rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Fascynuje mnie ta książka i dręczy zarazem. Nie wiem czy czytając zrozumiałem ją właściwie. I nie wiem, czy moje rozchwianie jest tym samym co "wybitne dzieło ", czy może raczej kicz.
Postać Saymoura jest tu kluczem do zrozumienia opowieści. Jego życie, jego żydostwo, wreszcie jego upadek jest przypadkiem niebywałym jak na literaturę. Podziwiamy, współczujemy, ale mimo wszystko nie rozumiemy gościa. I pewnie nie jesteśmy w stanie zrozumieć, chociażby dlatego, że nie jesteśmy kimś takim jak on.
Losy Ameryki drugiej połowy XX wieku (właściwie skupiamy się głównie na późnych latach 40tych i 60tych) przemycane w kontekście prywatnego dramatu jego rodziny i jego samego to przykład niemal Freudowskiej wiwisekcji postaci. Ideał męża, ojca, bohatera. Człowiek, który w swej idealnej niemal boskości ani się wywyższa, ani nie jest zwyczajny. Nagle traci grunt pod nogami. I to co było całym jego idealnym światem legnie w gruzach. Nic wie dziwnego, że od tego momentu popada w obsesję wyjaśnienia sobie właściwie dlaczego...
Trudno Szweda nazwać everymanem, na przykładzie którego moglibyśmy dokonać analizy amerykańskiego snu, a raczej przyczyn przemiany w koszmar. Jednak jego uniwersalność wyraża się w stwierdzeniu, że przecież każdego mogło to spotkać. Bolesne jest tylko to, że dla takich Szwedów rozpadający się świat to niemal katastrofa na miarę Titanica.
Roth kreśli wyraźne postacie. Świetny, gesty klimat. Wnikliwe motywację. Słowem proza na naprawdę wysokim poziomie. Tylko, że kiedy kończę czytać to opasłe tomisko nie czuje się spełniony. Nie czuję się wcale mądrzejszy (o mądrość płynącą z przestrogi życia pana idealnego). Brakuje mi kulminacyjnej puenty - momentu, który definitywnie przeciąłby wszelkie moje wątpliwości. Dlatego choć jest to świetna książka czuje się po niej nienasycony.

Fascynuje mnie ta książka i dręczy zarazem. Nie wiem czy czytając zrozumiałem ją właściwie. I nie wiem, czy moje rozchwianie jest tym samym co "wybitne dzieło ", czy może raczej kicz.
Postać Saymoura jest tu kluczem do zrozumienia opowieści. Jego życie, jego żydostwo, wreszcie jego upadek jest przypadkiem niebywałym jak na literaturę. Podziwiamy, współczujemy, ale mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Próbując ocenić tą książkę, wikłam się w nierozerwalny spór miedzy tym co dobre, a tym co słuszne. I prawdę mówiąc nie jestem w stanie wybrać co przeważa.
Z jednej strony spodobał mi się temat. Zaciekawił swego rodzaju nowością (no bo przecież w Polsce nie mówi się inaczej o Indianach jak w kontekście Dzikiego Zachodu, czy Dalekiej Północy), oraz aktualnością. Z drugiej strony treść tej książki jest ogromnie przytłaczająca, bolesna i prawdę mówiąc pesymistycznie przegrana. Bo na koniec odnoszę wrażenie, że nie ma w tutaj dobrego zakończenia. Nie ma winnych, nie ma rozliczenia, nie ma nadziei na prawdę i pojednanie. Dlatego, że biały panujący człowiek nie chce wydawać kolejnych miliardów na odszkodowania. A biały facet w sultannie (idol współczesnej, nawiedzonej pop-kultury) odmawia przyznania racji tym ludziom. Można być wierzącym, lub nie. Ale kościół, jako instytucja w mojej prywatnej ocenie, to jest jednak jedna wielka mafia. Bezkarna. Bez krzty honoru. I przede wszystkim bezprawna.
Tyle o kościele, bo można byloby pisać całe, długie felietony, a i tak niewiele by to dało. Ważniejsze, że w tym konkretnym przypadku zawiniło państwo. Rasistowskie, ksenofobiczne, i przede wszystkim niechętne wobec Indian. Można powiedzieć, że to już dawno i nieprawda. Ale wystarczy uważniej doczytać poszczególne reportaże, by zrozumieć, że nie ma czegoś takiego jak równość, pojednanie, braterstwo. Nie w Kanadzie. Kraju, który paradoksalnie stał się synonimem multikulti. Bo zawsze tam, ktoś, gdzieś będzie gorszy lub lepszy. I to nie w kwestiach sportowej, czy ekonomicznej rywalizacji. Tlem sporu jest od wieków to samo. Kolor skóry, płeć, pochodzenie, wyznanie.
Pod względem socjologicznym, a nawet społecznym, są to bardzo ważne i ciekawe reportaże. Uważam, że rozmawiając o Kanadzie, warto znać jej dobre, ale również złe strony. Nie tylko w kontekście przyrody, ekologii, co właśnie historii i kultury. A kwestia związana z cywilizacyjnym ludobójstwem na rdzennych mieszkańcach Ameryki jest tak samo poważna jak kwestia mordowania żydów (holocaust). Tyle tylko, że od razu sami wiecie - mniej medialna.
Czytając te opowiescie nie sposób uciec od depresyjnego nastawienia. Ciężka jest to lektura. I nie każdy jest w stanie udźwignąć właściwy ciężar gatunkowy sprawy. Tym bardziej, gdy dorzucimy do tego jeszcze wątek kościelny (katolicki). O ile ja sam osobiście nie mam złudzeń w stosunku do oceny moralnej Watykanu, biskupów, czy kościoła (właściwie schemat przewinień i przestępstw jest wszędzie ten sam, czy to będzie irlandia, Polska, Francja, Ameryka, czy Afryka, etc.), tak trudno nie poczuć się przytłoczonym skalą cierpienia. I niestety mam o to pretensję do autorki. Bo moim zdaniem nie ma tutaj miejsca na zbytnią nadzieję, na sprawiedliwość. I po prostu czuje jakbym czytał o przegranej sprawie (trochę taki paradoks, no bo przecież toczą się sądy, wypłacane są odszkodowania). Rozmiar tej czarnej strony (skali) problemu, serwowany bez cienia wytchnienia, w postaci jakichkolwiek pozytywnych aspektów, umniejsza wartość tej książki.
I może wydam się ignorantem (dyletantem), ale biorąc pod uwagę obszar kulturowy, różnice kulturowe, brak znajomości historii, nie jestem w stanie przyswoić sobie tego wszystkiego w takim stopniu empatii i zrozumienia, jaki oczekiwałaby po nas autorka. I jaki byłby bardziej uczciwy wobec tychże świadków (ludzi będących bohaterami opowieści). Tym bardziej, że trudno też sprecyzować ma podstawie tej lektury jakie są właściwie oczekiwania tych ludzi wobec przeszłości, przyszłości, wobec Kanady i bialych kolonizatorow. I to w moim mniemaniu przeważa na niekorzyść. Stąd ostatecznie ocena niższa. Podsumowując słowami ze wstępu: słuszne jest zapoznanie się z tą książką, ale równocześnie nie mogę jej nazwać tak naprawdę dobrą książką.

Próbując ocenić tą książkę, wikłam się w nierozerwalny spór miedzy tym co dobre, a tym co słuszne. I prawdę mówiąc nie jestem w stanie wybrać co przeważa.
Z jednej strony spodobał mi się temat. Zaciekawił swego rodzaju nowością (no bo przecież w Polsce nie mówi się inaczej o Indianach jak w kontekście Dzikiego Zachodu, czy Dalekiej Północy), oraz aktualnością. Z drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fajna książeczka (lektura) dla małych dzieci. Z tego co pamiętam, to dla klas 3-4 dawnej podstawówki. Zatem króciutko i zwięźle napisana. Ale z wątkiem przygody, zabawy, i przyrody.
Nie pamiętam, żebym narzekał na zbytni komunizm w treści. A nawet jeśli coś tam autor umieścił na chwalę Związku, to pytanie komu to przeszkadza? Chyba tylko zbytnim malkontentom. Zresztą takie były czasy. I nie ma co się obruszać.
Za to pamiętam, że przyjemnie się czytało. Polecam nawet dziś, choć pewnie to już nie ten trend. Za mało fantasy i w ogóle.

Fajna książeczka (lektura) dla małych dzieci. Z tego co pamiętam, to dla klas 3-4 dawnej podstawówki. Zatem króciutko i zwięźle napisana. Ale z wątkiem przygody, zabawy, i przyrody.
Nie pamiętam, żebym narzekał na zbytni komunizm w treści. A nawet jeśli coś tam autor umieścił na chwalę Związku, to pytanie komu to przeszkadza? Chyba tylko zbytnim malkontentom. Zresztą takie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest źle. Ale chyba czegoś więcej się spodziewałem. Szumnie zapowiadane jako piękne i ciekawe wydanie, nie ma aż tak dużo do zaoferowania. A same opowieści to te typowe, z kanonu.

Nie jest źle. Ale chyba czegoś więcej się spodziewałem. Szumnie zapowiadane jako piękne i ciekawe wydanie, nie ma aż tak dużo do zaoferowania. A same opowieści to te typowe, z kanonu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Początkowo miałem nie wystawiać oceny, ani opinii. Bo to juz tyle lat minęło. Bo trudno jest rzetelnie opowiedzieć coś o swoich odczuciach - małego dziecka, które samo przecież jeszcze nie bardzo czytało (I które nie bardzo w ogóle chciało wtedy czytać).
Ale postanowiłem w skrócie opowiedzieć o tej książce, że jest ze wszechmiar najlepsza. Tzn. Najlepsza dla dziecka. Dla małego chłopca otwartego na świat, na piękne opowieści o świecie i o ludziach. Na uczucia. Bo ta książka jest przede wszystkim o uczuciach. Więziach miłości I przyjaźni.
Nie jestem na pewno obiektywny. Ale zapamiętałem tą książkę jako jedną z najlepszych.

Początkowo miałem nie wystawiać oceny, ani opinii. Bo to juz tyle lat minęło. Bo trudno jest rzetelnie opowiedzieć coś o swoich odczuciach - małego dziecka, które samo przecież jeszcze nie bardzo czytało (I które nie bardzo w ogóle chciało wtedy czytać).
Ale postanowiłem w skrócie opowiedzieć o tej książce, że jest ze wszechmiar najlepsza. Tzn. Najlepsza dla dziecka. Dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemne lekkie opowieści. Trochę coś więcej jak baśnie, bo z filozoficznym niekiedy przesłaniem.

Przyjemne lekkie opowieści. Trochę coś więcej jak baśnie, bo z filozoficznym niekiedy przesłaniem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka moim zdaniem nie jest zła, ale z pewnością nie zasługuje na takie zachwyty, jakie ludzie w komentarzach i recenzjach oceniają.
Na plus mroczna historia sprzed lat. Atmosfera zimy, odcięcia od świata i grozy (a także trochę paranoi). Wizualnie czuło się to wszystko jakby oglądało się film (zapewne czarno-biały). I ten PRL.
Na minus zdecydowanie idiotyczna makabreska. Zarówno ta z przeszłości (wyliczanka śmierci), jak i ta w odniesieniu do współczesnej płaszczyzny. No ja nie kupuje tej strony śledztwa z takim zakończeniem. Do tego bardzo boli kardynalny błąd autora, co do faktów. Posługuje się bowiem kontekstem historycznym (zima stulecia) i umiejscawia akcje kilka dni wcześniej. Być może nie zwrócił bym uwagi na ten czeski błąd w odniesieniu do wioski w górach. Na końcu świata. Jednak kiedy wmawia się nam, że na wydarzenia z tamtych dni (opowiadanej fabuły) swój wpływ miały wydarzenia w skali kraju, no to już widać, że autor dal ciała. I przyznam, że to nie jest coś, nad czym można bezkarnie przejść obok. Bo po prostu nie podoba mi się takie niedbalstwo.

Książka moim zdaniem nie jest zła, ale z pewnością nie zasługuje na takie zachwyty, jakie ludzie w komentarzach i recenzjach oceniają.
Na plus mroczna historia sprzed lat. Atmosfera zimy, odcięcia od świata i grozy (a także trochę paranoi). Wizualnie czuło się to wszystko jakby oglądało się film (zapewne czarno-biały). I ten PRL.
Na minus zdecydowanie idiotyczna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tym razem coś zawiodło. Mnie osobiście.
Nie umiem powiedzieć co dokładnie. Może ta rozszczepiona narracja. Może zbyt perfidna intryga śmierci. Zabojstwo, którego wytlumaczenie staje sie tak banalnie paradoksalne, że az do bolu nieprawdziwe. Może też zbyt nahalna idea wypełnienia przysłowiowej zbrodni I kary... Może wszystko na raz i wiele więcej.
Dla mnie ciekawiej wyglądały losy bohaterów sprzed lat. Lepsza narracja i bardziej wciągająca fabuła. Teraźnieszość mocno pokręcona. I odrealniona. I nie pomagają tutaj wyjaśnienia dlaczego. Bo chyba sama autorka nie wie do końca jak ta historia się miała potoczyć.

Tym razem coś zawiodło. Mnie osobiście.
Nie umiem powiedzieć co dokładnie. Może ta rozszczepiona narracja. Może zbyt perfidna intryga śmierci. Zabojstwo, którego wytlumaczenie staje sie tak banalnie paradoksalne, że az do bolu nieprawdziwe. Może też zbyt nahalna idea wypełnienia przysłowiowej zbrodni I kary... Może wszystko na raz i wiele więcej.
Dla mnie ciekawiej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tomek na Alasce Maciej J. Dudziak, Alfred Szklarski
Ocena 6,4
Tomek na Alasce Maciej J. Dudziak, ...

Na półkach:

Wrócił wspomnień czar!
Tak można byłoby zacząć mój wpis na temat tej książki. Bo 30 lat temu, za gówniarza, zaczytywałem się w tych opowieściach, śledząc kolejne losy ulubionych bohaterów. Czas mija, ale sentyment wciąż pozostaje...
I choć mówiąc całkiem obiektywnie nie jestem już tym samym chłopcem, i swój rozum mam, to jednak styl przygody i barwnej opowieści nadal mnie pociąga. Na tyle mocno, że bez wahania kupiłem 10ty tom. I nie żałuję. Jestem już za stary by wierzyć we wszystko co tam napisane (naiwny, wyidealizowany świat kolorowych scen i przygód). Za stary też by móc porównać szczegóły - na ile w tym Tomku jest prawdziwego Szklarskiego, a ile "tego drugiego". Niemniej czytało się całkiem przyjemnie. Podobnie jak dawniej. Więc już za samo to należą się słowa uznania dla twórców.
Szkoda, że Muza zmieniła w międzyczasie szatę graficzną serii. Trochę to jak z płytami. Kolejne wydanie i kuszą byś miał całą kolekcję zebraną od nowa. Podziękuję i 10tka będzie mi wyraźnie odstawać od reszty. Ale to też podkresli odmienność tej nowej opowieści. A mój smak dzieciństwa pozostanie w tamtym, starym wydaniu (w tamtej grafice, choć i w tej jest wiele pozytywnych akcentów). Nie ma co zmieniać, bo i tak "to se ne wrati".
Alaskańskie przygody ciekawe. Barwnie i wartko opowiedziane. Nie nudziłem się czytając. Wręcz przeciwnie, pochłonąłem książkę w dwa wieczory. Do tego jak zwykle sporo kulturowych, geograficznych ciekawostek nadało opowieści dodatkowych smaczków. Mały minusik za nadinterpretacje pewnych faktów, lub naginanie do swej woli określonych osób, sytuacji, itp. No ale całość wypada bardzo solidnie. I tylko szkoda, że już jestem tak stary, bo jednak nie umiem się tym jak dawniej delektować. Ale książkę polecam. Tytuł jest godnym następcą serii.

Wrócił wspomnień czar!
Tak można byłoby zacząć mój wpis na temat tej książki. Bo 30 lat temu, za gówniarza, zaczytywałem się w tych opowieściach, śledząc kolejne losy ulubionych bohaterów. Czas mija, ale sentyment wciąż pozostaje...
I choć mówiąc całkiem obiektywnie nie jestem już tym samym chłopcem, i swój rozum mam, to jednak styl przygody i barwnej opowieści nadal mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Reportaż stawia przed nami pytania o sens zbrodni i kary. Pytanie czy za najcięższe przestępstwa godzi się karać najsurowiej? Czy człowiek dokonujący mordu to już zwierzęca Bestia? Czy jednak nadal człowiek z pewnymi (choć mocno ograniczonymi) prawami.
Monika dokonała czynu (właściwie to współsprawstwa), za który poniosła i prawdę mówiąc nadal, już przez całe swe życie będzie ponosić winę. Od tej winy nigdy nie ucieknie. Rzecz jednak w tym, czy wbrew potocznemu rozumowaniu, wbrew prawom talionu, zasłużyła na wybaczenie? W postaci wyzwolenia od życia za kratami. Od bycia dożywotnio skazaną. W mojej opinii i odczuciu dużo w tym reportażu wskazuje, że tak. I choć wiem, że Tochman jest mocno stronniczy, to jednak określone fakty na korzyść winnej pozostają jasne i obiektywne. I nikt logicznie myślący nie będzie rozmawiał o ocenie stopnia resocjalizacji wyłącznie pod kątem znaczenia zbrodni dokonanej ponad ćwierć wieku wcześniej. Bo ludzie się zmieniają. I tak zwyczajnie, po ludzku, dożywocie nie jest rozwiązaniem. Dożywocie to nie kara, lecz wyrok śmierci.
Autor nie ukrywa swego krytycznego nastawienia względem zaostrzania kodeksu. Względem postępowania samych sądów. I nade wszystko rozlicza siebie i dziennikarzy, którzy często manipulując opinią publiczną, dokonują wyrokowania, uprzedzając sąd w stosunku do oskarżonego. Pewnie nie ma idealnego rozwiązania, ale paradoksem jest nauka prawa, która w praktyce odchodzi od humanistycznych ideałów na rzecz zaspokojenia doraźnych potrzeb polityków, społeczeństwa, czy rodzin ofiar i pokrzywdzonych.
Ciekawy punkt widzenia. Ale tylko dla otwartych umysłów. Bo zapiekli w krucjacie zbrodni I kary nie zrozumieją nic poza prostym: kara za karę.

Reportaż stawia przed nami pytania o sens zbrodni i kary. Pytanie czy za najcięższe przestępstwa godzi się karać najsurowiej? Czy człowiek dokonujący mordu to już zwierzęca Bestia? Czy jednak nadal człowiek z pewnymi (choć mocno ograniczonymi) prawami.
Monika dokonała czynu (właściwie to współsprawstwa), za który poniosła i prawdę mówiąc nadal, już przez całe swe życie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lektura na jedno popołudnie. Tak z pozoru, bo treść zostaje z nami na dłużej. I nie tylko dlatego, że mowa tu o poważnych sprawach, co również ze względu na dobry, literacki styl.
Pralnie Magdalenek dziś nie są już żadną tajemnicą, ani tabu. Irlandczycy nauczyli się głośno o tym mówić i przyznawać do błędów. Niemniej to wciąż bolesny rozdział z historii. Przeszłość, o której pewnie wolano by zapomnieć, ale która co rusz powraca, jak chociażby tu.
"Drobiazgi" mają zacięcie psychologiczne i społeczne. Może trochę moralizatorskie (choć jeśli szuka się tu winnych, to obarcza się raczej wszystkich po równo). Silnie antykościelne. A na pewno bardzo egzystencjalne. Bo z pozoru blachę sprawy dnia codziennego mają również swoje indywidualne znaczenie. Mogą decydować o czyimś życiu, samopoczuciu, itp. Zaś sumienia ludzkie, wystawione na surową ocenę przy okazji świąt, są tu miernikiem naszego człowieczeństwa.
Autor nie ocenia wprost. Być może wydaje się, że bohater jest jedynym sprawiedliwym. Ale trochę rozumie i poniekąd tlumaczy innych. Mieszkańców za ich znieczulicę i obojętność. Siostry zakonne za niewłaściwe zachowanie. W sumie daje nam do zrozumienia taką prozaiczną zasadę, że nie ma ludzi doskonałych, nie ma prostych odpowiedzi. A wszystko ma swój skomplikowany rodowód.
Na koniec stawia się tezę, że tak naprawdę wszystko zależy od nas samych. Że być może przed nami również, kiedyś dojdzie do podobnych, trudnych decyzji i wyborów. I to wtedy okaże się ile jesteśmy warci jako ludzie. Opowieść naprawdę daje dużo do myślenia.

Lektura na jedno popołudnie. Tak z pozoru, bo treść zostaje z nami na dłużej. I nie tylko dlatego, że mowa tu o poważnych sprawach, co również ze względu na dobry, literacki styl.
Pralnie Magdalenek dziś nie są już żadną tajemnicą, ani tabu. Irlandczycy nauczyli się głośno o tym mówić i przyznawać do błędów. Niemniej to wciąż bolesny rozdział z historii. Przeszłość, o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dziś zapatruje się na polski kościół z pozycji antagonisty. Wychowany w kulturze katolickiej, będący za młodu częścią tej wspólnoty. Rozumiejący (mniej lub więcej) czym wiara i sam kościół dla mnie był i czym jest w naszym kraju. Co ważne - wyznający tą wiarę (i przekonania) - a jednak sam, w pewnym momencie wewnętrznie zbuntowałem się. Powiedziałem stop. I zacząłem myśleć bardziej samodzielnie. Niezależnie od kultury, od zwyczaju, od tego co wypada.
Wtedy byłem w okresie dorastania (a później studiów) i nie przydarzyło mi się nic z tych okropnych rzeczy, o których teraz tak głośno się mówi. Ten mój bunt to samoistny proces emancypacji, sprzeciwu wobec zastanych idei, założeń, wobec społecznych problemów, które stały się pod koniec lat 90tych udziałem kościoła (ale także nas samych), i które już wiedziałem, że w zdecydowany sposób stały w opozycji z moimi kształtującymi się przekonaniami i wiarą co jest słuszne.
Dlatego lektura tej książki, to dla mnie z jednej strony taki reporterski kanon - pozycja, którą po prostu trzeba mi było przeczytać. Z drugiej strony to wciąż ta ciekawość świata pcha mnie do poszukiwania wiedzy na tematy, które bądź co bądź dotyczą także mnie. Bo wciąż chcę lepiej zrozumieć czym kościół jest.
Nie da się ukryć (uciec), że książka ta jest propagandą. Ale o ile dla księży i konserwatywnych katolików będzie ona w negatywnym znaczeniu propagować rzekome oszczerstwa wobec kościoła, tak dla większości (?) zdroworozsądkowo myślących ludzi, będzie to zapis/dokument historycznej prawdy o Irlandii - kraju najbardziej z możliwych Katolickim. Prawdy bolesnej, niewygodnej i co najważniejsze niebezpiecznej dla księży, bo deklasującej powagę instytucji kościoła, jego role społeczną i znaczenie. Do tego książka ośmiela się mówić o przemianach. Pokazuje nowoczesny wzór podejścia do wykształcenia zdrowszych relacji między państwem a Kościołem, oraz między ludźmi a Kościołem.
Irlandia (doskonale wiem!) to nie to samo co Polska. Trzeba jasno sobie zaznaczyć, że choć wiele cech jest wspólnych, to jednak mentalność, geografia, historia różni nas dobitnie. Niemniej kwestia kościoła katolickiego to taki wspólny mianownik (zwłaszcza w obecnych czasach). Podobieństwa wskazują na specyficznie wspólny wzór traktowania przez kościół "swych wiernych poddanych". Niemal identyczne problemy, oraz afery z udziałem księży i ogólnie kleru (ostatnia oburzająca z rozwiązłością księży, z nierozliczonymi do dziś pedofilami w sułtanach, wreszcie nadużywanie władzy i przywilejów, oraz mieszanie się do polityki państwa, dobitnie podkreślają ten sam schemat działania i skalę problemu). Choć (być może?) nam się w głowach to nie mieści, ale jesteśmy tak samo jak Irlandia krajem katolickich faryzeuszy, pod butem Watykanu. Gdzie społecznie i politycznie wciąż żyjemy według starych norm i prawideł dyktowanych podług interesu kleru. Gdzie mniejszości nie są szanowane. Gdzie nawet kobiety nie są szanowane (aborcja, równość praw). Gdzie polski papież to "ten święty hipokryta" i prawie nikt nie dostrzega jego destrukcyjnej, obłudnej (a co najmniej dwuznacznej moralnie) postawy (największy zarzut to tuszowanie pedofilii!), oraz jego patriarchalnej, szowinistycznej polityki, która wyrządza po dziś dzień więcej szkody niż pożytku. Gdzie postęp cywilizacyjny realnie wstrzymywany jest przez mocno ortodoksyjnych katolików, straszących rodaków minionymi demonami (komunizmem, lewactwem, hitlerowskimi Niemcami, zdegenerowanym Zachodem, muzułmanami, gejami, lesbijkami, i wszystkim co inne, czego z polskiej definicji należy się bać).
Więc tak... czytając o Irlandii uzasadnione jest myślenie o Polsce. O tym jak wstać z kolan - wyjść z kryzysu (także kryzysu wiary). O tym jak skutecznie zbuntować się przeciw opresyjnemu Kościołowi. I jak wygrać walkę o normalne standardy prawa i rozdział kleru od państwa.
Książkę polecam. Wszystkim. Choć zapewne twardogłowi będą w niej szukać argumentów jak zwalczać nowe, liberalne myślenie. Po tej lekturze być może część z Was lepiej zrozumie, czym jest współczesny konflikt katolicko-moralny w Polsce. I, że w znacznej mierze sprowadza się do obrony interesów i władzy uprzywilejowanej, ponad prawem grupy, nie zaś do walki o dobro i stan duchowy człowieka.
I jeszcze jedno! Dziękuję, że autorka głośno wyraża głos sprzeciwu wobec postaci (i postawy) polskiego papieża, który świętym na pewno nie jest/był. I trzeba to wreszcie zrozumieć, że jego antykomunistyczna postawa nie zwalnia go od odpowiedzialności za wiele złych rzeczy (decyzji). Bo to od niego bierze swój początek współczesny kryzys w kościele. I de facto jest to jego największa porażka pontyfikatu.

Dziś zapatruje się na polski kościół z pozycji antagonisty. Wychowany w kulturze katolickiej, będący za młodu częścią tej wspólnoty. Rozumiejący (mniej lub więcej) czym wiara i sam kościół dla mnie był i czym jest w naszym kraju. Co ważne - wyznający tą wiarę (i przekonania) - a jednak sam, w pewnym momencie wewnętrznie zbuntowałem się. Powiedziałem stop. I zacząłem myśleć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No cóż. Kolejne rozczarowanie literackie. Zaskakujące jak mamy nierówny poziom wydawanych dzieł literatury japońskiej. Po bardzo słabej *Pójdę sama* i bardzo dobrym *Kameliowym sklepie* trafiła mi się znów kiepska lektura z nowoczesnego nurtu japońskiej literatury.
Oczywiście nie jestem autorytetem. Ani nie jestem żadnym tam znawcą. Jednak czytam i oceniam podług własnego gustu. I w moim odczuciu *Idol w ogniu* jest destruktywną, rzutującą na psychikę, złą lekturą. Niosącą ze sobą sporo dawkę niepokoju, żałości i dziwności. Nawet powiedziałbym, że niezdrowej kpiny wobec tematu.
Nie potrafię spokojnie zaakceptować pochwalnych głosów pod adresem tej książki. Nie toleruję bohaterki, jej fascynacji, jej obsesji. Dla mnie osobiście jest to chore i nie silę się na żaden rodzaj empatii. Nie będę udawał, że rozumiem, że wiem jak to jest/może być. I nie powiem, że choć to dziwne i odmienne, taka literatura miałaby jakieś tam przesalanie. Bo dla mnie nie ma tu żadnego. Stanę nawet na stanowisku, że będę hejtować ów tytuł. Całe to niezdrowe zainteresowanie tematem. I jedynie aspekt socjologiczny, może mieć jakieś tam znaczenie. Ale brak mi w tej lekturze przestrogi (niewyrażona wprost), która niosłaby ze sobą dydaktyczny morał.
Główna postać jest tak żałośnie pusta, umysłowo ociężała, jest wręcz głupia. Nie można jej w żaden sposób polubić. A samo zjawisko fandomu celebryckiego uprawianego w Japonii na tak masową skale, uważam za rodzaj współczesnego sekciarstwa. Zjawisko niewytłumaczalne odmiennością kulturalną. Religia zakrawająca o kuriozum... I jako taka niebezpieczna. Rodząca raczej złe, niż pozytywne postawy, nawyki.

No cóż. Kolejne rozczarowanie literackie. Zaskakujące jak mamy nierówny poziom wydawanych dzieł literatury japońskiej. Po bardzo słabej *Pójdę sama* i bardzo dobrym *Kameliowym sklepie* trafiła mi się znów kiepska lektura z nowoczesnego nurtu japońskiej literatury.
Oczywiście nie jestem autorytetem. Ani nie jestem żadnym tam znawcą. Jednak czytam i oceniam podług własnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest to literatura do której pragnął bym powrócić. A równocześnie nie jest to zła książka. Dla mnie po prostu trochę nietrafiona. Zbyt uczuciowa (nie tak jak trzeba). I trochę przekombinowana.
Zacznę od tego, że w ogóle sięgnąłem po tytuł z racji zachęty, iż znajdę tam świetny wątek kryminalny. Kryminał - owszem jest - ale nie do końca. Właściwie mało w nim fabuły stricte kryminalnej, więcej za to treści obyczajowych. Powiedziałbym nawet treści "babskich". Oczywiście nie chcę zabrzmieć negatywnie, ale dla mnie - jako faceta - za dużo było tu klisz pisanych pod kątem kobiecego punktu widzenia. Silne i dość charakterystyczne postacie kobiece. Marginalna rola mężczyzn w tym wydaniu. No i jakaś taka moc-kobieca bije z kart książki.
To nie jest złe. Ale miejscami nietrafione. A może przerysowane. Dla przykładu narracja pisana z punktu widzenia Jess najmniej mi się spodobała. I była chyba najmniej zajmująca. W przeciwieństwie do elementów z historii, które były z kolei najciekawiej poprowadzone. Stąd mój prosty wniosek: książka bardzo niespójna. Poszatkowana i chaotyczna. Momentami źle i się ją czytało.
Jeśli spojrzeć na bohaterów to również da się zauważyć rozdźwięk między ciekawszą przeszłością (postacie z historii) i byle jaką teraźniejszością. Nie polubiłem żadnej z tych kobiet (może poza Issabel), a Jess jako swoiste alter ego autorki w ogóle nie spodobała mi się.
Właściwie powieść ratuje ów wątek śledztwa. Dramatu, który rozgrywa się w przeszłości, na odludziu, w małej miejscowości. Rozwikłanie sprawy sprzed lat jest motorem działań współczesnych bohaterów. Ale jej finał budzi moje zastrzeżenia. Nie chodzi o samorozwiązanie, co bardziej o niepotrzebne odkrycie wszystkich faktów. Chyba lepszym rozwiązaniem byłyby niedopowiedzenia. Tutaj mamy podane informacje jak dla niedomyślnego idioty. W sensie wyjaśnione zostało prawie wszystko co było clue tej całej imprezy. Jednak w ten sposób opowieść pozbawiona została aury tajemniczości. A to wydaje mi się błąd. I stąd moje lekkie rozczarowanie. Finał książki powinien być inny.

Nie jest to literatura do której pragnął bym powrócić. A równocześnie nie jest to zła książka. Dla mnie po prostu trochę nietrafiona. Zbyt uczuciowa (nie tak jak trzeba). I trochę przekombinowana.
Zacznę od tego, że w ogóle sięgnąłem po tytuł z racji zachęty, iż znajdę tam świetny wątek kryminalny. Kryminał - owszem jest - ale nie do końca. Właściwie mało w nim fabuły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z dużą nadzieją (ale i niepewnością) sięgałem po nową pozycję wydawniczą Tajfunów. Wcześniejsze ich tytuly spodobały mi się, i świetnie wpasowały się w mój gust fana Japonii. Tym razem jest podobnie. Nie zawiodłem się, mimo, że jest to trochę inny rodzaj opowieści.
W kameliowym świecie postacie i zdarzenia prezentują się nam w iście japońskim stylu. Powolna, na pozór błaha narracja. Spokojni (choć nie bez rozedrgania wewnętrznego), plastyczni bohaterowie. Cudowne opisy przyrody i prostych czynności (gotowanie, ubieranie się, spacerowanie). Wreszcie taki mocno filozoficzny, egzystencjonalny motyw przewodni: przemijanie, ludzkie relacje, zmienność nas samych i otoczenia (symbolika pór roku).
Czytając kaleliowy sklep miałem bardzo realistyczne wrażenie ulotności świata i nas samych. I płynącą z tego naukę, iż ważne jest, żeby cieszyć się tym co mamy, tu i teraz. Chwytać dzień. Wydobywać z niego to, co najlepsze (mimo swoich problemów, przeciwności losu). W sumie jest to bardzo prosta opowieść. Bardzo lekka. Ale równocześnie szalenie ciepła i budująca.
Z drugiej strony - jako miłośnik (prawie) wszystkiego co japońskie - delektowałem się tą opowieścią. Złapałem się na swoistej wizualizacji. Na gotowych kliszach filmu, lub anime. I tak na koniec napiszę, iż opowieść o tym sklepiku to doskonały materiał na dobry film.
Polecam.

Z dużą nadzieją (ale i niepewnością) sięgałem po nową pozycję wydawniczą Tajfunów. Wcześniejsze ich tytuly spodobały mi się, i świetnie wpasowały się w mój gust fana Japonii. Tym razem jest podobnie. Nie zawiodłem się, mimo, że jest to trochę inny rodzaj opowieści.
W kameliowym świecie postacie i zdarzenia prezentują się nam w iście japońskim stylu. Powolna, na pozór błaha...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak w tytule. Na święta skusiłem się na kryminał, który miał być w dobrym, starym stylu. Angielskim stylu. Ale okazał się popłuczynami z bezsensownymi postaciami i marną akcją (watkiem kryminalnym).
Wymęczyłrm, ale nie polecam.

Jak w tytule. Na święta skusiłem się na kryminał, który miał być w dobrym, starym stylu. Angielskim stylu. Ale okazał się popłuczynami z bezsensownymi postaciami i marną akcją (watkiem kryminalnym).
Wymęczyłrm, ale nie polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę pastwił się nad książką. Ani jej streszczał, czy recenzował. Wystarczy, że napiszę, iż dla mnie osobiście jest to ogromne rozczarowanie czytelnicze. Tym większe, iż spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego, po laureatce prestiżowej nagrody. Ale widać wybór nie zawsze idzie w parze z moim gustem. I obiektywnie nie zawsze bywa równy jesli chodzi o poziom laureatów.
Ocena nieco zaniżona ze względu na ten rozdźwięk między nagrodą, a prywatnymi odczuciami. I jeszcze minus za beznadziejną stylistykę literacką (tzw. Gwara?).
Nie polecam, choć nie jest to coś okropnie strasznego.

Nie będę pastwił się nad książką. Ani jej streszczał, czy recenzował. Wystarczy, że napiszę, iż dla mnie osobiście jest to ogromne rozczarowanie czytelnicze. Tym większe, iż spodziewałem się czegoś naprawdę dobrego, po laureatce prestiżowej nagrody. Ale widać wybór nie zawsze idzie w parze z moim gustem. I obiektywnie nie zawsze bywa równy jesli chodzi o poziom laureatów....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z początku, sam temat wydawał się bardzo fascynujący. Jednak sposób prowadzenia akcji, narracja głównej bohaterki (i ona sama), nie zdołały przekonać mnie do fabuły.
Nie mam nic przeciwko feminizmowi. Wiele haseł tego nurtu uważam za całkiem słuszne. Ale tworzenie fabuły książki tylko pod tym kontekstem uważam za pomyłkę. Książka mocno razi, poprzez ukazanie wypaczonej męskiej natury i rzekomej bezsilności kobiet uciskanych ponad miarę. Nie neguję faktów związanych z niedostatecznym uprawnieniem kobiet w życiu minionych wieków. Ale nie pasuje mi ukazanie ich krzywdy w kontekście znęcania się mężczyzn. Dodajmy, że panowie w tej historii są zwyczajnie antypatyczni. Nie ma żadnego normalnego faceta w całej społeczności. A kobiety... One zresztą tez są jakieś nie do końca normalne. Brak solidarności, zazdrość, podstęp (wszystkie najgorsze wady). No i do tego oczywiście w feministycznej książce musiała autorka zawrzeć wątek miłości lesbijskiej.
Sztampowe. Słabe. I zwyczajnie spieprzone jeśli chodzi o wizję problemu kobiecości we współczesnym świecie. Jeśli do worka dorzucimy jeszcze religię i sam kościół, to już po prostu nie ma opcji. Każda zdroworozsądkowa kobieta powinna uciekać z takiego Vardo gdzie pieprz rośnie.
Szumnie książkę rozreklamowano w mediach. Zapowiadano ją jako poważne dzieło w dyskusji na temat problemu podrzędnej roli kobiet w świecie. Tymczasem dialog jest miałki i jednowymiarowy. Literacko też nie zachwyca. Choć starałem się mieć otwarte podejście, to jednak książka mnie szybko znudziła.
Szczerze - nie polecam.

Z początku, sam temat wydawał się bardzo fascynujący. Jednak sposób prowadzenia akcji, narracja głównej bohaterki (i ona sama), nie zdołały przekonać mnie do fabuły.
Nie mam nic przeciwko feminizmowi. Wiele haseł tego nurtu uważam za całkiem słuszne. Ale tworzenie fabuły książki tylko pod tym kontekstem uważam za pomyłkę. Książka mocno razi, poprzez ukazanie wypaczonej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do książki podchodziłem dwa razy. Za pierwszym jakoś nieszczególnie mnie zafascynowala. Za drugim było już lepiej. W gruncie rzeczy przyswoiłem ten spokojny tryb opisu. Beznamiętny przekaz.
Myślę, że jak się to już ogarnie, wtedy poszczególne rozdziały dadzą jakieś rozeznanie o skali tematu. O potędze przyrody i małości człowieka.
Mimo, że skończyłem w całości, to uczciwie mówiąc nie potrafię ocenić tej pozycji ponad przeciętność. Coś mi w niej brakuje. I chyba chodzi o kwestie związane z autorką. Która jest trochę dziwna,

Do książki podchodziłem dwa razy. Za pierwszym jakoś nieszczególnie mnie zafascynowala. Za drugim było już lepiej. W gruncie rzeczy przyswoiłem ten spokojny tryb opisu. Beznamiętny przekaz.
Myślę, że jak się to już ogarnie, wtedy poszczególne rozdziały dadzą jakieś rozeznanie o skali tematu. O potędze przyrody i małości człowieka.
Mimo, że skończyłem w całości, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór 12 opowiadań z lekkim dreszczykiem. Raczej nie należy się bać, ale jak to w japońskim stylu, sporo nadprzyrodzonych dziwów. Czyta się przyjemnie. Choć oczywiście nie każda opowieść jest tak samo dobra. Myślę, że warto się zapoznać, ale też nie nastawiać się na specjalnie wiele.

Zbiór 12 opowiadań z lekkim dreszczykiem. Raczej nie należy się bać, ale jak to w japońskim stylu, sporo nadprzyrodzonych dziwów. Czyta się przyjemnie. Choć oczywiście nie każda opowieść jest tak samo dobra. Myślę, że warto się zapoznać, ale też nie nastawiać się na specjalnie wiele.

Pokaż mimo to