-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać14
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2024-04-13
2024-06-02
# Wyzwanie LC czerwiec 2024
"Kiedy byłem mały, dostałem w prezencie globus. Moją ulubioną zabawą było kręcenie nim z zamkniętymi oczami i zatrzymywanie go palcem."
"Nadbagaż, czyli opowieści podróżne" Michała Rusinka to zbiór felietonów z jego podróży, od roku 2019 publikowanych w miesięczniku "Twój styl". Zebrało się ich już tyle, że starczyło na zapakowanie w zgrabnie uformowany przewodnik - poradnik - pamiętnik, czy też po prostu reportaż. Nie jest to tylko jednak zwykły reportaż, autor znany jest tego, ze świetnie pisze i na dodatek ciekawie i z humorem. Aż chce się czytać.
Jego opowieści podróżne są nie tylko żartobliwe, lecz uczące, możemy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. I to nie tylko o autorze, ale o jego rodzinie i znajomych. Co jakiś czas pojawia się na kartkach wzmianka o Wisławie Szymborskiej, lecz to nic dziwnego, skoro Michał Rusinek był jej sekretarzem i towarzyszył w podróżach. Chociaż trzeba dodać, że nasza poetka - noblistka nie za bardzo lubiła podróże.
"Wisława Szymborska nie miała natury podróżniczki. Namówienie jej na wyjazd na spotkanie autorskie graniczyło z cudem. Jak udało się ją zaprosić do Izraela w 2004 roku? Nie wiadomo."
"Wisława Szymborska zapytana kiedyś, co najbardziej lubi w podróżach, odpowiedziała, że powroty do domu."
Autor przekonuje czytelnika, że my doceniamy podróże nie wtedy, kiedy je odbywamy, ale gdy po powrocie możemy o nich opowiedzieć innym, że potrafimy czerpać radość i przyjemność z tego, co umiemy przekazać, bo samo doznanie nam nie wystarcza, nie dostarcza tak silnych bodźców jak opowiadanie. Z pewnością coś w tym jest, bo gdy sama skądś wracam to lubię przekazać bliskim to, co widziałam. Również gdy oni wracają z wojaży to buzie im się nie zamykają...
Okazuje się, że są różne rodzaje podróży a nawet nie wszystkie rozgrywają się w czasie. Jakie? Sami do tego już dojść musicie, jeśli to Was interesuje.
Michał Rusinek przekazuje nam sporo swoich spostrzeżeń, które mogą nam ułatwić zagraniczne wojaże. Ostrzega przed kradzieżami, błędami językowymi czy gramatycznymi w innych krajach, uczy jak korzystać z kart i bankomatów w niektórych egzotycznych rejonach świata i wielu jeszcze innych kwestiach. Z takimi właśnie "przygodami" związanych jest kilka opowieści w książce. Nie sposób przytoczyć o czym jeszcze autor pisze, to po prostu trzeba przeczytać samemu.
Dodam jeszcze tylko, że autor wraca też do podróżowania w czasach PRL-u i do słynnego autostopu...
"Jednym z najbardziej fascynujących mnie - od dzieciństwa - urządzeń służących do podróżowania są schody ruchome."
Polecam tym bardziej, że książka jest bardzo ładnie i porządnie wydana i zawiera sporo ciekawych fotografii z dowcipnym komentarzem autora.
Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.
# Wyzwanie LC czerwiec 2024
"Kiedy byłem mały, dostałem w prezencie globus. Moją ulubioną zabawą było kręcenie nim z zamkniętymi oczami i zatrzymywanie go palcem."
"Nadbagaż, czyli opowieści podróżne" Michała Rusinka to zbiór felietonów z jego podróży, od roku 2019 publikowanych w miesięczniku "Twój styl". Zebrało się ich już tyle, że starczyło na zapakowanie w zgrabnie...
2024-06-01
"Nie może dać się złapać.
Już od roku włamuje się do domów.
Nie może dać się złapać."
Lubię czytać książki, które potrafią mnie oderwać od własnych problemów i wejść w rolę książkowych bohaterów, ale nie spodziewałam się, że lektura książki “Chłopak, który okradał domy. I dziewczyna, która skradła jego serce” tak bardzo mnie pochłonie a nawet niemal roztrzaska na kawałeczki moje serce..., a przecież to "tylko" młodzieżowa literatura.
Tak książka jest jednak dość wyjątkowa i to pod wieloma względami. Autorka poruszyła w swej powieści kilka naprawdę trudnych tematów wzbudzających silne emocje. Od trudnego dzieciństwa, przez alkohol i narkotyki oraz bezdomność małoletnich i problemy z radzeniem sobie w życiu, znęcanie się nad dziećmi oraz problemy z choroba autystyczną.
Sam i jego starszy brat Avery mieli dość trudne dzieciństwo, po odejściu matki ojciec nie miał czasu na zajmowanie się chłopcami, wolał imprezy w klubach a dzieci tylko mu przeszkadzały. Tryb ich życia znacząco wpłynął na dalsze postrzeganie przez nich świata, złe wzorce wracały do nich jak bumerang. Ciotka, u której zostawił swoich synów w ogóle nie zamierzała się nimi zbytnio zajmować, tym bardziej, że Avery mimo tego, że był starszy od Sama, ciągle potrzebował opieki. I to opieki Sama, bo nikt tak jak on nie rozumiał, że Avery jest inny, wyjątkowy, bardziej podatny na różne bodźce z zewnątrz i nie widzi świata w taki sposób jak to widzą pozostali ludzie. Jest osobą ze spektrum autyzmu, potrzebuje spokoju i wyciszenia, lecz nie ma w tej chwili na to szansy. Sam stara się chronić brata przed złymi ludźmi, a robi to w jedyny znany sobie sposób. Sam potrafi się bić..., jak ojciec.
"Gość był wielki, ale Sam potrafi się bić. W końcu to praktyka czyni mistrza."
Gdy chłopcy z wielu przyczyn trafiają na ulicę, to Sam nadal chce zapewnić starszemu bratu bezpieczeństwo. Zaczyna wkradać się do opuszczonych domów, żeby w nich przenocować i zjeść. Po to żeby przeżyć. Nie może zgłosić się o pomoc do nikogo, gdyż poszukuje go policja...
Początkowo wystarczało Samowi tylko krótkie korzystanie z opuszczonych domów, zabierał z nich tylko klucze na pamiątkę, miał ich sporą kolekcję w plecaku. Później jednak zaczął kraść pozostawione przez wypoczywających mieszkańców przedmioty a nawet pieniądze. Miał dość dobrą wprawę i nie dał się złapać. Do czasu...
Gdy pewnego dnia obudził się w domu, który z zostawionych na lodówce zapisków wynikało, że właściciele wracają w niedzielę, okazało się, że już są w domu i szykują śniadanie. Sam trafi na dom należący do wieloosobowej rodziny a w dodatku zjawiło się jeszcze kilka zaproszonych na śniadanie gości. Liczba osób przeraziła chłopca i nie wiedział w jaki sposób może się wymknąć niepostrzeżony...
Ta duża rodzina i ten dom jednak tak go przyciągał, bo całe życie o takim marzył, dla siebie i brata. W tym rodzinnym chaosie Sam poczuł, że nie chce uciekać, chociaż powinien.
W jaki sposób Sam wyjdzie niezauważony? Czy wpadnie w ręce policji? Co stanie się Z jego bratem? Czy wreszcie uda się im znaleźć rodzinne szczęście?
Piękna, ale jednocześnie bardzo smutna historia. Nie tylko o rodzinnej miłości, ale również o braterskiej przyjaźni, o pierwszej miłości, czy raczej zauroczeniu, o trudnej codzienności osób, które tak naprawdę nie mają swojego miejsca na ziemi, brakuje im nie tylko domu, ale także kogoś, kto by w tym domu witał ich z uśmiechem i radością...
Wyciskająca łzy opowieść i na długo zostanie w mojej pamięci.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Books4YA w ramach akcji recenzenckiej portalu Lubimy Czytać.pl.
"Nie może dać się złapać.
Już od roku włamuje się do domów.
Nie może dać się złapać."
Lubię czytać książki, które potrafią mnie oderwać od własnych problemów i wejść w rolę książkowych bohaterów, ale nie spodziewałam się, że lektura książki “Chłopak, który okradał domy. I dziewczyna, która skradła jego serce” tak bardzo mnie pochłonie a nawet niemal roztrzaska na kawałeczki...
2024-06-01
Książka "450 ściegów na drutach" przypomniała mi o ulubionym zajęciu mojej mamy, której atrybutami były właśnie druty i kłębki włóczki oraz książki...
Mamy już nie ma, ale jej robione "na zapas" skarpety wypełniają szuflady. Ja również bardzo lubię wszelkie tego typu robótki, chociaż wolę szydełko, gdyż to tylko... jeden drut.
Mam wiele różnych poradników na temat wzorów dziergania, lecz ten jest z pewnością bardziej kolorowy, więc zdecydowanie łatwiej można opanować nie całkiem łatwą technikę. Myślę, że nawet osoby nie mające wprawy, potrafią znaleźć coś dla siebie, bo opisy są bardzo przejrzyste i zrozumiałe nawet dla laików.
"Włóczka to termin ogólny, określający wiele rozmaitych gatunków grubszej przędzy."
"Włóczka najczęściej sprzedawana jest w motkach o określonej wasze, podanej w gramach. Niektóre gatunki, zwłaszcza bardzo grube, są czasami oferowane w pasmach do samodzielnego zwijania."
Autorzy po kolei nie tylko tłumaczą jakiej używać włóczki, jak nabierać oczka i jak je zamykać, ale także wyjaśniają bardziej skomplikowane wzory (ażurowe również) oraz jak łączyć różnokolorowe włóczki żeby stworzyć efektowne wzory.
Podstawowe są oczka lewe i prawe i chociaż dla wielu może się to wydawać czarna magią, to mimo wszystko jest to bardziej proste niżby się na pierwszy rzut oka zdawało.
Najprostszą z robótek na drutach jest oczywiście szalik lub opaska, ale nawet tu można korzystając z tego poradnika wyczarować najbardziej wymyślny i skomplikowany wzór.
Z doświadczenia wiem, że każda osoba inaczej trzyma druty i włóczkę, więc nie ma się co zrażać, jeśli nie będziemy ściśle stosować porad. Ważne, żeby praca z drutami i kłębkiem włóczki sprawiała nam przyjemność i po skończonej pracy zachwycali się nią wszyscy wokół. A nawet zazdrościli nam kreatywności. Samodzielnie zrobiony nawet prosty szalik może być podstawą do dumy a także zachętą do zrobienia czegoś większego.
Moją największą robótką wykonaną własnoręcznie był sweter dla męża z norweskimi wzorami..., ale wolałam robić mniejsze rzeczy jak: śpioszki dla dzieci, małe sweterki dla nich oraz skarpetki... Problem dla mnie stanowi jednak wykonywanie pięty, którą za mnie dziergała mama (szybciej i sprawniej), ale teraz muszę sobie poradzić sama.
"450 ściegów na drutach" to 96 stron kolorowych stron ze wskazówkami, informacjami, oraz ciekawostkami i różnymi instrukcjami dotyczącymi szybkiego przyswojenia wiedzy i nauczenia się prostych, podstawowych technik nabierania i przerabiania oczek na drutach.
Czytając książkę zobaczyłam, że jest mnóstwo wskazówek nie tylko dla tych co potrafią już nieźle śmigać drutami, ale nawet dla każdego laika. Od umiejętności czytania wzorów, schematów i symboli, a także podstawowych sposobów dodawania i upuszczania oczek, przez bardziej zaawansowane techniki. Przykładów ściegów jest tu naprawdę ogrom.
To skarbnica wiedzy na temat dziergania na drutach! Ten ilustrowany poradnik pomoże ci tworzyć wyjątkowe projekty!
Polecam książkę wszystkim, nie tylko początkującym, bo przecież nikt nie wie wszystkiego i zawsze można znaleźć wzór, o którym nie mieliśmy wcześniej pojęcia.
Pani Edycie z Wydawnictwa RM dziękuję za egzemplarz książki.
Książka "450 ściegów na drutach" przypomniała mi o ulubionym zajęciu mojej mamy, której atrybutami były właśnie druty i kłębki włóczki oraz książki...
Mamy już nie ma, ale jej robione "na zapas" skarpety wypełniają szuflady. Ja również bardzo lubię wszelkie tego typu robótki, chociaż wolę szydełko, gdyż to tylko... jeden drut.
Mam wiele różnych poradników na temat wzorów...
2024-05-28
2024-05-31
2024-05-15
Przyznam już na początku, że zaskoczyła mnie ta książka, lecz pozytywnie. Spodziewałam się bardziej takiej powolnej fabuły z tęsknymi wspomnieniami z dawnych lat, a okazało się, że ta historia ma swoją rewelacyjnie szybką a nawet zabarwioną kryminalnie akcję. Szybko się w nią wciągnęłam i trudno było odłożyć książkę na później.
Tak naprawdę to nie znam Warszawy, ot, bywałam tylko kilkanaście razy w różnych celach. Albo turystycznie z grupą wycieczkową po znanych trasach lub (najczęściej) "uprawiałam" wędrówki po stołecznych szpitalach. Jednak podczas każdej wizyty starałam się zobaczyć chociaż część miasta taką mniej znaną turystom, więc wiem nawet gdzie autor umiejscowił swoją fabułę. Książka naprawdę jest poruszająca i byłby to świetny materiał na film...
"Wiosenny wiatr smagnął go zalotnie po twarzy i włosach, przynosząc zapachy dzieciństwa i młodości... Artur uśmiechnął się do siebie oraz do otaczającego go świata. Tego, który minął, tego, w którym żyje teraz, i tego, który dopiero nadejdzie."
Głównym bohaterem książki jest Artur, który dzieciństwo i młodość spędził na Marymoncie. Już w szkole podstawowej numer 53 otrzymał niezłą lekcję życia, która w przyszłości zaowocowała, że właśnie takim a nie innym człowiekiem jest teraz. Pamiętam tamte czasy dość dobrze i chociaż mojemu miasteczku daleko do Warszawy to u nas również nie brakowało chuliganów podobnych jak ci z marymonckiej szkoły i nie tylko. Wygłupy i zaczepki to normalność wtedy a nauczyciele często nie zauważali takich wybryków. Wagary również stanowiły stały element u niektórych uczniów. I to nie zawsze tych z rodzin zwanych patologicznymi...
Bardzo mi się podobały opisy warszawskiej dzielnicy, jej folklor i różne lokalne zasady panujące w niemal każdej dzielnicy czy nawet w mniejszych miejscowościach. Przyznam, ze niektóre akcje opisywane przez autora naprawdę były dość przerażające nawet. Nie jest to jednak książka tylko o przemocy, ale także opowiada o wieloletniej przyjaźni o rodzącej się miłości. Taka niby nostalgiczna, ale bardziej jednak intrygująca historia, która właściwie mogłaby zdarzyć się nie tylko na Marymoncie. Chociaż może to jednak bardziej specyficzne środowisko niż sądzę? Może i tak...
"Uciekających chuliganów goniły z mieszkania wrzaski Szczepańskiej. Następnego dnia milicja szukała w szkole winowajców. Nie znaleźli. Patologia? Nie. Marymont."
Jak wspomniałam, to mocna a chwilami wręcz drastyczna opowieść, więc zdecydowanie dla starszych czytelników. Młodzież może zbytnio znalazła by coś do naśladowania, a nie ma w tej książce zbyt dobrych wzorców.
Przemyślenia Artura, który wraca wspomnieniami do czasów dzieciństwa i młodości są bardzo wartościowe, ale także zawierają sporą dawkę humoru. I chociaż Artur nie chce już być takim zawadiaką, chce zacząć inaczej żyć. Chce się zmienić.
Lecz jak to mówią:
- "No cóż" - zadumał się. - "Korzeni nie wyrwiesz...!".
Książka "Wychowany na Marymoncie" nie tylko wywołuje refleksje i powrót do czasów dzieciństwa, ale także inspiruje i prowokuje. Momentów również w niej nie brakuje...
Polecam, naprawdę warto poznać tę ciekawą i dobrze opowiedzianą historię.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
Dziękuję Wydawnictwu NOVAE RES za egzemplarz książki.
Przyznam już na początku, że zaskoczyła mnie ta książka, lecz pozytywnie. Spodziewałam się bardziej takiej powolnej fabuły z tęsknymi wspomnieniami z dawnych lat, a okazało się, że ta historia ma swoją rewelacyjnie szybką a nawet zabarwioną kryminalnie akcję. Szybko się w nią wciągnęłam i trudno było odłożyć książkę na później.
Tak naprawdę to nie znam Warszawy, ot, bywałam...
2024-05-30
#Wyzwanie LC maj 2024
"Stroiciel fortepianów" to opowieść o bezimiennym stroicielu w średnim wieku, którego życie zostało splecione muzyką z historiami kilku innych bohaterów.
Nostalgiczna, skłaniająca do przemyśleń na temat niespełnionych ambicji oraz przemijania i żalu.
Bezimienny stroiciel w średnim wieku opowiada o swoich niewykorzystanych szansach, gdyż mając wielki talent nie spełnił swoich marzeń. Czy tego żałuje? Czy jest rozczarowany swoim życiem? Niekoniecznie...
"Stroiciel to nie tylko znawca fortepianu, musi również znać wszystkie utwory, które pianista chce wykonać podczas koncertu, ponadto musi także rozpoznawać styl i sposób interpretacji muzyka."
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego ile osób stoi za sukcesem jednego artysty. Zachwycamy się grą pianistów, lecz zazwyczaj nie myślimy o tych, dzięki którym fortepian czy pianino wydaje czyste dźwięki. To właśnie stroiciel dba o instrument i niemal oddaje mu swoje serce a nikt o nim nie myśli ani nie docenia jego pracy. A przecież gdyby nie jego trud, pianista mógłby po prostu źle wykonywać swoje utwory, bo instrument nie brzmiałby tak jak powinien.
Można nawet powiedzieć, że to stroiciel łączy fortepian z pianistą w jedną, spójną całość.
„…każdy fortepian, nowy czy stary, ma duszę. Dopiero strojenie łamie zaklęcie i ją uwalnia, w innym przypadku pozostałaby uwięziona na wieki.”
Sięgnęłam po tę książkę bez żadnego zastanawiania, po prostu miałam ochotę na wysłuchanie lżejszego audiobooka i niezbyt długiego, w taki sposób wybór padł na tę powieść.
Pomysł na fabułę bardzo dobry, lecz niezbyt mi się podobał sam przekaz. Czasem gubiłam się w wątkach, które jakoś nagle się urywają a pojawiają się całkiem nowe, które nawet wprowadzały mnie z zakłopotanie, więc musiałam się cofać aby zrozumieć lepiej przekaz autora.
Stroiciel jest w tej powieści narratorem i sam o sobie mówi, że jest nikim, chociaż za chwilę podkreśla to, jaki jest genialny...
Nie wszystkich ta książka zachwyci, bo można w niej wyczuć brak szczerości, czasem sam bohater stwarza właśnie taką pozę nieszczerego człowieka.
Jednak ta krótka opowieść niesie ze sobą dużo emocji związanych ze stratą i pustką.
Jeśli lubicie krótkie i emocjonujące historie związane z muzyką, to polecam.
#Wyzwanie LC maj 2024
"Stroiciel fortepianów" to opowieść o bezimiennym stroicielu w średnim wieku, którego życie zostało splecione muzyką z historiami kilku innych bohaterów.
Nostalgiczna, skłaniająca do przemyśleń na temat niespełnionych ambicji oraz przemijania i żalu.
Bezimienny stroiciel w średnim wieku opowiada o swoich niewykorzystanych szansach, gdyż mając wielki...
2024-05-30
2024-05-25
"Życie to nie jest eksperyment w laboratorium, tutaj trzeba improwizować."
Są takie książki, które pochłaniają czytelnika bez względu na wiek, mimo tego, że książka „Ciekawscy. Jurajska draka” przeznaczona jest dla dzieci, to z wielką ochotą i przyjemnością przeczytałam ją nawet trzykrotnie. Moje wnuki były zachwycone historią stworzoną przez Michała Łuczyńskiego i już dopytują o następne części...
Lubię przygodowe i fantastyczne opowieści a już sam tytuł tej książki od razu skojarzył mi się z "Parkiem Jurajskim", więc wiedziałam, że nie tylko ja będę usatysfakcjonowana, moje wnuki uwielbiają dinozaury i kolekcjonują różne przedmioty z nimi związane, dlatego zaprosiłam dzieci na weekend i czytaliśmy, czytaliśmy aż do wieczora...
Poznajemy dwóch ciekawskich kolegów, którzy mimo tego, że różnią się od siebie, to jednak zostają w końcu przyjaciółmi. Radek zafascynowany jest UFO i poświęca zgłębianiu informacji na ten temat każdą chwilę, szukając dowodów na jego istnienie, w szkole nazywany jest dziwakiem, lecz mu to nie przeszkadza. Maciek natomiast nie wierzy w istnienie pozaziemskich cywilizacji, jego pasją są za to dinozaury. Chłopcy sprzeczają się o swoje zainteresowania, jednak splot niespodziewanych i niewiarygodnych wydarzeń, w które zostaną obaj wciągnięci, spowoduje, że przeżyją niesamowitą przygodę.
"Radek był fanem zjawisk paranormalnych. Zaczytywał się raportami o bliskich spotkaniach trzeciego stopnia z przedstawicielami pozaziemskich cywilizacji i szukał ich potwierdzenia w faktach historycznych."
Profesor Kalinowski razem z asystentem Malcolmem próbują stworzyć ustabilizowany tunel czasoprzestrzenny. Szwajcarski fundusz inwestycyjny, finansujący niemałymi kwotami badania profesora i jego zespołu, zaczyna już powoli tracić cierpliwość, czy kiedykolwiek uda się wykonać to zadanie. A obiecany tunel czasoprzestrzenny nadal nie działał.
"Wszyscy poczuli ciarki na plecach. Tak daleko jeszcze nigdy nie zaszli, za chwilę miał się dokonać przełom. Byli świadomi, że uczestniczą w wiekopomnym wydarzeniu.
Ale wtem..."
Nie zdradzę Wam tego, co się wydarzyło, musicie sami się przekonać. Dodam tylko, że chłopcy razem z asystentem profesora wpadną w niezłe tarapaty i znajdą się tam, gdzie nie chcieli się znaleźć. Obawiają się nawet o swoje życie. A właściwie nie tylko o swoje...
Czy uda im się wydostać cało z opresji? Jak zakończy się ich niesamowita przygoda?
Znakomite połączenie epoki dinozaurów z pozaziemską technologią i portalem czasoprzestrzennym. Uważajcie, żeby nie wpaść do niego...
To jakby mniej drastyczna, dziecięca wersja Parku Jurajskiego, na dodatek z wątkiem podróży w czasie i elementami fantastycznymi.
Moim zdaniem nie tylko dla dzieci, bo ja także przeczytałam z ciekawością, ale to idealny prezent dla dzieci.
Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckiej Lubimy Czytać, bardzo dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa za egzemplarz recenzencki!
"Życie to nie jest eksperyment w laboratorium, tutaj trzeba improwizować."
Są takie książki, które pochłaniają czytelnika bez względu na wiek, mimo tego, że książka „Ciekawscy. Jurajska draka” przeznaczona jest dla dzieci, to z wielką ochotą i przyjemnością przeczytałam ją nawet trzykrotnie. Moje wnuki były zachwycone historią stworzoną przez Michała Łuczyńskiego i już...
2024-05-25
# Wyzwanie LC maj 2024
Do tej pory nie miałam okazji aby zaznajomić się z chorwacką literaturą, czytałam jakiś czas temu powieści różnych bałkańskich pisarzy, ale raczej nie trafiłam na chorwackich, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie książki ,,Cud w dolinie Poskoków". Z opisu wynikało, że to pełna humoru historia, którą napisał popularny chorwacki pisarz i komik Ante Tomić.
Opowiada o maleńkiej osadzie po Splitem, w której (podobno) rządzą mężczyźni. To mnie zachęciło...
"Wysoko w górach leży Dolina Poskoków. Trudno ją znaleźć, skryła się jak obwarowana twierdza, tylko z jedną drogą otwierającą się, wijącą niczym rzeka w parowie, który za jednym z zakrętów niespodziewanie rozszerza się w małe krasowe pole, a potem, zaledwie dwieście metrów dalej, zamyka wysoką, niemal pionową turnią."
Tuż pod turnią, ukryty wśród niezamieszkałych i opuszczonych domów mieszka w dużym domu Jozo Poskok wraz z czterem synami. Odkąd zmarła mu żona coraz gorzej sobie radzi nie tylko z synami, ale także z całym obejściem. Mężczyźni nie potrafią sami o siebie zadbać, pranie, sprzątanie i gotowanie to dla nich wyższa szkoła jazdy. Jednak Jozo stara się gospodarzyć tak jak umie a nawet zachwyciło go gotowanie... Zaczął gotować mamałygę i na różne sposoby ja modyfikuje. Synowie nie są tym zachwyceni, lecz z głodu jedzą to, co im ojciec przyrządzi, choćby im nie smakowało.
"Stary zawsze się rozanielał, odkrywając nowy smak mamałygi, nawet gdy niespecjalnie przypadł do gustu jego synom, którzy raz dostali sraczki po kaszy z kakao. Mimo to ojczulek się nie poddawał. On by mamałygę mógł jeść każdego dnia.
I rzeczywiście każdego dnia wszyscy ją jedzą."
Mężczyźni nie troszczą się płaceniem żadnych rachunków, niektórzy nawet o nich zapomnieli a inkasenci ze strachu omijają ich domostwo. Gdy jednak dwóch zapalczywych inkasentów z elektrowni zakłóca ich spokój, Jozo więzi ich w piwnicy, chociaż wcześniej chciał ich nawet zabić.
Odwiedzający rodzinę Poskoków ksiądz, proponuje synom, żeby chociaż jeden z nich poszukał dla siebie żony, będzie im wtedy łatwiej, tak jak wtedy, gdy żyła ich matka.
Kreszimir, najstarszy z braci postanawia udać się do Splitu na poszukiwanie żony. Piętnaście lat temu poznał tam pewną dziewczynę i ma nadzieję, że ją tam teraz spotka...
Nie zdaje sobie sprawy z tego, że ta decyzja może wywołać całą lawinę niespodziewanych wydarzeń i jak bardzo zmieni się ich życie gdy wróci do domu. Gdyby wiedział, pewnie by się wcale nie ruszył ze spokojnej Doliny Poskoków...
Lubię czasem poczytać takie nieoczywiste i absurdalne historie, lecz przeszkadzało mi w niej zbyt dużo wulgaryzmów.
Odrobina czarnego humoru nieco łagodziła tę wulgarność a szybka i zaskakująca fabuła sprawia, że czyta się lekko.
Polecam tym wszystkim mającym ochotę na dość przyjemną i sarkastyczną lekturę (z wulgaryzmami).
Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckiej Lubimy Czytać, bardzo dziękuję wydawnictwu Noir sur Blanc za egzemplarz recenzencki!
# Wyzwanie LC maj 2024
Do tej pory nie miałam okazji aby zaznajomić się z chorwacką literaturą, czytałam jakiś czas temu powieści różnych bałkańskich pisarzy, ale raczej nie trafiłam na chorwackich, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie książki ,,Cud w dolinie Poskoków". Z opisu wynikało, że to pełna humoru historia, którą napisał popularny chorwacki pisarz i komik...
2024-05-21
"W mojej rodzinie każdy kogoś zabił. Mój brat, moja przybrana siostra, moja żona, mój ojciec, moja matka, moja szwagierka, mój wujek, mój ojczym, moja ciotka. Nawet ja. Niektórzy z nas, ci osiągający najlepsze wyniki, zrobili to nawet więcej niż raz.
Nie chcę zabrzmieć dramatycznie, ale taka jest prawda."
Już sam tytuł książki "Każdy w mojej rodzinie kogoś zabił" jest intrygujący i ja z pewnością dlatego po te książkę sięgnęłam. Pewnie nie tylko ja...
W dodatku to wyjątkowo zabawna komedia kryminalna, w której właściwie wszyscy są podejrzani.
Ernest Cunningham wybiera się na rodzinny zjazd zorganizowany w ośrodku narciarskim na odludziu. Niezbyt chętnie się tam udaje, ale chcąc jakoś poprawić relacje rodzinne, zmierza coraz bardziej zasypanymi śniegiem drogami do celu.
"Zimowa biel ma to do siebie, że zaburza percepcję głębi, więc gdyby nie garstka przysypanych śniegiem domków u podnóża góry, mógłbym nie zwrócić uwagi na stromość zbocza, do momentu aż poleciałbym na łeb na szyję z prędkością błyskawicy, próżno wdeptując hamulec. Wtedy co prawda straciłbym życie, ale przynajmniej mnie spóźniłbym się na obiad."
Głównym, a w zasadzie jedynym narratorem jest właśnie Ernest, który dokładnie analizuje wszystkie sytuacje i stara się dostrzegać obie strony medalu. A że dodatkowo bardzo lubi dygresje i schodzi z głównych tematów, więc fabuła jest niejako bardziej monologiem niż dialogiem, lecz można się do tego nawet przyzwyczaić.
Rodzina Cunninghamów od jakiegoś czasu kojarzy się z przestępczością, bo niemal każdy z nich miał coś na sumieniu a obecnie brat Ernesta odsiaduje wyrok w więzieniu. To ostatnie jego dni w zamknięciu i ma również pojawić się na zjeździe rodzinnym.
Mimo dość powolnie snującej się fabuły, cały czas czuje się napięcie i z niecierpliwością czeka na rozwiązanie zawikłanej zagadki kryminalnej. Kto jest zabójcą? Podejrzany może być każdy, bo każdy skrywa jakieś tajemnice, które nie są powodem do chwalenia się.
Problemem jest także śnieżyca, która odcięła ośrodek od świata i nie wiadomo przed kim należy się chronić, kogo się obawiać.
W tej powieści autor jakby prowadzi rozmowę z czytelnikiem i sprawdza jego czujność w trakcie lektury.
Zakończenie jest niejako zaskakujące, ale jednocześnie wyjaśnia wszelkie niedomówienia.
Okazuje się, że nawet w gatunku komedii kryminalnej można jeszcze coś nowego wymyślić.
Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.
"W mojej rodzinie każdy kogoś zabił. Mój brat, moja przybrana siostra, moja żona, mój ojciec, moja matka, moja szwagierka, mój wujek, mój ojczym, moja ciotka. Nawet ja. Niektórzy z nas, ci osiągający najlepsze wyniki, zrobili to nawet więcej niż raz.
Nie chcę zabrzmieć dramatycznie, ale taka jest prawda."
Już sam tytuł książki "Każdy w mojej rodzinie kogoś zabił" jest...
2024-05-22
2024-05-24
2024-05-23
2024-05-12
Chociaż tytuł może brzmi dość mrocznie, to jednak od tej książki trudno się oderwać. Dolny Śląsk to miejsce niesamowite dla mnie od zawsze. Gdy po raz pierwszy byłam w okolicach Kłodzka, od razu niemal zakochałam się w tamtym regionie. Chociaż muszę dodać, że ja jestem zachwycona całym naszym krajem, bo jest tak różnorodny i tak wiele miejsc do zobaczenia i zachwytu. Pochodzę z Bieszczad, które również bardzo lubię, mieszkam na Mazurach i nie wyobrażam sobie innej miejscówki, a bardzo lubię morze i góry, no i ... Dolny Śląsk z tymi zamkami i ich tajemnicami.
Gdy kilka lat temu byłam w Dusznikach-Zdroju, odwiedziłam również Lewin Kłodzki, który przede wszystkim znany jest z tego, że mieszkała tam Wioletta Villas, a okazuje się, że ta niewielka miejscowość skrywa również wiele innych tajemnic. I związanych z czarownicami...
"Spacerując po Lewinie Kłodzkim, warto przypomnieć sobie, że setki lat temu wydarzyła się tam straszliwa historia. Dawna świątynia, z której gont posłużył za rozpałkę stosu czarownicy, nie istnieje, ale na placu po niej postawiono murowany kościół pod wezwaniem Michała Archanioła trwający do dziś."
"Mroczne tajemnice Dolnego Śląska. Przewodnik po miejscach, które żyją sekretami do dziś" to bardzo ciekawa książka, która ani nie jest typowym przewodnikiem, nie jest też typowym reportażem, ale to jakby mieszanka obu tych kategorii połączona klimatem baśni i legend. Dlatego jest tak zachwycająco wciągająca. Autorki dopracowały swoje opowieści perfekcyjnie obrazując jednocześnie pięknymi fotografiami. To wręcz prawdziwa kopalnia historii Dolnego Śląska i w dodatku opiera się na dowodach źródłowych. Autorki przeanalizowały je dokładnie a nawet rozłożyły na czynniki pierwsze szukając w każdej z nich choćby ziarenka prawdy. Okazało się to bardzo pomocne w zrozumieniu wielu legend i tych strasznych historii przytoczonych w tej książce.
Nie będę Wam zdradzać treści, bo naprawdę warto samemu przeczytać tę książkę. Jeżeli oczywiście interesują Was takie historie.
Ja czekałam na tę książkę dość długo, lecz było warto i z pewnością jeszcze nie raz do niej wrócę. A gdy powiedzie się mój planowany wyjazd w tamten region, to plan zwiedzania na pewno oprę o Szlak wampirów z tej książki, bo lubię odwiedzać takie mniejsze i mniej znane miejscowości, które nie są tak oblegane przez turystów. A jak podają autorki, te miejsca można bezpiecznie odwiedzać. A pozwoli mi to na poszerzenie swojej wiedzy dotyczącej Dolnego Śląska...
"Szlak wampirów powstał po to, aby każdy mógł podążyć ich śladami. Jest to sześć miejscowości: Lewin Kłodzki, Ziębice, Rybnica Leśna, Strzegom, Bolków i Siedlęcin. W każdym z tych miejsc grasował jakiś wampir zakłócający spokój żywych. Choć tak naprawdę to - w większości omówionych przypadków - żywi dręczyli umarłych."
Ciekawa przygoda i jednocześnie wnikliwe śledztwo historyczne.
Chociaż tytuł może brzmi dość mrocznie, to jednak od tej książki trudno się oderwać. Dolny Śląsk to miejsce niesamowite dla mnie od zawsze. Gdy po raz pierwszy byłam w okolicach Kłodzka, od razu niemal zakochałam się w tamtym regionie. Chociaż muszę dodać, że ja jestem zachwycona całym naszym krajem, bo jest tak różnorodny i tak wiele miejsc do zobaczenia i zachwytu....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-05-16
"Odwrócone niebo" to dwujęzyczny zbiór dość mocno poruszającej poezji i jednocześnie ciepłej, ale także mrocznej.
Lubię poezję, dzięki nie nie tylko się wyciszam i łagodnieję, poprawiam swój nastrój, tłumię swoje rozmaite lęki, ale również uwielbiam te momenty zaskakujące mnie przez nieznanych mi autorów. Lecz warto poznawać coraz to nowych poetów czy też innych pisarzy, i nie tylko rodzimych, ale również z innych krajów. Zapewnia to na ciekawe doświadczenia czytelnicze i oczywiście poszerza nasze horyzonty. Bo wiele jest takich krajów, o których wiemy zbyt mało a jeszcze tym bardziej trudno czasem nawet sobie wyobrazić jak żyją tam ludzie i jakie jest ich spojrzenie na świat.
"Odwrócone niebo to intrygujące przemyślenia pacyfistki, dla której wojna jest permanentnym stanem braku równowagi wszechogarniającym cały świat, nie tylko Bliski Wschód."
Chociaż syryjska poetka często nawiązuje do tematów związanych z wojną, to moim zdaniem nie jest to typowa poezja wojenna. Oczywiście, ze mogę się mylić, trudno bowiem często jest nie tylko zrozumieć poetę, ale także stwierdzić co miał na myśli, tworząc swoje wiersze.
Poezja Chulud Szaraf to nowoczesna poezja, chociaż można znaleźć w niej kontynuację tradycji arabskiej, zresztą to raczej oczywiste, skoro poetka przesiąknięta jest kultura Bliskiego Wschodu, a chociaż mieszka jako stypendystka w Krakowie, to i tak bliżej jej do Wschodu niż Zachodu.
Wiersze zawarte w tym tomiku to wiersze antywojenne, opowiadające o wielkich emocjach, pełne wrażliwości i bólu, o przeżyciach związanych z wojną, o ucieczce, o śmierci, o wielu nieszczęściach, jak również o tym, żeby mimo to być człowiekiem, nie poddawać się złu, ale za to czerpać jak najwięcej siły z każdego doświadczenia, po to, by dalej żyć...
" Potrafię chodzić po wodzie
Mówię w języku którego nie znacie
Poznałam bolesne tajemnice
Potrafię śpiewać
Mój głos niesie się po wodzie
I dociera do słowików ponad gałęziami..."
Mnie bardzo poruszył utwór zatytułowany "Kraków", lecz jakoś tak w tym zbiorze wydaje się zupełnie jako niepasujący i zbędny element. Chulud Szaraf przebywając w tym mieście pewnie chciała jakoś uwiecznić Kraków, ale moim zdaniem nie wyszło to najlepiej.
Poza tym wiersze bardzo życiowe, przyjemnie się czyta.
"Odwrócone niebo" to dwujęzyczny zbiór dość mocno poruszającej poezji i jednocześnie ciepłej, ale także mrocznej.
Lubię poezję, dzięki nie nie tylko się wyciszam i łagodnieję, poprawiam swój nastrój, tłumię swoje rozmaite lęki, ale również uwielbiam te momenty zaskakujące mnie przez nieznanych mi autorów. Lecz warto poznawać coraz to nowych poetów czy też innych pisarzy, i...
2024-05-12
Być może moja opinia nie będzie zbytnio obiektywna, bo nie mam już od jakiegoś czasu psa, lecz za to mam innego czworonoga chodzącego również na smyczy.
Mój kot jest niejako zmuszony, żeby na podwórku chodzić na smyczy. Dlaczego? Bo jest on typowym łowcą a moi sąsiedzi to hodowcy gołębi, więc muszę kotu nieco ograniczyć zasięg jego polowań...
Książka "Wędrówki z psem" Oliwii Dobrzyńskiej to dość nietypowy przewodnik turystyczny, gdyż autorka zaprasza czytelnika na różne wyprawy w kraju w miejsca, w których goście są zawsze mile widziani ze swoim pupilem. Dlatego myślę, że to praktyczna lektura i niespotykany chyba dotąd poradnik dla każdego posiadacza psa.
Chociaż myślę, że z tego przewodnika skorzystać może każdy turysta, nawet ten nieposiadający pieska. To tak, jak ja. I z pewnością będę z niego korzystała wielokrotnie.
Tym bardziej, że książka jest niesamowicie solidnie wykonana i nie rozsypie się nawet po kilkukrotnym użyciu.
"Są takie miejsca na mapie Polski, które znamy od dziecka."
"Często tak jest, że jak mamy dokądś blisko, to odkładamy wizytę, bo przecież miejsce nie ucieknie."
Wiem, że wiele osób woli wybierać się na wędrówki zagraniczne, lecz ja myślę, że nasz kraj jest tak zróżnicowanie położony, że każdy znajdzie dla siebie to co lubi, lub co chciałby zobaczyć. Mamy przecież i morze i góry i oczywiście...Mazury, gdzie mieszkam i wiem, że tu jest jeszcze wiele mniej znanych miejsc i szlaków.
Autorka pokazuje nam obrazowo za pomocą pięknych fotografii 87 miejsc, w które warto wybrać się ze swoim pupilem. Zwłaszcza, że wiele z tych miejsc nie jest aż tak bardzo popularnych wśród turystów, więc nie ma tłoku i kolejek.
"Z każdym kolejnym odwiedzonym miejscem w Polsce uświadamiam sobie, że nasz kraj jest bardzo różnorodny."
"Mazury to duża i tajemnicza kraina. W jej najbardziej wysuniętej na północny wschód części znajduje się Park Krajobrazowy Puszczy Romnickiej. To jedno z najspokojniejszych miejsc na mapie Polski, gdzie od pierwszej chwili można poczuć więź z naturą."
Oprócz fotografii i lokalizacji miejsc wartych odwiedzenia, znajdziemy również inne informacje, na przykład o noclegu, parkingach, miejsc do zwiedzania i cenach.
Polecam wszystkim czytelnikom, którzy zechcą podróżować po naszym pięknym kraju, i nie tylko z psem.
Książkę przeczytałam dzięki Bonito i Dobre Chwile.
Być może moja opinia nie będzie zbytnio obiektywna, bo nie mam już od jakiegoś czasu psa, lecz za to mam innego czworonoga chodzącego również na smyczy.
Mój kot jest niejako zmuszony, żeby na podwórku chodzić na smyczy. Dlaczego? Bo jest on typowym łowcą a moi sąsiedzi to hodowcy gołębi, więc muszę kotu nieco ograniczyć zasięg jego polowań...
Książka "Wędrówki z psem"...
2024-05-14
2024-05-14
W poprzedniej części Matylda wyjechała na wakacje do dziadka mieszkającego na intrygującej i jednocześnie fascynującej wyspie. Zaprzyjaźniła się z Saszą i spędzała z nią miło czas. Dzięki dziadkowi poznała wiele tajemnic związanych ze smokami trudno będzie wrócić na stały ląd, do zwyczajnego życia...
"Wakacje szybko dobiegały końca i Matylda ze smutkiem myślała o opuszczeniu przyjaciółki, dziadka, jachtu i wyspy."
Tuż przed samym wyjazdem pada propozycja, żeby Matylda została na wyspie do następnych wakacji. Gdy dziadek zachęca dziewczynkę do tego, rodzicom Matyldy nie pozostaje już nic innego, jak tylko wyrazić na to zgodę. Sasza jest zachwycona i dziewczynki już snują różne plany.
Gdy ze snu zostaje wybudzony potężny smok Watatsumi, który zaszył się w głębinach, morze zaczyna gwałtownie z wielka siłą uderzać falami o brzeg. Pan mórz i oceanów bardzo się zdenerwował, gdyż nie poznał świata, który wcześniej tu istniał. Zbyt dużo ingerencji człowieka, zbyt dużo betonu, zbędnych mostów. Nie po jego myśli to wszystko. Chce zatopić te niepotrzebne dzieła stworzone przez człowieka. Jego złość potęguje na wspomnienie smoka ognia, przez którego stracił oko...
Wydaje się, że teraz nie ma ratunku dla świata.
"Kiedy dochodzi do starcia wielkich smoków, umiera jakaś część świata, cierpi wszystko, co żyje. Wojna jest porażką."
Dziadek Matyldy widząc jakie zagrożenie niesie ze sobą gniew potężnego smoka, chce zwołać na wyspę inne smoki żeby zaczęły rozmawiać i zaradzić nieszczęściu a także uspokoić gniew Watatsumi. Sam jednak nie może opuścić swojej wyspy. Trzeba ruszyć w długi rejs. Ktoś musi zwołać radę smoków
Matylda bardzo się obawia przed pójściem do nowej szkoły. Jak sobie w niej poradzi? Czy polubią ją dzieci?
"To miał być pierwszy dzień w nowej szkole. Co prawda dziadek mówił, że nauka na wyspie to prawdziwa przyjemność, to samo powtarzała Sasza, ale Matylda czuła niepokój."
Wbrew obawom Matyldę miło przyjęto w szkole, a tak w ogóle, to zupełnie inaczej wygląda nauka na tej niezwykłej wyspie.
Gdy pewnego dnia dziewczynka zauważa, że jej dziadek zniknął, decyduje się bez wahania na wielką wyprawę jachtem. Razem z Saszą muszą uratować nie tylko swoją wyspę przed gniewem smoka, ale także cały świat. Czy uda się dziewczynkom zwołać radę smoków? Czy smoki zgodzą się przybyć na wyspę, żeby porozmawiać o rozejmie? Gdzie zniknął dziadek Matyldy? Nie wolno mu było przecież opuszczać wyspy.
"Nic nie jest takie, jak się wydaje. To, co jest łatwe, może okazać się trudniejsze, niż myślisz.
To, czego się boisz, jest tym, czego szukasz."
Ciekawa fabuła i bohaterzy a dodatkowo niesamowicie piękne ilustracje, aż się chce je oglądać kilka razy. Moje wnuki były zachwycone lekturą. Zresztą musiałam przeczytać raz jeszcze część pierwszą i później tę drugą. Myślę, że to jeszcze nie koniec serii...
"Rada smoków" to baśniowa i niezwykła opowieść o smokach o sile przyjaźni i wielkiej odwadze dziewczynek a także o niesamowitej przygodzie, którą chciałoby się przeżyć.
Za możliwość przeczytania książki przed premierą dziękuję Wydawnictwu Agora i Pani Bognie Piechockiej z PRart Media.
W poprzedniej części Matylda wyjechała na wakacje do dziadka mieszkającego na intrygującej i jednocześnie fascynującej wyspie. Zaprzyjaźniła się z Saszą i spędzała z nią miło czas. Dzięki dziadkowi poznała wiele tajemnic związanych ze smokami trudno będzie wrócić na stały ląd, do zwyczajnego życia...
"Wakacje szybko dobiegały końca i Matylda ze smutkiem myślała o...
Wyzwanie #LC kwiecień 2024
Lubię baśnie i bajeczki, i chociaż od dawna nie jestem już dzieckiem, to bardzo lubię baśniowe opowieści. Ostatnio lubię je czytać razem z młodszymi dziećmi, bo starsze potrafią już same i pochwalę się, że to właśnie przyczyniłam się do tego, że moje ukochane wnuki lubią książki. Lecz nie tylko wnukom czytam baśnie, nawet czytam je dla samej siebie, bo potrafią znakomicie poprawić mi nastrój a także powrócić chwilami do czasów dzieciństwa, gdy czytywała mi je mama...
"Cierń" to dość intrygująca interpretacja znanej i lubianej baśni. Mnie wydaje się nawet chwilami jakby lepsza od oryginału, chociaż to pierwotną wersje darzę wielką sympatią...
Wszyscy wiemy, że jeżeli na wzgórzu jest zamek porośnięty kolczastym żywopłotem, przez który trudno się przedrzeć, to w zamku musi być prześliczna królewna, na którą zła wróżka rzuciła zaklęcie, a zdjąć go może tylko równie piękny książę..., lecz czy nie lepiej by było na odwrót? Przecież nie zamyka się dobrych ludzi, ale raczej tych złych...
"Cierniowy żywopłot był na początku niepokojąco widoczny. Gęstej ściany krzewów o cierniach przypominających ostrza mieczy i gałęziach grubości męskiego uda nie dało się przeoczyć. Coś takiego rozpalało ciekawość, a wraz z nią pojawiały się topory."
Zatem wiemy już, że i w tej bajce, w zamkowej wieży została uwięziona księżniczka. Zrobiła to wróżka Ropuszka, która myląc się w błogosławieństwie dla maleńkiej księżniczki musiała ponieść tego konsekwencje swojego błędu. Wróżka tak naprawdę nie była wróżką, kiedyś była zwykłym człowiekiem, lecz jako dziecko została porwana do Magicznej Krainy. Nie spotkało jej tam nic złego, wróżki dały jej wiele miłości i Ropuszka czuła, że to jej dom, że to jej miejsce. To bardzo nietypowa wróżka, jest bardzo skromna i odpowiedzialna, a poza tym dość nieśmiała, lubi swoją żabią powłokę, chociaż czasem przywraca sobie postać ludzką. Ropuszka strzeże zamku przed rycerzami, którzy chcą uwolnić księżniczkę, chociaż ostatnio jest ich coraz mniej, może w końcu zapomnieli...
Gdy już znudzona i zmęczona pilnowaniem zamku Ropuszka zastanawiała się nad jego sensem, nagle pojawił się rycerz. Wróżka miała nadzieję, że sobie odpocznie i odjedzie, ale on był wyjątkowo uparty. Zaczęła wymyślać różne zaklęcia i sposoby na to, żeby się go pozbyć.
Czy jej się udało? O tym już Wam nie powiem, jeśli zaciekawiliście się, to sięgajcie po tę bajkę. Jest krótka, więc szybko się dowiecie jak się skończyła...
Podziwiam autorkę za to, że odważnie zmienia klasyczne baśnie.
Wyzwanie #LC kwiecień 2024
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toLubię baśnie i bajeczki, i chociaż od dawna nie jestem już dzieckiem, to bardzo lubię baśniowe opowieści. Ostatnio lubię je czytać razem z młodszymi dziećmi, bo starsze potrafią już same i pochwalę się, że to właśnie przyczyniłam się do tego, że moje ukochane wnuki lubią książki. Lecz nie tylko wnukom czytam baśnie, nawet czytam je dla samej...