „Off-Campus obejmuje pięć tomów, z których ostatni jest jakby podsumowaniem całości, bo spotykamy w nim wszystkie poznane dotychczas pary w czterech opowiadaniach. Z chęcią poznam ich historie w kolejnych częściach, które mam nadzieję, ukażą się szybko w nowej oprawie.

Książkę otrzymałam, dzięki Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl

„gdy się kocha, człowiek ma wrażenie, że jego serce jest przepełnione emocjami i że ukochanej osoby potrzebuje bardziej niż wszystkiego innego na świecie”

Błędy są wpisane w nasze życie i nie ma chyba nikogo, kto by ich nie popełniać. Wbrew pozorom uczymy się na nich jak powinniśmy postępować i co jest dla nas ważne, a przede wszystkim staramy się je naprawić i już więcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nie możesz się spodziewać, że życie da ci wszystko, czego pragniesz.”

Gdy jesteśmy nastoletnimi ludźmi, nie zastanawiamy się nad tym, jak nasze zachowanie może wpłynąć na przyszłość. Kiedyś mówiono, że łatwo sobie zepsuć opinię, gorzej ją potem naprawić. Zwracano nam uwagę, że czegoś nie wypada zrobić, ostrzegano przed zszarganiem sobie swojego wizerunku, bo raz przyklejoną łatkę trudno oderwać. Mając naście lat chcemy się bawić, robić szalone rzeczy, nie licząc się z tym, co mówią o nas inni. Tymczasem, mimo że czasy się zmieniły, jednak nie zmieniły się pewne zasady. W dorosłym życiu może zdarzyć się tak, jak u bohaterów książki „Reputacja niegrzecznej dziewczyny”, że przeszłość znacząco dała o sobie znać.


Evan Hartley zawsze był i jest postrzegany, jako ktoś, kto wciąż pakuje się w kłopoty, nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy, a do tego bardzo łatwo daje się sprowokować do bójki, Do tego dochodzi nadużywanie alkoholu, częste imprezowanie i brak stabilizacji, zwłaszcza w sferze uczuciowej. W szaleństwach młodzieńczych lat, od dzieciństwa towarzyszyła mu Genevieve West, z którą potrafili wpadać na zwariowane pomysły, a do tego z czasem zaczęło ich łączyć uczucie wykraczające poza przyjaźń. Niestety, wydarzenia sprzed roku stały się przyczyną nagłego wyjazdu dziewczyny z rodzinnego miasteczka. Zrobiła to bez wyjaśnień, pozostawiając wszystko za sobą i układając sobie życie w Charleston. O ich znajomości mogliśmy szczątkowo przeczytać w pierwszym tomie pt.: „Kompleks grzecznej dziewczynki” przy okazji śledzenia losów brata Evana, Coopera, więc można było się spodziewać, że autorka poświęci temu wątkowi osobną opowieść. Teraz Cooper i Mackenzie pojawiają się również w „Reputacji niegrzecznej dziewczyny”, ale już jako postacie drugoplanowe, lecz to wystarczy, by dowiedzieć się, co u nich słychać.

Gdy Genevieve ponownie pojawia się w Avalon Bay, nie spodziewa się, że spotkanie z byłym chłopakiem namiesza w jej życiu. Ona postanawia podejmować rozsądne decyzje, stronić od alkoholu, a przede wszystkim unikać kłopotów z udziałem Evana. Jednak w tak małej społeczności nie jest to łatwe. Okazuje się, że nadal między nimi aktywna jest chemia, która sprawia, że trudno ją ignorować.

Fakt, że Cooper i Evan są braćmi sprawia, że ich losy się przeplatają, a tym samym w ich życie wkracza Genevieve. Niektóre fakty z ich wcześniejszych perypetii zostały umiejętnie przybliżone, więc jeżeli ktoś nie czytał pierwszej części „Avalon Bay”, nie będzie miał problemów z odnalezieniem się w obecnej historii. Pani Elle Kennedy umiejętnie potrafi zaangażować w akcję wszystkie pojawiające się postacie, bez względu na to, czy jest to osoba drugoplanowa, czy wiodąca.

Mimo że tytuł sugeruje problem z reputacją dziewczyny, to zmiany wizerunku bardziej wymaga Evan. Genevieve już od roku pracuje nad sobą i stara się nie popełniać błędów młodości. Evan to wciąż duży chłopiec w ciele dorosłego mężczyzny, który jest gotowy wiele zrobić, by zdobyć serce ukochanej dziewczyny. Jednak, jak się okazuje, wydorośleć nie jest tak łatwo.

Pani Ella Kennedy ujęła mnie swoim stylem, który nie jest męczący, gdyż emanuje lekkim humorem i charakterystycznymi postaciami. Kolejne sceny następują po sobie dosyć szybko, więc i czytanie przebiegało bez problemów. Drugi tom dorównuje stylem i odpowiednim tempem pierwszemu tomowi, wiec czytało się go równie szybko. Jest to wprawdzie opowieść z nieco innym klimatem, bo bohaterowie wywodzą się z tego samego środowiska, czyli mieszkańców Avalon Bay, ale charakter i sposób prowadzenia fabuły jest taki sam. Osobiście lubię ten rodzaj prowadzenia uwagi czytelnika, bez zbędnych długich wywodów, chociaż przemyśleń i dylematów tutaj nie brakuje. Dotyczą one nie raz tego, co działo się w przeszłości, więc poznajemy epizody z dzieciństwa i młodzieńczych szalonych lat Evana i Genevieve. Motywem przewodnim jest oczywiście miłość, która z młodzieńczej i szalonej, zmienia się w bardziej dojrzałą, która motywuje do działania, ale wymaga wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny.

„Reputacja niegrzecznej dziewczyny” to bardzo przyjemna lektura, z lekkim podtekstem erotycznym, ale nie ma zbyt dużo tego rodzaju scen. Raczej fabuła skupia się na uczuciach bohaterów i próbie naprawienia błędów z młodości.

Akcja obraca się wokół perypetii miłosnych, ale nie tylko, bo poruszane są w niej też ważne, życiowe problemy i dylematy młodych ludzi, dotyczące np. relacji rodzinnych, braterskich i przyjacielskich, a przy wnikamy w klimat małomiasteczkowej społeczności, w której nic się nie ukryje. Przebywamy w środowisku młodych ludzi wieku około 20+, którzy spędzają ze sobą dużo czasu, najczęściej na plaży, gdyż bracia Hartley mają dom położony na takim terenie.

To opowieść emanująca młodością, przywołująca czas beztroski, który w pewnym momencie dociera do granicy, za którą czeka dorosłość, a to oznacza traktowanie życia poważnie. Zawarta w niej historia zwraca uwagę na to, że w pewnym momencie przychodzi taki czas, gdy trzeba spojrzeć w przyszłość bardziej dojrzale. Jednak okazuje się, że najpierw trzeba wiedzieć, czego się chce. Jednym wydaje się, że są na dobrej drodze, niektórym ludziom trudno wyjść poza stereotypy, a innym trudność sprawia pokonywanie swoich słabości. To zatem opowieść o dojrzewaniu, odkrywaniu swoich dobrych stron i rozwoju własnej osobowości. Jeżeli czegoś bardzo chcemy, to żadne trudności nie są w stanie nam udaremnić zdobycia celu, gdyż jak wiadomo: dla chcącego nie ma żadnych przeszkód.

Książkę przeczytałam, dzięki współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka

„Nie możesz się spodziewać, że życie da ci wszystko, czego pragniesz.”

Gdy jesteśmy nastoletnimi ludźmi, nie zastanawiamy się nad tym, jak nasze zachowanie może wpłynąć na przyszłość. Kiedyś mówiono, że łatwo sobie zepsuć opinię, gorzej ją potem naprawić. Zwracano nam uwagę, że czegoś nie wypada zrobić, ostrzegano przed zszarganiem sobie swojego wizerunku, bo raz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Wszystko dzieje się po coś i zawsze dzieje się najlepiej, jak ma się dziać. A jeżeli ma się wydarzyć, to się wydarzy.”

Nie raz przekonałam się, że w życiu nie ma czegoś takiego jak przypadek. Zawsze pojawia się w odpowiednim momencie jakaś sytuacja, czy człowiek, wyzwanie, czy doświadczenie, które po jakimś czasie dostrzegamy jako coś, co miało się pojawić, gdyż dzięki temu rozwiązały się jakieś nasze sprawy, otrzymaliśmy wsparcie czy też poradziliśmy sobie z jakąś trudnym wyzwaniem lub osiągnęliśmy to, co chcieliśmy. W przypadku bohaterów książki „Gra o serce” los sprawił, że ich drogi spotkały się w pewnym momencie i z pewnością nie było w tym przypadkowości. Z czasem dowiadują się, że łączy ich nie tylko podobieństwo w imionach i nazwiskach, ale znacznie więcej.

Skylar Gardier najchętniej chciałaby sprawić, by być niewidzialną. Najchętniej spędza czas sama ze sobą, nigdzie nie wychodzi poza szkołą, nie utrzymuje z nikim kontaktu, nie zależy jej na zawieraniu znajomości, a zwłaszcza usilnie unika męskiej części otaczających ją osób, a szczególnie takich jak Skyler „Shy” Gardener, który jest lubianym chłopakiem, a do tego należy do drużyny sportowej, co całkowicie go dyskwalifikuje w oczach Skylar. Do pewnego czasu udaje się jej żyć w cieniu innych, aż do dnia, gdy na matematyce nauczyciel pomylił sprawdziany. Do niej trafia praca Shy, a do niego praca Skylar. Oceny znacząco się różnią, gdyż on z niedowierzaniem patrzy na wynik sprawdzianu, na którym widnieje najniższa ocena, co nigdy mu się nie zdarzyło, bo zawsze z matematyki radził sobie świetnie. Po pierwszym szoku dostrzega, że na kartce nie jest jego nazwisko, tylko uczennicy, która niedawno dołączyła do jego klasy. Okazuje się, że ich nazwiska i imiona są bardzo podobne, więc postanawia od razu wyjaśnić sprawę.

„Różnią nas szczegóły, ale jak się okazuje, mogą one mieć kluczowe znaczenie.”

Podchodzi do Skylar i w tym momencie uderza w niego piorun sycylijski, o którym czytał w „Ojcu Chrzestnym” i zaczyna też rozumieć, o co chodzi z tymi motylkami w brzuchu. Zauważa w niej wyjątkowość, czego nie dostrzega nikt inny, mimo że wizualnie dziewczyna zrobiła wszystko, by ukryć swoje wszelkie walory urody i sylwetki. I tak zaczyna się jego droga do serca dziewczyny, gra o serce, które postanowiło nigdy już nikogo nie pokochać.

Powieść jest pełna zapachów, smaków i wiele doznań sensorycznych, które są opisane bardzo wyraziście i plastycznie. Autorka daje nam poczuć zapach bzu, czekolady, poczuć jej aksamitność, aromat, smak i delikatność czekolady, ale też dosadnie potrafi zaznaczyć negatywne emocje, strach, niepewność i każdą emocję, jakich tutaj nie brakuje. Aż trudno jest uwierzyć, że to debiut, bo styl jest bardzo dojrzały, zasobny w piękne słowa, porównania, metafory działające na wyobraźnię. Pięknie pokazane zauroczenie drugą osobą, budzące się uczucie, jego rozwój i świeżość.

Pani Katarzyna Białkowska w uroczy sposób opowiada o uczuciach, wewnętrznych rozterkach, wrażeniach, jakie Skyler robi na Shy, który nie zraża się ewidentną niechęcią dziewczyny, tylko pragnie ją poznać jak najlepiej, pozyskać jej sympatię i zawładnąć jej sercem. Ona tak się zapiekła w swoich niechęciach, nienawiści do płci męskiej, w swoim żalu i przeszłości, że nie zauważa prawdziwego zagrożenia. Nie rozumie, że nie wszyscy są tacy sami, każdy jest inny, lecz ma wyrobiony swój pogląd inna takich, jak Skylar. Pod tym względem mnie zniechęcała do siebie, gdyż wszystkich mierzy jedną miarką, z góry osądza, nie biorąc pod uwagę, że swoim zachowaniem jeszcze bardziej zwraca na siebie uwagę.

"Jesteś stworzona do życia w kolorach tęczy, Sky. I ja Ci tę tęczę ofiaruję.

Fabuła nie należy do tych, która szybko biegnie lecz raczej daje pole do smakowania klimatu, jaki tworzy autorka słowami. Czasami jest zbyt dużo tekstu, rozmyślań, krążenia wokół tego samego tematu, ale napisane jest tak, że te opisy wzbudzały zaciekawienie, wzruszały, a nawet roztkliwiały. Skylar zwany Shy jest młodym, zdolnym, pełnym osobistego uroku człowiekiem z wieloma pasjami, udzielającym się w różnych kołach zainteresowań, wrażliwym, empatycznym, szczerym i utalentowanym. Jego narracja pozwala nam wniknąć w jego umysł, poczuć to, co czuje. Pani Katarzyna Białkowska niczego nie przyspiesza i z pietyzmem opowiada o młodzieńczych porywach serca chłopaka, który zakochał się w koleżance i w uroczy sposób o tym mówi, przeżywając każde z nią spotkanie. Ma ogromne wsparcie u swojej mamy, która jest wspaniałą kobietą, umiejącą słuchać i potrafiącą zrozumieć to, co jej syn czuje.

Natomiast perspektywę Skylar poznajemy poprzez jej zapiski w pamiętniku, któremu zwierza się ze swoich obaw, nastrojów, zwracając się do niego na ty, jakby mówiła do jakiejś osoby. Dzięki temu wiemy, co dziewczyna czuje i coraz bardziej zaczynamy ją poznawać. To, co spowodowało jej obecną postawę, ma swoją przyczynę w przeszłości, sprzed roku, ale dokładnie nie wiemy jeszcze co dokładnie się wydarzyło, Jednak jej wynurzenia pozwalają się domyślić co dziewczyna przeżyła i dlaczego tak trudno komuś zaufać. Niestety, przekonuje się, że nawet zachowując tak dużą ostrożność, nie jest w stanie uniknąć zagrożenia.

To opowieść o wychodzeniu z własnej strefy komfortu, poza utarte schematy, radzeniu sobie z traumą, lękami, a przede wszystkim o czystej miłości, jaką chce ofiarować dziewczynie chłopak. Atutem tej historii jest jej delikatność, bez erotycznych podtekstów, wypełniona romantycznymi tekstami, ale też zasiewająca niepokój. Jej akcja rozkręca się stopniowo, by w efekcie w ostatnich rozdziałach podnieść napięcie, gdyż finał pozostawia nas w zawieszeniu i z mnóstwem pytań, więc z niecierpliwością będę oczekiwać kontynuacji.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar

„Wszystko dzieje się po coś i zawsze dzieje się najlepiej, jak ma się dziać. A jeżeli ma się wydarzyć, to się wydarzy.”

Nie raz przekonałam się, że w życiu nie ma czegoś takiego jak przypadek. Zawsze pojawia się w odpowiednim momencie jakaś sytuacja, czy człowiek, wyzwanie, czy doświadczenie, które po jakimś czasie dostrzegamy jako coś, co miało się pojawić, gdyż dzięki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Pieniądze dają nam władzę, ale to rodzina jest w życiu najważniejsza.”

Zawsze wszędzie podkreślane jest, że rodzina jest najważniejsza, że jej dobro powinniśmy mieć zawsze na pierwszym miejscu i faktycznie dla wielu z nas jest to oczywiste. Dla rodziny jesteśmy zrobić wiele i zawsze pośpieszyć z pomocą. Podobnie zrobił jeden z bohaterów książki „Niebezpieczna miłość”, ale dla niego okazało się to początkiem problemów.

Romeo Bonanno zostaje poproszony przez swojego przyrodniego brata Fabrico o pomoc walce o wpływy między mafijnymi rodzinami mającymi wpływy w Los Angeles. Ich ojciec jest umierający i teraz toczy się bój o władzę. Fabrico ma 19 lat i jest za młody, by sobie z tym wszystkim poradzić, więc wpada na pomysł ściągnięcia starszego brata do Kalifornii. Na miejsce dotychczasowego bossa ostrzy sobie zęby Tommaso Conti, który od dawna knuje przeciwko jego rodzinie. Jest gotów zrobić wszystko, by osiągnąć swój cel, do którego wiedzie droga poprzez osobę Aurory, córki obecnej żony jego ojca Rodrigo Conti. Gdy Romeo przybywa do Los Angeles, Tommaso zmusza przybraną siostrę do działania wbrew jej sumieniu. Ona wie, że jeżeli nie spełni jego żądania, wówczas jej młodszej siostrze, trzynastoletniej Alice stanie się jakaś krzywda.

Pani K.E. December znajduje się na mojej liście ulubionych pisarek, które potrafią wyzwalać mnóstwo różnorodnych emocji swoimi napisanymi historiami. Tak było z serią o braciach Costello, która była jej debiutancką serią, a Romeo miał w niej jedną z ważniejszych ról do odegrania i był intrygującą postacią drugoplanową, więc zasługiwał na osobną historię. Ogromnie ucieszyłam się, gdy zobaczyłam książkę „Niebezpieczna miłość”, a pod tym tytułem, bladym drukiem wydrukowany napis, że to spin-off serii Costello Brothers.

Romeo jest jedną z dwóch głównych postaci powieści, w której wprawdzie spotykamy wszystkich braci Costello, ale jednocześnie powieść jest odrębną, zamkniętą całością, poprowadzoną od początku do końca, więc można ją czytać niezależnie od tego, czy znamy trylogię z ich udziałem.

„Niebezpieczna miłość” zabiera nas w mafijny świat intryg, niebezpiecznych ludzi, którzy są gotowi zrobić wszystko, by zdobyć władzę. Ukazane są relacje rodzinne, w których trudno mówić o miłości rodzicielskiej, ale też są wśród nich więzi, które trudno rozerwać.

Autorka stawia przed bohaterami trudne do podjęcia decyzje, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Aurorę. Jej moralne zasady zderzają się z nieuczciwością i zagrożeniem, któremu wydaje się, że może ona zapobiec, ulegając presji przyrodniego brata. Trudno mi oceniać jej zachowanie, gdyż rozumiałam jej wybory, ale zawsze jest jakieś wyjście z każdej sytuacji i być może można było zdecydować inaczej. Jednak wówczas nie byłoby dramatyzmu, który jest dobitnie odczuwalny. Autorka stawia też pytanie o to, czy miłość potrafi wszystko wybaczyć, gdyż bez wybaczenia, trudno budować jakąkolwiek przyszłość.

Powieść jest ekspresyjna, wciągająca od pierwszych stron, wypełniona pełnymi napięcia sytuacjami, zwrotami akcji, niespodziewanymi rozstrzygnięciami, włącznie z mocnym, dynamicznym zakończeniem. Trudno było mi momentami spokojnie o tym wszystkim czytać, zwłaszcza gdy chodziło o intrygi, czy manipulacje drugą osobą.

Autorka skutecznie dała odczuć wszelkie emocje, od tych, delikatnych, poprzez erotyczne, namiętne, aż po złość i nienawiść. Pokazała, że czasami życie stawia przed nami trudne wyzwania zmuszając nas do wyborów, które nie są w żadnym wypadku dobre, gdyż stawiają na szalę dobro rodziny, miłość i lojalność, ale też wierność swojemu sumieniu. Dopiero w takich sytuacjach okazuje się, co jest w życiu najważniejsze i o tym przekonali się bohaterowie tej niesamowicie emocjonalnej powieści.

Docierając do ostatniej jej strony było mi trudno rozstać się z bohaterami tej historii, ale na szczęście w końcowym słowie autorka zdradziła, że zaczyna pisać nową powieść. Tym razem jej bohaterem będzie Fabricio, z czego ogromnie się cieszę, bo z pewnością zasługuje on na swoją historię.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Amare

„Pieniądze dają nam władzę, ale to rodzina jest w życiu najważniejsza.”

Zawsze wszędzie podkreślane jest, że rodzina jest najważniejsza, że jej dobro powinniśmy mieć zawsze na pierwszym miejscu i faktycznie dla wielu z nas jest to oczywiste. Dla rodziny jesteśmy zrobić wiele i zawsze pośpieszyć z pomocą. Podobnie zrobił jeden z bohaterów książki „Niebezpieczna miłość”, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„do finiszu docierają tylko najtrwalsi zawodnicy; ci, którzy nie zważają na napotkane po drodze przeszkody”

Do powieści, które miały swoją premierę na znanej platformie Wattpad, podchodzę z ostrożnością, gdyż nie raz zawiodłam się na swoim wyborze. Nie zawsze ten, kto chce pisać, powinien to robić. Na szczęście dotyczy to Karoliny Góry, autorki książki „Juvenile”, do której mam jedynie zastrzeżenie, jeśli chodzi o tytuł w obcym języku.

Niewiele wiadomo o tej początkującej pisarce, ale gdy w końcu znalazłam jej profil na Instagramie i Facebooku, byłam ogromnie zaskoczona, że jest to bardzo młoda osoba, która swoją powieść najpierw publikowała właśnie na Wattpadzie, a do tego w stylu, w którym trudno wyczuć debiutancką nutę. Okazało się też, że inspiracją do stworzenia powieści „Juvenile” był irlandzki piosenkarz i wokalista zespołu „One Direction” - Niall Horan, więc główny bohater powieści też ma tak na imię i też pochodzi z Irlandii. Zmieniło się tylko nazwisko, chociaż w pierwotnej wersji na Wattpadzie brzmiało Horan. Można się więc domyślić, że imię Caroline, też nie jest przypadkowe…

Caroline Hood przez ostatnich dziesięć lat mieszkała w North Berwick w Szkocji razem z ciotką, która sprawowała nad nią opiekę. Teraz, gdy wkrótce ma skończyć osiemnaście lat przyjeżdża do Londynu, gdzie jej ojciec, Jack Hood prowadzi firmę razem ze swoim wspólnikiem Niallem Hadleyem. Odkąd Caroline zobaczyła Nialla po raz pierwszy, wiedziała, że jest to mężczyzna, którego chciałaby w sobie rozkochać. Niestety, on traktuje ją jedynie jako córkę przyjaciela i może jedynie zaoferować jej przyjaźń. To nie jedyna przeszkoda w zdobyciu jego serca. Do pokonania jest jeszcze bariera wiekowa, gdyż dzieli ich dwanaście lat życia i różne podejście do niektórych spraw.

Dwanaście lat to pozornie nie jest zbyt drastyczna różnica wiekowa, ale gdy ona ma 18 lat o on 30, to wówczas pojawia się już odmienność w sposobie postrzegania niektórych kwestii i w tym, czego oczekują dwie osoby we wspólnej relacji.

Autorka stworzyła ciekawą postać kobiecą, pokazując jej transformację, dojrzewanie i radzenie z przeciwnościami losu. Z początku jej postawa mnie nieco denerwowała, ale z czasem stała się pewną siebie kobietą, mającą dojrzałe podejście do życia, mimo młodego wieku, a do tego potrafiącą zawalczyć o miłość. Nie jedna dorosła osoba załamałaby się lub dała sobie spokój w zdobywaniu serca i uwagi ukochanego mężczyzny, który jak tylko może, broni się przed jej uczuciami. Ona ich nie ukrywa i nie rezygnuje tak łatwo. To też bardzo mi się podobało. Niall nie ma łatwego zadania, bo on także jest pod urokiem dziewczyny. Wie, że nie może jej traktować inaczej i nie zamierza wyjść poza ramy znajomości a z czasem przyjaźni. Niall też zyskuje na wizerunku coraz bardziej, z każdą kolejną stroną. Nie jest idealny, ma swoje grzeszki na sumieniu, ale też niezbyt miłe wspomnienia związane z kobietami, więc nie szuka stałych związków. Z czasem dociera do niego, że ma dosyć samotnego życia i zaczyna doceniać bliskość drugiej osoby.

Wspaniale został poprowadzony rozwój ich relacji, która obarczona jest społecznym ocenianiem, ale też lojalnością wobec przyjaciela. On znalazł się w trudnej sytuacji, gdyż z jednej strony coś go przyciąga do Caroline, ale zdaje sobie sprawę, że dzieli ich duża różnica wieku, ale też ich ewentualny związek nie byłby dobrze widziany przez jej ojca. Wszystko dzieje się bez pośpiechu, w odpowiednim momencie, ale też wyzwala wiele niedomówień wywołanych spowodowanych różnymi oczekiwaniami.

Caroline pragnie czuć bliskość Nialla, jego opiekę i bardziej platoniczną zależność. On, jako dorosły, zdrowy mężczyzna chciałby nie tylko uczucia, ale też bardziej intymnej relacji. Rozwój ich znajomości śledzimy w narracji pierwszoosobowej, naprzemiennej. O ile kwestia żeńska dla pani Karoliny z pewnością nie była trudna do stworzenia i bez problemów mogła się wczuć w emocje bohaterki, to już przedstawienie sposobu myślenia dorosłego mężczyzny na pewno było nie lada wyzwaniem. I to udało się jej doskonale i wiarygodnie. Do tej dwójki dołącza w pewnym momencie jeszcze jedna osoba, co świadczy o tym, że wszystko zostało przez pisarkę dokładnie przemyślane i zaplanowane.

Uważam, że „Juvenile” jest świetnym debiutem, poruszającym kwestię różnicy wieku pomiędzy osobami pragnącymi być ze sobą. Autorka świetnie nakreśliła ich odczucia, wątpliwości, dylematy, ale też podejście otoczenia do takich związków. Zwraca też uwagę, na to, że o związek trzeba dbać od samego początku, a wszelkie życiowe sytuacje, które pojawiają się na drodze zakochanych w sobie osób są sprawdzianem, na ile są oni pewni tego, co czują. Łatwo bowiem być z kimś, gdy wszystko układa się pomyślnie, ale dopiero trudne doświadczenia pokazują prawdę o tym, co łączy dwoje osób. Nie raz osoby uważane za dorosłe, zachowują się mało odpowiedzialnie i mądrze, gdy pojawiają się przeszkody i problemy. „Juvenile” czyli w tłumaczeniu „nieletni”, a raczej „niedojrzali” to trafny tytuł, gdyż podkreśla, że dojrzałość nie jest związana z wiekiem, podobnie jak miłość, dla której ta kwestia nie ma znaczenia.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem EditioRed

„do finiszu docierają tylko najtrwalsi zawodnicy; ci, którzy nie zważają na napotkane po drodze przeszkody”

Do powieści, które miały swoją premierę na znanej platformie Wattpad, podchodzę z ostrożnością, gdyż nie raz zawiodłam się na swoim wyborze. Nie zawsze ten, kto chce pisać, powinien to robić. Na szczęście dotyczy to Karoliny Góry, autorki książki „Juvenile”, do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

„Jeden człowiek bywa niebezpieczny od tuzina,
jeżeli karmi się chęcią zemsty.”

Marząc o miłości i wyobrażając sobie swego przyszłego partnera kobiety chciałyby mieć u swego boku mężczyznę uporządkowanego, ułożonego, z dobrą pracą, a przy tym romantycznego, kochającego i troskliwego, czyli , tzw. „porządnego faceta”, przy którym czułyby się bezpiecznie. Bohaterka książki „Distraction” też marzyła o związku z takim mężczyzną, ale jak wiadomo, życie pisze własne scenariusze i nie zawsze pokrywają się one z naszymi oczekiwaniami.

Caroline Forest jest trzydziestoletnią singielką pochodzącą z małego, prowincjonalnego miasteczka LaBelle. Lubi ciszę i spokój, ale życie zmusiło ją, by przeniosła się do Miami, gdzie może realizować swoją pasję jako fotograf wykonując zlecenie na różne sesje w firmie Art&Passion. Ma nadzieję, że w ten sposób uniezależni się od rodziców i będzie mogła zrobić karierę w swoim ulubionym zawodzie. Pod tym względem jej marzenia się spełniają, gdyż ma coraz więcej klientów chcących skorzystać z jej usług. Wszystko idzie według jej planów, do czasu, aż pewnego dnia widzi w parku kłócących się mężczyzn i nagle jeden z nich wyciąga nóż wbijając go w przeciwnika. Jest wieczór, więc nie ma możliwości zobaczyć twarzy zabójcy, ale jedynie dostrzega charakterystyczną kurtkę, jaką ma on na sobie.

Dominic Maxwell jest szefem motocyklowego klubu „Black Moon”, który kiedyś był wplątany w różne ciemne interesy, ale teraz jedynie jego członkowie biorą udział w wyścigach motocyklowych, chcąc pokonać za każdym razem swoich rywali z nienawidzonego klubu Free Souls prowadzonego przez wroga numer jeden – Kevina Buckleya. Dominic to typ faceta, do którego lgną kobiety, więc nie może odpędzić się od fanek, ale on traktuje je wszystkie jedynie jako chwilową zachciankę i element rozrywki.

Tymczasem, gdy spotyka Caroline, stanowi ona dla niego wyzwanie i zagadkę dotyczącą jej dziwnego zachowania, gdyż za każdym razem, gdy się spotykają, ona ma w oczach strach. Zachowawcza postawa Caroline jest dla niego nowością, bo tym razem musi wykazać się sprytem i znaleźć sposób, by przekonać do siebie kobietę, która wyraźnie się go boi.

Caroline nie jest dziewczyną, która od razu wzdycha do przystojnego motocyklisty, a wręcz przeciwnie, stara się go unikać po tym, co widziała w parku. Była z początku nijaka, bez wyrazu, wciąż tylko poświęcająca się pracy, lękliwa, wycofana, nijaka, bez charakteru. To unikająca ludzi szara myszka, ubierająca się nijako i podobnie się zachowująca. Niektóre jej decyzje wzbudzały moje zdziwienie, ale nie chcę tutaj się za bardzo rozpisywać, gdyż musiałabym za dużo zdradzić z fabuły. Była zbyt grzeczna, mało energiczna i przebojowa. Momentami zachowywała się jak nastolatka, a nie jak trzydziestoletnia kobieta. Na szczęście ma przyjaciółkę, która stanowi jej przeciwieństwo i wyciąga ją z marazmu i codziennej, nudnej egzystencji.

„Distraction” nie jest skomplikowaną historią, gdyż wiele sytuacji można było bez problemów przewidzieć. Zachowane są znane schematy, ale też pojawiają się emocjonujące wątki i zwroty akcji, więc nie jest nudno. Dzięki stylowi autorki, przeczytałam ją szybko i z ciekawością, tym bardziej, że druga połowa książki była bardziej dynamiczna i obfitująca w niespodziewane sploty zdarzeń. Jak zwykle u pani Kingi Litkowiec nie brakuje w tej powieści emocji, pożądania, namiętności, charakterystycznych osobowości i oczywiście scen erotycznych, które nie są one przeładowane i wulgarne, a jedynie stanowią doskonałe uzupełnienie toczącej się historii.

Ta książka powstawała w wyjątkowy sposób, niż dotychczasowe książki autorki i to od razu widać. Przede wszystkim bohaterka jest zupełnie o innej osobowości, niż dotychczasowe kobiety stworzone piórem pani Litkowiec. Z reguły szybko ulegały urokowi jakiegoś przystojnego mafiozo, czy kogoś z gangu. Tak było w powieściach, które miałam okazję przeczytać w ciągu ostatnich kilku lat, począwszy od „Miasta mafii”, a skończywszy na wydanej dwa kata temu „Szept mroku”. Tym razem autorka postanowiła zaangażować czytelników do wspólnego tworzenia historii, więc mamy w niej to, czego oczekują osoby sięgające po tego rodzaju książki. Z tego eksperymentalnego projektu powstała opowieść o przyjaźni, rywalizacji, uprzedzeniach, z warkotem silników motocyklowych i wyścigami w tle, pokazująca, że czasami robimy sobie wrogów niepotrzebnie. Przede wszystkim jest to historia o miłości, która pokazuje swoją siłę, ale trzeba się o nią postarać i potem o nią zadbać, by pozostała z zakochanymi na dłużej.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem EditioRed

„Jeden człowiek bywa niebezpieczny od tuzina,
jeżeli karmi się chęcią zemsty.”

Marząc o miłości i wyobrażając sobie swego przyszłego partnera kobiety chciałyby mieć u swego boku mężczyznę uporządkowanego, ułożonego, z dobrą pracą, a przy tym romantycznego, kochającego i troskliwego, czyli , tzw. „porządnego faceta”, przy którym czułyby się bezpiecznie. Bohaterka książki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„W mroku można znaleźć piękno, tak jak w świetle czasem kryje się groza”

Elfy z reguły przedstawiane są w świecie fantasy, jako świetliste, pełne delikatności i dobroci istoty, które nie mają złych zamiarów wobec innych osób, a tym bardziej ludzi. Przedstawiane z reguły jako małe osóbki ze spiczastymi uszami, urokliwymi oczami, emanujące pięknem, zarówno zewnętrznym, jak i wewnętrznym, posiadające magiczne moce, żyjące w otoczeniu natury i mocno związane z przyrodą, a przy tym posługujące się cudnie brzmiącym, delikatnym głosem. Taki obraz wykształciła nie jedna baśń, bajka czy książka lub film fantasy, chociażby „Władca pierścieni Tolkiena. Trudno więc wyobrazić sobie elfy o przeciwnej naturze, złe do szpiku kości, gotowe zabić dla własnej korzyści, nieznające litości i miłości, a takie elfy stworzyła autorka w swojej książce pt.: „How does it feel?” co oznacza „Jakie to jest uczucie?” i jest pierwszym tomem dylogii „Światło i mrok”. W wersji angielskiej seria ma tytuł „Zauroczona wróżka”

Początek fabuły od razu wprowadza nas w klimat powieści i dostarcza emocji, które w kolejnych kilku rozdziałach nieco słabną a akcja znacząco spowalnia, ale tylko po to, by cofnąć się trochę w czasie i opowiedzieć, co się wydarzyło, zanim bohaterka znalazła się w tak niebezpiecznej sytuacji. W tym obszarze otrzymujemy wiele informacji o świecie przyrody, ale z użyciem łacińskich nazw bez wyjaśnień i naukowej terminologii, więc momentami czytało się to z trudem. Głównie dotyczy to zainteresowania Callie poszukiwaniem pewnych grzybów zwanych Aniołami Śmierci i uzasadniania, dlaczego są one ważne dla ciem zwanych księżycówkami. W tej części Callie była zbyt zachowawcza, momentami mnie denerwowała i nie powodowała cieplejszych uczuć. Wszystko się zmienia i jest bardziej wciągające i mroczne, gdy nasza bohaterka wpada w portal i ląduje na plecach księcia Maluma Mendaxa przyszłego władcy Mrocznego Dworu, w którym rządzi Mrocznymi Elfami. On uważa, że jest ona zabójczynią przysłaną ze świata ludzi, by pozbawić go życia, więc wrzuca ją do ciemnego lochu i pozostawia na pastwę przerażającego potwora zwanego bagniakiem.

Autorce udało się stworzyć naprawdę mroczny, zły elficki świat sprawiając, że wnikamy w jego mroczne odmęty i czujemy każdą swoją komórką zło, jakie panoszy się po elfickich ternach i pałacu. Równie morzony i zły do szpiku kości jest książę i jego otoczenie, które nienawidzi ludzi i za wszelką cenę chce te gatunek zniszczyć. Callie ma jednak pewnych sprzymierzeńców, którzy kilka razy ratują ją z opresji. Gdy książę stawia ją przed trzema koszmarnie niebezpiecznymi wyzwaniami, wydaje się, że jej dni są policzone.

To co mnie irytowało to określanie zawodu bohaterki w formie żeńskiej chodzi na przykład o słowo „naukowiec”, który tutaj jest jako „naukowczyni”, albo „biolożka”, „biotechnolożka”, co brzmi sztucznie i dziwnie. Wiem, że teraz jest taka moda, by wszystko feminizować, ale z niektórymi słowami to trochę przesada i wychodzą z tego dziwne sformułowania.

Niektóre zachowania Mrocznego księcia były niezrozumiałe. Z jednej strony ją nienawidzi, co daje jej mocno poczuć, wręcz bywa odpychający i okrutny, a drugiej strony wyraża zainteresowanie jej osobą i coraz bardziej ona go fascynuje. Tylko dlaczego zadaje jej tyle cierpienia i to daje mu satysfakcje? Dlaczego nie próbuje jej pomóc? To kłóciło się z jego odczuciami, więc zabrakło mi tutaj przełomowego momentu, gdy zaczyna się w nim dokonywać przemiana, która zresztą nie do końca została wyeksponowana dostatecznie. Nie mniej jego postać jest wyrazista i bardzo dobrze nakreślona. Czuć wyraźnie zalegający w jego duszy mrok, jaki ma w sobie a dodatkowo opisy jego wyglądu, emanacji zła są bardzo plastyczne, działające na wyobraźnię.

Byłam niejednokrotnie zaskoczona obrotem sytuacji i tym, co wymyśliła pisarka dla swojej bohaterki. Niejednokrotnie poddaje ją różnym próbom, którym zwykły człowiek nie dałby rady sprostać. Jednak Callie okazuje się silną osobowością wbrew temu, co mogliśmy przeczytać o niej w pierwszych rozdziałach, a już całkowicie jej wizerunek nabiera zaskakującego charakteru w finałowych scenach, które mnie nie tylko zaskoczyły, ale zdziwiły, bo nie spodziewałam się takich rozstrzygnięć. Widać jednak, że nie jest to koniec tej historii, lecz jej początek, gdyż pojawiają się zagadkowe kwestie i niejasne sytuacje. Finał mnie w pewnym sensie zawiódł, ale nie dlatego, że był zły, ale dlatego, że spodziewałam się zupełnie innego wyjaśnienia tego, co przeżywała bohaterka i jakie podjęła działania. Jednocześnie zaintrygował mnie pojawiającymi się zagadkami, więc jestem ciekawa dalszej historii Callie i Mendoxa. Autorka pozostawiła nas w pewnej niepewności i z wieloma pytaniami, a na odpowiedzi musimy poczekać do ukazania się drugiej części serii „Światło i mrok”.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar

„W mroku można znaleźć piękno, tak jak w świetle czasem kryje się groza”

Elfy z reguły przedstawiane są w świecie fantasy, jako świetliste, pełne delikatności i dobroci istoty, które nie mają złych zamiarów wobec innych osób, a tym bardziej ludzi. Przedstawiane z reguły jako małe osóbki ze spiczastymi uszami, urokliwymi oczami, emanujące pięknem, zarówno zewnętrznym, jak i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha. Jednego był pewien. Gdyby jednak czas się cofnął i miał ponownie zdecydować, zrobiłby dokładnie to samo.”

Wojna to nie tylko bezpośrednie działania na froncie, ale także ogromna praca wywiadowcza, dzięki której można było przeprowadzić wiele zadań, by zyskać przewagę nad wrogiem. I tego typu historię opowiada nam powieść pt. ”Dolina szpiegów”, która już swoim tytułem wskazuje na charakter głównych wątków. Nie jest to jednak tylko i wyłącznie jedyny temat tej opowieści, gdyż wraz z nim przeplata się motyw romansu.

Od razu, gdy tylko zaczęłam czytać tę książkę skojarzyłam jej bohatera z najbardziej znanym agentem w służbach niemieckich, czyli Hansem Klossem. Jednak to tylko pozorne podobieństwo. Bohaterem jest kapitan Abwehry Carl von Wedel, który pracuje dla polskiego wywiadu pod pseudonimem „Amber”. Nie jest, tak jak Kloss, Polakiem, lecz pochodzi z niemieckiej szlachty z Holsztynu. Jego rodzice osiedlili się w Korytowie, gdzie na świat przyszedł Carl. Jak to się stało, że trafił w szeregi Abwehry jako szpieg, o tym dowiadujemy się w trakcie lektury, więc nie będę tutaj tego przytaczała.

Teraz, na tajnej naradzie dowiaduje się, że pewien niemiecki agent działający na terenie Wielkiej Brytanii udaremnił aliantom operację przeciw Niemcom. Wie tylko, że jego pseudonim to „Lothar”, ale i tak przesyła meldunek do swojego wydziału wywiadowczego mieszczącego się w Londynie. Akcja coraz bardziej się zawiązuje, chociaż początkowo było, według mnie, zbyt dużo długich opisów dotyczących działań szpiegowskich. Akcja rozwija się bardzo powoli, ale z czasem dałam się wciągnąć w jej nurt.

Książka nie jest cały czas energiczna, z szybką akcją czy nagłymi jej zwrotami, ale z pewnością wielokrotnie przebieg wydarzeń mnie zaskoczył i nie wszystko potoczyło się tak, jak to założyłam. Sięgając po tę powieść trzeba przygotować się na dłuższą przygodę z udziałem bohaterów oraz na porcję wielu informacji o wojennych zawiłościach, politycznych strategiach i szpiegowskich planach. Momentami było tego za dużo, tak jak za dużo pojawiało się nazwisk i stopni wojskowych, co jest oczywiście nieodzowne, gdyż wszystko dzieje się przecież w czasie wojny, właściwie w jej ostatniej fazie, czyli w 1944 roku.

To opowieść, która doskonale ujmuje zdanie na okładce, że jest to „powieść o walce wywiadów, bohaterstwie, zdradzie i miłości” i te elementy znajdziemy na kartach „Doliny szpiegów”. Wątek miłosny związany jest z Lotte Jung dwudziestojednoletnią dziewczyną pochodzącą ze starego mieszczańskiego rodu z Augsburga. Dla Carla liczy się w tej znajomości to, że jest ona córką generała Waltera Junga, który służy w Zarządzie Dowodzenia Wehrmachtu. Z początku zainteresowanie jej osobą było związane z zadaniem, jakie miał do wykonania. Dziewczyna bowiem pracuje jako sekretarka Einsatzeitera, generała brygady kierującego działem Organizacji Todta, która dostarcza materiały budowlane i siłę roboczą do budowy obiektów obronnych na froncie wschodnim, więc była idealnym źródłem informacji. Z czasem on uświadamia sobie, że piękna Lotte jest mu bliższa, niż sądził.

Na okładce książki, na jej froncie widnieje adnotacja, że „Wreszcie mamy autora na miarę Ludluma czy Folletta”. Z tą opinią mogę się zgodzić, chociaż nie do końca, gdyż zupełnie w innym tempie toczy się akcja, niż w powieściach wspomnianych pisarzy, którzy, nawiasem mówiąc, są jednymi z moich ulubionych. Czy dołączy do nich pan Robert Michniewicz? Czas pokaże. Niewątpliwie jest to satysfakcjonująca lektura dla miłośników historii dziejących się w czasie II światowej z wywiadem na pierwszym planie.

Autor, pan Robert Michniewicz to były oficer polskiego wywiadu, który w 1984 roku ukończył Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadowczych, a w polskim wywiadzie przepracował 23 lata, z czego 11 lat za granicą. Udzielał się na na Bliskim Wschodzie, w Ameryce i Europie. Jego doświadczenie było z pewnością bardzo pomocne w pisaniu tej powieści, dlatego powieść sprawia wrażenie wiarygodne. W swoim posłowiu pisarz zaznacza, że to, o czym czytaliśmy na ponad 650 stronach, jest wytworem jego wyobraźni, ale przekazał nam wiele ze specyfiki prawdziwej pracy wywiadowczej. Z rozmysłem nie doprowadził wszystkich wątków do końca pozostawiając dużo pytań, ale ma zamiar napisać ciąg dalszy losów bohaterów, ale osadzonych już w innych realiach, tym razem powojennych, które niekoniecznie były czasem spokojnym.

Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Czarna Owca
oraz PRart Media Bogna Piechocka

„Człowiek, nawet jeśli ma cel obiektywnie pozytywny, to zawsze będąc szpiegiem, dopuszcza się zdrady: ojczyzny, narodu, przyjaciół, również tych, których kocha. Jednego był pewien. Gdyby jednak czas się cofnął i miał ponownie zdecydować, zrobiłby dokładnie to samo.”

Wojna to nie tylko bezpośrednie działania na froncie, ale także ogromna praca wywiadowcza, dzięki której...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,


„Czasami żeby pokonać diabła, musisz stać się jego przyjacielem.”

W życiu niemal każdego z nas pojawia się taki dzień lub wydarzenie, które całkowicie odmienia to, co do tej pory znaliśmy. Takie przełomowe momenty ukierunkowują nasze ścieżki, wyznaczają kierunek, bywają ważnymi punktami na naszej mapie życia, ale też zdarza się, że wywracają wszystko do góry nogami i niszczą to, co było piękne. Tak zdarzyło się u bohaterów książki pt.: „Opuszczę ją po śmierci”, u których w pewnym momencie został zburzony znany, nastoletni świat.

Czternaście lat temu Rosie i James byli nierozłączni. Mieli po czternaście lat i połączyła ich wielka miłość. Wiedli szczęśliwe, bezproblemowe życie nastolatków. On urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale wychował się w Meksyku, w Toluce pod opieką mamy Rosaline i jej przyjaciela Riccardo. O ojcu matka nie chciała nigdy rozmawiać. James chodził do ogólniaka, dorabiał w warsztacie samochodowy, miał przyjaciela Stevena i ukochaną dziewczynę.

Ona urodziła się we Włoszech, ale po śmierci ojca musiała z matką Emily wyjechać do Meksyku, porzucając wszystko, co do tej pory miała w życiu. Z czasem dowiedziała się, że ojciec zginął z rąk mafii, a Emily była zmuszona uciekać w bezpieczne miejsce, a takim okazała się Toluca. Tutaj poznała swoją wierną przyjaciółkę Stacey i Jamesa. Razem uczęszczały do liceum, a Rosie marzyła, by studiować medycynę.

Wszystko zmieniło się pewnego marcowego dnia, gdy ojciec Jamesa przypomniał sobie o nim i nakazał swoim ludziom sprowadzić go do Bolonii, wbrew jego woli. Nie miał wyjścia, więc dwa miesiące później, ze swoim przyjacielem wyjeżdżają z Meksyku, rozpoczynając nowy etap życia, a tym samym porzucając przyjaciół i beztroskie życie. Rosie przez wiele lat łudziła się, że ukochany wróci, a gdy nadzieja umarła, ona postanowiła ułożyć na nowo. Teraz, gdy minęło 14 lat od ich rozstania, jest związana z Marco od dwóch lat, a James nosi obecnie imię Ermanno i jest nazywany Aniołem Śmierci. Wykonuje rozkazy ojca, którego nienawidzi, a z dawnego chłopaka nie pozostał żaden cień. Jedynie pamięć o Rosie jest żywa.

Okładka książki wzbudza niepokój, chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się delikatna i spokojna, ale gdy przyjrzymy się jej bliżej, widać na niej ślady krwi. Nie jest to zatem słodki romans, lecz opowieść o miłości z mafią w tle. Swoją formą i przebiegiem zdarzeń odbiega od znanych standardów w tego typu powieściach i dla mnie było to miłym zaskoczeniem. Na pierwszy plan wysuwa się historia Rosie i Jamesa, ale też mamy możliwość śledzić drugoplanowe osoby i ich relacje, jeżeli chodzi o Stacey i Steven, którzy także mają za sobą dramatyczne przeżycia. Czytało mi się o ich perypetiach bez większych problemów, gdyż autorka ma styl przykuwający uwagę. Nie oszczędza bohaterom zmartwień i trudnych sytuacji, a nam, czytelnikom dostarcza wielu emocji, powodując wzrost napięcia i obawy o ich życie.

Wszystko wskazuje na to, że jest to debiut pani Joanny Lingi, o której niewiele wiadomo, ale życzę, by jej kariera pisarska nie skończyła się tylko na jednej książce. Ma ona duży potencjał i świetne pomysły, które potrafi przelać na papier. Oczywiście można zawsze do czegoś się przyczepić, chociażby do tego, że nie wszystko jest realne i możliwe do zaistnienia w rzeczywistości. Zastanawiałam się też, dlaczego autorka stworzyła bohaterów, którzy mają na początku fabuły po czternaście lat, podczas gdy ich problemy i podejście bardziej pasowałoby do nieco starszych osób. Tajemnice, które wychodzą w trakcie lektury byłyby wówczas bardziej wiarygodne, gdyby mieli oni chociażby po 16 lub 17 lat.

Zakończenie wskazuje, że pani Joanna Linga nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w tej historii, mimo że niektóre wątki zostały doprowadzone do końca, ale jest jeszcze trochę do wyjaśnienia i rozwinięcia. Na okładce ani w opisie nie ma wprawdzie informacji, czy to jest początek serii, czy jednotomowe wydanie, ale zakończenie sugeruje kontynuację. Historia nie jest wprawdzie realna, ale autorce udało się pokazać zło tkwiące w drugim człowieku, ale też siłę miłości, która potrafi się mu przeciwstawić.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res


„Czasami żeby pokonać diabła, musisz stać się jego przyjacielem.”

W życiu niemal każdego z nas pojawia się taki dzień lub wydarzenie, które całkowicie odmienia to, co do tej pory znaliśmy. Takie przełomowe momenty ukierunkowują nasze ścieżki, wyznaczają kierunek, bywają ważnymi punktami na naszej mapie życia, ale też zdarza się, że wywracają wszystko do góry nogami i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

„W lesie gęstym, ciemnym jak noc
Wiedźma spieszy, chce odzyskać swą moc"

Czasami okazuje się, że nie trzeba używać zbyt dużo zbędnych słów, by opowiedzieć tak wiele, jak zrobił to autor książki „Wyjąca wiedźma”. W skondensowanej formie pan Adam Szymkiewicz stworzył wciągającą kryminalną zagadkę z paranormalnym wątkiem i to ten element wysuwa się w niej na pierwszy plan.

Od razu jesteśmy wrzuceni w akcję, która dzieje się 19 lipca 2003 roku, gdy dwaj policjanci: Aleks i Robert gonią mężczyznę winnego śmierci kilku osób w brutalny sposób. Każda z ofiar została oznaczona numerem, wyznaczającym kolejność popełnianych zbrodni. Ujętego psychopatę prasa nazwała „Szalonym Jasiem”, a jego skazanie powoduje, że Aleks zaczyna słyszeć jakiś kobiecy głos wymawiający jego imię, ale to ignoruje, tłumacząc to zmęczeniem. Wkrótce dowiaduje się od pewnego księdza o legendzie, która sięga wydarzeń sprzed tysiąca lat.

„Wyjąca wiedźma” to debiut pana Adama Szymkiewicza, o którym znalazłam informację, że lubi horrory, jednak to jego pierwsze pisarskie dzieło nie jest nim w pełni. To opowieść, którą czyta się szybko i wystarczy na to jeden wieczór, gdyż nie jest to gruba książka, a raczej o niewielkiej objętości książeczka. Na niecałych 170 stronach w skondensowanej formie podążamy tropami I nie jest tutaj istotny tok śledztwa, lecz wszystko to, co się wokół niego dzieje. Ewidentnie widać, że przyczyną śmierci osób nie tkwi w realnych ramach, lecz wybiega ono poza naszą rzeczywistość. To pokazuje, że istnieją na tym świecie sprawy, w które trudno uwierzyć i które nie sposób zrozumieć i wyjaśnić racjonalnie.

Kryminalny watek autor otoczył tajemniczą otoczką o charakterze fantasy, mający swoje źródło w klątwie, jaka łączy teraźniejszość z przeszłymi wydarzeniami sprzed wielu wieków. Zabrakło mi przy tym rozwinięcia niektórych wątków, chociażby dotyczący przeszłości Roberta i Aleksa, gdy byli w domu dziecka. Również wątek romansu, jaki też się w pewnym momencie pojawia, jest bardzo pobieżny i skromnie zaznaczony, więc była to dla mnie historia niepełna, chociaż doprowadzona do końca z mocnym, ekspresyjnym zakończeniem. Sądziłam też, że wyjaśni się kwestia tego, dlaczego akurat Aleks ponosi skutki klątwy, ale też pada pod koniec książki kilka pytań, które są bez odpowiedzi, więc byłam zdziwiona napisem na ostatniej stronie, że „Wyjąca wiedźma” to dopiero pierwsza część serii. Jestem zatem ciekawa jaki pomysł ma autor na dalsze wydarzenia i mam nadzieję na nieco dłuższą formę drugiego tomu.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„W lesie gęstym, ciemnym jak noc
Wiedźma spieszy, chce odzyskać swą moc"

Czasami okazuje się, że nie trzeba używać zbyt dużo zbędnych słów, by opowiedzieć tak wiele, jak zrobił to autor książki „Wyjąca wiedźma”. W skondensowanej formie pan Adam Szymkiewicz stworzył wciągającą kryminalną zagadkę z paranormalnym wątkiem i to ten element wysuwa się w niej na pierwszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Łatwo o czyjąś sympatię i aprobatę, gdy wszystko idzie dobrze. Gorzej, gdy pojawiają się kłopoty. To właśnie dopiero wtedy można ujrzeć prawdziwą twarz drugiego człowieka."

O Joannie Jax, jako pisarce słyszałam wiele pozytywnych słów i czytałam wiele zachwytów nad jej książkami, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by poznać jej twórczość, bez zastanowienia z tego skorzystałam. W moje ręce trafiła powieść „Kair, czwarta rano”, która jest drugą częścią dylogii „Czas zapomnienia”. Zamawiając ją w nakanapie.pl wydawnictwo obiecało, że będzie część pierwsza wraz z nią, ale niestety tak się nie stało, więc postanowiłam mimo wszystko ją przeczytać, bez znajomości wcześniejszych wydarzeń. I było to trudne, bo najpierw musiałam zorientować się kto jest kim i o co chodzi. Zapowiadane w opisie morderstwa już się wydarzyły w „O północy w Berlinie” i to też było mylące. Nie mam zatem porównania do niej, więc jedynie odnoszę się do tego, jak odebrałam niniejszą książkę.

Zastajemy Ann-Karin Schneider ukrywającą się pod nazwiskiem Karen Brenen i Connora Evansa, których kiedyś łączyła gorąca miłość. Jednak pewne wydarzenia doprowadziły do tego, że Karen znienawidziła Connora i przestała mu ufać. Na długi czas ich drogi się rozeszły, jednak teraz, gdy od prowadzi śledztwo w sprawie morderstw, ponownie los ich zetknął. Po łączącym ich uczuciu nie zostało nic. Ona wciąż oskarża go o czyny, których on nie popełnił. Podobnie Evans oskarża swoją dawną kochankę o zbrodnię, ale nie potrafi oddać ją w ręce sprawiedliwości. Zapewnia ją, że udowodni jej, że nie jest winny temu, co zrujnowało życie Karen. Ja od razu uwierzyłam Connorowi i domyśliłam się, prawdy i z czasem nabrałam podejrzenia co do sprawcy przestępstw, co pokazuje, że nie warto wyciągać zbyt pochopnych wniosków, co zrobiła Ann-Karen, czym mnie do siebie zniechęciła. Zachowywała się irracjonalnie, zbyt emocjonalnie, a przez to wpakowała się w kłopoty.

„Tam, gdzie w grę wchodzą duże pieniądze, nie ma sentymentów.”

Fabuła nie od razu mnie porwała, być może dlatego, że nie znałam części pierwszej i nie wszystko od razu było dla mnie jasne. Mimo jej nieznajomości, po początkowej dezorientacji, z powodzeniem odnalazłam się w dalszej części powieści. Jej akcja toczy się raczej umiarkowanie, z niewielkimi zrywami i jest umiejscowiona w dwóch przestrzeniach czasowych. Pierwsza płaszczyzna to Berlin w roku 1947, a więc krótko po wojnie. Rozgrywają się w nim bieżące wątki związane z rozwiązaniem kryminalnej zagadki i dalszymi losami relacji między głównymi bohaterami. Przeplatają się z nimi wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat, jakie miały miejsce w niemieckiej kolonii w południowo-zachodniej Afryce i Kairze w latach przedwojennych, sięgających czasów sprzed I wojny światowej i łączących się z ciągiem zdarzeń biegnących aż do bieżących wątków. Cofamy się aż do 1912 roku, by poznać I to tam źródło obecnych wydarzeń i kłopotów bohaterów.

Dylogia „Czas zapomnienia” to udane połączenie kryminału retro z romansem i sensacją, ale też historycznymi wątkami ukazującymi sytuację na terenach zajętych przez okupantów w Afryce. Autorka oddała też klimat powojennego Berlina, gdzie trudno znaleźć miejsce bez zniszczeń, ale mimo to powoli ludzie powracają do swoich codziennych spraw. Wśród nich są i tacy, u których przeważa chęć zysku za wszelką cenę, ale przebieg wydarzeń pokazuje, że chciwość nigdy nie popłaca.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl

"Łatwo o czyjąś sympatię i aprobatę, gdy wszystko idzie dobrze. Gorzej, gdy pojawiają się kłopoty. To właśnie dopiero wtedy można ujrzeć prawdziwą twarz drugiego człowieka."

O Joannie Jax, jako pisarce słyszałam wiele pozytywnych słów i czytałam wiele zachwytów nad jej książkami, więc gdy tylko nadarzyła się okazja, by poznać jej twórczość, bez zastanowienia z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich,
czyli ten, kto ostatecznie umrze ostatni.”

Każdy z nas chodził do szkoły przez wiele lat, w czasie których poznawał mnóstwo osób. Z jednymi relacje układały się dobrze, z innymi nieco gorzej, a byli i tacy, z którymi w ogóle nie nawiązywało się żadnych bliższych znajomości. Jakiekolwiek by one nie były, po latach, już jako dorośli ludzie z nostalgią wracamy do czasów, gdy dopiero wchodziliśmy w dorosłość, a tym samym rodzi się ciekawość, co dzieje się u naszych kolegów i koleżanek z klasy i szkoły, do której razem chodziliśmy. Z tego względu chętnie organizowane są spotkania klasowe po latach, by powspominać dawne czasy i pogadać o aktualnych sprawach. Takie spotkanie postanowili zorganizować bohaterowie książki pt.: „Ostatni”, którą czytałam w formie elektronicznej, ale jest ona dostępna też w wersji papierowej.

Rysiek, Michał, Marcin, Piotr, Bartek, Olek, Filip i Jacek to ośmiu kumpli znający się ze szkoły średniej, wychowani na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, stanowią główne postacie tej powieści. Każdy ma za sobą inny życiowy bagaż wypełniony wspomnieniami z czasów szkolnych i w różny sposób radzący sobie z obecnymi realiami. Ich młode lata przypadły na przełomowe lata PRL-u, co zderzyło się z przemianą nie tylko ustrojową, ale też obyczajową, technologiczną i społeczną. Wraz z ich wzrastaniem i wchodzeniem w dorosłość następowały też zmiany w Polsce, o których też dowiadujemy się poprzez ich rozmowy i powroty do przeszłości. Ostatni raz widzieli się 15 lat temu i teraz stwierdzają, że to zdecydowanie jest za rzadko. Marcin rzuca pomysł częstszego spotykania się oraz założenia funduszu ostatecznego, na który będą przesyłać co miesiąc ustaloną kwotę, a jej całą uzbieraną sumę zbierze ten, kto z nich będzie żył najdłużej.

Szczerze pisząc, zupełnie czegoś innego się spodziewałam, po tym, jak przeczytałam blurb książki „Ostatni”. W jej krótkim streszczeniu głównego wątku pobrzmiewała groźna nutka i raczej oczekiwałam kryminalnej historii niż obyczajowej, a taką okazała się ta powieść. Byłam nastawiona na dynamiczną akcję i takiej nie otrzymałam. Pomysł z ustanowieniem funduszu miał ogromny potencjał, ale autor raczej postawił na ukazanie ośmiu męskich portretów ludzi, którzy po latach mają zupełnie inne postrzeganie rzeczywistości, niż to miało miejsce w czasach szkoły. Wraz z nimi poznajemy też inne osoby, które są związane z ich losami i wyłaniają się w trakcie opowiadania.

Każdy z bohaterów przedstawiony został w osobnych rozdziałach a ich wspólne losy ułożone aż w dziesięciu częściach, w których stopniowo odsłaniane są nam kolejne płaszczyzny fakty z życia poszczególnych osób. Poznajemy ich coraz lepiej i razem z nimi przeżywamy ich problemy, dylematy i codzienne sytuacje. Przebywamy z nimi od października 2018 roku, gdy mają oni po 45 lat, a kończymy w czasach pandemii w 2022 roku.

Całość prowadzona w narracji trzecioosobowej, a to daje możliwość ukazania w jednym czasie reakcji każdej ze stron. Fabuła toczy się wolno, gdyż wypełniają ją rozważania poszczególnych bohaterów, wspomnienia, wyjaśnienia, ale też opisy ich sytuacji czy sposobu myślenia. Dozowałam tę powieść po kawałku, gdyż nie byłam w stanie za jednym razem pochłonąć większej partii materiału. Powieść ma męski charakter, a kobiety są jedynie jednym z elementów życia bohaterów.

„Ostatni” to powieść złożona z różnych części, niczym puzzle, w których każdy element jest inny, ale razem tworzą wspólny życiowy wizerunek ludzi ze szkolnej ławy. Pan Maciek Bielawski stworzył opowieść na podstawie ośmiu męskich portretów pokolenia lat 70. XX wieku, które niejako są odzwierciedleniem polskich realiów, zarówno obecnych, jak i sprzed kilkudziesięciu lat. Opowiada o czasie przemian, czasie dorastania a wraz z nim o realizmie życia, który nie raz mija się z tym, co planujemy w młodości. Plany układane w przeszłości, gdy mamy po kilkanaście lat, często weryfikuje życie, a podejmowane decyzje mają wpływ na wiele spraw, które ukierunkowują nasze życie.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater

„Całość zgarnie ten, kto przeżyje wszystkich,
czyli ten, kto ostatecznie umrze ostatni.”

Każdy z nas chodził do szkoły przez wiele lat, w czasie których poznawał mnóstwo osób. Z jednymi relacje układały się dobrze, z innymi nieco gorzej, a byli i tacy, z którymi w ogóle nie nawiązywało się żadnych bliższych znajomości. Jakiekolwiek by one nie były, po latach, już jako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica

W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo symboliczny i doskonale współgra z tym, co działo się w czasie ich panowania. Podsumowaniem tego jest wniosek, że „Jagiellonowie nie potrafili wytworzyć wysokiej kultury politycznej ani zmusić się do solidności w rządzeniu krajem na miarę Piastów.”

Wraz ze śmiercią Kazimierza III Wielkiego w dniu 5 listopada 1370 w Krakowie skończyła się też dynastia piastowska. Był to bowiem ostatni monarcha z dynastii Piastów zasiadający na tronie Polski. Po nim nastał burzliwy czas, po którym władzę królewską objął Władysław II Jagiełło. Dziś jest to dla nas zdarzenia ważne i przełomowe w naszych dziejach, ale w tamtych czasach nie wszystko przebiegało tak prosto i bezkonfliktowo. Autor nakreśla nam ówczesną atmosferę i wydarzenia, które doprowadziły do tego momentu. Przedstawił w swojej książce charakterystykę prawie 200 lat rządów prowadzonych przez rodzinę Jagiellonów, ukazując ich cienie i blaski, które miały wpływ na wiele kluczowych wydarzeń.

Po kolei poznajemy losy Władysława II Jagiełło, Władysława III Warneńczyka, Kazimierza IV Jagiellończyka, Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka, Zygmunta I Starego, Zygmunta II Augusta i Anny Jagiellonki. Każda z nich została przedstawiona w osobnych rozdziałach, obszernie opisujących dany okres historyczny, ukazując nam charakterystyczne cechy władców, ich wady i zalety, ale też innych osób, które były związane z ich panowaniem i życiem. Obrazowo rysuje tło historyczne, obyczaje, polityczne strategie, intrygi, rodzinne koligacje, które pozwalają poczuć atmosferę wówczas panującą. Całość uzupełniają liczne ilustracje i ryciny, co pozwala na wyobrażenie sobie opisywanych czasów.

Pan Sławomir Leśniewski jest wprawdzie z zawodu adwokatem, ale widać, że historia to jego pasja, która od wielu lat mu towarzyszy. To zaowocowało bagażem doświadczeń w popularyzowaniu dziejów naszej ojczyzny m.in. poprzez książki, których ma na swoim pisarskim koncie kilkanaście. Jego opracowanie tematu jest godne podziwu. Autor wykonał niesamowicie pracochłonny przegląd okresu panowania Jagiellonów, podpierając się nie raz znanymi autorytetami w dziedzinie historii. Pisze w sposób intrygujący, wciągający, ukazując nam różne epizody, ciekawostki, historyjki, anegdoty i fakty bardziej znane oraz te mniej popularne. Ukazuje Jagiellonów jako ród, który nie zawsze miał na uwadze dobro ogółu, a raczej przekładający „uciechy stołu i łoża nad sprawami państwa”. Są wśród nich zasłużeni chwałą władcy, ale też tacy, których rządy budzą nie stanowią chluby dla ich działań. Jawi się więc dynastia, która pozostawiła po sobie mnóstwo niezałatwionych spraw, ale też ogrom narastających problemów, które wpłynęły na kolejne pokolenia

Pan Leśniewski w ciekawy sposób opowiada o ich losach, zdradzając sprawy, o których nie usłyszymy na lekcjach historii. Przede wszystkim opisuje ludzi takimi, jacy byli, nie tylko z punktu majestatu królewskiego, jak to przedstawiają nam w suchy sposób szkolne podręczniki, ale jako ludzi z krwi i kości, z ich ułomnościami, popełniającymi błędy, nie zawsze postępującymi w sposób uczciwy i szlachetny.

„Jagiellonowie zeszli ze sceny cicho. Bez fanfar i nie podejmując walki o polityczne przetrwanie, jak uczynili to Piastowie. Opuścili ją jakby zawstydzeni tym, co po nich zostaje.”

Na lekcjach historii nigdy nie jesteśmy w stanie dokładnie wgłębić się w jakikolwiek okres naszej przeszłości, gdyż po prostu nie ma na to czasu. Poza tym podręczniki traktują zagadnienia powierzchownie, wyróżniając jedynie najważniejsze fakty i daty z danego okresu. Nie zawsze przedmiot historii jest ulubionym działem wśród uczniów, ale to dlatego, że fascynujące losy Polski nie są przedstawiane w jakiś ciekawy sposób, który wciągnąłby w swoje odmęty wypełnione pasjonującymi wydarzeniami. Z tego względu takie publikacje jak te pisane przez pana Sławomira Leśniewskiego zasługują na uwagę, gdyż w przystępnej formie pozwalają lepiej poznać naszych przodków, których decyzje i życie wpłynęły na to, jak obecnie wygląda nasz świat.

Egzemplarz książki otrzymałam od portalu Sztukater

„Za Jagiellonów nie naród zawiódł,
lecz władza.” - Paweł Jasienica

W 2023 roku ukazała się publikacja poświęcona rodowi Piastów pt. „Drapieżny ród Piastów”, a po jej niewątpliwym sukcesie czytelniczym, pan Sławomir Leśniewski postanowił przybliżyć nam kolejny fascynujący okres naszych dziejów w swojej najnowszej książce „Jagiellonowie. Złoto i rdza”. Podtytuł jest bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„błędy są nieodłącznym elementem życia każdego z nas. To na nich się uczymy, to one nas zmieniają.”

Rzadko piszę krytyczną recenzję, zwłaszcza jeżeli chodzi o debiuty. Niejednokrotnie miałam do czynienia z naprawdę dobrymi powieściami napisanymi przez początkujących pisarzy. Zawsze mnie coś w każdej książce intryguje, więc mam za każdym razem powody, by dostrzec coś wartościowego w treści. Z niniejszą miałam jednak problem, bo książka nie spełniła moich oczekiwań i nie potrafiłam się w nią zaangażować. Dałam jej 3 punkty na 6 ze względu na pomysł na tę historię. Gdyby była napisana nieco inaczej, wówczas naprawdę mógłby być to hit czytelniczy. Przyciągająca wzrok okładka i ciekawy opis redakcyjny skutecznie zachęciły mnie do sięgnięcia po powieść „Nie należę do Ciebie” a do tego tytuł bardziej by pasował, gdyby na przykład brzmiał: „Nie zakochaj się we mnie". Po jej przeczytaniu pojawiła się refleksja, że nie wystarczy mieć pomysł na książkę, trzeba jeszcze umieć przełożyć swoje myśli na papier.

Bohaterami, którzy naprzemiennie opowiadają nam o tym, co dzieje się na jej kartach są Scarlett Roberts i Silas Evans. On mieszka w Bostonie od urodzenia, czyli przez 19 lat. Tutaj się uczy, ma swoje grono znajomych i przyjaciół, więc z tym miastem wiąże swoją przyszłość. Teraz jest w ostatniej klasie szkoły średniej, do której uczęszcza od jakiegoś czasu chętniej, odkąd cztery miesiące temu pojawiła się w niej pewna dziewczyna, a jest nią Scarlett. Jego przyjaciel, Max ostrzega go, że jest ona dziwna, stroni od ludzi i trudno z nią nawiązać kontakt. I faktycznie. Silas się o tym wkrótce przekonuje, ale w niedługim czasie ich relacja zmienia się i zawiązuje się między nimi przyjaźń. Ona bowiem nie chce angażować się w żadne głębsze związki i od razu stawia warunek, by Silas obiecał, że nigdy się w niej nie zakocha. Jej zasady zostają wystawione na próbę, gdy na jej drodze pojawia się Chris Parker, który od początku stanowi dla niej zagadkę, ale jednocześnie zaczyna ją intrygować powód jego zainteresowania jej osobą. Okazuje się, że chłopak wie o niej więcej, niż mogłaby przypuszczać.

Zaczyna się wzruszająco, wspomnieniem o zmarłym dziadku, ale nie wiem co to ma wspólnego z treścią książki. Nie ma do tego nawiązania, ani w żadnym momencie nie spotyka się ten wątek z toczącą się historią, więc nijak ma się do treści książki, której fabuła toczy się wokół zupełnie innych zdarzeń. W pewnym momencie stwierdziłam, że jestem znużona opisywaną historią, a mam za sobą dopiero niewiele ponad 1/3 jej objętości, a przed sobą jeszcze ponad 300 stron. Mimo to przeczytałam książkę do końca, gdyż miała w sobie kilka intrygujących epizodów, a przede wszystkim byłam ciekawa, dlaczego Chris nagabuje Scarlett i co z tego wyniknie.

Przede wszystkim w tej historii zabrakło mi dynamiki. Nieco lepiej jest w kilku ostatnich rozdziałach, ale ogólnie przytłacza zbyt duża ilość opisowych tekstów, a za mało jest akcji, a czasami zupełnie niepotrzebne opisy różnych czynności. Chociażby informacja, że Scarlett do godziny trzynastej zrobiła wszystko, co miała zrobić i nawet posprzątała całe mieszkanie. Wprawdzie autorka porusza niektóre sprawy, ale w sposób delikatny i niewystarczający, chociażby zagadnienie depresji i zachowania autodestrukcyjnego, ale to pojawia się jakby przy okazji, często niespodziewania, dając wrażenie, jakby autorka wpadła na ten pomysł na bieżąco, w trakcie pisania.

Czasami są niezrozumiałe sceny, np. Scarlett idzie do kina z Silasem i nagle otrzymuje smsa od Chrisa sugerującego, że one też ogląda ten sam film co oni. Bohaterka najpierw stwierdza w swoich myślach, że „Trudno jednak kogokolwiek zobaczyć, skoro w sali jest ciemno”, a gdy po seansie światła oświetlają kinową przestrzeń, ona „rozgląda się, ale czarnookiego już tu nie ma”, a przecież nawet nie była pewna, czy on tu jest.

Zbyt słabo została ukazana relacja z matką, właściwie prawie w ogóle jej nie było. Miałam często wrażenie, że dziewczyna mieszka sama i robi, co chce. Nie przekonała mnie do siebie swoim zachowaniem i swoimi problemami. Wszystko biegnie wolno, każda czynność i każdy dzień rozłożony jest na drobne elementy, a to wiąże się z długimi partiami tekstu bez dialogów. Opisowy charakter mają też prezentowane rozmowy, tzn, autorka raczej o nich opowiada, niż prezentuje. Niektóre sprawy wychodziły nagle, albo były za mało wyeksponowane, chociażby depresja bohaterki, o której ona wspomina jako swym złym doświadczeniu z przeszłości.

Wszystko biegnie wolno, każda czynność i każdy dzień rozłożony jest na drobne elementy, a to wiąże się z długimi partiami tekstu bez dialogów. Opisowy charakter mają też prezentowane rozmowy, tzn, autorka raczej o nich opowiada, niż prezentuje. Niektóre sprawy wychodziły nagle, albo były za mało wyeksponowane, chociażby depresja bohaterki, o której ona wspomina jako swym złym doświadczeniu z przeszłości. Dialogi często nic nie wnoszą do fabuły. Bywa na przykład tak, że dwie osoby się spotykają, by coś sobie wyjaśnić, ale tak naprawdę rozmowa sprowadza się do kilku zdań niczego niewyjaśniających i bohaterowie wracają do jakiś codziennych czynności, najczęściej do oglądania filmów lub przeglądania telefonu itp. Poza tym rozmowy są płytkie, zbyt ugrzecznione, zwłaszcza gdy rozmawiają faceci.

Ogromnie irytowała mnie Scarlett, która została wykreowana na samotnika z wyboru unikającego bliższych relacji. Jej postawa związana z unikaniem związków i zasada postawiona Silasowi, by on się w niej nie zakochał, była dla mnie irracjonalna, gdyż świadczy to o jej niedojrzałości emocjonalnej. Zawiodła się, bo chłopak, w którym się ona zakochała, nie odwzajemniał jej uczuć, więc się załamała. A przecież nawet się nie znali, on jej nie zauważał, gdy ona wodziła za nim wzrokiem i wzdychała do niego. Ten wątek został przedstawiony bardzo pobieżnie. Uważam, że nie był to powód do depresyjnego zachowania z okaleczaniem się włącznie. Do tego decyzje, jakie Scarlett podejmowała, także w ostatnich akapitach, były niezrozumiałe. Niby kocha, ale robi coś zupełnie przeciwnego. Poza tym prowadzi zakłamane, podwójne życie, oszukuje Silasa, ale ma do niego pretensje, że on nie był z nią szczery i ukrywał swoje sekrety. PRZECIEŻ ONA NIE JEST LEPSZA w tym momencie! I nie ma tu znaczenia rodzaj ukrywanych spraw!

Silas, chyba jedyny bohater, którego zaczęłam darzyć sympatią, ale jego historia też mnie zszokowała, bo jego przeszłość nie jest zbyt chwalebna. Ma bowiem na sumieniu decyzje, których dziś się wstydzi, ale ogólnie jest postacią, której nie da się nie lubić.

Jest jeszcze Chris, który otrzymał w tej opowieści drugoplanową rolę, a jest tutaj najbardziej intrygującą osobą. Jego osobowość miała być wykreowana na czarny charakter z mroczną duszą, ale niezbyt wyraźnie można było to poczuć i nie do końca z nim tak było.

W ogóle brakowało mi w tej powieści emocji. Nie wystarczy bowiem napisać, że „jestem przerażona”, czy „Ja naprawdę tego nie wytrzymam. Już i tak jestem wystarczająco spanikowana”, ale trzeba jeszcze umieć to pokazać, a tego mi zabrakło: emocji ukazanych w sposób sugestywny, plastyczny i mocny, więc trudno mi było poczuć to, co czuli bohaterowi. Gdy się po raz pierwszy spotykają, on obiecuje, że jej wyjaśni wszystko, gdy ona z nim pojedzie w jedno miejsce. Scarlett robi to bez zbytniego namysłu z naiwnością. Chris wywozi dziewczynę gdzieś do lasu nad jezioro i tak naprawdę nie mówi jej nic konkretnego. Następnym razem zawozi ją do jakiegoś domu i też nie mówi po co.

Poza tym nagminnie stosowane są stwierdzenia typu „blondynka” „blondyn, „szatyn”, „niebieskooka”, „czarnooki” itp. jako określenia osoby, o której jest mowa, lub która akurat się odzywa, czy robi jakiś ruch. Brzmi to sztucznie i niestety, jest coraz częstym trendem wśród młodych debiutantów. „Blondynka opuszcza wzrok”, „Blondyn nalegał”, „mój przyjaciel rozmawia z zielonooką”, „czarnooki nie odzywa się” itp.

Zaznaczam, że to moja subiektywna ocena i ktoś inny może ją odebrać inaczej. Według mnie autorka musi jeszcze wiele się nauczyć, gdyż ma z pewnością dobre pomysły, ale gorzej z wykonaniem. Do tego wszystkiego – bezsensowne zakończenie, a właściwie niedokończona opowieść i nie za bardzo rozumiem, dlaczego akurat ta scena była epilogiem. Z reguły to część fabuły, która ukazuje jakieś dalsze losy bohaterów, jest jakby podsumowaniem, a tu mamy niedokończoną scenę, co daje pole do kontynuacji, ale musiałaby być bardziej dopracowana. Mam nadzieję, że autorka weźmie te uwagi do serca i druga część tej historii będzie znacznie lepsza. O tym, że musi powstać ciąg dalszy tej historii, jestem przekonana, gdyż tak to wszystko nie może się skończyć.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„błędy są nieodłącznym elementem życia każdego z nas. To na nich się uczymy, to one nas zmieniają.”

Rzadko piszę krytyczną recenzję, zwłaszcza jeżeli chodzi o debiuty. Niejednokrotnie miałam do czynienia z naprawdę dobrymi powieściami napisanymi przez początkujących pisarzy. Zawsze mnie coś w każdej książce intryguje, więc mam za każdym razem powody, by dostrzec coś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”

Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku jednego z bohaterów książki „Desire or Defense”, która rozpoczyna trylogię o niektórych zawodnikach drużyny hokejowej. W wersji amerykańskiej poprzedzała ją nowela pt.: „Passion or Penalty” czyli „Pasja czy kara”, a dopiero potem ukazały się trzy główne tomy. U nas seria zaczyna się od „Desire Or Defense”, co oznacza „Pragnienie lub obrona” i wokół tego dylematu toczy się jej opowieść. Okładka tej książki, jak i tytuł wskazują na połączenie dwóch wątków: romansu i sportu, które jest jednym z moich ulubionych powiązań, gdyż to gwarantuje energiczną akcję i wiele emocji.

Mitch ma w sobie ogromne pokłady gniewu, nad którym nie potrafi zapanować, a do tego wciąż na wszystko narzeka, bo zawsze znajdzie się coś, co go denerwuje. Dlatego wszyscy postrzegają go, jako gderliwego, szorstkiego choleryka, z którym lepiej nie zadzierać. Ma, oczywiście, grono swoich kolegów i przyjaciół, z którym gra w drużynie hokejowej D.C. Eagles, co pozwala mu zapomnieć o swoich problemach i demonach. Nikt nie wnika dlaczego on taki jest, ale on też nie zwierza się nikomu ze swej przeszłości.

Źródło jego zachowania znajduje się w dzieciństwie Mitcha, a szczególnie wrażliwy jest, gdy ktoś pyta go o jego ojca. Wówczas natychmiast uruchamia się w nim niekontrolowana wściekłość. To właśnie ona spowodowała, że Mitch wdał się w bójkę podczas jednej z rozgrywek, po której zostaje odsunięty od udziału w piętnastu najbliższych meczach. A to dla niego jest kara niewyobrażalna, gdyż to oznacza dużo wolnego czasu, co wiąże się z bezczynnością i rozmyślaniem. Na szczęście zostaje skierowany na terapię do doktora Curtisa i w ramach poprawy wizerunku - na zajęcia z chłopcami, którzy grają w dziecięcej drużynie hokejowej WOMBAT. Wśród nich jest kilkuletni Noah, który jest dzieckiem cichym, zamkniętym w sobie, ale niezwykle inteligentnym i kochającym hokej. Mitch dostrzega w jego charakterze podobieństwa do siebie, gdy był w wieku Noaha.

Noahem opiekuje się prawnie jego rodzona siostra Andie, która po starcie rodziców robi wszystko, by jego brat wyszedł ze swej skorupy. Dla niej są ważne trzy rzeczy: Noah, praca i niezawodny samochód. Z dwoma pierwszymi sprawami radzi sobie dobrze. Gorzej ze sprawnym autem, które ma już swoja lata i czasami zawodzi.

Pracuje jako pielęgniarka, więc nie ma zbyt wiele czasu na przebywanie w domu i zajęcie się chłopcem. Pomaga jej przyjaciółka Ronda, z którą razem pracuje na OIOM-ie w szpitalu w Waszyngtonie. Kiedy tylko może, uczestniczy w zajęciach sportowych brata. Na jednym z nich reaguje gwałtownie widząc, jak nowy trener, czyli Mitch, źle odnosi się do swoich małych podopiecznych. Nie znając dobrze sytuacji, wpada na boisko i robi mu awanturę. Tak zaczyna się ich znajomość pełna wzburzeń, iskrzenia i wzajemnego zauroczenia.

Akcja książki toczy się głównie w środowisku hokejowej dyscypliny sportu, więc autorka musiała dobrze przygotować sobie to pole zdarzeń, gdyż związane z nim sytuacje na boisku sprawiają wiarygodne wrażenie. Do tego opisy pozwalają uruchomić pole wyobraźni i poczuć się tak, jakbyśmy byli na trybunach i obserwowali treningi oraz mecze. Drugim tłem fabuły jest praca w służbie zdrowia, a konkretnie w szpitalu na OIOM-ie, co z kolei podkreśla trudną służbę pracujących tam kobiet.

Pani Leah Brunner z lekkością, ale i w bardzo esencjonalnym stylu zestawiła ze sobą dwa trudne charaktery. Mitch to wulkan gniewu, który w każdej chwili może wybuchnąć, natomiast Andie nie zamierza mu ułatwiać życia i też potrafi pokazać pazurki uruchamiając swój zadziorny potencjał. Ich historia toczy się w różnym napięciu, otoczona emocjami, ale z czasem można było się spodziewać, jak ich relacja się rozwinie. Obserwowanie rozwoju ich znajomości, działania chemii uczuć i walka ze swoimi demonami z przeszłości dało mi dużą dozę satysfakcji z czytania.

Mitch dostrzega w pewnym momencie, że całe swoje życie spędził nie widząc światła nadziei na poprawę, a dopiero pojawienie się takiej osoby, jak Andie, rozjaśniło ciemność, która opanowała jego duszę.

„Desire or Defense” ma charakter komedii romantycznej, ale poruszane są w niej też trudne tematy, co sprawia, że nie jest to ckliwa i płytka historia. To opowieść o radzeniu sobie z samym sobą, ale też o dostrzeganiu pozytywów w codziennych trudnościach. Bardzo dobrze został ukazany potencjał, jaki tkwi u dzieci, które trzeba umieć dostrzec. Autorka przy tym stworzyła kilka ciekawych osobowości, które z pewnością poznamy w kolejnych tomach serii D.C. Eagles Hokej, pokazując trudną pracę nad sobą, by osiągać sukcesy na boisku.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Jaguar

„Jeśli nie będziesz mówił o różnych rzeczach, one zawsze pozostaną uwięzione w twojej głowie, a ty oszalejesz.”

Naturą ludzką jest zbyt szybkie przypinanie komuś łatek, które często są krzywdzące i zbyt powierzchowne, skupiające się tylko na tym, co można dostrzec tzw. „gołym okiem”. Nie mają one nic wspólnego z rzeczywistym charakterem, tak jak to dzieje się w przypadku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nie daj nikomu się powstrzymywać, życie jest zbyt krótkie. Buduj swoje imperium. Zabijaj smoki”

Pani Elle Kennedy ujęła mnie już raz swoją opowieścią w książce „The Deal. Układ”, która jest początkiem serii Off-Campus. Tam także fabuła osadzona jest w środowisku studenckim, ale połączona z hokejowymi wątkami. W oczekiwaniu na kontynuację, sięgnęłam po nowszą powieść tej autorki zatytułowaną „Kompleks grzecznej dziewczynki” , która jest pierwszym tomem trylogii „Avalon Bay”.

Dwudziestoletnia Mackenzie Cabot mieszka z rodzicami w Charleston i ma zaplanowaną przyszłość na każdym etapie swego życia. Wie jakie studia ma skończyć, co będzie robić w przyszłości, a nawet kto będzie jej mężem i jak będzie wyglądało jej życie w roli żony. Z tym, że nie są to jej oczekiwania i marzenia, lecz wytyczne bogatych rodziców. Dziewczyna wypełnia je właściwie bez zastrzeżeń, mając na uwadze zadowolenie mamy, ojca, swoich znajomych i Prestona, chłopaka, z którym jest od czterech lat. Próbuje też realizować swoje przedsięwzięcia, które są związane z działalnością w mediach społecznościowych. Z powodzeniem prowadzi serwis „Wpadki chłopaka”, zbierając za reklamy duże sumy pieniędzy. Mimo to najbliżsi, z Prestonem włącznie, nie popierają tej formy zarobku i naciskają na coś bardziej ambitnego. Preston studiuje od dwóch lat na prestiżowej uczelni Garnet College w Tally Hall, a teraz przyjeżdża do niej Mackenzie, by wypełnić kolejny punkt na liście życzeń rodziców.

Takie osoby jak ona, miejscowi nazywają klonami, bo wszyscy z tego bogatego środowiska zachowują się tak samo, uważając się za lepszych, gardząc biedniejszymi i zachowując się arogancko, a tutejszych mieszkańców nazywając lokalsami, z którymi nie warto nawiązywać żadnych znajomości. Do takich lokalsów należą bracia bliźniacy: Cooper i Evan Hartley, którzy mieszkają w pobliskim nadmorskim miasteczku Avalon Bay w domu na plaży. Obydwaj nienawidzą klonów, tak jak i inni z ich grona znajomych i przyjaciół

Cooper ma swoje marzenia i skrupulatnie gromadzi zarobione pieniądze, dorabiając w weekendy w „Barze na plaży” u Joego. Tego dnia, gdy go poznajemy, w piątkowy wieczór dochodzi do bójki między Cooperem, a jednym z zarozumiałych klonów. Jest nim Preston, który doprowadza do tego, że Cooper traci pracę. Pod naciskiem swoich przyjaciół zaczyna realizować ich plan zemsty, gdy dowiadują się, że Preston ma ładną narzeczoną. Zadaniem Coopera jest zdobyć serce Mackenzie i potem sprawić, by Preston się o tym dowiedział, a po wszystkim ma zerwać z dziewczyną kontakt. Jednak bliższe poznanie dziewczyny-klona pokazuje mu, że nie wszystkie osoby z bogatych studentów są takie same. Uświadamia sobie, że coraz bardziej jest zaangażowany w relację z dziewczyną, która tylko pozornie nie pasuje do jego środowiska.

„Kompleks grzecznej dziewczynki” to dobrze napisany romans w stylu YA, z którym spędziłam miło czas. To zasługa lekkiego pióra autorki i jak zwykle ciekawej historii osadzonej w społeczności młodych ludzi stojących u progu dorosłości, ale idących przez życie z całkowicie odmiennym bagażem życiowych doświadczeń.

Głównym tłem dla wydarzeń jest urokliwe nadmorskie miasteczko, w którym mieszkają ludzie doskonale znający się nawzajem, zawsze gotowi nieść pomoc na zasadzie „dzisiaj ty mi pomożesz, jutro ja tobie”. Takie podejście ich jednoczy, bo wiedzą, że w każdym momencie może zdarzyć się sytuacja, w której wzajemne wsparcie jest niezbędne. To jest bowiem region, który czasami nawiedzają silne huragany, więc dobrze jest mieć świadomość, że można polegać na sąsiadach.

Z tym klimatem zestawione są zasady panujące wśród wpływowych ludzi z kontem zasobnym w miliardowe zyski, ale tego, czego brakuje im, to poczucie wspólnoty. Tutaj ważne są pozory szczęśliwej rodziny, którą pokazuje się światu, a to, co jest niewygodne i odbiega od normy, chowane jest w eleganckich ścianach pięknych i luksusowych domów.

Zaletą fabuły jest niewątpliwie wartka akcja i wrzucenie nas od razu w akcję, bez zbędnych wprowadzających wstępnych opisów. Poznajemy środowisko w jakim obracają się bohaterowie, ich dylematy, poglądy, ambicje i sytuację rodzinną. Autorka zestawiła w niej dwa przeciwstawne światy, ukazując kontrasty między pokoleniem bogatych snobistycznych młodych ludzi z młodzieżą pochodzącą z biedniejszych środowisk, którym życie nie ułatwia spełnienia marzeń. Oni muszą dotrzeć do nich poprzez własną pracę, samozaparcie i wytrwałość.

Tą historią pani Kennedy pokazuje, że nie wszystko jesteśmy w stanie kontrolować i przewidzieć, zarówno jeżeli chodzi o drugiego człowieka, jak i o uczucia. Zwraca uwagę, by nie oceniać kogoś powierzchownie, tylko na podstawie tego, co widzimy lub słyszymy na temat jakiegoś środowiska i ludzi mających z nim związek. Wartością człowieka bowiem jest nie to ile ma pieniędzy, jakie ma wykształcenie, jakie ma znajomości, lecz to, co sobą reprezentuje, jaki jest dla innych, co potrafi zrobić i ile dobra ma w swoim sercu. Pieniądze są oczywiście potrzebne, ale jako środek do zrealizowania swoich marzeń, z których nigdy nie powinniśmy rezygnować, tylko dlatego, że inni uważają je za śmieszne czy mało realne. Nie mamy wpływu na to, gdzie się urodzimy, w jakim otoczeniu jesteśmy wychowywani, ale zawsze mamy wybór, w którą stronę iść i co chcemy robić w życiu. Autorka podkreśla tym samym, by nigdy nie rezygnować z marzeń, własnych planów, nawet jeżeli czasami trzeba iść pod prąd, zamiast podążać drogą, którą wyznaczyli nam inni.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Zysk i S-ka

„Nie daj nikomu się powstrzymywać, życie jest zbyt krótkie. Buduj swoje imperium. Zabijaj smoki”

Pani Elle Kennedy ujęła mnie już raz swoją opowieścią w książce „The Deal. Układ”, która jest początkiem serii Off-Campus. Tam także fabuła osadzona jest w środowisku studenckim, ale połączona z hokejowymi wątkami. W oczekiwaniu na kontynuację, sięgnęłam po nowszą powieść tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”

Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.

Po śmierci Williama Blake’a Maddy Wolter wyjechała do Włoch, by tam przeżywać utratę ukochanego, swój ból, zatracić się w cierpieniu i depresji. Nie chciała nikogo widzieć, nie miała ochoty na jedzenie, wizyty znajomych. Stała się cieniem samej siebie. Teraz, po dwóch latach od tamtego tragicznego zdarzenia jest zupełnie inną kobietą, dzięki swemu ojcu, który zmusił ją do podjęcia leczenia. Przeszła metamorfozę zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną.

Ojciec i Carter uczyli ją wszystkiego, by przetrwać w mafijnych strukturach i nabyć umiejętności potrzebne do jazdy w nielegalnych wyścigach samochodowych. Stała się silniejsza, pewna siebie, ale i zimna w uczuciach. Z Włoch przeniosła się do Nowego Jorku, gdzie mieszka razem ze swoim przyjacielem, Chrisem, który prowadzi własny bank i zawsze jest gotowy na to, by pomóc Maddy przejść trudne chwile, ale też pilnuje, by nie popełniła błędów. Maddy ma teraz 20 lat i stara się być samodzielna. Poza studiowaniem dorabia w barze oraz pracuje jako opiekunka dla dzieci w czasie weekendów. Niestety, nie utrzymuje kontaktów ze swoimi przyjaciółmi z Meerbey City i nie zamierza tam wracać. Jednak pewnego dnia okazuje się, że będzie musiała odwiedzić rodzinne strony, gdyż zjawia się ponownie w jej życiu Travis, który ma dla niej zadanie do wykonania. Ona nie ma wyjścia, gdyż Travis wie o niej coś, co może ją całkowicie pogrążyć i zniszczyć.

To zaledwie zarys tego, co dzieje się w tej części trylogii „Secret”, a dzieje się zbyt dużo, by napisać więcej o fabule, więc nakreśliłam szerzej tylko to, co zdradzone jest w opisie książki. Od premiery „Secret game” minął rok, więc można zapomnieć już, co wówczas się wydarzyło. Na szczęście autorka zadbała o niektóre szczegóły i w trakcie poznawania tej części nie miałam problemu z odnalezieniem się w jej historii, chociaż znajomość jej początku z pewnością dużo by wyjaśniła. Przypomnienia w formie wspomnień czy przybliżenia niektórych postaci i wcześniejszych wydarzeń pomocne są nie tylko dla nowych czytelników tej serii, ale też dla tych, którzy rok temu poznali losy bohaterów „Secret game”. Tak długi czas oczekiwania na kontynuację sprawia, że umyka nam to, co działo się na jej kartach. A do tego obie części są dosyć obszerne, bo liczą sobie ponad 500 stron.

Fabuła drugiego tomu jest bogata w wydarzenia, co jest wprawdzie dużym plusem tej powieści, ale to powoduje też, że pojawia się wiele postaci i wątków, więc można było czasami poczuć chaos. Były momenty, gdy musiałam wrócić do wcześniejszych stron, by jeszcze raz przeczytać jakiś fragment i dopiero ruszyć dalej. Zdarzały się też epizody, niezbyt jasne i za bardzo pogmatwane, lub też rozciągnięte w czasie. Z tego, co się dowiedziałam, pani ukrywająca się pod pseudonimem N.J. Zblendowana pisała najpierw na Wattpadzie, a ta seria jest jej debiutem i jest to wyczuwalne, chociaż historia jest oryginalna, z dobrym tempem i mocnym zakończeniem.

Główna bohaterka niestety nie skradła mojego serca. Jej decyzje, zachowanie, irracjonalne pretensje i ogólnie sposób myślenia oraz podejście do swoich relacji z innymi, a także ogólny sposób bycia nie przekonały mnie do niej, a niejednokrotnie irytowały. Autorka chciała z pewnością, by była ona silna, bezkompromisowa, pewna siebie, ale tak naprawdę okazała się niestabilna emocjonalnie, naiwna i mało wiarygodna. Po prostu mnie irytowała od samego początku, gdy swoją niezależność pokazywała poprzez jednorazowe erotyczne przygody z przypadkowymi mężczyznami. Gdy w pewnym momencie jeden z nich nazywa wprost jej podejście odpowiednimi słowami, jest oczywiście oburzona, ale ja całkowicie się z nim zgadzałam. Późniejsze wydarzenia nie naprawiły mojego nastawienia do niej, i trudno mi było ją polubić.

Narracja poprowadzona została z kilku punktów widzenia, więc mamy w niej kilka kluczowych postaci, które przedstawiają nam swoją wersję wydarzeń i to co wówczas myśleli. Widać, że autorka usilnie chciała sprawić, by napisana przez nią historia nie była taka jak inne tego gatunku, wiec to jej się udało, gdyż zaskoczyła mnie niejednokrotnie, a całkowicie zdumiała mnie zakończeniem tej części. W tym momencie w ogóle nie rozumiałam postanowień Maddy i tego co zrobiła. Według mnie niepotrzebnie autorka tak zagmatwała sprawę, bo wydaje się, że wiele się wyjaśniło i mogłoby się skończyć nieco inaczej. Mam nadzieję, że na trzecią część serii nie będziemy musieli czekać aż 24 miesięcy i autorka szybko ujawni nam swoje pomysły na dalsze losy bohaterów.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z grupą Helion oraz wydawnictwem BeYa

„niektóre rzeczy powinny się zakończyć,
kiedy zepsuły się za pierwszym razem”

Decydując się na książkę „Secret obsession” nie spodziewałam się, że to jest kontynuacja powieści „Secret game”, czyli drugi tom trylogii „Secret”. Na froncie okładki nie ma o tym ani jednego słowa i oznaczenia, a dopiero jest to widoczne, gdy spojrzymy na tylną części książki.

Po śmierci...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."

Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie życie na nowo. Nie było łatwo, bo mimo wszystko kochała męża, ale jego porywczość i zbyt agresywne emocje nie pozwalały jej prowadzić spokojnego życia. Szef redakcji oświadcza, że zwolnił się etat starszego redaktora i ten, kto napisze intrygujący artykuł, ma szansę na objęcie tego stanowiska. Vanessa dostaje urlop, który ma zamiar wykorzystać na poszukanie ciekawego tematu będącego kolejnym szczeblem kariery dziennikarskiej. Ma być nietypowo, wyjątkowo i zwalająco z nóg. Temat pojawia się niejako sam, gdyż do domu przyjaciółki, która ją do siebie zaprosiła, wkracza znany prawnik, Anthony Hawthorn.

Anthony ma alergię na dziennikarzy, bo nikt tak jak oni nie potrafią zepsuć opinii drugiemu człowiekowi. Zawsze widzą, to co chcą widzieć i przypinają łatki, które wzbudzają sensacje u czytelników. On jest znanym i skutecznym prawnikiem, ale dla wielu klientów ważne jest też jakie prowadzi życie prywatne. A jego wizerunek nie świadczy o tym, by wykazywał cechy wskazujące na dobre rodzinne życie. Ma raczej opinię playboya, podrywacza i kobieciarza. Wspólnicy z jego kancelarii wysyłają go urlop, by dał odpocząć od siebie mediom i by sprawa ostatniego skandalu ucichła. Postanawia wyjechać do siostry, Annie, która mieszka w odosobnionym miejscu w Westchester, gdzie ma dom z basenem. Ironią losu okazuje się, że na miejscu poznaje dziennikarkę, która jest przyjaciółką Annie i akurat też potrzebuje kilkunastu dni odpoczynku.

Po ich pierwszym starciu i wyjaśnieniach, dochodzą do porozumienia. Ona deklaruje, że pomoże mu poprawić wizerunek, a w zamian będzie mogła napisać o nim artykuł. O ile pierwsza część planu idzie dobrze, to gorzej z udzieleniem wywiadu, gdyż Tony nie chce za bardzo otworzyć się na szczerą opowieść o sobie.

Victoria Black ma na swoim koncie siedem książek, z których ja poznałam do tej pory cztery, więc jest to moje piąte spotkanie z jej twórczością. Po tym, jak poznałam dylogię: „Związani z lojalnością” oraz „Pragnienia serc” i „Walka zmysłów”, z chęcią sięgnęłam po jej najnowszą powieść „Niemoralny układ”. Napisane przez nią historie charakteryzują się charyzmą i często skupiają się na relacjach międzyludzkich. Tak też jest w tej książce, w której fabuła zbudowana została wokół Vanessy i Anthony’ego, którzy opowiadają nam o sobie w narracji naprzemiennej. W tle poznajemy losy ich znajomych, którzy są z nimi w różnych relacjach.

To historia, która z pewnością będzie miała swoich zwolenników, jak i przeciwników. Wszystko zależy od tego, czego oczekujemy od danej książki. Ja należę do tej pierwszej grupy, gdyż sięgając po „Niemoralny układ”, wiedziałam, że będę miała do czynienia z romansem i to napisanym bardzo przyjemnym i lekkim stylem. Pani Victoria Black ma umiejętność opisywania emocji i odczuć tak, że bez problemów mogłam wniknąć w nastrój wydarzeń, przeżycia bohaterów i ich emocje.

Tony nie jest zwolennikiem stałych związków, zbudował wokół siebie mur, który trudno rozbić. Pilnie strzeże swoich głęboko ukrytych uczuć, pokazując na zewnątrz tylko to, co chce, by inni widzieli. Natomiast Vanessa ma traumę po nieudanym małżeństwie, więc też nie zamierza wchodzić w nic trwałego. Nie potrafi zaufać mężczyznom i wszystkich mierzy tzw. jedną miarką. Ich historia pokazuje, że jeżeli spotkamy na swej drodze właściwą osobę, to wówczas inaczej patrzymy na życie, gdyż wiemy z kim czujemy się wyśmienicie i kto daje nam szczęście. Podobało mi się, że oboje od początku stawiają jasno sprawę, są wobec siebie szczerzy, chociaż czasami nie zgadzałam się z podejmowanymi decyzjami, zwłaszcza, jeżeli chodzi o Vanessę, która w pewnym momencie nie wykazała się rozsądkiem i otwartością. Wsparciem dla obojga jest Annie, która także ma swoje problemy, ale też doskonale zna swego brata i przyjaciółkę. To bardzo sympatyczna postać, której losy śledzimy w tle pierwszoplanowych wydarzeń.

Autorka zbudowała tę historię na problemach natury emocjonalnej i przeżyciach z przeszłości, które rzutują na obecne zachowanie bohaterów. Można dostrzec znane schematy i początek powieści wskazywał, że wszystko potoczy się w przewidywalny sposób, ale nie do końca tak było. To jednak nie jest wadą, lecz doskonałym punktem wyjściowym do dalszych wątków. Bardzo zgrabnie zostały one wkomponowane w ciąg zdarzeń, które przyciągają uwagę. Z każdą stroną byłam ciekawa, co wydarzy się dalej i mimo że spodziewałam się jak może wyglądać finał, to i tak niektóre epizody przebiegły inaczej, niż myślałam. Oczywiście w tego rodzaju powieściach są sceny erotyczne, ale nie ma ich za dużo i doskonale uzupełniają to, co dzieje się między bohaterami.

„Niemoralny układ” jest początkiem serii, o której nie ma informacji na okładce, ale napis „koniec części pierwszej” żegna nas wraz z ostatnią stroną książki. Mam nadzieję, że autorka nie będzie nas zbyt długo trzymała w oczekiwaniu, i już wkrótce będę mogła ponownie spotkać się z poznanymi osobami.

Książkę przeczytałam w ramach współpracy z wydawnictwem Novae Res

„W każdym kryje się po trochu dobrych i złych cech. Wszystko zależy od tego, co zacznie nas definiować."

Vanessa Everheart jest ambitną dziennikarką, która pnie się po szczeblach kariery i ma szansę na awans. Jednak jej życie prywatne nie jest takie, jakby pragnęła. Zrozumiała, że małżeństwo z Liamem nie daje jej szczęścia. Podejmuje decyzję o rozwodzie i układa sobie...

więcej Pokaż mimo to