-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
Trzy różne kobiety.
Trzy różne historie.
I liczne miłosne zawirowania, z którym przyjdzie się im zmierzyć.
Czy Magda odnajdzie w końcu tę właściwą drugą połówkę? Jak zakończy się pierwsza romantyczna relacja Zuzy? I czy poturbowana przez życie Amelia otworzy swoje serce na nowo?
Powieści Krystyny Mirek z pewnością można określić mianem "komfortowych". Zapewniają one zarówno ukojenie i chwilę tak potrzebnego relaksu, jak i zmuszają do głębszych życiowych refleksji. Tym razem autorka serwuje nam trzy różne, splatające się ze sobą historie, przy czym żadna z nich nie została potraktowana po macoszemu. Co więcej! Nie zabrakło tu również męskiej perspektywy, która była naprawdę ciekawym urozmaiceniem i pozwoliła spojrzeć na całość nieco szerzej.
I chociaż powieść ta w głównej mierze bazuje na miłości romantycznej, to na jej kartach ukazane zostały także jej inne oblicza - zarówno miłość rodzicielska, jak i platoniczna. Krystyna Mirek w subtelny sposób uzmysławia jak ważne jest, byśmy nie bały się postawić siebie na pierwszym miejscu. By w tej codziennej walce o dobro najbliższych nie zatracić samej siebie. I własnego szczęścia, na które bezsprzecznie zasługujemy.
"Kiedy cię spotkałam" to pełna emocji historia o kobietach... dla kobiet. Podnosząca na duchu i dająca nadzieję na lepsze jutro - wręcz stworzona na zbliżające się długie letnie wieczory. Polecam!
Trzy różne kobiety.
Trzy różne historie.
I liczne miłosne zawirowania, z którym przyjdzie się im zmierzyć.
Czy Magda odnajdzie w końcu tę właściwą drugą połówkę? Jak zakończy się pierwsza romantyczna relacja Zuzy? I czy poturbowana przez życie Amelia otworzy swoje serce na nowo?
Powieści Krystyny Mirek z pewnością można określić mianem "komfortowych". Zapewniają one...
Jedno niewielkie miasteczko, niemalże odcięte od świata.
Jeden wieżowiec, dający dach nad głową wszystkim mieszkańcom.
Jedna dłoń i jedna stopa, bezwiednie wyrzucone na brzeg przez morskie fale.
I ona. Detektyw Cara Kennedy, której przyjdzie zmierzyć się nie tylko z nietypowym śledztwem, ale i podążającą za nią mroczną przeszłością...
Ależ ja uwielbiam takie historie! "Miasto pod jednym dachem" bezsprzecznie zachwyca zarówno aurą, jak i porządną kreacją postaci (Lonnie przypominała mi Pieńkową Damę z Twin Pekas, uwielbiam!). Yamashita doskonale wie, jak wycisnąć z małomiasteczkowego klimatu to, co najlepsze, przenosząc nas wprost do opętanego śnieżną zamiecią Point Mettier. Jego hermetyczność podkreślają również specyficzne relacje tamtejszych mieszkańców, którzy tworzą swego rodzaju wspólnotę. Wspólnotę, która skrzętnie skrywa tajemnice...
Autorka nie tylko osacza czytelnika klaustrofobicznym klimatem, ale i skutecznie buduje napięcie, nie zwalniając akcji aż do samego, spajającego poszczególne fragmenty końca. Całość liczy zaledwie 300 stron i aż chciałoby się więcej! Osobiście w kryminalnych seriach szczególną uwagę kieruję na śledczych, ciężko bowiem kibicować komuś, kogo nie darzymy sympatią. Całe szczęście detektyw Kennedy da się lubić - to postać z krwi i kości, posiadająca stopniowo wypływającą na wierzch przeszłość, która w znacznym stopniu ją naznaczyła. Już nie mogę doczekać się jej dalszych losów!
Zapraszam Was do Point Mettier - zamieszkajcie na chwilę pod wspólnym dachem z jego osobliwymi mieszkaniami i spróbujcie rozwikłać tajemnicę brutalnego morderstwa. Będzie warto!
Jedno niewielkie miasteczko, niemalże odcięte od świata.
Jeden wieżowiec, dający dach nad głową wszystkim mieszkańcom.
Jedna dłoń i jedna stopa, bezwiednie wyrzucone na brzeg przez morskie fale.
I ona. Detektyw Cara Kennedy, której przyjdzie zmierzyć się nie tylko z nietypowym śledztwem, ale i podążającą za nią mroczną przeszłością...
Ależ ja uwielbiam takie historie!...
Wiedziała, że podejmując to ryzyko może stracić wszystko.
Ale stracenie wszystkiego nie mogło równać się ze straceniem JEGO.
Wyruszając do łomżyńskiego getta Henia nie wie jeszcze, że uda jej się nie tylko uratować ukochanego, ale i ocalić życie małej dziewczynki, dla której wkrótce stanie się całym światem. Jednak ta dobra passa nie będzie trwała wiecznie...
Po przewróceniu ostatniej strony miałam w głowie wyłącznie jedną myśl - dlaczego ta historia była tak krótka? Ta wielopokoleniowa rodzina i jej zawiłe losy zdecydowanie zasługują na o wiele więcej!
Zakazana miłość w obliczu wojny i miłosny zawód prawnuczki - autorka serwuje dwie nieustannie przeplatające się perspektywy i chociaż w przypadku biegnących dwutorowo akcji przeważnie jedna jest jedynie dopełnieniem, tak tym razem żadna z nich nie została potraktowana po macoszemu. Obie ramy czasowe angażują równie mocno, obie dogłębnie poruszają i tym samym sprawiają, że nie sposób oderwać się od lektury.
"Ocaleni dla miłości" to pełna skutecznie budowanego napięcia i nieoczywistych zwrotów akcji powieść, w której główną rolę odgrywają różne oblicza miłości. W której nie brakuje odwagi, poświęcenia oraz (nie)zwyczajnej ludzkiej bezinteresowności. Cóż, Anna Rybakiewicz bezsprzecznie wie, jak grać na emocjach czytelnika. I robi to bezbłędnie, naprawdę kawał dobrej roboty.
Sięgnijcie po tę słodko-gorzką historię, która momentami boleśnie chwyta za serce, by później wlać w nie odrobinę nadziei. Obiecuję, że nie pożałujecie!
Wiedziała, że podejmując to ryzyko może stracić wszystko.
Ale stracenie wszystkiego nie mogło równać się ze straceniem JEGO.
Wyruszając do łomżyńskiego getta Henia nie wie jeszcze, że uda jej się nie tylko uratować ukochanego, ale i ocalić życie małej dziewczynki, dla której wkrótce stanie się całym światem. Jednak ta dobra passa nie będzie trwała wiecznie...
Po...
Nie sądziła, że to może się udać.
Poszukiwanie dawnej miłości babci na TikToku było dość osobliwe, ale zadziałało.
Jednak ostatnim, czego by się spodziewała, to fakt, iż wnukiem tajemniczego mężczyzny jest... jej licealny rywal. Rywal, z którym teraz ma wybrać się szlakiem "niedoszłej" podróży poślubnej. A to już brzmi absurdalnie, czyż nie?
Halo, Hollywood? Mamy tu gotowy scenariusz do zekranizowania 🤌🏻
Sam pomysł na fabułę jest wręcz banalnie prosty, a przy tym tak efektowny! Bohaterowie, którzy niegdyś byli zaciekłymi wrogami, a których los znowu stawia sobie na drodze, wysyłając ich we wspólną podróż... Cóż, tam po prostu musiały lecieć iskry! Słowne przekomarzanki, wzajemne uszczypliwości, a pod tym wszystkim rodzące się uczucia, które stopniowo wypływały na wierzch - czyli enemies-to-lovers w pełnej krasie. Pojawił się tu także motyw listów, które nie tylko pozwalają poznać nam drugą miłosną relację, ale też nadają całości nieco nostalgii.
Nie sposób nie wspomnieć również o chwytającej za serce relacji Noelle z babcią, która zawsze była dla niej opoką. Jessica Joyce poprzez mocny kontrast poruszyła kwestię rodziny, która albo może być dla nas niezastąpionym wsparciem, albo ściągać nas na dno. Sam motyw podróży dosadnie obrazuje, jak długą drogę musieli pokonać bohaterowie (dosłownie i w przenośni), by wreszcie odnaleźć swoje życiowe ścieżki. By uwierzyć nie tylko w drugą osobę, ale i w samych siebie.
Wyruszcie wraz z bohaterami w tę pełną emocjonalnych wybojów podróż - obiecuję, że do jej mety dotrzecie z szerokim uśmiechem na twarzy. Polecam!
Nie sądziła, że to może się udać.
Poszukiwanie dawnej miłości babci na TikToku było dość osobliwe, ale zadziałało.
Jednak ostatnim, czego by się spodziewała, to fakt, iż wnukiem tajemniczego mężczyzny jest... jej licealny rywal. Rywal, z którym teraz ma wybrać się szlakiem "niedoszłej" podróży poślubnej. A to już brzmi absurdalnie, czyż nie?
Halo, Hollywood? Mamy tu gotowy...
Jedna wiadomość od NIEGO.
Tyle wystarczyło, by Wiktoria nie tylko zwątpiła w swoje wybory, ale i wywróciła swoje uporządkowane życie do góry nogami. Uciekając sprzed ołtarza nie miała jednak pojęcia, co czeka ją w rodzinnym mieście oraz czy dawne uczucia mają w ogóle rację bytu. Ale przecież pierwszej miłości się nie zapomina. Prawda?
Niewielkie miasteczko, unoszące się w powietrzu aromaty babcinej kuchni, nostalgiczne wspomnienia czekające niemal na każdym rogu... brzmi błogo, czyż nie? Nic bardziej mylnego!
I chociaż ten sielski klimat, który oddaje również sama okładka, w trakcie lektury jest bezsprzecznie wyczuwalny, to burzliwe losy głównej bohaterki dodają całości odpowiedniego dynamizmu. Edyta Świętek w swojej nowej powieści bazuje na popularnym w tym gatunku motywie drugiej szansy, jednak skutecznie przełamuje jego wszelkie utarte schematy. Zdrady, niepewność, liczne sekrety, zawiłe intrygi, rozczarowania - sporo tu gorzkich chwil, które stają się nieodłącznym elementem tej miłosnej historii. Autorka w dosadny sposób uzmysławia, że czasami rodząca się w nas tęsknota za daną osobą jest tak naprawdę jedynie tęsknotą za jej nierealnymi wyobrażeniami. Wyobrażeniami, które sami tworzymy w swojej głowie. Ponadto w tle ukazana została również wzruszająca relacja wnuczki i babci, która kompletnie skradła moje serce. Pełna życiowych mądrości staruszka była niczym kojący plaster na wszelkie rany. Cu-do-wna!
Przenieście się na chwilę do skąpanego w słońcu Lubomierza i spróbujcie wraz z Wiktorią poskładać jej życie na nowo - nie pożałujecie!
Jedna wiadomość od NIEGO.
Tyle wystarczyło, by Wiktoria nie tylko zwątpiła w swoje wybory, ale i wywróciła swoje uporządkowane życie do góry nogami. Uciekając sprzed ołtarza nie miała jednak pojęcia, co czeka ją w rodzinnym mieście oraz czy dawne uczucia mają w ogóle rację bytu. Ale przecież pierwszej miłości się nie zapomina. Prawda?
Niewielkie miasteczko, unoszące się w...
Ono wciąż wisi w powietrzu.
Widmo wojny, której nieuchronne nadejście wkrótce wszystko odmieni.
Czy Róży uda się w końcu dotrzeć do prawdy? Rozwikłać rodzinne tajemnice i tym samym poznać dalsze losy swojej krewnej?
"Wśród burz" to trzeci i zarazem ostatni tom cyklu "Ogród sekretów i zdrad". Jeśli mieliście już okazję zapoznać się z poprzednimi częściami, zapewne nie muszę przekonywać Was do lektury. Jeśli jednak nie...
Ależ to było pięknie napisane! Pióro Krawczyk bezsprzecznie zasługuje na osobną uwagę - barwne, plastyczne, wręcz obrazowe... cóż, przez tę powieść po prostu się płynie. Autorka skutecznie gra na emocjach czytelnika, tym razem ukazując nie tylko barwne przedwojenne realia, ale i te, gdy wojna obejmuje kraj. Gdy do głosu dochodzą pierwotne lęki i bezradność. Z zapartym tchem śledzimy poczynania Róży, nurzając się wraz z nią w zawiłych intrygach i mnożących się sekretach. Sekretach, których rozwikłanie zapewnia nam pełną napięcia rozrywkę, a spinająca je końcowa klamra ogromną satysfakcję - tutaj żaden wątek nie został pozostawiony samemu sobie, za co wielki plus.
"Wśród burz" to historia, w której przeszłość nie tylko przeplata się z teraźniejszością, ale która w wyraźny sposób uzmysławia, że mimo upływu lat, wiele spraw i problemów jest wciąż aktualnych. Bo choć wydawać się mogło, że wojna jest jedynie ponurym echem, to ona znów się toczy. Tuż obok nas.
Oderwijcie się na chwilę od rzeczywistości i poznajcie burzliwą historię rodziny z Łabonarówki. Jestem przekonana, że ich losy dogłębnie Was poruszą - polecam!
Ono wciąż wisi w powietrzu.
Widmo wojny, której nieuchronne nadejście wkrótce wszystko odmieni.
Czy Róży uda się w końcu dotrzeć do prawdy? Rozwikłać rodzinne tajemnice i tym samym poznać dalsze losy swojej krewnej?
"Wśród burz" to trzeci i zarazem ostatni tom cyklu "Ogród sekretów i zdrad". Jeśli mieliście już okazję zapoznać się z poprzednimi częściami, zapewne nie muszę...
Minęło dziesięć lat. Dziesięć lat, które bezpowrotnie ich zmieniło.
On zamknął się na jakiekolwiek głębsze relacje, skupiając się na budowaniu swojego biznesu.
Ona odsunęła miłość na dalszy plan, dzielnie walcząc o zdrowie młodszego brata.
Czy jednak upływ czasu cokolwiek zmienił? Czy uczucia, które niegdyś ich połączyły, wciąż gdzieś się w nich tlą?
Przyznam szczerze, że zarówno sam opis tej pozycji, jak i oznaczenie jej w kategorii "hot" zasugerowało mi, że będzie to typowy er0tyk. Co prawda sporo tu obrazowych, pikantnych scen (zdecydowanie 18+), ale drugie dno tej historii kompletnie mnie zaskoczyło.
Chociaż książka ta została oparta na często powielanym w tym gatunku schemacie, a mianowicie ON obrzydliwie bogaty, zmieniający kobiety jak rękawiczki i ONA, kolejna niedoświadczona szara myszka, to gdy opadanie pierwsze złudne wrażenie... L. Knight serwuje nam o wiele więcej. Miszmasz aranżowanego małżeństwa oraz drugiej szansy okazał się idealną mieszanką, która nie tylko skutecznie budowała narastające pomiędzy bohaterami napięcie, ale też pozwoliła zrozumieć ich motywację. Każde z nich bowiem nosiło swój własny bagaż życiowych doświadczeń i traum, który na przestrzeni lat ich kształtował. "Aukcja" to poruszająca, pełna skrajnych emocji i poświęceń historia, która wciąga od pierwszej strony.
Zdecydowanie obiecujące rozpoczęcie serii "Kings of Ruin". Mi pozostaje czekać na drugi tom, a Wy - czytajcie!
Minęło dziesięć lat. Dziesięć lat, które bezpowrotnie ich zmieniło.
On zamknął się na jakiekolwiek głębsze relacje, skupiając się na budowaniu swojego biznesu.
Ona odsunęła miłość na dalszy plan, dzielnie walcząc o zdrowie młodszego brata.
Czy jednak upływ czasu cokolwiek zmienił? Czy uczucia, które niegdyś ich połączyły, wciąż gdzieś się w nich tlą?
Przyznam szczerze, że...
Minęło sześć lat.
Sześć lat, od kiedy był tu po raz ostatni.
Sześć lat, od kiedy pochował młodszego brata.
Sześć lat, od kiedy spojrzał jej w oczy.
Czy jednak ten upływ czasu cokolwiek zmienił? Czy uleczył niezabliźnione rany i zakopał... dawne uczucia?
Nie sądziłam, że ktoś kiedykolwiek dołączy do dwójki moich ulubionych autorek "romansów" (Kim Holden i CoHo). A jednak. Rebecca Yarros z każdą kolejną książką rozkochuje mnie w swojej twórczości coraz bardziej - i tym samym wpisuje się do tego grona!
"Ponieważ wierzę w ciebie" łączy w sobie wiele elementów, do których mam słabość, w tym małomiasteczkowy klimat, który zapewnia nam nie tylko malownicze opisy, ale i liczne sekrety. Sam wątek miłosny bazuje na motywie friends-to-lovers i zakazanym uczuciu, które, choć było tak naturalne, to wciąż wydawało się niewłaściwe. I chociaż to ono gra tu pierwsze skrzypce, to pozycji tej daleko do typowego, schematycznego romansu. Yarros zabiera nas w emocjonalną podróż, w której nie brakuje bólu straty, poczucia wyobcowania i walki o przebaczenie - również samemu sobie. Autorka w brutalny sposób przedstawia cienie podeszłego wieku, nie tylko ukazując zawiłe rodzinne relacje, ale i zmuszając czytelnika do głębszych refleksji nad przemijaniem. Ta historia dosadnie uzmysławia, jak ważne jest poszanowanie woli bliskich. Nawet jeśli jest to dla nas bolesne.
Zapraszam Was do niewielkiego miasteczka w stanie Kolorado, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej, a skomplikowane międzyludzkie więzi boleśnie chwytają za serce. Uwierzcie mi, nie będziecie chcieli go opuścić - polecam!
Minęło sześć lat.
Sześć lat, od kiedy był tu po raz ostatni.
Sześć lat, od kiedy pochował młodszego brata.
Sześć lat, od kiedy spojrzał jej w oczy.
Czy jednak ten upływ czasu cokolwiek zmienił? Czy uleczył niezabliźnione rany i zakopał... dawne uczucia?
Nie sądziłam, że ktoś kiedykolwiek dołączy do dwójki moich ulubionych autorek "romansów" (Kim Holden i CoHo). A jednak....
Jedna wielka fortuna.
Jedna niespodziewana śmierć.
Jeden tajemniczy list.
I liczne wskazówki, które pozostawiła po sobie babcia Lily.
Czy dziewczynie uda się rozwikłać je wszystkie? I wygrać wyścig nie tylko z nieubłaganie upływającym czasem, ale i... innymi polującymi, skutecznie depczącymi jej po piętach?
Po przeczytaniu tej pozycji, mimo iż nie należę już do grupy docelowej, mam w głowie wyłącznie jedną myśl - ależ to się dobrze czytało! Bezsprzecznie potrzeba więcej takich tytułów na naszym wydawniczym rynku.
"Polowanie na fortunę Rosewoodów" to czysta rozrywka w najlepszym tego słowa znaczeniu. Mackenzie Reed za pomocą lekkiego, nasyconego humorem pióra serwuje nam mnożące się zagadki, wymagające analizy łamigłówki i pościg za nieokreśloną fortuną. A do tego wszystkiego dochodzi wciągająca bez reszty, niepozwalająca na chociażby chwilową nudę akcja oraz sceny rodem z najlepszych hollywoodzkich filmów sensacyjnych. Cóż, ta pozycja wręcz prosi się o przeniesienie na wielkie ekrany.
W tle tej wywołującej szybsze bicie serca gonitwy autorka skutecznie przemyca skomplikowane międzyludzkie relacje, takie jak chociażby pełne zawirowań przyjaźnie, liczne rodzinne nieporozumienia oraz złożone miłosne rozterki. Tym samym subtelnie uzmysławia, że dobra materialne, w porównaniu z łączącymi nas z innymi prawdziwymi więziami, są tak naprawdę niewiele warte.
To jak, macie ochotę dołączyć do wypełnionego emocjami oraz tajemniczymi wskazówkami wyścigu, którego zwycięzca opływał będzie w wielką fortunę? Ze swojej strony obiecuję Wam pierwszorzędną zabawę!
Jedna wielka fortuna.
Jedna niespodziewana śmierć.
Jeden tajemniczy list.
I liczne wskazówki, które pozostawiła po sobie babcia Lily.
Czy dziewczynie uda się rozwikłać je wszystkie? I wygrać wyścig nie tylko z nieubłaganie upływającym czasem, ale i... innymi polującymi, skutecznie depczącymi jej po piętach?
Po przeczytaniu tej pozycji, mimo iż nie należę już do grupy...
To miało być tylko kolejne rodzinne spotkanie.
Weekend spędzony w towarzystwie najbliższych, trzaskającego w kominku ognia i otaczającego ośrodek białego puchu.
Przecież przez te kilka dni nie może wydarzyć się nic złego. Prawda?
Ależ to było nietypowe! Stevenson serwuje nam pełnokrwisty kryminał, który bezsprzecznie czerpie z klasyki gatunku (i skrupulatnie trzyma się reguł), a przy tym przełamuje wszelkie utarte schematy. Ta historia i jej struktura to po prostu czysty powiew świeżości!
"W mojej rodzinie każdy kogoś zabił" rozpoczyna się mocnym tąpnięciem i chociaż bałam się, że po niesamowicie klimatycznym wstępie ciężko będzie utrzymać tak wysoki poziom w dalszej części lektury, to autorowi zdecydowanie się to udało. Piekielnie charakterne, zapadające w pamięć postaci, osobliwe modus operandi, którym wprawnie operował morderca i motyw locked-room, który osobiście należy do jednego z moich ulubionych - wszystko to stworzyło naprawdę intrygującą mieszankę, która z każdą kolejną stroną stawała się coraz bardziej zawiła. Przyznam, że już dawno nie miałam do czynienia z tak angażującą, wymagającą łączenia wielu wątków i tropów lekturą, a przy tym... doskonale się bawiłam. Ponadto całość okraszona została "nutą" czarnego, niejednokrotnie wywołującego na mojej twarzy szeroki uśmiech humoru. Poproszę o więcej!
To jak, odważycie się wybrać do odciętego od cywilizacji, pochłoniętego przez śnieżną zamieć kurortu narciarskiego? Obiecuję, że rodzina Cunninghamów skutecznie umili Wam tamtejszy pobyt, polecam!
To miało być tylko kolejne rodzinne spotkanie.
Weekend spędzony w towarzystwie najbliższych, trzaskającego w kominku ognia i otaczającego ośrodek białego puchu.
Przecież przez te kilka dni nie może wydarzyć się nic złego. Prawda?
Ależ to było nietypowe! Stevenson serwuje nam pełnokrwisty kryminał, który bezsprzecznie czerpie z klasyki gatunku (i skrupulatnie trzyma się...
Jeden niespodziewany telefon.
Tyle wystarczyło, by jej życie zostało wywrócone do góry nogami.
Ale czy to w ogóle może być prawda? Czy matka, która przed laty ją porzuciła, wciąż żyje? Elizie Dębskiej przyjdzie zmierzyć się nie tylko z dotkliwą rozłąką, ale i bolesną przeszłością.
Miałam już w przeszłości okazję zapoznać się z twórczością Aleksandry Rachowiak, a jej najnowsza książka jedynie utwierdziła mnie w moich wcześniejszych odczuciach - autorka bezsprzecznie potrafi w emocje!
Nie dajcie się zwieść tej subtelnej, wręcz sielskiej okładce. Choć z pozoru wydawać by się mogło, że to po prostu kolejna lekka obyczajówka, to nic bardziej mylnego. W środku skrywa się kawał poruszającej, niejednokrotnie chwytającej za serce historii, która zmusza do głębszych refleksji. Biegnąca w dwóch ramach czasowych akcja zazębia teraźniejszość z przeszłością, stopniowo odkrywając przed nami tajemnice i przeżycia bohaterów. Na kartach tkanej przez Rachowiak powieści ukazane zostały nie tylko skomplikowane rodzinne relacje i utracone nadzieje, ale też różne oblicza miłości (zarówno tej romantycznej, jak i rodzicielskiej). Ponadto poprzez motyw drugiej szansy autorka w piękny sposób uzmysławia, że tak naprawdę na prawdziwe uczucie nigdy nie jest za późno. Tak samo zresztą jak i na przebaczenie.
Poczujcie w powietrzu zapach dojrzewających w słońcu owoców i przenieście się na moment do "Czereśniowego sadu" - obiecuję, że będzie warto!
Jeden niespodziewany telefon.
Tyle wystarczyło, by jej życie zostało wywrócone do góry nogami.
Ale czy to w ogóle może być prawda? Czy matka, która przed laty ją porzuciła, wciąż żyje? Elizie Dębskiej przyjdzie zmierzyć się nie tylko z dotkliwą rozłąką, ale i bolesną przeszłością.
Miałam już w przeszłości okazję zapoznać się z twórczością Aleksandry Rachowiak, a jej...
To był jej pierwszy raz.
Pierwsza zakończona niepowodzeniem operacja.
Pierwszy pacjent, który zmarł na jej stole.
Tyle że... ona go znała. I nienawidziła go każdą cząsteczką swojego ciała. W końcu zasłużył na śmierć, czyż nie?
Mam wrażenie, że po pewnym boomie na thrillery medyczne, jaki miał miejsce kilka dobrych lat temu, ostatnio ciężko było o coś naprawdę godnego uwagi. Tymczasem cała na biało (niczym główna bohaterka w szpitalnym kitlu) wchodzi Leslie Wolfe. I serwuje nam historię, którą nie tylko czyta się jednym tchem, ale która również ten dech zapiera!
Już dawno nie spotkałam się z tak nieszablonowo poprowadzoną fabułą. Teoretycznie autorka niemal od razu odkrywa wszystkie karty, dość szybko wyciągając na wierzch brudy poszczególnych bohaterów oraz ujawniając ich wzajemne powiązania. Ale nic bardziej mylnego. Wszystko to jest dopiero początkiem zawiłej plątaniny utkanej z żądzy zemsty, fatalnych w skutkach kłamstw i licznych grzeszków, dodatkowo skutecznie przypudrowanej zgrabną manipulacją.
Końcowe plot twisty, które atakują niczym lawina i mnożą się z każdą kolejną stroną, wprawiły mnie w osłupienie. Ta historia nie tylko wgryza się w nasze sumienie, ale w fascynujący sposób ukazuje, że tak naprawdę sami do końca nie wiemy, do czego jesteśmy się w stanie posunąć. I jak wiele własnych granic przekroczyć w imię szeroko pojętej sprawiedliwości. No właśnie - sprawiedliwości czy ludzkiej chęci zemsty?
A Wy? Jakbyście postąpili na miejscu Anne? Zagłębcie się w tej historii i spójrzcie przez chwilę na wszystko z jej perspektywy - nie pożałujecie!
To był jej pierwszy raz.
Pierwsza zakończona niepowodzeniem operacja.
Pierwszy pacjent, który zmarł na jej stole.
Tyle że... ona go znała. I nienawidziła go każdą cząsteczką swojego ciała. W końcu zasłużył na śmierć, czyż nie?
Mam wrażenie, że po pewnym boomie na thrillery medyczne, jaki miał miejsce kilka dobrych lat temu, ostatnio ciężko było o coś naprawdę godnego...
Jednego dnia miała wszystko.
Drugiego... niemal nic.
Jagodzie przyjdzie zmierzyć się nie tylko ze skutkami wypadku, ale i bolesną zdradą człowieka, który do tej pory był jej całym światem. Jak wiele będzie musiała przejść, jak wiele pracy włożyć, by znów... być szczęśliwą?
Z twórczością Katarzyny Michalak po raz pierwszy miałam styczność przy "Sadze Przytulnej", a że jej obrazowe, przyjemne w odbiorze pióro niemal od pierwszych stron przypadło mi do gustu, to z ogromną przyjemnością sięgnęłam po "Domek nad potokiem" - i było warto.
Ależ to miało błogą aurę! Nic tak skutecznie nie buduje klimatu jak niewielka, niemal odcięta od świata zewnętrznego wieś, w której główną rolą odgrywają międzyludzkie relacje. A te, jak wiadomo, potrafią być naprawdę skomplikowane. Autorka nie oszczędza głównych bohaterów, wystawiając ich na wiele prób, którym będą musieli sprostać - zdrada ukochanego, niestabilność finansowa, wpasowanie się w nowe realia, rodzinne nieporozumienia, ponowne zaufanie. Pojawia się tutaj również jeden z moich ulubionych elementów, a mianowicie motyw dziennika, który nie tylko wprowadza drugą ramę czasową, ale i nadaje całości nuty tajemniczości. Z kolei sama końcówka zaskakuje i bezsprzecznie chwyta za serce - Katarzyna Michalak w poruszający sposób uzmysławia, że czasami by wznieść się na wyżyny szczęścia, musimy najpierw odbić się od dna.
"Domek nad potokiem" to nie tylko nasycona sielskim klimatem powieść obyczajowa. To również pełna słodko-gorzkich momentów, do bólu życiowa historia, która zmusza do głębszych refleksji - polecam!
Jednego dnia miała wszystko.
Drugiego... niemal nic.
Jagodzie przyjdzie zmierzyć się nie tylko ze skutkami wypadku, ale i bolesną zdradą człowieka, który do tej pory był jej całym światem. Jak wiele będzie musiała przejść, jak wiele pracy włożyć, by znów... być szczęśliwą?
Z twórczością Katarzyny Michalak po raz pierwszy miałam styczność przy "Sadze Przytulnej", a że jej...
Od huku bombardowania.
Od tego jednego ogłuszającego dźwięku.
Jej życie się zmieniło... już na zawsze.
Czy Anna będzie w stanie odnaleźć się w wojennej rzeczywistości? Jak wiele będzie musiała poświęcić, jak wiele własnych granic przekroczyć, by ocalić bliskich?
Jak już pewnie wiecie, tematyka wojenna to nie do końca moje klimaty, jednak po ostatnich genialnych książkach Yarros postanowiłam zaryzykować i sięgnąć po debiutancką (choć nie było to kompletnie odczuwalne) powieść Magdaleny Wojtkiewicz. I bardzo dobrze zrobiłam!
"Błękitna wstążka" do cna nasączona została emocjami. Niezrozumieniem, poczuciem niesprawiedliwości, przeszywającym lękiem, bólem po stracie najbliższych, obezwładniającą bezradnością. Chwilami lektura sama w sobie stawała się naprawdę przytłaczająca, ale jednocześnie chęć poznania dalszych losów bohaterów skutecznie sprawiała, że nie sposób było się od niej oderwać.
Na pierwszy plan bezsprzecznie wysuwa się tutaj wątek zakazanej, naznaczonej wojną miłosnej relacji, która nigdy nie powinna się wydarzyć. Ale to również przepięknie oddana siła nieoczywistej siostrzanej więzi, która jest w stanie przetrwać naprawdę wiele. Ponadto Wojtkiewicz na kartach swojej powieści ukazała, jak ogromną przemianę przeszła główna bohaterka. Jak ze spokojnej, nieco bujającej w obłokach młodej dziewczyny, przeobraziła się w dojrzałą, pewną swego kobietę. Jej przykład dosadnie uzmysławia, że każde doświadczenie ostatecznie czyni nas silniejszymi. I że o prawdziwe uczucie warto walczyć - mimo przeciwności losu.
"Błękitna wstążka" to niezwykle poruszająca, dotykająca najczulszych strun powieść, która zmusza do głębszych refleksji. Zdecydowanie warta przeczytania, polecam!
Od huku bombardowania.
Od tego jednego ogłuszającego dźwięku.
Jej życie się zmieniło... już na zawsze.
Czy Anna będzie w stanie odnaleźć się w wojennej rzeczywistości? Jak wiele będzie musiała poświęcić, jak wiele własnych granic przekroczyć, by ocalić bliskich?
Jak już pewnie wiecie, tematyka wojenna to nie do końca moje klimaty, jednak po ostatnich genialnych książkach...
On, pogrążony w swoich myślach, nawet jej nie zauważył.
Ona najpierw go potrąciła, a później... kompletnie zignorowała.
I chociaż ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych, to gdy później, szukając chwili wytchnienia w niewielkim szpitalnym składziku znów się spotykają, rodzi się między nimi nić porozumienia...
Za każdym razem mówię sobie to samo. Że przecież nie można napisać już niczego lepszego. A Abby z uśmiechem na ustach to robi - serwuje książkę, która z marszu wskakuje do tegorocznej topki.
Co tu dużo mówić, ta historia to po prostu pełen pakiet! Motyw fake-dating należy do jednego z moich ulubionych, a Jimenez udało się wycisnąć z niego to, co najlepsze, dodatkowo wplatając w całość wątek listów. Z ogromną subtelnością oddała targającą bohaterami niepewność, gdy ta cienka granica pomiędzy udawaniem, a stopniowo rodzącymi się uczuciami ostatecznie się zaciera. Nie zabrakło również rozbrajającego humoru, który stał się swoistym wyróżnikiem jej powieści, jak i genialnej kreacji postaci, których po prostu nie da się nie polubić (dziadek Jacoba kompletnie skradł moje serce!).
"Twój na zawsze" to jednak nie tylko przepiękna miłosna historia, ale i do bólu życiowa opowieść, po brzegi wypełniona słodko-gorzkimi momentami. Abby na jej kartach ukazuje wiele trudnych kwestii, takich jak nierówna walka z chorobą, poczucie wyobcowania, czy skomplikowane rodzinne relacje. Uzmysławia także, jak ważne jest ufanie swojej intuicji - nawet jeśli w przeszłości nas zawiodła.
To jedna z tych historii, którą chciałabym zapomnieć, by móc znów przeczytać ją po raz pierwszy. I ogromnie zazdroszczę Wam tej możliwości - proszę, przeczytajcie!
On, pogrążony w swoich myślach, nawet jej nie zauważył.
Ona najpierw go potrąciła, a później... kompletnie zignorowała.
I chociaż ich pierwsze spotkanie nie należało do udanych, to gdy później, szukając chwili wytchnienia w niewielkim szpitalnym składziku znów się spotykają, rodzi się między nimi nić porozumienia...
Za każdym razem mówię sobie to samo. Że przecież nie...
Albo on dopadnie ich.
Albo oni dopadną jego.
Tik-tak.
Czy Sambor wygra nierówną walkę z nieubłaganie biegnącym czasem? Czy demony przeszłości, które się za nim ciągną, w końcu odejdą w zapomnienie? I jak wiele będzie musiał poświęcić, by dociec prawdy?
Przy tak objętościowych kryminałach zawsze mam lekką obawę, że główny bohater nie przypadnie mi do gustu. Ciężko bowiem kibicować śledczemu, którego zwyczajnie nie darzymy sympatią - na całe szczęście Sambor dał się lubić. Momentami bywał nieco nieokrzesany, do tego piekielnie uparty i porywczy, ale z każdą kolejną stroną odzierany był z masek, pod którymi skrzętnie się skrywał. Stopniowo na wierzch wychodziła jego wrażliwsza, bardziej ludzka odsłona, a warstwa obyczajowa związana z jego życiem osobistym skutecznie równoważyła samą sprawę zabójstwa. A jeśli już o tym mowa - ile tu się działo!
Różne nieustannie przeplatające się ramy czasowe, różne miejsca osadzenia akcji, różne zbrodnie. A przy tym Marcel Woźniak tak tka tę opowieść, że nie wiedzieć kiedy, sami stajemy się jej częścią - dosłownie pochłania. Dodajmy do tego nutę czarnego humoru (uwielbiam!), skutecznie budowane napięcie, moralne dylematy, kilka barwnie ukazanych, wręcz sensacyjnych scen oraz naprawdę emocjonalny, mocny końcowy wydźwięk. Cóż, historia ta w brutalny sposób udowadnia, że niejednokrotnie rzeczywistość przeraża bardziej niż fikcja.
"Most nad wzburzoną wodą" to kawał bezkompromisowego, do bólu angażującego kryminału - wartego każdej przeczytanej strony. Jak najbardziej polecam!
Albo on dopadnie ich.
Albo oni dopadną jego.
Tik-tak.
Czy Sambor wygra nierówną walkę z nieubłaganie biegnącym czasem? Czy demony przeszłości, które się za nim ciągną, w końcu odejdą w zapomnienie? I jak wiele będzie musiał poświęcić, by dociec prawdy?
Przy tak objętościowych kryminałach zawsze mam lekką obawę, że główny bohater nie przypadnie mi do gustu. Ciężko bowiem...
Jedna czerwona sukienka.
Dwie zaginione dziewczynki.
Jedna skrzętnie skrywana tajemnica.
Gdy po blisko pięćdziesięciu latach Yew Tree Manor poddana zostaje remontowi, wkrótce okazuje się, że skrywa wiele trupów. I to dosłownie. Jak mroczne sekrety znajdziemy w jej murach?
Nie będę ukrywać, iż początkowo mnogość postaci i ich wzajemne powiązania nieco mnie przytłoczyły (choć drzewo genealogiczne, które zostało umieszczone na wstępie, sporo rozjaśnia), ale gdy już wgryzłam się w tę osobliwą, wielopokoleniową rodzinę, nie sposób było się od niej uwolnić!
"Tajemnica położnej" w głównej mierze skupia się na zaginięciu dziewczynki, które po pół wieku znów dotyka rodzinę Hiltonów, jednak to skomplikowane międzyludzkie relacje wysuwają się tutaj na pierwszy plan. Emily Gunnis wykreowała charakterne postaci z krwi i kości, które mają liczne wady, które momentami zachowują się nieracjonalnie i do bólu egoistycznie, ale ostatecznie to tylko czyni ich bardziej ludzkimi. Biegnąca w trzech różnych ramach czasowych, wielowątkowa akcja piekielnie angażuje i buduje narastające napięcie, prowadząc nas do spójnego, chwytającego za serce zakończenia. Ponadto historia ta dość obrazowo ukazuje mocny kontrast pomiędzy bogactwem a ubóstwem, jednocześnie w dosadny sposób uzmysławiając, iż żadne pieniądze szczęścia nie dają. I że nie tyle co jedno kłamstwo, a jedna przemilczana prawda, może rozpętać tragiczną w skutkach spiralę wydarzeń, trwającą całymi latami.
Przekroczcie próg Yew Tree Manor, poznajcie rodzinę Hiltonów oraz Jamesów i spróbujcie rozwikłać zagadkę tajemniczego zaginięcia. Obiecuję, że nie pożałujecie!
Jedna czerwona sukienka.
Dwie zaginione dziewczynki.
Jedna skrzętnie skrywana tajemnica.
Gdy po blisko pięćdziesięciu latach Yew Tree Manor poddana zostaje remontowi, wkrótce okazuje się, że skrywa wiele trupów. I to dosłownie. Jak mroczne sekrety znajdziemy w jej murach?
Nie będę ukrywać, iż początkowo mnogość postaci i ich wzajemne powiązania nieco mnie przytłoczyły...
Jedno ciało martwej uczennicy odnalezione na plaży.
Jedno tajne stowarzyszenie owiane legendą.
Jedna szkoła, która staje się cichym świadkiem licznych kłamstw.
I tak to się właśnie zaczęło...
Blisko trzy lata. Tyle minęło od dnia, w którym przewróciłam ostatnią kartkę "One for sorrow". Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie pierwszy tom tej kruczej serii, dlatego też po finałowe "Two for joy" sięgałam nie tylko z wielką ekscytacją, ale i lekką obawą. Czy faktycznie było warto tyle czekać...? Teraz już wiem - jak najbardziej TAK!
Dylogia ta łączy w sobie wiele różnych motywów. Anonimowy podcast true-crime, enigmatyczne stowarzyszenie, pamiętnik zmarłej w dziwnych okolicznościach uczennicy, prawdopodobne zabójstwo oraz... kolejne zaginięcie. A wszystko to na tle dusznej, mrocznej aury, którą podsycają krążące wokół szkoły sroki, klaustrofobiczne korytarze i niepostrzeżenie podrzucane liściki. Duetowi Sugg&McCulloch udało się nie tylko stworzyć ociekający napięciem młodzieżowy kryminał, który trzyma w szponach niepewności aż do ostatniej strony (trzeba przyznać, że autorki zgrabnie mącą czytelnikowi w głowie), ale i skutecznie oddać ten specyficzny akademicki klimat. Poza tym historia ta została wprost stworzona do serialowej ekranizacji, której, mam nadzieję, w przyszłości się doczekamy. Dla fanów "Słodkich kłamstewek" czy "Domu Anubisa" - seria obowiązkowa!
Przekroczcie próg Illumen Hall i wraz ze Stowarzyszeniem Srok spróbujcie odkryć mroczne tajemnice, które skrywają mury tej szkoły z internatem. Ciarki gwarantowane - polecam!
Jedno ciało martwej uczennicy odnalezione na plaży.
Jedno tajne stowarzyszenie owiane legendą.
Jedna szkoła, która staje się cichym świadkiem licznych kłamstw.
I tak to się właśnie zaczęło...
Blisko trzy lata. Tyle minęło od dnia, w którym przewróciłam ostatnią kartkę "One for sorrow". Do dziś pamiętam, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie pierwszy tom tej kruczej serii,...
Jeden dach starego apartamentowca.
Czternaście długich nocy.
I niezliczone opowieści, którymi żyją mieszkańcy budynku na Lower East Side w Nowym Jorku. Która z nich będzie tą ostatnią?
Nie będę ukrywać, że po powieści zbiorowe sięgam naprawdę rzadko. Niemniej mają one jedną podstawową zaletę - pozwalają na zapoznanie się z piórem wielu twórców, przez co niejednokrotnie po tej niewielkiej "próbce" mamy ochotę na więcej. Tak też było i tym razem, chociaż w nieco nietypowej odmianie, bowiem tożsamość poszczególnych autorów poznajemy dopiero... na samym końcu!
Książka ta zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych pozycji ukazujących się na naszym wydawniczym rynku. Zachwycają nie tylko głośne nazwiska, ale i nietypowa forma, która koniec końców kompletnie skradła moje serce. Szczerze mówiąc już dawno nie czytałam czegoś tak nieoczywistego i oryginalnego - mamy dopiero półmetek tego roku, a ja już wiem, że tytuł ten znajdzie się w mojej TOPce. I to w pełni zasłużenie.
"Czternaście nocy" to (nie)zwykłe historie (nie)zwykłych ludzi, którzy w pandemicznej rzeczywistości dają sobie namiastkę normalności i wzajemnej otuchy. I chociaż, jak to w przypadku opowiadań bywa, część z nich przypadła mi do gustu bardziej niż inne, to autorom zdecydowanie udało się zachować całościową spójność oraz fabularną płynność. Co więcej, samo zakończenie dosłownie wbija w fotel - zaskakuje bardziej, niż niejeden rasowy thriller.
Zapraszam Was na dach Fernsby Arms. Zabierzcie ze sobą ciepły koc oraz ulubiony trunek i dajcie się pochłonąć tętniącemu tam życiu - jestem przekonana, że nie pożałujecie!
Jeden dach starego apartamentowca.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toCzternaście długich nocy.
I niezliczone opowieści, którymi żyją mieszkańcy budynku na Lower East Side w Nowym Jorku. Która z nich będzie tą ostatnią?
Nie będę ukrywać, że po powieści zbiorowe sięgam naprawdę rzadko. Niemniej mają one jedną podstawową zaletę - pozwalają na zapoznanie się z piórem wielu twórców, przez co niejednokrotnie po...