-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński3
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1158
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać413
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński23
Biblioteczka
2024-05-30
2024-05-28
Pierwszy tom trylogii podobał mi się bardzo. Byłam nim zachwycona. Drugi okazał się dla mnie wielkim rozczarowaniem. Trochę idąc za ciosem, zabrałam się za trzeci. Mogę go określić jako (prawie) wielki powrót. Królestwo Złowrogich jest swojego rodzaju pójściem na kompromis - jest w nim zarówno fabuła i świetny klimat znany z pierwszej części, a także nie brakuje przerywników w postaci scen erotycznych, których w drugiej był aż nadmiar.
W trzecim tomie dostajemy rozwiązania tajemnic oraz wszelkich intryg. Wciąż jest kilka wątków, które autorka prawdopodobnie rozwinie w kolejnych książkach z tego świata, niemniej książka dostarcza satysfakcjonujących odpowiedzi, które prowadzą do dobrego zakończenia (może delikatnie zbyt słodkiego, ale myślę, że ten gatunek już tak ma 😉).
Patrząc na całość - seria momentami lepsza, czasem gorsza, ale czyta się dobrze i przyjemnie.
Pierwszy tom trylogii podobał mi się bardzo. Byłam nim zachwycona. Drugi okazał się dla mnie wielkim rozczarowaniem. Trochę idąc za ciosem, zabrałam się za trzeci. Mogę go określić jako (prawie) wielki powrót. Królestwo Złowrogich jest swojego rodzaju pójściem na kompromis - jest w nim zarówno fabuła i świetny klimat znany z pierwszej części, a także nie brakuje...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-25
2024-05-22
Mam wrażenie, jakbym czytała zupełnie inną serię niż ta, którą zaczęłam. Pierwsza część emanowała niesamowitym klimatem, ciekawym światem magicznym, postaciami, którym daleko do moich ulubieńców, ale jednak całkiem ich polubiłam i przede wszystkim w Królestwie Nikczemnych była akcja, fabuła. A tu nic - tani erotyk oraz niespójne motywacje bohaterów. Zwłaszcza Emilia podejmowała takie działania i wysnuwała takie wnioski, że zastanawiałam się, czy aby nie umknęła mi część książki.
Przez jakieś pierwsze 200 stron były głównie sceny zbliżeń, pożądania i namiętności, przeplatane opisami piekła oraz monologami Emilii, z których wynikało, że Pan Gniewu ją zwiódł i oszukał, przez co trafiła do piekła i oddała duszę diabłu... Cóż, jeśli mnie pamięć nie myli - SAMA podjęła taką decyzję, więc skąd te żale?! Sytuacji z emocjami, które brały się nie wiadomo skąd, było całkiem sporo...
Druga połowa książki wciąż obfitowała głównie w sceny erotyczne, ale zaczęły się także wizyty na innych dworach i pojawiła się lekka nuta tajemniczości dotycząca między innymi Pierwszej Wiedźmy, wspomnień Emilii oraz prawdziwej tożsamości głównych bohaterów.
Akcja osadzona w piekle jest genialnym rozwiązaniem dla nowych pomysłów: już nie słoneczne Palermo, a zamarznięte piekło. Nowa kraina z nowymi możliwościami i coraz to piękniejszymi pałacami. To można było tak cudownie rozwinąć. Niestety autorka skupiła się na wnętrzu Emilii, które okazało się zaskakująco ubogie - w głowie dziewczyny tylko pożądanie, małżeństwo, Książę Gniewu i delikatnie tląca się zemsta połączona z chęcią rozwiązania tajemnic. Co ciekawe ostatnie dwa rozdziały, to już świetna akcja i niespodziewany zwrot akcji i choć samo zakończenie to znów łóżko - cóż, tam akurat pasuje.
Jestem zupełnie rozczarowana. Pierwszy tom naprawdę mi się spodobał. Z kolei Królestwo Przeklętych wygląda jakby napisała je zupełnie inna autorka, która poszła w zupełnie inną stronę.
Za trzeci tom się wezmę - może od razu, może nie. Jeszcze nie zdecydowałam. Jeśli od razu, to tylko po to, aby jak najszybciej zakończyć przygodę z tą serią.
Mam wrażenie, jakbym czytała zupełnie inną serię niż ta, którą zaczęłam. Pierwsza część emanowała niesamowitym klimatem, ciekawym światem magicznym, postaciami, którym daleko do moich ulubieńców, ale jednak całkiem ich polubiłam i przede wszystkim w Królestwie Nikczemnych była akcja, fabuła. A tu nic - tani erotyk oraz niespójne motywacje bohaterów. Zwłaszcza Emilia...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-18
Tokio jest tematem, o którym mogłabym czytać i słuchać godzinami, a mimo tego, ta książka ogromnie mnie wymęczyła.
W Japonii byłam kilka lat temu, zwiedziłam kilka miast, a i w samym Tokio spędziłam dużo czasu. Miałam okazję zobaczyć zarówno te bardziej znane turystyczne atrakcje, jak i te mniej. Miałam również szansę skosztować nieco życia w Dolnym Mieście i poznać jego mieszkańców. Zgadzam się z autorem w tym, że granice Dolnego Miasta wyznacza stan umysłu, a nie konkretne tokijskie uliczki.
A jednak - poza ogólną koncepcją i kilkoma ciekawszymi opowieściami, książka była dla mnie bardzo ciężka. W ogóle nie mogłam się wciągnąć w treść, głównie za sprawą mnóstwa nazw dzielnic i ulic, a także przez mnogość dat i wydarzeń historycznych.
Dla osoby, która nigdy w Tokio nie była, książka będzie tak naprawdę o niczym. Trudno wczuć się w klimat, kiedy polega on na wymienianiu mijanych ulic, budynków, czy parków. Ja potrafiłam sobie to wyobrazić - czy też raczej wyciągnąć z pamięci niektóre obrazy, choć w wielu opisanych miejscach nie byłam. Natomiast nazwy stacji metra były mi dobrze znane i miło było do nich wrócić, chociaż tylko oczami wyobraźni.
Książka może okazać się dużo bardziej wartościowa dla osoby będącej aktualnie w Tokio, lub przygotowującej się do wyjazdu.
Osobiście miałam nadzieję, że lektura pobudzi pozytywne wspomnienia, a dostałam głównie historie, które nie zagoszczą na długo w mojej pamięci.
Tokio jest tematem, o którym mogłabym czytać i słuchać godzinami, a mimo tego, ta książka ogromnie mnie wymęczyła.
W Japonii byłam kilka lat temu, zwiedziłam kilka miast, a i w samym Tokio spędziłam dużo czasu. Miałam okazję zobaczyć zarówno te bardziej znane turystyczne atrakcje, jak i te mniej. Miałam również szansę skosztować nieco życia w Dolnym Mieście i poznać jego...
2024-05-13
Był czas, gdy wszędzie, gdzie się nie obejrzałam, widziałam Królestwo Nikczemnych. Ten przesyt wraz z okładką, która w mój gust nie trafia, sprawiły, że zupełnie nie miałam ochoty na tę powieść. Polecała mi ją jednak przyjaciółka i przy każdym spotkaniu pytała, czy już czytałam. I tak w końcu się wzięłam. I przepadłam 😅 Właściwie nie wiem nawet dlaczego. Wiedźmy i demony nie są zbyt oryginalnym połączeniem. Emilia jest typową główną bohaterką młodzieżówki - nie irytuje, ale momentami zachowuje się po prostu głupio, a wszyscy piekielni książęta są przystojni i czarujący... Oczywiście znaczną część fabuły tworzą rodzące się uczucia - nie zawsze są one przyjemne, czasem wręcz przepełnione gniewem. Niektóre sytuacje zaskakują, to znowu inne są bardzo przewidywalne. Akcja właściwie nie odpuszcza i cały czas się coś dzieje.
Na szczególne wyróżnienie zasługuje klimat powieści. Włochy, a konkretnie Palermo: słońce, cudowna kuchnia, zapachy potraw oraz wtrącenia z języka włoskiego i łacińskiego... To wszystko buduje taką sielską atmosferę. Dodatkowo cały świat magiczny, który jednocześnie jest trochę ukryty, ale też trochę nie - idealnie, żeby się w nim zatracić.
Zakończenie bardzo zachęca, aby od razu sięgnąć po następny tom 😉
Był czas, gdy wszędzie, gdzie się nie obejrzałam, widziałam Królestwo Nikczemnych. Ten przesyt wraz z okładką, która w mój gust nie trafia, sprawiły, że zupełnie nie miałam ochoty na tę powieść. Polecała mi ją jednak przyjaciółka i przy każdym spotkaniu pytała, czy już czytałam. I tak w końcu się wzięłam. I przepadłam 😅 Właściwie nie wiem nawet dlaczego. Wiedźmy i demony...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-10
Po "Kobietę z biblioteki" sięgnęłam z dwóch powodów - pierwszy to okładka. Ta świecąca czerwień przykuła mój wzrok 😍 A drugi: tytuł. Lubię motyw książki w książce, a biblioteka jest tu dość sugestywna. To tam jest morderstwo. Tam też poznają się główni bohaterowie.
Mówiąc szczerze nie miałam zbyt dużych oczekiwań względem tej pozycji. Nie rzuciła mi się w oczy na żadnych listach polecających, więc podeszłam sceptycznie i nie spodziewałam się szału.
Pomyliłam się. Historia wkręciła mnie mocno. Nie mogłam się oderwać. Co prawda sam wątek kryminalny, choć istotny i autorka nie pozwala o nim zapomnieć, jest jednak trochę przyćmiony wątkiem romantycznym. Jedna z postaci pobocznych sama powiedziała, że w zasadzie wszystkie książki beletrystyczne to romanse, gdyż skupiają się na relacjach. Nie powiedziałabym, że rzeczywiście dotyczy to każdej jednej powieści, ale tej na pewno. Co wcale nie czyni jej słabszej. Po prostu jest w niej nieco więcej z obyczajówki niż z mocnego kryminału, ale akcja wciąż kręci się wokół zbrodni.
Bohaterów polubiłam wszystkich. Są dość barwnymi postaciami, mają różnorodne charaktery i całkiem nieźle się uzupełniają.
Jak już wspomniałam motyw książki w książce jest tutaj wyraźny i wyszedł genialnie. Równie mocno byłam zainteresowana treścią listów, stanowiących przerywniki w akcji, jak i właściwych rozdziałów.
Książkę czytało mi się szybko i z dużą przyjemnością. Jest to zdecydowanie lżejsza pozycja. Być może na całym ogromnym rynku kryminałów, nie wyróżnia się specjalnie, ale ja nie jestem znawcą tego gatunku 😉 Mnie wydała się dość oryginalna i nie żałuję ani chwili spędzonej na lekturze.
Po "Kobietę z biblioteki" sięgnęłam z dwóch powodów - pierwszy to okładka. Ta świecąca czerwień przykuła mój wzrok 😍 A drugi: tytuł. Lubię motyw książki w książce, a biblioteka jest tu dość sugestywna. To tam jest morderstwo. Tam też poznają się główni bohaterowie.
Mówiąc szczerze nie miałam zbyt dużych oczekiwań względem tej pozycji. Nie rzuciła mi się w oczy na żadnych...
2024-05-08
Chociaż książka jest początkiem cyklu, to w moje ręce wpadła jako trzecia. I muszę przyznać, że pomimo mojej znajomości dalszych wydarzeń, bawiłam się świetnie i całkiem się wkręciłam. Poznanie przeszłości bohaterów, tego jak się poznali i jak to wszystko się zaczęło, wzbudziło we mnie wiele pozytywnych emocji. Cieszę się też, że wreszcie miałam okazję zapoznać się z historią związaną z Martwym Jeziorem, ponieważ w kolejnych częściach Mads często wspomina te wydarzenia.
Ogromną zaletą tej części są bohaterowie. Każdy ma własną motywację, własny cel i nic nie jest takie oczywiste, jakby się mogło na początku wydawać. Wykreowani są bardzo wyraziście i odniosłam wrażenie, że jest o nich więcej niż w kolejnych częściach, dzięki czemu lepiej ich poznałam i polubiłam. Tego brakowało mi podczas czytania Mroźnego szlaku i Utraconej godziny. Tam - Madsa nie polubiłam, a innych za bardzo nie było. Tutaj, cóż do Madsa powoli się przekonuję, a drużyna dodała trochę smaczku i humoru.
Język nadal mi trochę przeszkadza. Nie lubię wulgaryzmów, a w tej serii pojawiają się co chwilę. Natomiast podoba mi się dużo akcji i brak przeciągania, dzięki czemu czyta się szybko, a przyjemności z tego dużo ;)
Chociaż książka jest początkiem cyklu, to w moje ręce wpadła jako trzecia. I muszę przyznać, że pomimo mojej znajomości dalszych wydarzeń, bawiłam się świetnie i całkiem się wkręciłam. Poznanie przeszłości bohaterów, tego jak się poznali i jak to wszystko się zaczęło, wzbudziło we mnie wiele pozytywnych emocji. Cieszę się też, że wreszcie miałam okazję zapoznać się z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-05
Książkę w postaci audiobooka wysłuchałam na Legimi i przyznam, że podobała mi się dużo mniej od Życia Violette. Możliwe, że powodem było właśnie słuchanie, a nie czytanie. Być może, gdybym miała treść przed oczami, przywiązałabym się bardziej do bohaterów i polubiłabym ich. Może nie gubiłabym się tak często w czasie i przestrzeni, a tym samym byłabym dużo bardziej "w książce". Może wtedy byłabym zachwycona. Pogdybać zawsze mogę, jednak nie zmienia to niczego i koniec końców do zachwytu brakuje mi wiele.
W ogóle nie zżyłam się z główną bohaterką. Była dla mnie dość nijaka, a jednocześnie jej stosunek do randek zupełnie mi do niej nie pasował. Wydawała mi się wymuszona - na co dzień miła, sympatyczna, pracująca ze starszymi i darząca każdego podopiecznego ogromnym szacunkiem, a w soboty spotykająca się z osobą, której imienia nie pamięta... Jakoś mi się to gryzło ze sobą. Zupełnie tej postaci nie kupiłam. Jednak - jak wspomniałam, może przyczyną była pani lektor.
Rozdziały dotyczące przeszłości podobały mi się bardziej, niemniej czasami nie kojarzyłam, o kim mowa. Francuskie imiona brzmiały dla mnie podobnie i dopiero po chwili orientowałam się gdzie i u kogo jestem. Niemniej to właśnie ich losy zaciekawiły mnie najbardziej. Zwłaszcza miłość Hélène Hel i Luciena. Tego słuchałam z ogromną przyjemnością.
Sama historia też mnie za bardzo nie porwała. Domyślam się, że miało być tajemniczo i trzymać w napięciu. Zapewne miał też być niespodziewany zwrot akcji, ale mnie nie zaskoczyło nic. Najbardziej nieoczekiwane było dla mnie włamanie do policyjnego archiwum i brak jakichkolwiek konsekwencji tego czynu...
Wiem, że jest to debiut i to debiut bardzo udany. Nie ulega wątpliwości, że powieść jest bardzo życiowa i porusza jakże ważny temat drugiej szansy. Na prawdę uważam, że samodzielne czytanie zdecydowanie sprawiłoby mi dużą przyjemność, jednak wysłuchanie audiobooka bardzo to doznanie spłaszczyło.
Książkę w postaci audiobooka wysłuchałam na Legimi i przyznam, że podobała mi się dużo mniej od Życia Violette. Możliwe, że powodem było właśnie słuchanie, a nie czytanie. Być może, gdybym miała treść przed oczami, przywiązałabym się bardziej do bohaterów i polubiłabym ich. Może nie gubiłabym się tak często w czasie i przestrzeni, a tym samym byłabym dużo bardziej "w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-03
Średnio lubię fantasy osadzone w rzeczywistości i do tego współczesności. W takich powieściach brakuje mi przede wszystkim klimatu. Tak też było i tym razem.
Spodziewałam się, że książka będzie przesiąknięta humorem, może nawet sarkazmem, a głównego bohatera będzie cechować diabelnie cięty dowcip. Niestety tego nie dostałam, albo nie wychwyciłam. Zygmunt też nie za bardzo przypadł mi do gustu. Na początku - tak, faktycznie całkiem go polubiłam. Podobało mi się wykreowanie go na korposzczurka sprawdzającego codziennie punktację w tabeli. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew i diabelsko-korporacyjne usposobienie blakło i nikło. Rozumiem rozwój bohatera i jego uczłowieczenie, ale nie za bardzo mi to podpasowało...
Z innych bohaterów polubiłam Łukasza, a wydarzenia opisywane z jego perspektywy ładnie urozmaiciły całość. Reszta tych "barwnych" postaci zupełnie zlała mi się w tło i tak pozostało do końca.
Z pozytywów - sam pomysł zasługuje na uznanie. Stworzenie piekła, jako miejsca, w którym diabły odbywają studia przygotowujące do zachęcania ludzi do grzeszenia, wyszło świetnie. Zwłaszcza, że wyuczone metody nie zawsze okazują się skuteczne. Dalej wspomniane diabły wysyłane są do różnych miast, gdzie rozsyłają swój wpływ na zwykłych śmiertelników, a dodatkowo rywalizują ze sobą o punkty. Smaczku dodaje cała biurokracja, kontrola i gadżety... Cóż, prawdziwe korporacyjne piekło!
Podobało mi się też wprowadzenie słowiańskich demonów. Co prawda same postaci, moim zdaniem nie wykorzystały potencjału, ale wierzenia Słowian wzbogaciły i urozmaiciły historię.
Sama w sobie powieść mi się podobała, dobrze się bawiłam przy czytaniu, niemniej nie jest to coś, co zostanie ze mną na dłużej.
Średnio lubię fantasy osadzone w rzeczywistości i do tego współczesności. W takich powieściach brakuje mi przede wszystkim klimatu. Tak też było i tym razem.
Spodziewałam się, że książka będzie przesiąknięta humorem, może nawet sarkazmem, a głównego bohatera będzie cechować diabelnie cięty dowcip. Niestety tego nie dostałam, albo nie wychwyciłam. Zygmunt też nie za bardzo...
2024-04-30
Zdecydowanie nie jestem zwolenniczką krótszych form... Za każdym razem, kiedy sięgam po książkę, która nie ma tych 300 stron, zastanawiam się, czy warto. Zwłaszcza, kiedy mówimy o fantasy. Na tak niewielu stronach ciężko zbudować świat, wykreować ciekawych bohaterów, albo zwyczajnie wkręcić czytelnika w opowieść.
Do tej pory miałam do czynienia głównie z opowiadaniami Sandersona i byłam nimi zachwycona. Trafiały idealnie w mój gust, jednak to Sanderson, więc niczego innego bym się nie spodziewała. Ubolewałam tylko nad tym, że historie kończyły się tak szybko...
Tym razem natknęłam się na baśń. I to taką dobrze znaną z dzieciństwa. Baśń o Śpiącej Królewnie, ale opowiedzianą w nieco inny sposób i z odwróconymi rolami. Tutaj zła wróżka okazuje się całkiem dobrą wróżką, a piękna królewna odmieńcem o charakterze typowym dla tych istot, czyli niekoniecznie dobrym, a wręcz właśnie złym. Pojawia się również rycerz, ale i on jest nieco odmieniony. Nie należy do gatunku przystojnych książąt, choć rzeczywiście zainspirowany opowieściami pragnie przełamać klątwę...
O książce dowiedziałam się przy okazji konkursu i pewnie gdyby nie on, wcale z nowelką bym się nie zaznajomiła. Głównie dlatego, że nie przepadam za baśniami, a dodatkowo te niecałe 200 stron nie brzmiało dla mnie zachęcająco. Jednak muszę przyznać, że cieszę się z danej szansy. Książka mnie całkiem nieźle wciągnęła. Historia mi się spodobała, a krótki format sprawił, że poszło szybko i przyjemnie. Ogromnym plusem jest wersja audio w wykonaniu Filipa Kosiora. Bardzo dobrze się tego słucha!
Nie jest to może arcydzieło literatury, ale w formie przerywnika na jeden wieczór sprawdza się cudownie.
Zdecydowanie nie jestem zwolenniczką krótszych form... Za każdym razem, kiedy sięgam po książkę, która nie ma tych 300 stron, zastanawiam się, czy warto. Zwłaszcza, kiedy mówimy o fantasy. Na tak niewielu stronach ciężko zbudować świat, wykreować ciekawych bohaterów, albo zwyczajnie wkręcić czytelnika w opowieść.
Do tej pory miałam do czynienia głównie z opowiadaniami...
2024-04-29
Mam spory problem z oceną tej książki... Powiedzieć, że mi się podobała, to nic nie powiedzieć. Była świetna! Momentami zaskakująca, ale przyznam, że spodziewałam się dużo więcej zwrotów akcji. Właściwie niewiele sytuacji rzeczywiście było niespodziewanych. Jednak nie zmniejszało to przyjemności z czytania, a wręcz dodawało smaczku. Wszystko pięknie zagrało. Zagrało aż nagle przestało...
Mam wrażenie, że zabrakło ostatniego rozdziału. Zarówno Glokta, jak i Luthar dostali swoje zakończenia. Nawet satysfakcjonujące. Natomiast Ferro, Logen czy Bayaz niestety nie. Rozumiem, że ich wątki pozostały otwarte, ale jednak liczyłam na jakieś zamknięcie. Może to dlatego, że polubiłam wszystkich bohaterów. Żaden mnie nie zawiódł i nie rozczarował. Z biegiem akcji ich charaktery stawały się coraz ciekawsze - nawet jeśli niekoniecznie kierowały się ku dobru.
Pod kątem przemocy i pewnej brutalności ta część nie odbiega od pozostałych. Cały cykl przesiąknięty jest nie zawsze zaschniętą krwią, torturami i brudem w ogólności, niemniej tworzy to swój unikalny klimat. Całą powieść (i dwie poprzednie) pochłonęłam. Czytało mi się błyskawicznie i z zapartym tchem.
Mam spory problem z oceną tej książki... Powiedzieć, że mi się podobała, to nic nie powiedzieć. Była świetna! Momentami zaskakująca, ale przyznam, że spodziewałam się dużo więcej zwrotów akcji. Właściwie niewiele sytuacji rzeczywiście było niespodziewanych. Jednak nie zmniejszało to przyjemności z czytania, a wręcz dodawało smaczku. Wszystko pięknie zagrało. Zagrało aż...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-27
2024-04-21
Widać, że autorka włożyła ogrom pracy w tę książkę. Każdy szczegół, zarówno fabularny, jak i językowy jest dopracowany i zapewne wymagał mnóstwa czasu. System magiczny oparty na translatoryce, na przekładzie i tym, co w nim umyka jest bardzo oryginalny i prawdopodobnie zaangażował autorkę w wielkie poszukiwania, aby odnaleźć poszczególne słowa, ich odpowiedniki oraz zapoznać się z historią danego języka.
Poza językiem, w książce ważną (może nawet najważniejszą) rolę odgrywa kolonializm. Zawłaszczanie przez Anglię dziedzictw narodowych innych państw - dziedzictw nie tylko przedmiotowych, ale także kulturowych. Chęć budowania imperium angielskiego i jego ciągłego rozwoju doprowadziła do pozyskiwania dzieci zdolnych nauczyć się tworzenia srebrnych sztabek, a tym samym przyczyniać się do jeszcze większego rozrostu imperium. Do takich dzieci, a później studentów należy główny bohater - przywieziony z Kantonu, nigdy nie traktowany, jak prawdziwy Anglik. W myśl angielskiego kolonializmu, powinien być oddany i posłuszny właśnie Anglii, dzięki której miał szanse opuścić Chiny, jednak gdzieś we wnętrzu czuje niesprawiedliwość całej sytuacji i nie chce być obojętny względem rodaków.
Przyznam, że choć książka jest oryginalna, ciekawa i poruszająca naprawdę ważny problem, to nie specjalnie przypadła mi do gustu.
Początek rzeczywiście mi się spodobał. Przyjazd młodego Robina do Anglii, jego fascynacja krajem i chęć stania się Anglikiem, a także późniejsze studia w najbardziej szanowanej uczelni. Zawierane przyjaźnie, studenckie życie - wszystko napisane nieśpiesznie. Akcja toczy się spokojnie. Trochę, jakby to była książka obyczajowa, w której pojawiają się magiczne sztabki srebra, ale są one owiane tajemnicą - tajemnicą, do której razem z Robinem mamy coraz większy dostęp.
Dalej akcja przyśpiesza, a książka dużo bardziej skupia się na kolonializmie, na wyzysku i na chęci obalenia systemu. I to już podobało mi się dużo mniej, a w książce poświęcono na to zdecydowanie dużo więcej stron. Mocno mnie to wymęczyło. Czytałam, aby przeczytać i poznać zakończenie. Miałam nadzieję na jakiś zaskakujący zwrot akcji, ale niestety się nie doczekałam.
Widać, że autorka włożyła ogrom pracy w tę książkę. Każdy szczegół, zarówno fabularny, jak i językowy jest dopracowany i zapewne wymagał mnóstwa czasu. System magiczny oparty na translatoryce, na przekładzie i tym, co w nim umyka jest bardzo oryginalny i prawdopodobnie zaangażował autorkę w wielkie poszukiwania, aby odnaleźć poszczególne słowa, ich odpowiedniki oraz...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-12
Ta książka jest niczym ulubiony kocyk i kubek najsmaczniejszej herbaty w jednym 😉 Jest spokojna, nieco filozoficzna, może nawet delikatnie refleksyjna, ale przede wszystkim jest przyjemna i odprężająca. Idealna, aby posiedzieć i poczytać - po prostu odpocząć 😊
Fabuła nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Skupia się głównie na historii właścicielki księgarni oraz pracującego tam baristy. Z czasem pojawiają się kolejne postaci - przyjaciele, czytelnicy, klienci, aż tworzy się całkiem zgrana paczka znajomych zaangażowna w działalność księgarni Hyunam-Dong. Sami bohaterowie też nie wyróżniają się niczym szczególnym... Szukają własnej drogi, zastanawiają się nad szczęściem - między innymi w kontekście pracy. Podobało mi się to, że każda postać była w innej sytuacji życiowej i miała inne doświadczenia, a mimo tego bohaterowie słuchali się wzajemnie i rozumieli problemy pozostałych.
Powieść nie daje jednoznacznej odpowiedzi na pytanie "czy warto rzucić wszystko i realizować marzenia". Pokazuje natomiast, że pójście za marzeniem to dopiero pierwszy krok - otworzenie księgarni okazało się dość łatwe, ale już to, żeby się przyjęła i zadomowiła wymagało dużo więcej wysiłku...
Książkę czytało mi się bardzo dobrze i jak wspomniałam przyjemnie. W tekście nie ma zbędnych przedłużeń, ani udziwnień, więc idzie gładko i sprawnie.
Na okładce napisano, że zachwyci miłośników książek. Jeśli o mnie chodzi, tak właśnie było 😊❤️
Ta książka jest niczym ulubiony kocyk i kubek najsmaczniejszej herbaty w jednym 😉 Jest spokojna, nieco filozoficzna, może nawet delikatnie refleksyjna, ale przede wszystkim jest przyjemna i odprężająca. Idealna, aby posiedzieć i poczytać - po prostu odpocząć 😊
Fabuła nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Skupia się głównie na historii właścicielki księgarni oraz...
2024-04-09
Abercrombie to jedno z tych nazwisk, po które sięgam w ciemno i wiem, że będę zachwycona. I tak właśnie jest😊
Wszystkie postaci są wyraziste i dobrze wykreowane. Ich działania i motywy są spójne, a co najważniejsze nie są jednotorowe i cudownie potrafią zaskoczyć - przedostatni rozdział "Krwawa dziewiątka" przedstawił Logena w zupełnie nowym świetle. To było tak bardzo nieoczekiwane i szokujące, a przy tym genialne i zdecydowanie potrzebne! Takie zwroty akcji robią dobrą robotę i bardzo wzbogacają historię
A odnośnie samej historii, sprawa wygląda tak, że polubiłam wszystkich bohaterów, więc chętnie czytałam o ich losach. Wspaniale się czyta, kiedy żadna z głównych postaci nie irytuje. Owszem obecne były też poboczne, których chyba główną rolą było bycie denerwującym, ale to było celowe i dało świetny efekt.
Fabularnie... Widać, że książka jest takim trochę wstępem do większej akcji. Poznajemy geografię i układy polityczne świata. Dowiadujemy się co nieco o systemie magicznym. Jest trochę historii, podbojów i zapowiedzi przyszłych wojen. Są podróże i spotkania bohaterów. Jednak nie ma jeszcze pełnego obrazu. Dopiero pod koniec wyjaśnia się, kto będzie wrogiem, ale wciąż niewiele wiadomo. Podczas samego czytania, nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie, niemniej spytana o główny wątek powieści miałam problem z udzieleniem jednoznacznej odpowiedzi 😅
Książkę pochłonęłam i podobała mi się bardzo. Miałam w rękach dwie wersje - jedną starszą "Samo ostrze" oraz ebooka nowego wydania "Ostrze". Wydaje mi się, że nieco bardziej odpowiadał mi język nowszego, ale oba czytało mi się dobrze.
Abercrombie to jedno z tych nazwisk, po które sięgam w ciemno i wiem, że będę zachwycona. I tak właśnie jest😊
Wszystkie postaci są wyraziste i dobrze wykreowane. Ich działania i motywy są spójne, a co najważniejsze nie są jednotorowe i cudownie potrafią zaskoczyć - przedostatni rozdział "Krwawa dziewiątka" przedstawił Logena w zupełnie nowym świetle. To było tak bardzo...
2024-03-31
Zupełnie nie spodziewałam się, że książka mnie aż tak wciągnie. Zakładałam, że będzie to lekkie romantasy z ciekawym systemem magicznym i mogę powiedzieć, że Burza poniekąd właśnie tym się okazała. Jednak zdecydowanie nie tylko tym...
Otoczone burzą miasto jest tak naprawdę całym światem. Poza burzą nie ma nic. Wejście w nią to pewna śmierć. A sama burza poszerza swój zasięg, sprawiając, że dla ludzi pozostaje coraz mniej miejsca. Dodatkowym zagrożeniem są bestie zamieszkujące burzę. Kiedy uda im się wydostać - atakują, a jedynym ratunkiem dla zwykłych ludzi są wyszkoleni wojownicy Wardana. Jest też władca, który potrafi powstrzymać burzę, jednak z pokolenia na pokolenie wychodzi mu coraz słabiej... Jak to zazwyczaj bywa jest jeszcze problem społeczny i nierówność klas. Ci, którzy są blisko władzy i bogactwa nie muszą się martwić burzą i żyją w pięknym słońcu, jednak ci biedniejsi, mieszkający dalej od pałacu wiodą życie w wiecznej wilgoci, a blask i ciepło słońca prawie do nich nie dochodzą. W trakcie całej powieści przemieszczamy się wraz z główną bohaterką pomiędzy poszczególnymi częściami miasta, więc raz mamy burzę, a raz słońce. Autorka za pomocą zgrabnych opisów zwraca uwagę czytelnika na te zmiany. Trzeba przyznać, że tworzy w ten sposób odpowiednią atmosferę.
Nie do końca podoba mi się to, co Autorka zrobiła z postaciami. Mam wrażenie, że ich zmiany są zbyt prędkie - nie jest to rozwój charakterów, tylko coś na kształt wiatraka emocji - jak powieje, tak będzie. Jedynie główna bohaterka idzie swoim torem i w niej można dostrzec przemianę. Rozdziały pisane są pierwszoosobowo z jej perspektywy - i może właśnie dlatego jest przeze mnie lepiej rozumiana.
Jedna z mocniejszych zalet tej książki jest sam świat. Pojawiają się tu tajemne tunele, jako pozostałość po starych miastach. Są grobowce sięgające odległych czasów. Są nawet legendy! I jest również ikonomancja. To trochę połączenie pisma, sztuki i magii, które idealnie pokazuje, że odpowiednio napisane słowa mogą mieć wielką moc i to dosłownie. Właśnie na ikonach opiera się właściwie wszystko - za ich pomocą można uzdrawiać, zapalać lampy, walczyć z bestiami, czy hodować rośliny. Ciekawe jest to, że nie trzeba mieć specjalnych uzdolnień, aby z nich korzystać. Trzeba jedynie znać odpowiednie symbole, a to nie jest wiedza dostępna wszystkim.
Dla mnie ta książka to dość niespodziewane odkrycie i bardzo się cieszę, że wpadła mi w ręce. A dostała się w te ręce dzięki wydawnictwu Rebis, któremu bardzo serdecznie dziękuję za egzemplarz 😊❤️
Zupełnie nie spodziewałam się, że książka mnie aż tak wciągnie. Zakładałam, że będzie to lekkie romantasy z ciekawym systemem magicznym i mogę powiedzieć, że Burza poniekąd właśnie tym się okazała. Jednak zdecydowanie nie tylko tym...
Otoczone burzą miasto jest tak naprawdę całym światem. Poza burzą nie ma nic. Wejście w nią to pewna śmierć. A sama burza poszerza swój...
2024-03-23
2024-03-19
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa SQN.
Moja znajomość z kryminałami jest dość niewielka. Przeczytałam ich kilkanaście, a sięgam po nie głównie dla zmiany klimatu (gustuję bardziej w fantastyce). I tak, jak właśnie w fantastyce czasem wystarczy dobrze wykreowany świat, żeby powieść mnie zachwyciła, tak kryminał musi zaintrygować mnie czymś innym - najlepiej zagadką i postaciami.
Tu dochodzę do powodu, dla którego w ogóle zainteresowałam się "Robakami w ścianie". Mianowicie - jak wynikało z opisu książki główny bohater miał być "charyzmatycznym śledczym". Spodziewałam się też, że te tytułowe robaki będą kryły się pod powierzchnią, a im głębiej w historię wejdziemy, tym będzie więcej trupów z szafy...
Moje oczekiwania zostały spełnione tylko częściowo.
Trudno mi było wejść w historię. Jakoś tak zupełnie mnie nie wciągała. Co więcej, Bondys mnie irytował, a obwinianie kościoła za wszelkie zło jest motywem, którego bardzo, ale to bardzo nie lubię. W taki sposób upłynęło mi jakieś 100 stron. Niby ciekawie, ale niechętnie. Był nawet moment, w którym do czytania motywowało mnie tylko napisanie tej recenzji - a to źle...
Nie wiem dokładnie, w którym miejscu ani z jakiego powodu, ale w pewnym momencie złapałam się na tym, że chcę (muszę!) wiedzieć, co będzie dalej. Od tamtej pory już nie mogłam się oderwać od lektury. Wreszcie się wkręciłam w historię! Już nawet pan komisarz mnie nie wkurzał - nie powiem, że go polubiłam, ale przyzwyczaiłam się i zaczęłam tolerować. Natomiast inni bohaterowie cały czas pozostawali tłem. Tylko i wyłącznie. Prawie wszyscy współpracownicy i przełożeni Bondysa zlali mi się w jedno. Rozróżniałam tylko "młodzież". Niestety i z nimi nie stworzyłam więzi, sympatii też nie było.
W powieści jest jeszcze jeden bohater - samo miasto: Bydgoszcz. Autorka genialnie oddała klimat, nawiązywała do wydarzeń historycznych, a akcję umieściła w takich miejscach, że Bydgoszcz ożyła w wyobraźni czytelnika. Jednocześnie nie były to wymuszone wtrącenia i za to ogromny plus. Klimat jest świetny!
Podobał mi się jeszcze główny wątek - czyli morderstwo, szukanie zabójcy. Bardzo skrupulatnie opisany każdy element. Satysfakcjonująca zarówno droga, jak i rozwiązanie. Odkrywanie przeszłości ofiar, a także mordercy przypadło mi do gustu i co ważne, było po prostu sensowne.
Ogólnie - czy jestem zadowolona? Tak. Czy polecam? Tak. Uważam, że debiut bardzo udany i mam nadzieję, że kolejne części będą równie dobre bądź jeszcze lepsze.
Recenzja powstała w ramach akcji recenzenckiej wydawnictwa SQN.
Moja znajomość z kryminałami jest dość niewielka. Przeczytałam ich kilkanaście, a sięgam po nie głównie dla zmiany klimatu (gustuję bardziej w fantastyce). I tak, jak właśnie w fantastyce czasem wystarczy dobrze wykreowany świat, żeby powieść mnie zachwyciła, tak kryminał musi zaintrygować mnie czymś innym -...
2024-03-13
Tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam, ale dostałam to tylko częściowo, więc nie jestem usatysfakcjonowana 😅
Dziennik jest miejscami dość nudny, a dodatkowo jest w nim więcej opisów jedzenia niż tego, co na tej Antarktydzie robili.
Podobało mi się wplatanie faktów naukowych, ale nie było ich wiele - gdzieś pod koniec rzeczywiście pojawiały się dłuższe wpisy poświęcone np. zmianom temperatury Ziemi w poszczególnych epokach. To było ciekawe, tego chciałabym więcej - choć przyznam, że geografia nigdy nie była moją mocną stroną, a geofizykę uważałam za coś mocno odjechanego... Pomimo tego, mi - zupełnemu laikowi w temacie, najbardziej do gustu przypadły akapity poświęcone właśnie nauce i faktom. Natomiast sama podróż czworga naukowców jakoś mnie nie wciągnęła.
Doceniam humor Autora oraz to, że traktował czytelnika jak osobę myślącą i posiadającą pewną wiedzę. Czasami zadawał jakieś pytania skłaniające do przemyśleń, albo zachęcał do pogłębienia danego zagadnienia.
Ogromny plus za przepiękne fotografie i za całą szatę graficzną - tekst się ładnie komponował z tłem i efekt końcowy jest naprawdę przyjemny w odbiorze.
Książka rozbudziła moją ciekawość w tematyce wypraw badawczych (na bieguny i nie tylko), więc na pewno jeszcze po coś tego typu sięgnę 😉😊
Tak naprawdę nie wiem, czego się spodziewałam, ale dostałam to tylko częściowo, więc nie jestem usatysfakcjonowana 😅
Dziennik jest miejscami dość nudny, a dodatkowo jest w nim więcej opisów jedzenia niż tego, co na tej Antarktydzie robili.
Podobało mi się wplatanie faktów naukowych, ale nie było ich wiele - gdzieś pod koniec rzeczywiście pojawiały się dłuższe wpisy...
Chyba nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać kryminału, w którym nie było motywu rozwiązywania zagadki morderstwa. Dlatego właściwie nie czułam, żebym rzeczywiście czytała kryminał, a raczej powieść obyczajową, w której rozdziały z teraźniejszości przeplatały się z przeszłością, co samo w sobie wyjaśniło tajemnicę śmierci tytułowej teściowej.
Jak można się domyślić po tytule, jest tu para głównych bohaterów, a właściwie bohaterek - jest teściowa, więc jest również synowa. Obie poznajemy dość dobrze, ponieważ rozdziały pisane są z ich perspektyw. Można je lubić bardziej lub mniej, ale trzeba przyznać, że łączy je specyficzna relacja. Trochę skomplikowana i z pozoru mało przyjemna, jednak z biegiem czasu kształtuje się między nimi nić wzajemnego zrozumienia. Pozostałe postaci są członkami rodziny. Tworzą one dobre tło, a także dodają kilku podejrzanych - to w końcu kryminał i choć zdarzało mi się o tym zapomnieć, autorka skrupulatnie przypominała 😉
Książka prowadzi czytelnika przez momentami trudną znajomość, ale także przez lepsze czasy wypełnione sielanką rodzinną. Są opisy wspólnych świąt, są też pobytu w szpitalu; są narodziny dzieci, są choroby i śmierć. Jednym słowem: codzienność. Może właśnie z tego powodu czyta się naprawdę dobrze. Samo życie 😉
Zdecydowanie nie jest to typ kryminału, w którym wraz ze śledczym poznajemy szczegóły i prowadzimy sprawę zabójstwa. Tutaj śledczy pojawiają się kilka razy, ale do samej fabuły wnoszą niewiele. Ich obecność jest niezbędna do pokazania toczonego śledztwa, ale sam czytelnik nie ma w nie żadnego wglądu. Nie zmienia to faktu, że "Teściowa" jest dość wciągająca, a samo pytanie "kto zabił?" towarzyszyło mi podczas całej lektury.
Chyba nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać kryminału, w którym nie było motywu rozwiązywania zagadki morderstwa. Dlatego właściwie nie czułam, żebym rzeczywiście czytała kryminał, a raczej powieść obyczajową, w której rozdziały z teraźniejszości przeplatały się z przeszłością, co samo w sobie wyjaśniło tajemnicę śmierci tytułowej teściowej.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJak można się domyślić po...