"Gdzie nie sięgają zorze" na drodze wydawniczej przeszła sporo, włącznie z przejściem z innego wydawnictwa. Wtedy to irytowało, ale teraz sobie myślę, że stało się dobrze, bo w końcu trafiła w fajne ręce.
Premiera odbyła się na Targach Książki i Mediów Vivelo, gdzie mogliście też uczestniczyć w spotkaniu z autorką i zdobyć podpis. Powieść Pauliny Piontek ukazała się nakładem wydawnictwa Spisek Pisarzy.
Wkraczamy do Eanareth, krainy niegdyś tętniącej magią, gdzie piękne zorze na niebie były powszechne, a magia w każdym zakamarku, czarownice wiodły dobry żywot. Obecnie, jeśli chcą żyć, muszą uciekać w miejsca jeszcze bezpieczne. Magia umiera, panoszy się mrok, obdarzeni są prześladowani...
Powieść rozpoczynamy krocząc u boku tajemniczego łowcy, wędrującego przez śnieżne zaspy w realiach niezbyt sprzyjających. Mężczyzna, niegdyś obdarzony mianem najwytrwalszego teraz miał te pochwały za nic. Nie miał już ani swoich ludzi, ani siły którą niegdyś posiadał, a jak tak dalej pójdzie to straci w tych zaspach również życie. Tym bardziej że właśnie czai się na niego sfora groźnych wilków... Na szczęście po chwili strachu, zakapturzona postać ratuje nieszczęśnika. Mężczyzna ląduje w chatce Alviry, czarownicy, gdzie otrzymuje upragniony czas na dojście do siebie.
Einar, bo tak mu na imię, wędruje z Brekki, gdzie miał coś załatwić. Gdy już to zrobił zajął się poszukiwaniami... kogo lub czego? Tego dowiecie się z książki. Już teraz jednak zaznaczę, że on też ma za sobą bardzo tragiczną przeszłość.To jak rozpisała ją autorka jest niezwykle emocjonalne. Czuć ciary, smutek i irytację, a po chwili nienawiść do ludzi, którzy do nieszczęść doprowadzili.
Alvira jest wiedźmą posługującą się runami. Kobieta znajduje doskonałe porozumienie z naturą, a swoje życie prowadzi w chatce głęboko w lesie, w otoczeniu watahy wilków. Jest pyskata, świetnie zna się na magii ziół i nie znosi sprzeciwu. To charakterna kobieta, której nie da się nie lubić. A wilki? Są jej całkowicie posłuszna, cała groźna sfora przy Alvirze zachowuje się niczym stadko rozkosznych szczeniaczków. Na odludziu pełnym magii, czarownica mieszka od trzech lat. W tym momencie takie rejony to rzadkość, choć jeszcze nie tak dawno cała kraina tętniła magią dostępną dla każdego. A potem przyszedł Veazir, przez który ona, jej matka i inne kobiety doznały niewybaczalnych krzywd, o których wolałaby nie pamiętać. A my czytając o nich, nie raz poczujemy prawdziwe ciary grozy.
Przez najeźdźcę wszystkie kobiety, wykazujące choć odrobinę umiejętności władania magią przechodzą prawdziwe piekło. Równiez te niemagiczne są traktowane przedmiotowo, niczym podludzie, mają być absolutnie posłuszne swoim panom - mężczyznom. Magia umiera, czarownice palone są żywcem a lasy, a za nimi miasta, dosłownie umierają. Panuje strach. Samotne kobiety żyją przekonaniem, że płci przeciwnej należy się bać. Nie mają nic swojego, mieszkają w domach wspólnych. Z mężem u boku też nie jest lepiej - są wręcz własnością. Mężczyźni dla kobiet nie są łagodni, traktują je przedmiotowo, choć nie wszyscy, to jednak jest to znaczna większość.
W końcu, gdy Einar dochodzi do siebie, Alvira wyrusza w drogę a on razem z nią. I tu się na chwilę zatrzymam. Paulina Piontek, w tym całym mrocznym, okrutnym bałaganie, stworzyła tak przepiękną relację, że nie da się o tym nie wspomnieć. Dialogi, przekomarzanki, a jednocześnie szacunek i rodząca się z czasem nić porozumienia sprawiają, że to jeden z najpiękniejszych wątków, jakie można spotkać w książkach. Jeżeli liczycie na wyuzdane sceny erotyczne, na które jest teraz jakaś, niezrozumiała dla mnie, moda to tu ich nie znajdziecie. Znajdziecie natomiast ogrzewającą serducho relację, dzięki której na bank się uśmiechniecie. Wspomniana relacja rozwija się dość wolno, spokojnie, jednak konsekwentnie.
Bardzo polubiłam się z Alvirą, na tyle by uznać ją za jedną z moich ulubionych książkowych bohaterek. Jest pyskata, bezczelna, nie znosi sprzeciwu. Jej charakter, niesamowicie barwny, sprawia że kolejne kroki bohaterki śledzi się z ochotą. Einar natomiast to uroczy facet, który skradnie serce niejednej czytelniczki.
System magiczny w swoim świecie autorka dopracowała i przedstawiła czytelnikom w jasny sposób. Opiera się on na runach, magia jest powiązana z naturą i zorzami, a tam gdzie swe rządy wprowadza Veazir po prostu nie istnieje. Czarownice porozumiewają się z Puszczą, potrafią rozmawiać ze zwierzętami, co wydało mi się ogromnie ciekawe. I przyjemne. Autorka w fajny sposób oprowadza po swoim świecie dając czytelnikom możliwość poznania go, jednocześnie zostawiając masę tajemnic do odkrycia. Wszystko pachnie sosną, świeżosypiącym śniegiem i mchem. Jest jednocześnie brutalnie i bezwzględnie, mroku nie brakuje, ale też kolorowo.
Początek książki jest spokojny, choć da się wyczuć czające zagrożenie. Niemniej jest on na tyle dobrze napisany, że pomimo wspomnianego spokoju nie nuży. Zakończenie, poprzedzone dynamicznymi scenami walk, będące dobrym zwieńczeniem całości, wywołuje szczery uśmiech na twarzy.
W powieści otrzymujemy motywy zemsty, najeźdźcy, buntu, powstania, walki o siebie. Uwielbiam scenę w której Alvira przekracza próg swojego rodzinnego domu. Jej przywitanie z mamą, ciepło, czy samo podejście rodzicielki... wszystko to jest pięknym kontrastem dla okrutnego świata z zewnątrz, który funduje Veazir. To świetnie wpleciona odrobina światełka dla wszechobecnego mroku jaki niosą za sobą poczynania oprawcy czarownic. Nie braknie magii skandynawskich ziem, czy motywów z legend.
Polecam tę książkę każdemu. W procesie wydawniczym przeszła niestety swoje, warto było jednak czekać. Nie dość, że wizualnie przepięknie wydana to jeszcze bogata w cudowną treść. Paulina Piontek wkroczyła na rynek literacki dając nadzieję na jeszcze wiele dobrego.
"Gdzie nie sięgają zorze" to solidny comfort book, po który śmiało można sięgnąć po ciężkim dniu. Do tego herbatka, ładnie pachnącą świeczka. Gwarantuję, że to doskonały przepis na wyjątkową chwilę dla siebie. Książka dostępna jest w papierze, a także e-booku m.in. na Legimi.
"Gdzie nie sięgają zorze" na drodze wydawniczej przeszła sporo, włącznie z przejściem z innego wydawnictwa. Wtedy to irytowało, ale teraz sobie myślę, że stało się dobrze, bo w końcu trafiła w fajne ręce.
Premiera odbyła się na Targach Książki i Mediów Vivelo, gdzie mogliście t...
Rozwiń
Zwiń