-
ArtykułyW drodze na ekrany: Agatha Christie, „Sprawiedliwość owiec” i detektywka Natalie PortmanEwa Cieślik1
-
ArtykułyKsiążki na Pride Month: poznaj tytuły, które warto czytać cały rokLubimyCzytać4
-
ArtykułyNiebiałym bohaterom mniej się wybacza – rozmowa z Sheeną Patel o „Jestem fanką”Anna Sierant1
-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz3
Biblioteczka
2024-05-27
2024-05-09
2024-04-29
2024-04-21
Éric-Emmanuel Schmitt otrzymuje propozycję wyjazdu do Ziemi Świętej, który byłby nie tylko okazją do zwiedzania, ale i do spotkań z różnymi ludźmi. Na początku miałby dołączyć do grupy zorganizowanej, później kilka dni spędziłby sam w Jerozolimie, a na koniec wziąłby udział w kilku spotkaniach. Pisarz przystaje na tę propozycję i wyrusza w podróż. Tuż przed audiencją u papieża Franciszka dzieli się myślą:
„Jako pielgrzym wśród pielgrzymów dam świadectwo tego, co przeżyłem, ludzkie świadectwo, z definicji więc wybrakowane i fragmentaryczne.”
„Sen o Jerozolimie” stał się właśnie owym świadectwem z podróży. Kto by się spodziewał, że jeden z najpoczytniejszych pisarzy francuskich, laureat wielu nagród, podzieli się z nami tak osobistymi przemyśleniami i doświadczeniami? „Sen o Jerozolimie” z jednej strony przypomina dziennik z podróży, z drugiej stanowi świadectwo wiary, nawrócenia. Autor opisuje miejsca, które zwiedzał, m.in. Nazaret, Kafarnaum, Betlejem, Yad Vashem, Jerozolimę. W każdym miejscu zatrzymania przywołuje związany z danym punktem tekst biblijny, a także rys historyczny. Narracja w czasie teraźniejszym sprawia, że niejako uczestniczymy w tej podróży razem z Schmittem. W te notatki z podróży wplata historię swojej wiary, opowiada o tym jak się narodziła i rozwijała.
„…zrodziła się w podwójnej samotności, po pierwsze na pustyni, gdy nawiązałem kontakt z Bogiem, a po drugie podczas lektury, która zapoczątkowała moją fascynację Jezusem”.
Opisuje objawienie, którego doznał w Bazylice Grobu Pańskiego, gdy poczuł „obecność Jezusa pod postacią cielesnej woni i ciepła, spojrzenia”.
Daje też odpowiedź na pytanie, co mu dała podróż do Ziemi Świętej.
„Oto, co podarowało mi doświadczenie Jerozolimy: przeżywam to, czego nawet nie potrafię nazwać.” To tu odkrył, że jego „wiara jest zgodą na rzeczywistość”. Wyjaśnia, czym jest chrześcijaństwo.
„Nie stajemy się chrześcijanami dlatego, że wyjaśniamy tajemnicę chrześcijaństwa, stajemy się chrześcijanami dlatego, że dotykamy tej tajemnicy, uczestniczymy w niej, inspirujemy się nią i ta styczność nas odmienia…Chrześcijaństwo jest i pozostaje tajemnicą, w którą należy wierzyć.”
„A przecież tajemnicy nie da się wyjaśnić: ona wyraża się, otwiera na kontemplację, zachęca do myślenia, odczuwania, zawierzenia.”
A skąd tytuł książki? Przywołajmy cytat:
„Sen jest stanem, który nie ma teraźniejszości. Spostrzegamy go w chwili, gdy się kończy.”
Choć czasem -jak sam pisarz wyznaje-brak mu słów, aby opisać to, co się przeżyło, jego świadectwo porusza serce. Zdaję sobie sprawę, że inaczej lekturę książki odbierze osoba wierząca, inaczej człowiek niereligijny. Inaczej ten, któremu było dane być w Ziemi Świętej, inaczej osoba, która nigdy tam nie była. Odwiedziłam opisywane przez Schmitta miejsca. Lektura książki wywołała wspomnienia i pozwoliła skonfrontować moje doświadczenia z podróży z tym, co napisał autor. W wielu kwestiach zgadzam się ze Schmittem. Dla mnie niezwykle poruszające były fragmenty dotyczące Drogi Krzyżowej. Uważam się za osobę wierzącą, więc „Sen o Jerozolimie” skłonił mnie do refleksji nad moją wiarą, nad moim stosunkiem do tajemnicy. Poza tym wzbudził apetyt na poznanie dwóch innych książek wspomnianych na kartach „Snu o Jerozolimie”: „Nocy ognia” i „Przypadku Adolfa H”. Dodatkowym atutem książki jest posłowie autorstwa papieża Franciszka.
Bez względu na to, czy ktoś jest wierzący, czy nie, warto sięgnąć po „Sen o Jerozolimie” ze względu na piękny język i umiejętność przelewania na papier własnych przeżyć. Polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz recenzencki.
Éric-Emmanuel Schmitt otrzymuje propozycję wyjazdu do Ziemi Świętej, który byłby nie tylko okazją do zwiedzania, ale i do spotkań z różnymi ludźmi. Na początku miałby dołączyć do grupy zorganizowanej, później kilka dni spędziłby sam w Jerozolimie, a na koniec wziąłby udział w kilku spotkaniach. Pisarz przystaje na tę propozycję i wyrusza w podróż. Tuż przed audiencją u...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-04-21
„W wyklętej rodzinie pojawiła się rysa, która z każdym dniem, tygodniem i miesiącem coraz bardziej się pogłębiała, aby w końcu przeobrazić się w rów wypełniony ludzką niegodziwością, bezeceństwem i podłością. A to i tak był dopiero początek bezdennego koszmaru…”
Koniec prologu zapowiada, że to, co za moment przeczytamy, na pewno nie będzie lekturą przyjemną, ale taką, która powoduje, że włos się jeży na głowie pod wpływem opisywanych wydarzeń. Mam za sobą lekturę pierwszych trzech tomów z serii z Igorem Brudnym, czyli „Piętna”, „Sfory” i „Cheruba”. Pamiętam, że w takcie czytania nieraz czułam obrzydzenie pod wpływem opisywanych mrocznych, brutalnych scen. Doszłam do wniosku, że proza Przemysława Piotrowskiego nadaje się do czytania przez ludzi o mocnych nerwach i niezbyt wrażliwych. Nie inaczej jest w przypadku „Smolarza”.
Dwie turystki giną w Bieszczadach. W sprawę angażuje się przebywający w tych okolicach Igor Brudy. Przyjechał w góry, aby odciąć się od przeszłości, aktualnych spraw, ludzi i odzyskać wewnętrzny spokój. Ale życie pisze inny scenariusz. Igor zaczyna prowadzić samodzielne śledztwo. Nie podoba się to miejscowej ludności, zwłaszcza jednemu politykowi, którego okoliczni mieszkańcy stawiają na piedestale. Ale wiadomo, że:
„Im wyżej człowiek znalazł się w hierarchii społecznej, tym więcej miał za uszami. Pieniądze i władza zwykle psuły ludzi. Pozwalały na rzeczy, których normalnie nigdy by nie zrobili, oferowały pokusy i spełnienia ukrytych fantazji, na które nie było ich wcześniej stać, prowokowały do czynów, które wcześniej uważali za godne potępienia. Wielu tonęło w końcu w oceanie hedonizmu, wciąż obsesyjnie szukając nowych podniet.”
Komisarz krok po kroku, nie zważając na grożące niebezpieczeństwo, zaczyna odkrywać mrożącą krew w żyłach tajemnicę z przeszłości.
Przemysław Piotrowski ma talent do tworzenia przerażających historii, od których trudno się oderwać. Tym razem zainspirowały go wydarzenia historyczne: wielki głód na Ukrainie, ludobójstwo OUN i UPA, zmasowana kampania antysemicka w Polsce mająca finał w 1968 roku. Umiejętnie wplótł nawiązania do faktów historycznych w fabułę książki. Na pewno wymagało to od pisarza solidnego przygotowania merytorycznego. Zaletą książki jest też fakt, że postaci nie są czarno-białe i mają dobrze zarysowane portrety psychologiczne. Choć czasami trudno uwierzyć w prawdopodobieństwo opisywanych zdarzeń, „Smolarz” na pewno nie jest pozbawiony spójności i zaskakujących czytelnika sytuacji, rozwiązań. Co więcej, z każdą kolejną stroną książka coraz bardziej zaczyna wciągać do tego stopnia, że pod koniec po prostu trudno się od niej oderwać. Z pewnością to zasługa doskonałego warsztatu pisarskiego autora.
„Smolarz” skłonił mnie do refleksji na temat mieszkającego w człowieku dobra i zła. Losy niektórych bohaterów dowodzą, że często jedno zdarzenie, jeden życiowy impuls sprawia, że człowiek zaczyna coraz bardziej ulegać swoim ciemnym instynktom. Opętany przez demony zaczyna przypominać bestię i nie cofnie się przed żadną zbrodnią. Czy cel uświęca środki? Czy zło można usprawiedliwiać dobrem? To niektóre z pytań, które mogą rodzić się w głowie w trakcie czytania „Smolarza”.
Mocna, świetna książka, obok której nie sposób przejść obojętnie. Polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.
„W wyklętej rodzinie pojawiła się rysa, która z każdym dniem, tygodniem i miesiącem coraz bardziej się pogłębiała, aby w końcu przeobrazić się w rów wypełniony ludzką niegodziwością, bezeceństwem i podłością. A to i tak był dopiero początek bezdennego koszmaru…”
Koniec prologu zapowiada, że to, co za moment przeczytamy, na pewno nie będzie lekturą przyjemną, ale taką,...
2024-03-22
2024-02-22
Pierwszy raz sięgnęłam po książkę z dorobku Marty Zaborowskiej i wcale tego nie żałuję. Jeżeli reszta jej powieści napisana jest podobnie jak książka pt. „Sześć powodów, by umrzeć”, to szybko muszę nadrobić zaległości w lekturach. „Sześć powodów, by umrzeć” pochłonęło mnie całkowicie, choć po pierwszych stronach wcale się tego nie spodziewałam. Ale po kolei…
Akcja książki zaczyna się i kończy 17 września. Ta klamra czasowa spina wcześniejsze wydarzenia, począwszy od dnia 7 marca. Cofamy się pół roku, aby poznać okoliczności zagięcia Miriam-żony Konrada, siostry Adeli, kochanki Floriana, koleżanki Stana.
„Jej życie było idealne…A może wszystko w nim było idealnym kłamstwem?”
Miriam znika w czwartą rocznicę ślubu. Brak jakichkolwiek śladów. Pół roku później na terenie jednej ze starych fabryk zostają znalezione spalone zwłoki kobiety. Mąż jest przekonany, że to ciało ukochanej żony, natomiast siostra w trakcie identyfikacji zwłok ma wątpliwości, czy to rzeczywiście Miriam. Dodatkowo ktoś informuje, że widział zaginioną żywą w podziemnym przejściu metra. Sprawę prowadzi śledczy Nauman wraz z młodszą aspirant Shi Lu. Wzywa na przesłuchanie podejrzanych o zbrodnię i stawia oskarżenie. Wychodzą na jaw skrywane latami tajemnice, zdrady, zemsta…Konrad, Adela, Stan, Florian, Natalia-każda z tych osób ma powód, aby nie być szczerą. W trakcie czytania zostaje ujawnionych coraz więcej sekretów, co sprawia, że czytelnik przerzuca swoje podejrzenia z jednego bohatera na drugiego. Co więcej, okazuje się, że sama Miriam miała powody do odejścia. W tej powieści nic nie jest oczywiste.
Zaletą książki jest niewątpliwie język i styl autorki. Rozdziały z narratorem trzecioosobowym przeplatają się z częściami, w których autorka oddaje głos poszczególnym postaciom. Prowadzenie narracji z perspektywy bohaterów pozwala lepiej zrozumieć podejmowane przez nich decyzje i sprawia, że są oni wiarygodniejsi psychologicznie. Podoba mi się też fakt, że postacie nie są czarno-białe, każda z nich ma coś na sumieniu. Mimo że książka pozbawiona jest nagłych zwrotów akcji, ma w sobie to coś, co sprawia, że w miarę czytania coraz trudniej się od niej oderwać. Czuje się jakieś napięcie, chciałoby się jak najszybciej poznać zakończenie, a to okazuje się zaskakujące, może nawet trochę mało prawdopodobne.
Jeżeli macie ochotę na dobry thriller stanowiący niezły fitness dla mózgu, to śmiało sięgnijcie po „Sześć powodów, by umrzeć”. Emocje gwarantowane!
Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz recenzencki.
Pierwszy raz sięgnęłam po książkę z dorobku Marty Zaborowskiej i wcale tego nie żałuję. Jeżeli reszta jej powieści napisana jest podobnie jak książka pt. „Sześć powodów, by umrzeć”, to szybko muszę nadrobić zaległości w lekturach. „Sześć powodów, by umrzeć” pochłonęło mnie całkowicie, choć po pierwszych stronach wcale się tego nie spodziewałam. Ale po kolei…
Akcja książki...
2024-02-19
„Istnieją książki, które zmieniają życie. Po ich przeczytaniu poddajemy refleksji naszą codzienność.”
Myślę, że dla wielu czytelników, taką książką staną się „Słowa wdzięczności. Z zachwytu nad życiem” autorstwa Anny H. Niemczynow. Autorka określa siebie jako zwykłą dziewczynę, której życie odmieniło się między innymi za sprawą uczucia wdzięczności. W książce dzieli się swoimi doświadczeniami.
„Wszystko, o czym piszę, to wiedza nabyta z obserwacji ludzi i oczywiście, a może przede wszystkim, z własnego doświadczenia.”
„Niech ta książka stanie się czymś w rodzaju maleńkiej biblii pozytywności, do której w każdej chwili będziesz mogła wrócić.”
To nie powinna być lektura na jeden dzień, bowiem każdy rozdział książki to przeznaczony na kolejny dzień koszyk ze słowami wdzięczności, które mają pomóc „praktykować to uczucie z poziomu serca, a nie z obowiązku.” Na końcu każdego „koszyczka” znajduje się wolna strona, która stanowi miejsce do zapełniania swoimi myślami.
Dlaczego wdzięczność jest taka ważna? Sama autorka wyjaśnia:
„Wdzięczność, praktykowanie jej pomaga nam w dostrzeganiu naszych ukrytych pragnień. Kiedy często koncentrujemy się na tym, co dobre, zaczynamy siebie bardziej poznawać, wiemy, co nas zachwyca, czemu jesteśmy w stanie się poświęcić i o co walczyć”.
„Wdzięczność buduje nas jako ludzi. Czyni nas wrażliwymi na innych(..) pomaga nam doceniać siebie nawzajem.”
„Dzięki niej dowiadujemy się, kim jesteśmy i widzimy w nas samych wartość”
Anny H. Niemczynow stara się w tej książce pozostać w stałym kontakcie i dialogu z czytelniczką, dodawać jej odwagi. Właśnie -z czytelniczką, bo słowa swoje kieruje do przyjaciółki, kobiety. Dlaczego? Czyżby mężczyźni nie mogli albo nie musieli praktykować wdzięczności? A może autorka uważa, że po jej książki sięgają wyłącznie panie? „Słowa wdzięczności” czyta się bardzo szybko, napisane są przystępnym językiem. Najczęściej powtarzanym słowem na kartach tej książki jest „dziękuję”. Aż czasem czułam przesyt tego wyrazu, choć rozumiem, że w ten sposób autorka wyraża swoje emocje.
Nie wolno oczekiwać od samej lektury, że nauczy nas wdzięczności. Książka ta jest napisana dla ludzi, którzy pragną nie tylko zrozumieć wdzięczność, ale także ją praktykować na co dzień. Uczenie się wdzięczności wymaga wiele cierpliwości. Czy warto podjąć ten trud?
Tak naprawdę nie mamy nic do stracenia, a możemy wiele zyskać. Nawet jeżeli nie we wszystkim będziemy potrafili odnaleźć wdzięczność. Samej trudno mi być wdzięczną za ciężkie sytuacje, które wydarzyły się w moim życiu, doznane krzywdy, niepowodzenia. Warto jednak pamiętać, że:
„Na czym się koncentrujemy, tego mamy w życiu więcej”.
Dziękuję Wydawnictwu Luna za możliwość przeczytania tej książki.
„Istnieją książki, które zmieniają życie. Po ich przeczytaniu poddajemy refleksji naszą codzienność.”
Myślę, że dla wielu czytelników, taką książką staną się „Słowa wdzięczności. Z zachwytu nad życiem” autorstwa Anny H. Niemczynow. Autorka określa siebie jako zwykłą dziewczynę, której życie odmieniło się między innymi za sprawą uczucia wdzięczności. W książce dzieli się...
2024-02-12
Czy też tak macie, że jak sięgacie po drugą z kolei książkę jakiegoś pisarza, to oceniacie ją przez pryzmat tej pierwszej? Ja tak mam. „Nielat” to druga po „Szymku” książka z dorobku Piotra Kościelnego, którą czytałam. Druga- tak samo dobra- która pochłonęła mnie całkowicie. Mimo że od zakończenia czytania „Nielata” minęło kilka dni, książka ta ciągle tkwi w moich myślach. To znak, że mamy do czynienia z kawałkiem dobrej prozy. O czym jest ta proza?
Lata 90. XX wieku. W jednej z melin w centrum Wrocławia zostają znalezione zwłoki popularnego aktora Markiewicza. Śledztwo zostaje powierzone Chartowi, czyli komisarzowi Andrzejowi Nawrockiemu, który
„Mógł się pochwalić wykrywalnością na poziomie blisko dziewięćdziesięciu procent i opinią bezkompromisowego, zawsze dążącego do celu gliniarza. Ksywę zawdzięczał swej nieustępliwości.”
W toku prowadzonego śledztwa okazuje się, że nic nie jest takie, na jakie wygląda. Prawdziwy obraz Markiewicza prezentuje się całkiem inaczej niż starały się wykreować media.
Dodatkowo zostają znalezione zwęglone zwłoki nastolatka, tytułowego nielata. Ocalały na szyi ofiary łańcuszek z medalikiem pozwolił na identyfikację. Okazuje się, że to ciało piętnastoletniego Michała Jurczyka.
Czy te dwa zabójstwa coś łączy? Czy uda się rozwiązać te dwie niełatwe sprawy?
Podobnie jak w „Szymku” w utworze przeplatają się dwie płaszczyzny czasowe. Retrospekcyjne fragmenty, w których sam Michał opowiada nam o swoim życiu, przeplatają się z rozdziałami, w których narrator trzecioosobowy przenosi nas do powieściowego czasu teraźniejszego, a więc wydarzeń związanych z prowadzonym wokół dwóch zabójstw śledztwem. Psychologiczny portret Michała zaskakuje precyzją i pozwala poznać sposób myślenia tego młodego człowieka.
„Niestety urodziłem się jako Michał Jurczyk, syn Bożeny i Tadeusza. Brat Katarzyny Jurczyk. Z wyjątkiem mojej siostry była to rodzina potworów i patologii. Żałowałem, że nie zmarłem przy porodzie.”
„Modliłem się, by matka przestała pić i ojciec do nas wrócił. Chciałem mieć szczęśliwą rodzinę. Marzyłem, by było u nas tak jak w innych domach. Najbardziej jednak marzyłem o tym, żeby wujek Roman umarł.”
Dlaczego nielat życzy śmieci wujkowi? W miarę czytania zwierzeń chłopca odkrywamy szokującą prawdę. Kolejny raz zawiedli dorośli…
„Na pewno by mi nie uwierzyli. Mówiliby, że kłamię i oczerniam wujka, który przecież tyle dla nas robi.”
„Nielat” nie jest kryminałem, który stanowi tylko pustą rozrywkę. To książka, która porusza ważne i trudne tematy, skłania do refleksji. Młodzi ludzie z konkretnym bagażem doświadczeń lądujący na ulicach, dworcach, prostytuujący się, nadużywający narkotyków, patologie rodzinne, wykorzystywanie seksualne dzieci przez dorosłych…Sprawy często niezauważalne przez innych ludzi albo zamiatane pod dywan… Dlaczego rodzice nie zawsze potrafią dostrzec, że z ich dzieckiem dzieje się coś złego i w skuteczny sposób zareagować? Jak sprawić, żeby dzieci nie bały się zaufać dorosłym i powierzały im trudne sprawy? Co zrobić, aby młodzi ludzie wzrastający w rodzinach patologicznych, mogli się prawidłowo rozwijać, w poczuciu bezpieczeństwa?
Mocna, świetna książka, obok której nie sposób przejść obojętnie. Polecam!
Dziękuję Agencji PRart Media oraz Wydawnictwu Czarna Owca za możliwość przeczytania „Nielata”.
Czy też tak macie, że jak sięgacie po drugą z kolei książkę jakiegoś pisarza, to oceniacie ją przez pryzmat tej pierwszej? Ja tak mam. „Nielat” to druga po „Szymku” książka z dorobku Piotra Kościelnego, którą czytałam. Druga- tak samo dobra- która pochłonęła mnie całkowicie. Mimo że od zakończenia czytania „Nielata” minęło kilka dni, książka ta ciągle tkwi w moich myślach....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-06
2023-12-19
2023-12-27
2023-12-16
2023-11-17
2023-11-13
2023-11-11
2023-10-29
Znacie to uczucie, gdy bierzecie do ręki książkę autora, którego twórczości dotąd nie znaliście, zaczynacie czytać i uświadamiacie sobie, że to właśnie to? Pojawia się zaskoczenie, podziw i czysta przyjemność czytania utworu doskonale trafiającego w wasz gust czytelniczy. Takie doznania towarzyszyły mi w trakcie czytania „Dystopii”, której autorem jest Vincent V. Severski, pisarz powieści sensacyjnych i emerytowany pułkownik polskiego wywiadu. Mimo że nie znałam wcześniejszych tomów serii „Zamęt”, której czwartą część stanowi właśnie „Dystopia”, z łatwością zorientowałam się w fabule powieści.
Monika, Maria i Sara decydują się na podjęcie działań mających na celu uwolnienie Konrada, Marcela, Romana i Zofii, którzy zostali aresztowani. Rozpoczynają wojnę z własnym państwem, którego wicepremierem został wprowadzający chaos na najwyższych szczeblach władzy Kaziura, agent GRU. Pełno tu zwrotów akcji i zaskakujących momentów, co sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Ciekawość, w jaki sposób potoczą się losy bohaterów, rośnie z każdym przeczytanym rozdziałem. Postacie dobrze zarysowane psychologicznie. Monologi wewnętrzne bohaterów pozwalają pogłębić wiedzę o nich, wniknąć w ich sposób myślenia, wczuć się w ich sytuację, razem z nimi przeżywać doświadczane przez nich emocje. Często też skłaniają czytelnika do refleksji na różne tematy. Czy w imię wyższych celów jesteś w stanie poświęcić się całkowicie? Co ważniejsze -kariera czy bycie człowiekiem przez duże C? Ile jestem w stanie zrobić w imię przyjaźni? Co dla mnie znaczy lojalność? Jedyne, co mam do zarzucenia autorowi, to sposób zakończenia powieści, jakby trochę przyśpieszony. Pewne wątki zostały zamknięte niemal błyskawicznie i potraktowane trochę po macoszemu. A może to po prostu rozczarowanie i żal, że wszelkie intrygi, ryzykowne działania dobiegły już końca i nadszedł czas rozstania z bohaterami.
Jeżeli macie ochotę na dobrą powieść szpiegowską z polityką w tle, śmiało sięgnijcie po „Dystopię”, najlepiej poprzedzając jej lekturę - jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście- zapoznaniem się
z poprzednimi częściami serii „Zamęt”. Parafrazując słowa piosenki „Dystopia” „ma supermoce
I gwarantuje nieprzespane noce”. Gorąco polecam!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.
Znacie to uczucie, gdy bierzecie do ręki książkę autora, którego twórczości dotąd nie znaliście, zaczynacie czytać i uświadamiacie sobie, że to właśnie to? Pojawia się zaskoczenie, podziw i czysta przyjemność czytania utworu doskonale trafiającego w wasz gust czytelniczy. Takie doznania towarzyszyły mi w trakcie czytania „Dystopii”, której autorem jest Vincent V. Severski,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2023-10-23
Éric-Emmanuel Schmitt to jeden z najpoczytniejszych francuskojęzycznych autorów na świecie. W swoich utworach porusza problemy filozoficzne i egzystencjalne, rozbiera miłość na czynniki pierwsze. Do moich ulubionych książek tego autora należą: „Oskar i Pani Róża”, „Małżeństwo we troje” „Historie miłosne”. „Raje utracone” otwierają serię ośmiotomowej „Podróży przez czas”.
W nocie francuskiego wydawcy czytamy:
„Podróż przez czas stanowi niebywałe wyzwanie: opowiedzieć dzieje ludzkości w postaci czysto powieściowej, zagłębić się w Historii poprzez historie, jakby Yuval Noah Harari spotkał się z Aleksandrem Dumasem…”
Autor długo przygotowywał się do tego projektu „gromadząc wiedzę historyczną, naukową, religijną, medyczną, socjologiczną, filozoficzną, techniczną, a jednocześnie pozwalając wyobraźni tworzyć silnych, wzruszających, niezapomnianych bohaterów, do których czytelnik się przywiązuje i z którymi się identyfikuje.”
Jak autorowi udało się to niełatwe przedsięwzięcie?
Z prologu od trzecioosobowego narratora dowiadujemy się, że Noam budzi się z hibernacji w Bejrucie. Wraca do świata, w którym „władzami kieruje pogoń za zyskiem”, „lekkomyślna ludzkość sprowokowała własną zagładę”. Siada przy biurku w wynajętym mieszkaniu i zaczyna spisywać swoją historię. Od tego momentu retrospektywne rozdziały, w których narratorem jest sam Noam, przeplatają się z sekwencjami rozgrywającymi się w Libanie.
Noam opowiada swoje dzieje, zaczynając od narodzin w epoce neolitu „przed kilkoma tysiącami lat w krainie strumyków i rzek, nad brzegiem jeziora, które stało się morzem.” Poznajemy jego rodziców, mieszkańców wioski, dowiadujemy się o jego wielkiej miłości Nurze, która doprowadziła do skłócenia ojca z synem. Poznajemy zwyczaje prehistorycznych ludzi, ich zwykłe codzienne czynności, sposób odżywiania. Dowiadujemy się, jak doszło do tego, że Noam jest nieśmiertelny i dlaczego odradza się co jakiś czas w innej rzeczywistości.
Muszę przyznać, że książkę czytałam z mieszanymi uczuciami. Pewne fragmenty-zwłaszcza te dotyczące relacji uczuciowych Noama czy Baraka- pochłaniałam z dużym zainteresowaniem. Inne partie trochę mnie nudziły. Zdaje się też, iż całość nie jest całkowicie spójna i płynna. Być może przyczyną tego jest łącznie i wykorzystywanie informacji z różnych źródeł czy dziedzin naukowych. Czasem więcej nie zawsze znaczy lepiej. Podobało mi się natomiast tworzenie historii bohaterów i budowanie ich charakterów. Na uwagę zasługuje tez szata graficzna książki.
Utwór Schmitta na pewno skłania do refleksji. Tytuł kojarzy mi się z biblijną historią Adama i Ewy. Ale przecież każdy z nas ma swoje raje utracone-szczęśliwe, pozbawione trosk momenty życia, do których nie ma powrotu. Dla jednego będzie to dzieciństwo, dla drugiego czas studiów, pierwsza miłość. Nie ma też już powrotu do świata nieskażonego działaniami człowieka, do natury żyjącej własnym rytmem, samoistnie się odradzającej, do czystego powietrza. Raje utracone bezpowrotnie…
Myślę, że niektórych czytelników „Raje utracone” mogą nudzić i przytłaczać. Warto jednak osobiście przekonać się, czy książka trafi w wasze gusta czytelnicze i zachęci do lektury kolejnych tomów serii „Podróż przez czas”.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Znak.
Éric-Emmanuel Schmitt to jeden z najpoczytniejszych francuskojęzycznych autorów na świecie. W swoich utworach porusza problemy filozoficzne i egzystencjalne, rozbiera miłość na czynniki pierwsze. Do moich ulubionych książek tego autora należą: „Oskar i Pani Róża”, „Małżeństwo we troje” „Historie miłosne”. „Raje utracone” otwierają serię ośmiotomowej „Podróży przez czas”.
...
Pierwsza moja myśl po wzięciu do ręki książki Sandry Konrad „Co powie mama? Jak się uniezależnić i uzdrowić relacje z rodzicami” dotyczyła estetyki. Poradnik został wydany starannie na ładnym papierze i trochę zaskakuje ciężkością. Jednak większego znaczenia tej publikacji nadaje waga poruszanego tematu. Nie od dziś wiadomo, że relacje z rodzicami wpływają na całe nasze życie. Nie zawsze mamy szczęście dorastać w prawidłowo funkcjonującej rodzinie. Nie zawsze rodzice stwarzali nam najdoskonalsze warunki dla naszej dojrzałości i naszego wzrostu. Rodzina wpływa na rozwój sfery uczuciowej i intelektualnej. To do rodziców przejmujemy wzory zachowań, systemy wartości.
Autorka na kartach poradnika bierze pod lupę rozmaicie funkcjonujących rodziców, przygląda się różnym relacjom w rodzinach, aby pokazać, w jaki sposób wpływają one na nasze dorosłe życie.
„wskazuje drogi wyjścia z emocjonalnego uwikłania. Nie deprecjonując Twojej rodziny, na pierwszym planie stawia Twój osobisty rozwój.”
Podkreśla, że błędne zachowania rodziców często mają komponent międzypokoleniowy.
„To niejednokrotnie powtórzenie deficytów doświadczonych w dzieciństwie.”
Dlatego warto przyjrzeć się swoim mamom, tatom, babciom, dziadkom, warunkom, w jakich wzrastali.
Dlaczego warto uniezależnić się i uzdrowić relacje z rodzicami?
„…zdrowe oddzielenie się pozytywnie wpływa na całość naszego życia i relacji”
„Zdrowe uwolnienie się nie oznacza bowiem, że kochasz mniej, ale że kochasz dojrzalej.”
Sześć rozdziałów poprzedzonych wstępem, a zakończonych epilogiem czyta się bardzo szybko. Poradnik napisany został przystępnym językiem. Najważniejsze treści zostały powtórzone na brzegach stron i zapisane większą, pogrubioną czcionką. Rzucają się w oczy i wzrokowcom z pewnością łatwiej zapadną w pamięci. Warto zwrócić uwagę także na bibliografię zamieszczoną na końcu książki, co dodaje wiarygodności przekazywanym treściom.
Sandra Konrad jest absolwentką psychologii, studiowała też seksuologię i psychiatrię. Dokształcała się w USA. Ma stopień doktora. od lat zajmuje się psychoterapią: terapią indywidualną, par i rodzin. Autorka stara się w tej książce pozostać w stałym kontakcie i dialogu z czytelnikiem. To sprawiało, że po zagłębieniu się w lekturze momentami czułam się jak na sesji terapeutycznej. Poruszyła mnie ta książka, dotknęła jakiejś czułej struny. Pewnie dały o sobie znać jakieś doświadczenia z przeszłości. Nieraz w trakcie czytania zatrzymywałam się, aby dokonać autorefleksji, przyjrzeć się nie tylko moim rodzicom, ale i sobie samej. W trakcie lektury rodzi się wiele pytań; Czy traktuję poważnie samego siebie oraz własne potrzeby? Czy potrafię świadomie zwracać uwagę na swoje potrzeby i granice? Czy potrafię zostawić trudną przeszłość za sobą? Czy moje relacje z samym sobą i innymi można określić jako dojrzałe? Tak naprawdę ten poradnik nie dotyczy tylko relacji z rodzicami. Rady, spostrzeżenia w nim zamieszczone można odnieść także do relacji z innymi ludźmi. Ważne, aby nie poprzestać tylko na przeczytaniu tej książki, ale w praktyce starać się zbudować dojrzalszą relację z naszymi bliskimi.
Jeżeli zatem chcesz nauczyć się żyć własnym życiem, koniecznie sięgnij po książkę Sandy Konrad. Gorąco polecam!
Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz recenzencki.
Pierwsza moja myśl po wzięciu do ręki książki Sandry Konrad „Co powie mama? Jak się uniezależnić i uzdrowić relacje z rodzicami” dotyczyła estetyki. Poradnik został wydany starannie na ładnym papierze i trochę zaskakuje ciężkością. Jednak większego znaczenia tej publikacji nadaje waga poruszanego tematu. Nie od dziś wiadomo, że relacje z rodzicami wpływają na całe nasze...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to